Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2011, 23:36   #29
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Niech to... - Tingis nie dokończył przekleństwa. I to by było tyle, jeśli chodzi o zrobienie dzikim niespodzianki. Niemiłej. - Musieli go znaleźć!?
Obserwowali, wraz z Learą, grupkę dzikich. Siedmiu, to było trochę dużo. Jak na nich.
- Są sprytniejsi niż myśleliśmy... - przyglądała się uważnie piątce na polanie. - Jak sądzisz ilu byś zdołał ustrzelić nim tutaj dobiegną?
- Dwóch, zanim się zorientują - powiedział Tingis, mierząc wzrokiem odległość dzielącą ich od dzikich. - I pewnie ze dwóch, zanim tu dobiegną. W takim razie dla ciebie zostanie najwyżej trzech - uśmiechnął się.
- Zatem atakujemy? - spytała spoglądając na towarzysza i powoli ściągając płaszcz z piór, by nie krępował ruchów.
- Rozbieraj się dalej - stwierdził Tingis, przenosząc wzrok na Learę - to zmienię plany. Świetnie ci to idzie.
Wymowne spojrzenie jakie Leara posłała Tingisowi mówiło wiele, ale z pewnością nie zachęcało do rezygnacji z ataku na dzikich. Płaszcz został powoli odłożony na ziemię, by nie robić hałasu.
- Dobra, dobra... - Tingis wzruszył ramionami. - Skoro żałujesz mi odrobiny przyjemności przed śmiercią...
Plan był co najmniej ryzykowny. Mogło im się nie udać. A czas, który mieli spędzić na walkach można było wykorzystać dużo przyjemniej.
- Nie ma jak optymizm... - westchnęła cicho. - Wolisz ich zostawić, by szukali nas po dżungli? Już wiedzą, że ktoś tu jeszcze jest, a szaman był chyba ważny...
- Bylibyśmy daleko, zanim by zaczęli - odparł Tingis.
Może i miał rację, ale przecież potem mieli udać się za resztą czarnoskórych, by spróbować uwolnić schwytaną trójkę. Tak więc ci tutaj mogli znaleźć się za ich plecami, co pogorszyłoby już i tak nienajlepszą sytuację. Z drugiej strony czy sami trafią na właściwą ścieżkę? Nim jednak wyraziła swą wątpliwość na głos, Hyrkańczyk
Odwrócił się w stronę powoli się oddalających dzikich. Strzelanie w plecy może nie było zbyt honorowe, ale...
Posłał strzałę w stronę tamtej siódemki. Dokładniej - w najbardziej hałaśliwego. Zaraz za nią powędrowała kolejna.

Strzała ze świstem pomknęła prosto ku bębniącemu nieustannie łowcy. Przeszyła jego czoło, wystrzeliwując z czaszki fontannę krwi zmieszanej z szarą masą mózgu dzikiego. Ten padł jak długi, a jego towarzysze porzuciwszy martwego szamana poczęli się rozglądać skąd padł śmiertelny strzał. Kolejna strzała przebiła na wylot ramię kolejnego z myśliwych, a on sam z wrzaskiem padł na ziemię. Pozostali biegiem ruszyli w stronę, z której padały strzały.
- Szykuj się - powiedział Tingis do Leary, posyłając w stronę biegnących kolejną strzałę. Dzicy byli bliżej. Przynajmniej teoretycznie powinno było łatwiej trafić. Oczywiście nie można było wystrzelać ich wszystkich, bo z każdą chwilą byli coraz bliżej, ale zmniejszenie ilości tych, którzy by do nich dobiegli miało kluczowe znaczenie dla przyszłości tak Leary, jak i Tingisa.
Dziewczyna ustawiła się na linii drzew, ale tak by nie było jej widać od strony biegnących, z zamiarem zaatakowania, gdy tylko znajda się w jej zasięgu. Wybieganie poza osłonę krzewów i drzew byłoby zwykłą głupotą.
Kolejna strzała Tingisa wbiła się z trzaskiem w korę drzewa, tuż obok głowy przebiegającego dzikusa.
- Membingungkan itu!
Hyrkańczyk, nie zważając na obecność płci pięknej, skwitował swój chybiony strzał stłumionym przekleństwem. Dzicy byli coraz bliżej, ale została jeszcze szansa na jeden, oddany w ostatniej chwili strzał.
Ledwo mająca niezbyt długą drogę do przebycia strzała opuściła łuk, Tingis sięgnął po tulwar.
Leara, jak przystało na tajną broń, siedziała cicho, nie zdradzając swej obecności i czekając, aż wrogowie podejdą bliżej.
Strzała pomknęła wprost w ciało najbliższego dzikiego. Krew wartkim strumieniem popłynęła ze zranionego boku, a on sam zatrzymał się w biegu. Zazgrzytało wydobywane na światło dnia szerokie ostrze tulwaru Hyrkańczyka.
Raniony strzałą pozostał z tyłu zawodząc przekleństwa w swojej cudacznej mowie, a pozostali biegiem dotarli do miejsca skąd nadeszła śmierć. Dzikus, który doskoczył do miejsca gdzie skrywała się Leara zamachnął się włócznią i uderzył nim dziewczyna zdołała mu przeszkodzić. Pchnięcie było jednak niecelne, a Leara bez wahania wykorzystała błąd przeciwnika szybkim, niczym ukąszenie żmii, pchnięciem rozdzierając muskularne ramię czarnego, który z jękiem cofnął się o kilka kroków. Drugi z przeciwników zaatakował Tingisa, lecz kamienny grot jego włóczni wbił się w konar drzewa. Dwaj pozostali nie ruszyli wprost, na ukrytą w zaroślach dwójkę, lecz spróbowali podejść do nich z boku.

Dziewczyna korzystając z okazji, iż pozostali przeciwnicy znajdowali się w lekkim oddaleniu postanowiła dokończyć rozpoczęte dzieło. Zrobiła szybki krok w kierunku cofającego się dzikusa i cięła sztyletem z zamiarem ugodzenia przeciwnika w szyję.

Pchnięcie o włos minęło gardło dzikusa, który wyszarpnął zza pasa kamienny nóż i przygotował się do ataku.
Tingis miał do wyboru albo uciekać, albo walczyć. Jako że Leara w miarę dawała sobie radę, zatem Tingis postanowił odpłacić pięknym za nadobne temu, który go zaatakował.
Ostrze tulwaru ze świstem przecięło powietrze i kilka lian, jednak z daleka minęło zręcznego dzikusa.
Dzicy ruszyli do ataku! Tingis zręcznie uniknął jednego pchnięcia, by uskoczyć przed drugim. Z boku zaszedł go kolejny łowca, mierząc mu w serce włócznią. Leara zamierzając się na krwawiącego przeciwnika nie zauważyła skradającego się za sobą przeciwnika. Tingis usłyszał wibrujący krzyk ranionej i odwróciwszy się zobaczył cofającą się przed górującym nad nią napastnikiem, dziewczynę. Krwawiła obficie z przebitego boku.

Raniony strzałą dzikus ryknął wściekle, złamał jej grot i wyrwał ją ze swego ciała! Z wściekłym okrzykiem skoczył naprzód nagotowawszy włócznię na Tingisa! Ten, który był raniony przez Learę również otrząsnął się z bólu i skoczył ku przeciwnikom. W łowców wstąpiła nowa siła, ruszyli na wrogów krzycząc i potrząsając włóczniami.
Trzy groty pomknęły na spotkanie zręcznego koczownika, lecz jemu udało się umknąć. Nie przewidział jednak, że drzewce włóczni może być równie groźne. Z głębokim westchnięciem wypuścił powietrze, gdy dzikus zdzielił go drzewcem w brzuch.
Leara nie miała tyle szczęścia. Choć udało jej się osłonić przed pierwszym pchnięciem, to drugie okazało się celne! Włócznia uderzyła celnie wprost w nią.

Zszokowany Tingis podziękował wszystkim bogom za to, że oberwał nieostrym końcem włóczni. Kamienny grot był równie niezdrowy dla żoładka, co stalowe ostrze. Takie, jak on sam trzymał w dłoni. Ale dzięki temu, że żył, miał szansę odpłacić się pięknym za nadobne. Zaatakował ponownie tego samego wroga, co poprzednio. Może tym razem dzikus będzie mieć mniej szczęścia...
Cios Tingisa był ciosem rozpaczy! Nie udało się trafić wroga, który wyszczerzywszy zęby w okrutnym grymasie ruszył dalej!
Leara otrząsnąwszy się z bólu i zobaczywszy ich beznadziejną sytuację wyprostowała się dumnie wypinając swoje walory i odrzuciła włosy do tyłu. Na twarzy dziewczyny pojawił się śliczny uśmiech skierowany w stronę dwójki dzikusów.
Obaj dzicy stanęli jak wryci wytrzeszczając oczy na kobietę, z otwartymi szeroko ustami.

Zapewne komuś wydałoby się to nudne, ale Tingis nie bardzo wiedział, co innego mógłby zrobić, oprócz zostawienia Leary, obrócenia się i dania nura w krzaki. Co prawda jego towarzyszka uparcie skąpiła mu swych wdzięków, ale to jeszcze nie znaczyło, że miałby ją i te wdzięki zostawić dzikusom.
Uniósł tulwar i ponownie zadał cios.
Cios, którym zdmuchnął głowę dzikusa, rozchlapując w koło jego ciepłą posokę!

Leara korzystając z wywartego wrażenia na przeciwnikach zaatakowała stojącego najbliżej.
Rany jednak zrobiły swoje, Leara nie była dość szybka by powalić łowcę. Jednak jej przeciwnicy nijak nie zdołali otrząsnąć się ze zdziwienia. Wciąż stali wpatrując się w nią w szoku.
Tingis również wyszedł obronną ręką ze starcia. Wykonał gwałtowny unik i włócznie jego wrogów ponownie chybiły!

Ostrze Tingisa kolejny raz zatoczyło łuk i następny przeciwnik osunął się na ziemię. Cios może nie był zbyt ładny, ale za to bardzo skuteczny, gdyż dziki padł, przytrzymując dłońmi swe umykające z ciała wnętrzności!
 
Kerm jest offline