Andre Kostylowicz
Słuchał wypowiedzi coraz to nowych osób. Utknęli tu, an dzień, dwa, może nawet dłużej, co wiec miał innego do roboty?
-Nie tylko kapitana brakuje, całej załogi-wtrącił się do rozmowy Jeffa i Audrey-Spójrzcie na te szczątki-wskazał na unoszące się resztki statku-tak rozwalić statek, musiał być mocny wybuch, pewnie gdzieś w maszynowni z dala od naszych kabin, dlatego żyjemy. Dziwi mnie co innego, takie rzeczy nie dzieją się ot tak, ktoś musiał zauważyć poważną usterkę. Była noc, a zdjęcie szalup to kwestia chwili. Czyżby więc to rozwiązywało ich znikniecie?
Andre nie dbał o to, że dodał tylko kolejnych wątpliwości. Nie raz przekonał się, że każda, byle logiczna możliwość jest równie prawdopodobna, życie uwielbia zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie. Czekając na opinię kogokolwiek, zauważył obok siebie Annę.
Na jej pytanie o papierosa sięgnął do kieszeni. Kilka niepotrzebnych śmieci, ale zero papierosów.. -Argh, Nic z tego, nie palę-westchnął-JUŻ nie palę, od roku prawie. Wątpliwe, żeby ktoś tu miał fajki, na rejsie zdrowotno-wypocznkowym-próbował obrócić sprawę w żart, ale Rought nie sprawiała wrażenia rozbawionej. Prawdą było, że już jakiś czas nie palił, ale stare nawyki zostały. Nieraz zdarzało mu się jeszcze mimowolnie pociągnąć, trzymając w ustach długopis.
-Jeśli miałbym szukać, to u tamtego chłopaka-wskazał na Mathew Dicka.-Raz go zastałem, jak kończył palić, bo w łazience z której wychodził czuć bylo tytoniem. A jeśli nie on, to przynajmniej jeszcze jedna osoba tutaj pali. |