Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2011, 00:53   #86
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
"Gdy nie można mocą żadną wykrzyczanych cofnąć słów."
Kwestie Aspazji, autorstwa Hellian, zamieszczone wbrew jej woli. Moje mea culpa.


Soren poszedł pomiędzy niewolników z dość konkretnych pobudek i z dość konkretnymi nadziejami. Nie sądził jednak, że pójdzie mu aż tak dobrze. Liczył na zdobycie informacje o Cailli, a nie na spotkanie z nią samą. Toteż zdziwienie i wzruszenie gdy ją zobaczył odebrały mu na moment mowę. Choć pewnie nie bez znaczenia był także impet z jakim w niego wpadła. Objął ją i pocałował w blond główkę. Na jego wargach został kurz.

Po chwili udało mu się ją od siebie odkleić. Zaprowadził ją do swojej kajuty, dał jeść i pić. Nie wyglądała na tak wygłodzoną i zmizerowaną jak niektórzy spośród pozostałych. Pewnie jej urok osobisty zapewnił jej opiekę innych niewolników. Niemniej posiłek przyjęła z wdzięcznością. Gdy ona jadła pilot przebrał się w swój mundur. Wiedział, że z Beliahem trzeba się rozprawić. Co prawda wolałby zostać i dopilnować jej bezpieczeństwa, ale wiedział, że ktoś musi się upewnić, że już nikt nie wpadnie w łapska tego bezwzględnego pirata. Nie chciał jej tego mówić, ale wiedział, że może nie wrócić żywy.
- Muszę iść. Pod moją nieobecność rozmawiaj tylko z Deanem i Nicodemusem. Im ufam. Reszcie umiarkowanie. Jak się najesz, to najlepiej weź prysznic i idź spać. Chyba Ci się należy odpoczynek.
- Niestety nie mogę. Muszę pomóc reszcie. Chyba, że macie na pokładzie tuzin lekarzy - odparła z pełnymi ustami. Starała się brzmieć beztrosko.
- Nie, nie mamy, ale... - nie dokończył. Machnął ręką. Wiedział, że jak się uprze, to jej nie przekona. Z resztą, może mniej się będzie denerwowała, jak sobie znajdzie jakieś zajęcie. - Rób co chcesz. Tylko mi okrętu nie zepsuj. A mojej wytatuowanej szefowej się najlepiej nie pokazuj w ogóle.
Pokiwała tylko głową.
- Wrócisz, prawda? - zapytała patrząc na niego niespokojnie.
- Oczywiście. Wrócę i razem polecimy na Cadavusa. Chyba że masz ochotę na jeszcze trochę przygód.
Gwałtownie pokręciła głową, patrząc na niego z trwogą w oczach. Podszedł do niej i pocałował w czoło.
- Nie bój się. Teraz naprawdę nic Ci nie grozi - wyszeptał.
Znowu się w niego wtuliła. Przez chwilę nie miał serca jej zostawiać, ale w końcu musiał. Beliah sam się nie schwyta.

W końcu dotarł na tzw. "naradę przed bitwą". Jednak słowa, jakie tam usłyszał z ust Aspazji bardzo go zaskoczyły.
- Beliah ma umrzeć – przy tych słowach nie drgnęła jej nawet powieka – Najlepiej żeby umierał długo.
Soren nie miał wątpliwości, że należy mu się śmierć, ale nie uważał szlachcianki za osobę właściwą dla wydania takiego wyroku.
- Co jest powodem takiego... rozkazu? - zapytał patrząc na nią spode łba.
- To żart?
- Nie. A wyglądam jakby mi było do śmiechu? - odparł spokojnie.
- W takim razie przyznaję, że nie rozumiem twoich intencji. I nie będę prowadzić teraz tej rozmowy.
- To może wyrażę się jaśniej. Jestem oficerem, nie najemnym zbirem torturującym ludzi na życzenie arystokratów. Ukrócić poczynania Beliaha to jedno, dokonać samosądu, to całkiem co innego. - Mówił cały czas spokojnie, choć w jego głębi kipiała złość.
- W porządku Soren. Obraziłeś mnie w czasie tej rozmowy już wystarczajaco. Rób co chcesz.
Soren otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Niech tak będzie. Życzę powodzenia - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę mostka.

Nim tam jednak dotarł, postanowił zajść do swojej kajuty i dla uspokojenia przemyć twarz zimną wodą. Ponieważ Cailli już nie znalazł, postanowił rozejrzeć się po ładowni, zobaczyć jak jej idzie. Krzątała się gdzieś w dalszej jej części i nawet nie zauważyła, że wszedł. Zauważył natomiast ktoś inny.
- Myślałem, że poszedłeś z nimi - stwierdził kapłan.
- Nie poszedłem. Nie będę przykładał ręki do brutalnego mordu - odparł.
Nicodemus odpowiedział mu zdziwionym spojrzeniem.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że dopadło Cię współczucie dla Beliaha?
- Bynajmniej. Uważam, że powinien zginąć. Ale Jaśnie Pani Mercouri chyba zapomniała dlaczego. Może jestem przewrażliwiony, ale sądzę, że umknęła jej ta subtelna różnica pomiędzy zemstą a karą. Zaślepiła ją nienawiść. A ja lubię ten mundur. Świetnie się na niego podrywa dziewczyny w portach. Niestety podobno do czegoś zobowiązuje. Na przykład do wierności jakimś ideałom, do poszukiwania sprawiedliwości. Gdyby sąd z powodu jakichś układów uwolnił Beliaha, to prawdopodobnie sam bym go znalazł i zabił. Gdyby nie dało się go inaczej zatrzymać, też bym go uśmiercił, żeby mieć pewność, że już nie będzie krzywdził tylu niewinnych ludzi. Ale nie mogę zabić człowieka tylko dlatego, że jakaś szlachcianka jest na niego wściekła. Nie mogę nie spróbować go pochwycić. Pomijam już fakt, że z żywego moglibyśmy wycisnąć informacje o kupcach. Być może uwolnilibyśmy więcej porwanych ludzi. - Rozgadał się. Nie zwracał nawet większej uwagi na to, czy eskatonik go słucha. Ale słuchał. Słuchali też niektórzy niewolnicy. Część z nich chyba była zła na Sorena, że ma jakiekolwiek skrupuły dotyczące tego potwora w ludzkiej skórze. A część rozumiała jego ideały. Gdyby teraz doszło do jakiegoś konfliktu z Aspazją na tym tle, prawdopodobnie wywiązała by się niemała bitwa.

W końcu poszedł na mostek. Siedzący tam Dean przywitał go miną równie zdziwioną co wcześniej Nicodemus. Pilot jednak zręcznie pokierował rozmowę na inne tematy, nie chcąc dłużej roztrząsać tej sprawy. Porozmawiali natomiast nieco o swoich rodzinach. Kapitan przyznał się, że podobno ma tutaj córkę imieniem Joanna, która gdzieś zaginęła. Aż się prosiło, żeby i on poszedł między niewolników z nadzieją, na miłe spotkanie. Niestety wyglądało na to, że pirat zdążył już ją komuś sprzedać i być może jest w jakimś odległym zakątku Znanych Światów. Dopiero po chwili Soren sobie przypomniał, gdzie już słyszał to imię. Joanna, komendant buntowników na Masrze, którą wzięli do niewoli. Wiek by się zgadzał, wygląd, jakby się nad tym zastanowić też.
- No to chyba trzeba będzie jeszcze raz odwiedzić tę przegościnną wyspę. Tym bardziej, że należy im się jeszcze conajmniej jeden złośliwy komentarz na temat stanu uzbrojenia.
Rozmowę przerwało pojawienie się piratów. Soren widział tylko trzech, przemykających między krzakami, podkradających się do Rybki, ale mogło ich być więcej.
- Nadia, chodź szybko na mostek - nadał przez skrzekotkę.
Spojrzeli po sobie z Deanem i kiwnęli głowami. Trzeba było bronić okrętu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline