Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2011, 13:23   #63
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Fotel z hukiem runął na podłogę gdy zerwała się by stawić czoła napastnikom. Dlaczego Lidir to robił? Co takiego mu zrobiła? Zdawał się być jej przychylny, zaczynała mu ufać. Jego głos w jej głowie sprawiał, że przez chwilę uwierzyła w coś pięknego i całkowicie nierealnego.

- Dlaczego? - zapytała tuż po tym jak jej własny krzyk bólu przywrócił jej jasność myślenia.
Była bezbronna, a za sobą wyczuwała dwóch mężczyzn. Jednego, tego który ją trzymał i drugiego, który zabrał sztylet. Nie miała z nimi szans. Nie w chwili gdy silne dłonie zaciskały się z mocą mogącą połamać jej kości gdy wykona zbyt gwałtowny ruch. Czuła na plecach chłód ostrza i ciepłą stróżkę krwi. To właśnie ten ból uzmysłowił jej, że musi się poddać. Bez cudownej pieśni i szeptanych obietnic.

- Nie mogę sobie pozwolić na zaufanie ci, piękna córo elfiego rodu. Zbyt wiele poświęciłem by go dopaść. - odpowiedział przyglądając się jej ze smutkiem w oczach. - Chciałbym by była inna możliwość, jednak nie potrafię jej dostrzec. - uniósł spojrzenie nad jej głowę. - Zabierzcie ją do wieży i tym razem zwiążcie. - wydał polecenie po czym zaczął się odwracać w stronę kominka.

Związana... Nie... Nigdy więcej nikt jej nie zwiąże. Nigdy...Obrazy z przeszłości zaczęły przesuwać się przed jej oczami. Loch, brutalne ręce i ból razów. Sznur wrzynając się w ciało za każdym razem gdy chciała się poruszyć. Paniczny strach gdy usłyszała skrzypienie deski w podłodze. Nie mogła się bronić, uciec, umrzeć... Nie, nigdy więcej nie pozwoli by tamte wydarzenia ponownie stały się rzeczywistością.
Wyprostowała się i dumnie uniosła głowę. Była elfką, w jej żyłach płynęła krew rodu Andulvar.

- Gdy już staniesz oko w oko z moimi braćmi przekaż im moje pozdrowienia. - coś w brzmieniu jej cichego, spokojnego głosu musiało go zaniepokoić. Odwrócił twarz na której z początku malowało się starannie odgrywana obojętność. Gdy jednak ich oczy się spotkały...
- Nie! - krzyknął, robiąc krok w jej stronę.

Odpowiedziała gwałtownym szarpnięciem do tyłu. Była na niego gotowa, więc ból jaki spowodowało ostrze sztyletu wbijające się w jej ciało, wyrwało z jej ust tylko długie westchnienie.

- Mistrzu, przepraszam... - dłonie na jej ramionach zniknęły, zastąpione znajomym ciepłem. Czy jej się tylko zdawało, czy usłyszała odgłos ciał uderzających o kamień?

- Dlaczego to zrobiłaś? Mój cudowny tworze. Dlaczego chcesz się zniszczyć? - szeptał w jej ucho otulając swą energią, która wnikała w jej ciało. Nigdy tego nie robił. Zaskoczona uniosła spojrzenie by natrafić na parę czarnych oczu spoglądającą na nią z przerażeniem i strachem.
- Aurayo? - wypowiedział jej imię z wahaniem w głosie.

Zignorowała go. Nie liczył się w tej chwili, był tylko marnych pyłkiem pod stopami jej pana. Nikim...

- Mistrzu nie rób tego, błagam. Chcę odejść. Nie mogę ponownie znaleźć się w więzach. - nienawidziła swojego głosu który zdradziecko zadrżał gdy szeptała swoje błagania zdradzając słabość. Dla niego chciała być silna. Ten akt miał być tego przykładem. Zamiast tego, wtulona w jego niemal namacalną moc, zachowywała się jak przerażone dziecko.

Nie tylko głos jej nie słuchał. Kolana ugięły się pod nią tracąc siłę potrzebną do utrzymania jej ciała w dumnej pozie. Czuła jak opada. Wolno, bardzo wolno.
- Aurayo! - Ruszył w jej stronę by powstrzymać upadek. Widziała jak postępuje krok, po czym cofa się przykładając dłoń do piersi z wyrazem bólu na twarzy. Na nieskazitelnie białej materii z której została uszyta koszula Lidira, pojawiła się czerwona smuga.

Moc skupiona wokół niej zawrzała gniewem. Czuła go na każdym skrawku swojego ciała. Jej ukochany mistrz... Nie poczuła bólu gdy kolana opadły na kamienną posadzkę. Ochronił jej ciało spowalniając upadek. Musiała mu powiedzieć żeby przestał. Nie była tego warta...
- Mistrzu proszę...
- Zamilcz. - Teraz gniew skupił się na niej, czuła go na sobie, w sobie. Krzyknęła z bólu który powodował.
- Przepraszam... - załkała obejmując się ramionami w próbie odgrodzenia od tej potęgi. Jej wzrok spoczął na Lidirze. - Nie zbliżaj się. - ostrzegła.

Chciała powiedzieć coś więcej, wyjaśnić... Otworzyła usta lecz wydobył się z nich tylko krzyk bólu gdy moc, która ją otaczała wtargnęła w jej wnętrze. Spowiła ją mgła, lepka i obezwładniająca. Była w stanie słyszeć lecz pozostawała niema i bezwolna.
- Zapłacisz za to. - Usłyszała swój własny głos. Brzmiał dziwnie w jej uszach. - Nikt nie niszczy bezkarnie moich tworów, człowieku.
- Kim jesteś?

Odpowiedź na pytanie pojawiła się na obrzeżach jej umysłu. Nie zdążyła jej jednak pochwycić. Zapadła w ciemność.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline