Zasadzka na planie cienia nie zużytkowała wiele punktów bardzo skomplikowanego planu, ale spełniła swoje zadanie. Niestety Sabrie oberwała kolejne cięcie, co wprawiło ją w jeszcze gorszy humor niż poprzednio. - Ostatni raz, o-stat-ni zgodziłam się na jakikolwiek przerywnik w pracy. Nie do tego mnie najęto, żebym się zajmowała głupotami - burczała pod nosem, próbując zatamować krwawienie rogiem magicznego płaszcza. - Zemsta i inne fanaberie, phi!
Mimo to była zadowolona z zabicia kapłanki Bane'a. Co prawda walkę okupiono ciężkimi ranami i gdyby nie pomoc zhenckiej magiczki i wariackiej galopadzie Sabrie mogła by się skończyć jeszcze gorzej, ale przynajmniej rodzina małej została pomszczona i żadna karawana nie padnie już łupem tych kultystów... W każdym razie póki nie obiorą sobie nowego przywódcy. Innym problemem była dekonspiracja przed Zhentami. Mimo że magiczka brała czynny udział w zabójstwie, to Sabrie była pewna że - jeśli tylko będzie się jej to opłacać - kobieta znajdzie sposób by wydać ich bez dekonspirowania siebie. Jedynym plusem był fakt, że karawana jechała w przeciwnym kierunku.
Mimo to wojowniczka była mocno rozczarowana przebiegiem walki. Gdyby to ich napadł oddział bane'itów... nie mieli by szans, a kapłani - podobnie jak i armata - padły by łupem jednej z licznych organizacji ścigających przesyłkę. Pogrążona w ponurych myślach zostawiła rozmowę z błaznem w skórzanych gaciach mężczyznom. |