Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2011, 16:42   #219
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Jaczemir tymczasem chodził po skryptorium. Marudził coś pod nosem niezrozumiale i zaglądał we wszystkie zakamarki pomieszczenia, jakby widział je co najmniej pierwszy raz w życiu. Rękopis, który z początku kurczowo trzymał w ramionach odłożył na stół, a sam łaził dalej, oglądał ściany, meble, wszystko co znajdowało się w... ich obecnym więzieniu.
Nie wyglądało to dobrze. Poza sprzętem do pisania nie znalazł nic co pozwoliło by im przeżyć w skryptorium dłuższy czas. Pióra, inkaust, pergaminy... chwilę zastanawiał się nad pergaminem. Toż to garbowana skóra... żeby się najeść za mało, ale zemrzeć nie da. Tylko na czem wtedy pisać? Źle...

Wzrok Jaczemira spoczął na moment na leżącym nieruchomo Konstantinie... Bez przerwy się o niego potykał. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał to zrobić. Chciał mieć pewność. Nie pewność. Tę miał tak czy inaczej, nie miał za to dowodu. Prócz tego po prostu był ciekawy. Nie było sensu odkładać tego, co i tak trzeba było zrobić. Ukląkł przy trupie i nie oglądając się nawet na pozostałych zaczął rozdziewać ciało z odzienia. Szukał potwierdzenia tego co sam podejrzewał, i co mocno sugerował Arwid. Jeśli von Hoening był w jakich konszachtach z chaosem, nie musiał, ale mógł mieć na ciele ślady. Znamiona, znaki, nawet zmiany. Nie szukał ich rozpaczliwie. Po prostu był ciekaw. Dokładnie oglądał nagie ciało. Cierpliwie i metodycznie zaglądał pod pachy, w pachwiny, obejrzał nawet dziąsła i rybie oczy Konstantina.
Rana na plecach nie wyglądała nawet bardzo poważnie, ot - niezbyt duża dziura gdzieś między kręgosłupem a pachą. Rozlana, wielka plama krwi ukazywała się dopiero po podniesieniu Hoeninga - wszystko wylało się na posadzkę, barwiąc też obficie drogie sukno odzieży. Ciało wyróżniało się idealnymi proporcjami, takimi których pozazdrościć by mógł każdy z rówieśników. Odzież zmarłego nie nosiła żadnych symboli. Obejrzał trupa całego. Nie znalazł nic. Był wolny od skazy i nie nosił żadnych oznak spaczenia. Żadnej blizny, myszki, znamienia. Idealny... w świecie, gdzie co krok potykałeś się o garbusa, chromego, obsypanego pryszczem, piegiem, czyrakami... dziwne. A co najmniej niespotykane.

Nie żył - co do tego Jaczemir był pewny. Konstantin de Hoening, teoretyk sztuki, według niektórych nadzieja poezji współczesnej i pierwsza linia nulneńskich dandysów - martwy. Zamek zabrał na zawsze kolejnego artystę, kolejny człowiek już na zawsze pozostanie w jego zimnych murach. Udziałem ilu takich jak on był już taki los wcześniej? Z pewnością nie był pierwszym. To właśnie tu onegdaj zobaczył Jaczemir jednego z takich poprzedników.

Obejrzał sobie wszystko dokładnie. Trochę wysiłku kosztowało go mocowanie się z bezwładnym ciałem. Bądź co bądź był z tamtego kawał chłopa. Wsparty o ścianę siedział dłuższą chwilę na podłodze skryptorium i dyszał ciężko. Jeszcze wpatrywał się w trupa, kiedy wzrok wyłowił ponownie stojącą na blacie stołu flaszkę. Dosier de cabernet, najlepszy rocznik. Szlag by to trafił! Perlisty pot wystąpił starcowi na czoło. Był zły. Na siebie, ale przede wszystkim na tego cholernego truposza, który drwił sobie z niego nawet z tamtej strony. Powoli podniósł się z podłogi i podszedł do stołu, na którym spoczywała Opowieść... oraz duma Górnej Adygi zamknięta w szklanej flaszce. Czuł że znienawidzi się za to, co zamierzał zrobić. Być może znienawidzi go też za to reszta, ale powziął decyzję. Drżącą dłonią uchwycił szyjkę butelki, a potem w kilku zamaszystych krokach przemierzył odległość dzielącą stół od wejścia do skryptorium. Jeszcze się zawahał, ale zaraz potem jeden zdecydowany ruch i butelka roztrzaskała się o mur. Krwawy naciek momentalnie zabarwił ścianę. Jaczemir, jakiś odmieniony ostrożnie uchylił drzwi po czym cisnął resztki szkła w ciemność korytarza. Stał chwilę w milczeniu. Szkło zachrzęściło o kamienie, gdzieś w okolicach miejsca gdzie zwykle stał kiedyś wartownik. Później powróciła cisza. Jaczemir domknął drzwi, powrócił do stołu i z ciężkim stęknięciem zwalił się na jedną z ław.

Zgarbiony, przybity ostatnimi wypadkami martwym wzrokiem wpatrywał się w winny naciek. Żałował, że nigdy się nie dowie. Ale bał się że zbraknie mu sił, że się nie powstrzyma. Bał się że jego podejrzenia mogły okazać się prawdą. Bał się, że ten, który nim przybył do skryptorium, z butelką wina w ręku przez pełen upiorów zamek, miał czas i wolę by je wcześniej zatruć.
Ile mogło minąć czasu od kiedy śnieżyca wdarła się na zamek? Ile mogło minąć, od kiedy postawił ostatni znak na karcie pergaminu? Ile czasu spędzili w skryptorium? Nie wiedział. Zamknięci w murach stracili poczucie czasu. Sam powoli tracił poczucie rzeczywistości. Bez klepsydry, okien, bez możliwości ucieczki. Bał się że oszaleje. Ostatnie wypadki mocno nim wstrząsnęły, a życiowe doświadczenie podpowiadało, że niestety kłopoty dopiero się zaczynały. Było zbyt wiele niewiadomych. Kto ich więził? W jakim celu? To, że upiory były tylko narzędziem w rękach czegoś potężniejszego było dla starego Kislevity oczywiste. Konstantin nim zginął próbował przekazać im ich posłanie... ale czy mówił prawdę? Czemuż miałby to robić? Chaos i zło nigdy nie działa wprost, mami by osaczyć ofiarę... Czemu wreszcie nie wpadły tu jeszcze z wyciem i mordem w ślepiach? Coś je powstrzymywało... jednak Jaczemir nie był pewien czy to nie znane żadnemu z nich zabezpieczenie skryptorium, czy może wola ich pana. Jak ochronić Opowieść? Jak wybrnąć z matni? Kto jeszcze prócz nich przeżył atak zamieci? I czy w ogóle komukolwiek się to udało? Ze zgrozą pomyślał o losie kapłana, jeśli wpadł w ich łapy...
Tak wiele było pytań. Tak niewiele odpowiedzi. Gdzie ich szukać..?

Opowieść!

Przed wkroczeniem von Hoeniga do skryptorium to tam szukał rozwiązania. To tam według niego tkwiły odpowiedzi. W przeszłości. Pisali ją na nowo, jednak zdarzenia, które opisywali musiały mieć wpływ na cały ciąg kolejnych, a więc na teraźniejszość. Na ich tu i teraz. Stary Arwid pisał o Jasperze, tym samym który zginął ponoć tu, na tym zamku niedługo przed pojawieniem się Jaczemira. On sam opisywał przybycie upiora Jaspera, a opisana przezeń ruina wypisz, wymaluj musiała wyglądać tak jak otaczające ich właśnie mury... A jeszcze upiory. One też pojawiły się w Opowieści. Zawsze sądził, że na długo po Mścicielu. Dziś okazało się jak bardzo się mylił... Gdzie było tu i teraz..? W którym miejscu zaczynał się obrót koła..?
Nagle uświadomił sobie jak bardzo jest zmęczony i ile wysiłku woli kosztowały go ostatnie godziny. Rozejrzał się po skryptorium... celi - poprawił się w myślach. Daree zdawało się już doszedł do siebie. Liselotta siedziała skulona ze wzrokiem wbitym tępo w pozostawione na kamieniach posadzki nagie ciało Konstantina. Zaszlochała króciutko, sucho. Jaczemir w życiu nie widział takiego smutku w spojrzeniu. Żal mu było dziewczyny. Żal mu było ich wszystkich, jednak samym żalem nie okupią dla siebie ratunku. Chciał znaleźć sposób. Robić cokolwiek, byle nie siedzieć bezczynnie i czekać... nie wiadomo na co. Postanowił poszukać w Opowieści. Jednak ledwo przymknięte drzwi budziły strach. Wciąż niepokoiły. Może było to naiwne, ale nie chciał zagłębiając się w Opowieści i czuć wciąż tego lęku. W pułapce, czy nie, pragnął być u siebie.
Powoli podniósł się z ławy i założył zasuwę od wewnątrz na uchwyty w drzwiach. Krytycznie przyjrzał się swojemu dziełu.
Mało.
W skryptorium pod ścianą stała solidna skrzynia. Były w niej przybory pisarskie i papier. Same w sobie niezbyt ciężkie, jednak skrzynia była wykonana naprawdę solidną robotą. Przepchnięcie jej po kamiennej posadzce przychodziło Jaczemirowi z najwyższym trudem. Sapał, klął, pocił się i stękał a utaszczył zaledwie kilka łokci. Wreszcie zwisł i ciężko sapiąc wycedził do Arwida Daree
- Będziesz tak leżał i się przyglądał, czy wstaniesz i pomożesz zabarykadować tym rupieciem wejście?
 
Bogdan jest offline