Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2011, 13:43   #2
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Obudził się na którymś ze stołów. Nieopodal odkrył resztki wczorajszej uczty. Nie zdziwiło go to - już od siedmiu lat znajdował się na prostej drodze do samodestrukcji, a prób zaprzeczenia tej prostej prawdzie zaprzestał już dawno. Obudzenie się pośrodku własnego pokoju, tuż koło rozlanego na stole alkoholu, raczej nie mogło go już zdziwić.

Co więcej, raczej nie miał w planach urozmaicania tej rutyny...

***

- Psie, teraz odpłacę ci się za wszystkie żołdy, które mi przepiłeś!
- Jeśli zrobisz to tak, jako ostatnim razem, to do śmierci nie zdołam ich od ciebie wyegzekwować...
- Nie szczekaj, boś już trzynasty raz z rzędu przegrałeś, ni razu nie płacąc.
- Panie... panie Scarlet...
- Toć do rzeczy, panowie. Gra idzie o dużo, ale jeśli będziecie tyle kłapać, to zawartości moich kieszeni nigdy nie ujrzycie...


Zapowiadał się zwyczajny poranek w „Rzecznej Róży”. No, prawie zwyczajny – prócz zwyczajnych pijaczków, odpoczywających ludzi Kościoła i kolorytu lokalnego był w niej również posłaniec od Artura Lorelana. To zaś oznaczało, że Scarletowi nie było dane cieszyć się kolejnym dniem spędzonym w całości na błogim nieróbstwie. Postanowił odbić sobie zawód na biednym chłopaku, którego już od połowy godziny w umyślny sposób ignorował. Chłopczyna zdążył się przez to prawie że rozpłakać, najwyraźniej przerażony całą tą sytuacją.

- Panie Arariel... – zdołał wyjąkać młodzian, a wtenczas najemnik powrócił do przerwanej konwersacji.
- Radzę wam rzec „pas”, póki możecie...
- Pieprzenie! „Szkarłatny Wilk” czy inny dziadyga, zwirzchności nad kartami ni ma!
- Piwa mu...! Niech sobie popatrzy na te karty, nim se przechwala!


Scarlet zetknął na odkrywane przez przeciwnika karty. Jego rozkład był mocny, choć Arariel miał podejrzenia co do uczciwości gry. Bądź co bądź, rozdający i grający byli przyjaciółmi od kieliszka... Ale to było wręcz korzystne - on miał w zwyczaju oszukiwać jedynie, kiedy inni też to czynili...

TRZASK!

Arariel błyskawicznie wbił sztyletu ledwo kilka centymetrów od dłoni odkrywającego część swych kart gracza. Kilka innych wykonało gesty, które zazwyczaj towarzyszyły sieganiu po broń.

- Oszukiwałeś. - Scarlet bardziej warknął niż stwierdził do odkrywającego karty, usilnie ignorując zarówno posłańca, jak i zamieszanie.
- Brednie. I co? Wyrzucisz mnie, hę? - oponent, zabijaka w średnim wieku, najwyraźniej aż palił sie do bitki. Nic dziwnego, przecież we własnym rozumieniu osmieszył się, blednąc. - A spróbuj!

„Szkarłatnego Wilka” to zupełnie nie obchodziło. Wiedział już, czego chciał się dowiedzieć. Cała szopka sprawić miała, by nikt nie zauważył, że przygląda się odbitym w czystym ostrzu sztyletu kartom wroga... I wyciąga króla z rękawa.

- Masz rację, czcigodny. Uniósł mnie gniew. - ozwał się, spuszczając głowę.
- Hę, do kogo gadasz...? - najwyraźniej słowa Arariela przekraczały możliwości poznawcze rozmówcy.
- Jako rzekłeś, pewnie kosztuje mnie to resztki funduszy, ale spasować nie mogę. - stwierdził, i odkrył najsłabszy układ kart, który był mocniejszy od posiadanego przez przeciwników.

***

Człowiek, u którego terminowałem, by mnie wyśmiał... - zreflektował się, kiedy tylko pozbawieni zarobków przegrani opuścili gospodę - Szczytem mych ambicji stało się oszukiwanie maluczkich w karty...

Prędko jednak porzucił tą myśl. Wiedział, że w Kościele nie ma dla niego miejsca, a o perspektywach na rozwój może co najwyżej marzyć... Lecz było to nieskończenie lepsze od bycia martwym, ambitnym bohaterem. W dodatku, miał duży dług - więc czuł sie zobowiązany odsłużyć „pewien czas” pod banderą Kościoła. (acz zdawało się, że z biegiem lat „pewien czas“ wciąż się wydłuża)

- Panie Scarlet... - chłopczyna kolejny raz spróbował dotrzeć do najemnika, co błyskawicznie go otrzeźwiła.
- Tak? Czyżbym widział, że mnie potrzeba?
- Tak! Powinien pan natychmiast...
- Pohamuj się, chłopcze. Jeśli mój potrzebowanoby mojej obecności szybko, wysłaliby kogo innego.
- Co...?
- Ale to nieistotne. Czego chcą?
- Pan Artur Lorelan przyjazuje, coby pan się przygotował do podróży, po czym złożył wizytę w Kościele.
- posłaniec się rozpłomienił, kiedy przekazał swoją wieść, a Arariel chwilę pózniej go odesłał.

Czekały go przygotowania do podróży. Zbrojmistrza odwiedzać nie zamierzał, ale musiał uzupełnić zapasy. Przecież ze słów o konieczności przygotowań wnioskował, że czekająca go wędrówka będzie samodzielna Inaczej Arthur kazałby mu zwyczajnie przyjść do Kościoła...
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 03-03-2011 o 13:50.
Velg jest offline