Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2011, 15:25   #26
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Szła w milczeniu rozglądając się bacznie wokół. Ciemność spowijająca miasto o tej porze uniemożliwiała wnikliwą obserwację a granice wzroku wyznaczało wątłe światło sączące się z lampy naftowej niesionej przez Willema. W tle brzmiały strzały. Angielka poprawiła odruchowo torbę na ramieniu. Prawą dłonią upewniła się, że pistolet nadal znajduje się za paskiem jej spódnicy, chociaż wiedziała, że nie mógł jej wypaść nigdzie po drodze. Zwłaszcza, że sprawdzała ów stan rzeczy co kilka minut. Spojrzała na ziemię dopiero wtedy, gdy czubek jej buta zahaczył o coś dziwnego – nie był to kamień, nie była też jakaś wybitnie miękka substancja. Lekkie i kuliste, leżało bezczelnie na środku drogi. Kiedy się zatrzymała i schyliła, Niderlandczyk nakierował światło lampy tak, by przyjrzeć się temu, w co omal dosłownie nie wdepnęła panna Montgomery. Nie trzeba było mieć fakultetu z biologii, żeby stwierdzić jednoznacznie cóż takiego zakłóciło chód Louise – na środku opustoszałej jak dotąd ulicy najzwyczajniej w świecie leżały końskie odchody. Sądząc po ich stanie i zgodnie z wiedzą dziewczyny, zwierzę, które je zostawiło, przechodziło nie dalej niż 2 dni temu. Był to niemniej jakiś ślad życia sugerujący a raczej dobitnie wskazujący na to, że nie są tu sami.

Kolejny postój wyniknął z inicjatywy Andrei. Kiedy doszli do placu, z mroku i mgły wyłoniły się trzy masywne maszyny, o humanoidalnym kształcie, jednak znacznie większe i zdecydowanie złożone z innych proporcji niż ludzkie ciało. Angielka rozważała przez chwile wyciągnięcie broni, jednak wobec braku ruchu i jakiegokolwiek znaku życia ze strony istot zaniechała tej czynności. Kiedy podeszli bliżej im oczom ukazał się kolejny cud techniki i postępu wieku pary i elektryczności. Golemy – stalowe, potężne giganty, budzące w okresie swej świetności postrach, w obecnym stanie mogły wzbudzać jedynie nostalgię i zadumę. Pokryte rdzą, nieruchome, niegroźne. Martwe. Louise uśmiechnęła się widząc fascynację na twarzy Cyganki. Kiedyś, kiedy Doodley pokazywał jej swoje zbiory, książki i projekty, reagowała bardzo podobną fascynacją i szacunkiem. Kiedyś…

Z zamyślenia wyrwało dziewczynę nagłe poruszenie. Ni stąd ni zowąd przed Willemem pojawiły się nagle całkowicie bezszelestnie trzy istoty. Wyglądały podejrzanie ludzko, choć sposób, w jaki się przemieszczały a także zakończenia ich dłoni wskazywały na nieludzkie cechy. Zanim Louise zdążyła zareagować, Jan bez wahania władował cały magazynek Colta w istotę stojącą najbliżej Willema. Również Andrea nie traciła czasu. Seria strzałów przeszyła chwilowa ciszę i odbiła się echem od opustoszałych budynków. Angielka również wyciągnęła swój pistolet i odbezpieczyła broń. Czekając na rezultaty zmagań Andrei i Jana zamierzała strzelić w pozostałe dwa Cienie.

- Z czego one są? – usłyszała pytanie gdzieś ze swojej lewicy. Cyganka przyczaiła się za osłoną unikając bezpośredniego zagrożenia. Louise podbiegła w jej stronę i przykucnęła tuż obok, po drodze skracając spódnicę do wysokości kolan chowając nadmiar materiału za gumkę przy pasie. Jeśli dojdzie do walki nie będzie się przecież szamotać z materiałem i plątać we własnych falbanach. Do diabła, trzeba było założyć spodnie. Dziewczyna przeklęła w duchu wspominając resztę ukrytego bagażu, zostawionego w pobliżu rozbitego statku powietrznego.

- Czymkolwiek są, nie są niezniszczalne – odpowiedziała nie patrząc na Andreę, oceniając natomiast działanie serii kul i wypatrując śladu krwi na podłożu. – Damy radę, tylko musimy się trzymać razem. Pilnuj Willema, a ja postaram się podejść bliżej pozostałej dwójki – powiedziała i chyłkiem przemknęła koło Cyganki trzymając na muszce drugi Cień – najwyraźniej rozjuszony atakiem na jego towarzysza. Louise przymknęła jedno oko. Wycelowała wprost w klatkę piersiową istoty. Strzeliła.
 
Ribesium jest offline