Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2011, 20:37   #50
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wyjechali, żegnani spojrzeniami tutejszych mieszkańców, z których niewielu wiedziało, co tak na prawdę tu robili, zwłaszcza po tym, gdy już zażegnano problem z wilkołakiem. Nie wszystkie więc z tych spojrzeń były przyjazne. Mark odezwał się, gdy już minęli ostatnie domy.
- Powiem ci, że jestem trochę ciekawy, co kombinował ten elf. To nieco chora ciekawość, wiem, ale jednak. Ale co do drogi, następne miasteczko będzie za jakieś dwa dni drogi. Po drodze są chyba tylko jakieś sioła... ale nie znam za dobrze tych okolic.
- Jestem tu pierwszy raz w życiu, więc wiem jeszcze mniej niż ty. I szczerze mówiąc wolę nie wiedzieć co kombinował mag, ani się zastanawiać czy przypadkiem nie ma tu gdzieś jeszcze jakichś innych skutków jego działalności. Problemy i tak prędzej czy później mnie odnajdą. Chyba taki los wiedźmina
- powiedziała z lekką kpiną w głosie. W miarę jak oddalali się od Wedutor jej humor bardzo się poprawiał. Zdecydowanie bardziej.
Alez przyjrzał się jej ciekawie, unosząc brew w niemym pytaniu.
- Ostatnio na problemach zarabiamy nie najgorzej. To chyba nie jest taki zły los, gdy już uda się wywinąć.
Poklepał się po swoim nowym mieczu.
- Najbardziej mnie przeraża fakt, że te cacka będzie mógł wycenić tylko mag. A przecież nie sprzedamy w ciemno.
- Warto by zasięgnąć opinii przynajmniej dwóch. Nie ufam magom. To krętacze.
- Roześmiała się. Sama nie rozumiała co się z nią dzieje, ale czuła się naprawdę dobrze. - Może jest tutaj gdzieś jakieś miasteczko?
Wzruszył ramionami.
- Tak jak mówiłem, dwa dni drogi stąd jest coś, co można nazwać miasteczkiem. Ale nie wiem, czy będzie tam choć jeden mag, a o dwóch można zapomnieć. Należy już do innego władyki, ale w tych czasach ciężko orzec coś konkretnego. Jeśli coś przynosi zyski to starają się to chronić, jak Weudtor, które niby małe, to miało cały garnizon żołnierzy. Ale jak coś ledwo samo się utrzymuje... to zaczynają się inne porządki. Im dalej na południe tym będzie gorzej, przynajmniej tam gdzie ktoś nie trzyma wszystkiego silną dłonią.
- Skoro tak to wygląda to pewnie i o znalezienie dobrego kupca może być trudno. Im dalej na południe tym trudniej. Może zmienimy trasę? Nikt nie mówi, ze musimy iść dokładnie na południe. zawsze wszędzie znajda się jakieś potwory do zwalczania. Co nam szkodzi wybrać się do jakiegoś najbliższego, większego miasta? Co o tym myślisz?
- Najbliższym jest rzecz jasna Ard Carraigh, tam na pewno znajdziemy kupców. Ale o nich bym się nie martwił, na południu handluje się wciąż absolutnie wszystkim. Tylko z cenami bywa różnie no i trzeba umieć swój towar ochronić. Ja w swojej podróży celu nie mam, a to co na tym zarobimy może starczyć na bardzo długo. Tylko o potwory będzie ciężko w tej okolicy, Kaedwen jest obecnie jednym z lepiej trzymających się miejsc, jest także wciąż krajem. A to już coś.

Arina zastanowiła się:
- Mam ochotę zobaczyć duże miasto - uśmiechnęła się - a skoro mamy na jakiś czas pieniądze, nawet jeśli nie będzie potworów poradzimy sobie. Jedźmy więc do Ard Carraigh, a potem znowu ruszymy na południowy wschód.
- Nie ma sprawy, choć teraz i tak droga wypada na południe. Nie ma tu innych traktów, a przez las się przedzierać... to ja podziękuję. Następne rozstaje na ziemiach Eryka Sondwelda. Chodzenie piechotą ma jednak pewne plusy... na myśl o podróży już bolą mnie uda i pośladki.

Dziewczyna zaśmiała się:
- Wieczorem zrobię ci masaż. Co do trasy: Ty prowadzisz. Jak mówiłam jestem tu pierwszy raz w życiu.

Droga była prosta, trakt utrzymany nieźle, choć tylko utwardzany. Późnym popołudniem minęli jedno sioło, a wieczorem natrafili na drugie, gdzie za kilka groszy dostali pozwolenie na nocowanie w stajni i ciepłą strawę, w której jednak więcej było kaszy niż tłuszczu. Wciąż było zimno, a wiatr zawiewał mocno, nadciągając tu z północy i zachodu. Kaedwen zawsze było zimnym krajem, a znajdowali się dopiero w jego połowie. Wiosna przychodziła tu powoli.
- Słyszałem, że kiedyś w tej okolicy było bardzo dużo elfów. W Kaedwen i tak dużo po nich pozostałości, ale tu i dalej na południe pozostawili dziedzictwo swojej kultury. Niestety ukryte głęboko w tutejszych borach.
- Ciekawe czy uda mi się trafić na kogoś, kto zechciałby mnie nauczyć czytać w elfim języku?
- Założyła ręce ze głowę wyciągając się na sianie. - Jestem ciekawa tej książki, którą zabrałam sobie na pamiątkę. A ty nie chcesz poczytać o magu? Interesowało Cię co kombinował. Może w notatkach, które mamy uzyskasz odpowiedzi na to pytanie?
Pokręcił głową, nieszczególnie zainteresowany.
- Zawsze bardziej interesowały mnie czyny, niż księgi. Co mi to da, jak przeczytam o jego wielkich, niespełnionych marzeniach? Elfy zawsze były marzycielami, jak w tej ostatniej wojnie. Wiesz, tu niewielu ich lubi a jeszcze mniej zna ich język. Słyszałaś o Wyzimie? Albo o innych miastach jawnie ich dzielących i dyskryminujących? Tu także nieludzie nie mieli łatwo. W samej stolicy wymordowano ich ze czterystu, w zemście za jakąś masakrę. Jak się będziesz rzucała w oczy z elfimi tekstami, też staniesz się tym... złym nieludziem, wybacz określenie. Ale nienawiść jest dla niektórych zbyt silna.
- Przecież i tak jestem nieludziem Mark. Jestem mutantem. Dziwadłem. Co nie znaczy, że mam się zamiar afiszować z chęcią nauki elfiego języka. Nie sadzę by mógł mnie go nauczyć ktoś inny niż elfy, a one raczej nie będę szaleć z entuzjazmu, więc to chyba załatwia sprawę. Pewnie mała jest szansa, że się go nauczę.
- Wzruszyła ramionami. - To takie pragnienie, które może się uda zrealizować, a może nie, ale dobrze jest mieć coś takiego.
Mark popatrzył na nią całkiem rozbawionym uśmiechem.
- Ponętne uda i tyłek, jędrne piersi, ładna głowa z porządnym mózgiem i wszystkie inne członki na swoim miejscu. Cholernie ładny z ciebie nieludź w takim razie. Gdybyś mi nie powiedziała, to uznałbym, że jesteś człowiekiem!

Roześmiał się szczerze, wesoło i oczyszczająco. Przyłączyła się do jego śmiechu, a potem uderzyła go lekko w ramię i powiedziała przekornie:
- Ostatnio miałeś sobie okazję porównać tego nieludzia z kimś bardziej ludzkim, ale skoro pojechałeś ze mną to chyba podoba Ci się to co widzisz.
- Milada? Fascynowała mnie, owszem. Ale tu nie chodziło o wygląd. Wiesz, nie lubię magów, ale ona miała te zdolności... zupełnie inne. Nie była wyuczoną, zrobioną na bóstwo za pomocą magii brzydulą z magicznej szkoły. Korzystała z natury i... byłem zafascynowany tymi zdolnościami.

Uśmiechnął się przekornie i przekrzywił głowę.
- Czyżbyś była zazdrosna?
- Jasne... wrodzonymi zdolnościami
- przejechała dłońmi wzdłuż swojego ciała zakreślając nimi półkola przy biuście i biodrach - widziałam jak na nią patrzysz. Nie przypuszczałam że mogę być zazdrosna... nie podobało mi się to uczucie!
- O tak, zastanawiałem się, czy może rzucić na mnie jakieś zaklęcie, które wzmocni i wydłuży przyjemność, gdy zedrę z niej ubranie...

Śmiał się cały czas, mrugając zawadiacko. Ale spoważniał całkiem szybko, tylko na kilka słów.
- Nie musisz być zazdrosna, nie jestem niewyżytym młodzikiem i nie ciało mnie interesuje najbardziej. Choć fakt, czasem popatrzeć miło - znów mrugnął.
- Wiele nie trzeba by z niej zdzierać - wydęła wargi - zwłaszcza kiedy ją odbiliśmy z rąk tych przerośniętych dzikusów. Chyba sobie powinnam darować ratowanie dziewic z rąk prześladowców. To nie jest zadanie dla wiedźmina tylko dla jakichś smętnych, błędnych rycerzy. Od dziś ograniczam się do zabijania potworów, przy nich mam gwarancję, ze nie zainteresują się moim mężczyzną. No chyba, że jako przekąską, ale mam wrażenie że taka zabawa jego na pewno nie zainteresuje - zakończyła ze śmiechem.
- W dzisiejszych czasach to rycerzy już nie ma... a co do potworów... to wiesz, że nimfy i driady też są do nich zaliczane? Mogłyby mnie pożreć...

Zamruczał rozmarzony, rozkładając się wygodniej na sianie.
Pięść Ariny trafiła go prosto w żebra. Jednak nie był to silny cios. W następnej sekundzie znalazła się nad nim obejmując mocno jego biodra udami i nachylając się nad jego twarzą:
- Zdecydowanie musimy iść do dużego miasta. Musze się poprzyglądać innym męskim przedstawicielom gatunku ludzkiego. Może mnie też się trafi co mnie zainteresuje... - pokazała mu język - całkiem intelektualnie!
Jęknął, gdy trafiła go w nadwyrężone żebra, ale potem zaśmiał się, kładąc dłonie na udach wiedźminki.
- Nie ma sprawy... a dasz potem popatrzeć?
Przez chwilę patrzyła na niego zaskoczona:
- Naprawdę chciałbyś mnie zobaczyć... w takim momencie?
- Szczerze to nie wiem. Wątpię za to, że ty byś chciała.

Zastanowiła się:
- Tak chyba masz rację, nie podobałoby mi się gdyby ktoś się władował w moją prywatność. Zwłaszcza gdyby zrobił to z premedytacją.
Mark odkaszlnął i przyjrzał się jej dokładnie. W jego oczach zabłysły iskierki rozbawienia.
- Nie zrozum mnie źle... ale bardzo mi się podoba ładowanie w twoją... prywatność...
Parsknął, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Taaak? - Arina odchyliła się do tyłu i zaczęła rozsznurowywać swój kaftan - a jak najbardziej lubisz to robić?
Udzielił jej się nastrój mężczyzny i czuła, że jest w bardzo... figlarnym nastroju. A on zagryzł wargę, przesuwając dłońmi po jej udach. Namyślał się krótko.
- Namiętnie, żywiołowo i głośno.
- Myślę, że da się zrobić
- powiedziała pospiesznie zrzucając ubranie i odrzucając je bezładnie za siebie.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline