Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2011, 16:51   #61
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Miłośnikiem twej sztuki, Aurayo. - odpowiedział podnosząc się z fotela i stając przed kominkiem.
Wiedziała już dlaczego głos wydał się jej znajomy. Miała przed sobą grajka z Czerwonego Jabłka. Był co prawda lepiej ubrany i zdecydowanie wziął kąpiel, to jednak twarz nie zmieniła się po niej aż tak, by nie mogła go rozpoznać. Przydługie włosy zostały lekko przycięte tak że podkreślały przystojną twarz, której wyraźne rysy mogła podziwiać w blasku płomieni. Czarne spodnie ciasno opinały muskularne nogi dając jej możliwość podziwiania gry mięśni gdy odsunąwszy się od płomieni postąpił krok w jej stronę. Biała koszula podkreślała opaleniznę doskonale widoczną, gdy pod wpływem jego ruchów rozsunęła się pozwalając jej podziwiać idealnie wyrzeźbione mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Wstrzymała oddech z czego zdała sobie sprawę dopiero gdy poczuła ból. Czuła jak czar, którym ją zniewolił bierze górę nad rozsądkiem. Jakim cudem wciąż działał, nie wiedziała. Próbując się pozbyć jego zgubnego działania, cofnęła się na schody tracąc nieznajomego z oczu. Musiała uspokoić szalejące zmysły inaczej w życiu się stąd nie wydostanie, a co najgorsze, wcale nie będzie chciała tego robić. Pamięć podsunęła obrazy jej samej, posłusznej i bezwolnej w jego ramionach. Kiedy to było? Tej nocy, poprzedniej? Gdzie na bogów podziali się jej bracia? Cichy głosik w jej głowie zadał dość niemiłe w tej chwili pytanie. Odkąd to bowiem zaczęła liczyć na innych? Jakby nie wiedziała, że każdy dba tylko o własne dobro i ona również powinna pamiętać o tej zasadzie. Nikt po nią nie przyjdzie. Nikt jej nie pomoże. Zadowoleni z faktu pozbycia się kłopotliwej siostrzyczki, pewnie w najlepsze korzystają z usług dziewek. Jednak uparta nadzieja nie pozwoliła tak łatwo się wyplenić. Celryn z całą pewnością już jej szukał. Musiał...

- O czym tak rozmyślasz?

Krzyknęła cicho słysząc jego głos tuż przy swoim uchu.
Niech otchłań pochłonie przeklęte myśli i tych, których dotyczyły. Odwróciła głowę by spojrzeć w czarne oczy. Był blisko, zdecydowanie za blisko skoro czuła na sobie żar jego ciała. Ich usta niemal się zetknęły gdy siląc się na spokój, odpowiedziała.
- O tobie, o tym miejscu i o tym gdzie najlepiej wbić ostrze w twoje ciało. Jakieś propozycje? - zapytała, jednocześnie nieco mocniej zaciskając palce na trzymanym w dłoni sztylecie.
- Czuję się zaszczycony będąc obiektem twoich myśli, lady. - czując jak ciemność w jego oczach pochłania jej spojrzenie pospiesznie przeniosła wzrok nieco niżej. Pełne, zmysłowe usta bynajmniej nie stanowiły bezpieczniejszej przystani. Co się z nią na bogów działo. To tylko jeden mężczyzna!
- Dlaczego tu jestem? - zapytała przeklinając swój głos, w którym zamiast lodu zabrzmiał strach.
- Zapytaj swego brata, pani. - odpowiedział odsuwając się nieco i wyciągając w jej kierunku dłoń. - Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej to znacznie przyjemniejszym miejscem na rozmowę będzie fotel przy kominku. Zapewniam cię Aurayo, że dopóki będę miał coś do powiedzenia w tej sprawie, nie stanie ci się krzywda.

Czy mogła mu zaufać? O co tu chodziło? Dlaczego winą za jej pobyt w tym miejscu obarcza jej braci, a właściwie jednego z nich. Którego? Celryna czy Kaldora?
Sama nie mogła odpowiedzieć na pytania, które zrodziły sie w jej głowie. Potrzebowała informacji, a jedyną osobą które w tej chwili mogła ich udzielić, był stojący przed nią nieznajomy.
Widząc jej wahanie wykonał kolejny krok do tyłu zwiększając dzielącą ich odległość, a tym samym dając jej więcej swobody. Mogła unieść miecz... Sztylet w jej dłoni rwał się by zakosztować krwi... Jednak nie użyła ich. Odłożyła większe ostrze, nie spuszczając przy tym wzroku z nieznajomego, a następnie podała mu uwolnioną dłoń.
Wyraz zaskoczenia tylko na sekundę zagościł na jego twarzy pospiesznie zastąpiony uwodzicielskim uśmiechem. Czyżby spodziewał się ataku z jej strony? W sumie tego właśnie należało od niej oczekiwać.



Pozwoliła by zaprowadził ją do kominka i pomógł w zajęciu miejsca na fotelu. To było nawet przyjemne, bycie adorowaną przez kogoś kto nie dość że dobrze wygląda to jeszcze posiada wiedzę o tym jak powinno się zachowywać w obecności damy. Oczywiście jej pozycja jako damy w tym momencie była nieco wątpliwa. Nawet sama siebie za takową nie uważała, no ale... Jakby na to nie spojrzeć było to miłe i na krótką chwilę pozwoliło zapomnieć o tym w jaki sposób znalazła się w towarzystwie nieznajomego. Ostatnia myśl zwróciła jej uwagę na fakt, że wciąż nie zna jego imienia.

- Jak powinnam się do ciebie zwracać? - zapytała otwarcie jednocześnie wykonując odmowny gest dłonią na propozycję skosztowania znajdującego się w karafce trunku.

Napełniając własny kielich, odpowiedział.
- Zwą mnie Lidir, pani. Mój ojciec często gościł na dworze twych rodziców. To dlatego znam twe imię i potrafiłem cię rozpoznać.

Takiej odpowiedzi się nie spodziewała.
- Moich rodziców? Znałeś moją matkę i ojca? - Nie potrafiła... Nie mogła uwierzyć, że z jego ust padają słowa prawdy. Jej własne wspomnienia rodzinnego domu były mgliste i niewyraźne. Urywki, pojedyńcze obrazy. Pamiętała, że matka miała takie jak ona włosy. Pamiętała swych braci i psoty jakie wymyślali. Wszystko to jednak było chaotycznym pokazem obrazów, wrażeń, twarzy ... Nie było wśród nich siedzącego przed nią Lidira.

- Nie, nie miałem okazji ich poznać osobiście. Wszystko co wiem pochodzi z opowieści ojca. Miał do tego dar, tworzył historie tak wyraziste, że niemal czuło się zapach wiatru we włosach i dym z ogniska. Niestety nie odziedziczyłem go po nim. - obdarzył ją nieco smutnym uśmiechem. - Mój dar nie dorównuje też twojemu, lady.

- Udało ci się przełamać mój czar, Lidirze. To dość wyraźnie przeczy twym słowom. - przypomniała mu. Jej ciało powoli poddawało się intymnej atmosferze jaka zdominowała rozjaśniony blaskiem padającym z kominka, fragment sali.

- Byłaś ranna. Ktokolwiek się tobą zajmował uleczył cię tylko pobieżnie. Nie spodziewałaś się również nikogo kto mógłby się twym czarom sprzeciwić. Wyjaśnień tego faktu jest wiele, moja pani. W żadnym jednak razie nie powinnaś zaniżać wartości swego talentu. - uniósł kielich do ust by zanurzyć swe usta w szkarłatnym płynie. - Podążam za tobą już od jakiegoś czasu. Wiem, że w Jabłku rozpoznałaś moją twarz. Jestem twym oddanym wielbicielem. - Odłożył naczynie po czym bardzo powoli wstał i podszedł do niej. - Boleję, że nie było innego wyjścia jak tylko narażenie cię na te niedogodności. - uniósł dłoń w której ściskała sztylet po czym przyłożył do niej wciąż wilgotne od trunku, usta. - Mam również nadzieję, że mi wybaczysz to co zaraz nastąpi.

Czuła szalony galop własnego serca i szum krwi w uszach. Lidir oddziaływał na jej zmysły sprawiając, że nie potrafiła skupić się na jego słowach. Pochyliła odruchowo głowę oczekując na pocałunek, który już został mu wybaczony.

- Brać ją. - ciche polecenie zabrzmiało dziwnie niedorzecznie w jej uszach. Nim jednak zdała sobie sprawę co się dzieje, poczuła jak jakaś siła wyrywa sztylet z jej dłoni, a czyjeś ręce boleśnie zaciskają na ramionach.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline