Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2011, 16:50   #26
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Po przebudzeniu nie bardzo pamiętał co się właściwie stało. Nie wiedział czy ostatnie wydarzenia nie były snem, może część z nich rzeczywiście była? Tęsknił za tym kojącym kobiecym głosem. Przeklinał swoją głupotę, która kazała mu go nie słuchać. Czuł, że wychodzi poza ciała a mimo to zignorował ten zew i został w nim. Do tej pory nie znał takiego uczucia, do tej pory kobiety były dla niego mniejszą lub krótszą przygodą. Jednak nie mógł wyrzucić z pamięci świetlistej postaci. Czy to magia? Czy to możliwe, żeby mógł się faktycznie zadurzyć w tym czymś? Wmawiał sobie, że to nie jest naturalne. I wiedział, że to prawda jednak nie potrafił przestać myśleć. Jakby stał się ofiarą jakiejś strasznej klątwy. Ledwo zauważył zniknięcie Sheyde i jej zmianę postaci, dopiero po jej słowach zdał sobie sprawę, że nie ma z nimi także tej twardej laski, która jeszcze niedawno miała być kolejną ofiarą jego uroku. Ich przewodniczka zamieniła się w anioła i odleciała. Tak po prostu. Jak przez mgłę słuchał pozostałą dwójkę, której rozmowa zeszła na temat posiadanej przez nich broni. Morbiusa zupełnie to nie obchodziło. Pragnął tylko jeszcze raz usłyszeć, zobaczyć... No właśnie co? Walczył sam ze sobą chodząc do okoła zbiornika drapiąc się nerwowo po szyji. W końcu półprzytomnie podjął decyzję nie będąc stuprocentowo świadomy. Postanowił coś z tym zrobić. Zaczął niezdarnie wspinąć się po ścianie krateru. Czasami tracił oparcie dla rąk i nóg, ale stok nie był zbyt stromy. Zwinny normalnie Morbius po prostu myślami był zupełnie gdzie indziej. W końcu dotarł na samą górę i nie oglądając się za siebie odszedł od krawędzi. Szedł przez chwilę po trzech wyraźnych parach śladów. Najwidoczniej ktoś go tu przyniósł. Uśmiechnął się do siebie sądząc, że za chwilę wróci w miejsce w którym spotkał Ferię. Tak bowiem określiła ją Sheyde. Nie zrobił zbyt wiele kroków kiedy poczuł jakby przechodził przez cienką ścianę wody. To dziwne uczucie ustąpiło prawie natychmiast, zakręciło mu się trochę w głowie, ale kiedy ponownie otworzył oczy całe otoczenie wyglądało zupełnie inaczej. Opuszczone ruiny miasta zniknęły ustępując miejsca niewielkiemu pomieszczeniu rozświetlanemu przez słabe zielone światło, którego źródła nie było nigdzie widać. Kryształowe kolumny nadawały miejscu nutkę przepychu zarezerwowanego dla królów. W jednej z nich dostrzegł odbicie swojej zaskoczonej twarzy. Wszystkie były oplecione grubą liną winorośli wyrastającymi z sufitu.. Całe pomieszczenie było wypełnione wodą sięgającę jedynie lekko ponad kostki. Idealnie przejrzysta odbijała zielone światło tworząc nienaturalnie wręcz bajkową scenerię. Morbius widział już to miejsce. To było... Kiedyś dawno temu. Może mu się to śniło? Czyżby jego podświadomość odtworzyła ten obraz? Nie myślał nad tym zbyt wiele. Całą jego uwagę skupiła kobieca postać odwrócona do niego plecami. Powoli brodząca w wodzie.

Opuszczone ruiny miasta zniknęły ustępując miejsca niewielkiemu pomieszczeniu rozświetlanemu przez słabe zielone światło, którego źródła nie było nigdzie widać. Kryształowe kolumny nadawały miejscu nutkę przepychu zarezerwowanego dla królów. W jednej z nich dostrzegł odbicie swojej zaskoczonej twarzy. Wszystkie były oplecione grubą liną winorośli wyrastającymi z sufitu.. Całe pomieszczenie było wypełnione wodą sięgające jedynie lekko ponad kostki. Idealnie przejrzysta odbijała zielone światło tworząc nienaturalnie wręcz bajkową scenerię. Morbius widział już to miejsce. To było... Kiedyś dawno temu. Może mu się to śniło? Czyżby jego podświadomość odtworzyła ten obraz? Nie myślał nad tym zbyt wiele. Całą jego uwagę skupiła kobieca postać odwrócona do niego plecami. Powoli brodząca w wodzie.

-Feria? To ty? Udało mi się. Naprawdę cię znalazłem...

Złotoskóra kobieta odwróciła się z uwodzicielskim uśmiechem na ustach.
- Zatem wiesz kim jestem. - słodycz w jej głosie była niemal równa tej, którą smakowała jej krew. - Mój drogi - wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Feria to jedynie imię mej rasy. Moje własne brzmi Taeria. Podejdź bliżej, tu jesteś bezpieczny.

-Taeria... Taeria... - długo ważył to imię, powtarzając je z niemal nabożnym uwielbieniem.
Chwycił ostrożnie jej dłoń jakby obawiając się, że kiedy jej dotknie sen w którym się znalazł pryśnie jak bańka mydlana.
-Ja... Nie wiem kim jesteś, chociaż Sheyde... - tak był prawie pewny, że tak właśnie brzmiało imię tego mało istotnego stworzenia.
-Ona ostrzegała mnie przed tobą... Nie wiem nic więcej, choć chętnie się dowiem jeśli będziesz łaskawa mi powiedzieć pani. Powiedz proszę jesteś jawą czy snem?

- Oczywiście, że jestem prawdziwa. Tak prawdziwa jak ty sam. - Objęła dłońmi głowę Strażnika przysuwając swoją twarz do jego. - Słowa Samaeli są dla nas nieistotne, Izzaku. Liczysz się tylko ty i twoje pragnienia.

-Moje pragnienia...? - zapytał szczerze zdziwiony. W tym stanie złotoskóra piękność mogła powiedzieć cokolwiek a on i tak słuchałby ją zafascynowany z idiotycznym uśmiechem na ustach.
-Moje pragnienia... - powtórzył bardziej przytomnie częściowo uświadamiając sobie wagę tych słów.
-Ale ja pragnę tylko tego by ta chwila trwała wieczność moja pani.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - wyszeptała skupiając spojrzenie całkowicie granatowych oczu na jego spojrzeniu. - Jedyne co musisz zrobić to oddać mi siebie całego. - zdjęła jedną dłoń z jego ramion po czym łagodnie przesunęła opuszkami palców po jego wargach. - Twoje ciało i to co czyni cię tym kim jesteś, Izzaku. Gdy to zrobisz już na zawsze będziemy razem. Zaufaj mi...

Zaufać jej? To wszystko? To było takie proste. I jak mógłby jej odmówić? On już jej ufał i przez moment zabolało go, że musi usłyszeć jego potwierdzenie w tej sprawie. Zapomniał o misji. Zapomniał o Center, o swoich towarzyszach i o tych co polegli. W tej chwili miał wszystko to na czym mogło mu zależeć.

-Ufam ci Taerio... - rzekł rozmarzonym głosem.

- Zatem oddaj mi ją, Izzaku. Musze to od ciebie usłyszeć. Oddaj mi swą duszę, a twoje życie będzie ciągiem namiętności. Całe życie, Izzaku. - szeptała uwodzicielsko. - Każda chwila, sekunda... Aż po ostatni wdech....

-Dusza... Mam ci oddać duszę? To jest możliwe? Tak właściwie to czym jest dusza? Poza tym nie bardzo rozumiem jak mógłbym...

- Dusza, mój kochany to tylko wymysł Skrzydlatych. Niestety... - odsunęła się przybierając zasmucony wyraz twarzy. - Nie pozwalają nam na rozkosz z kimś takim jak ty, mój książe. Żeby … - rzuciła onieśmielone spojrzenie spod na wpół przymkniętych powiek. - Musimy mieć pozwolenie w postaci duszy. Dowód, że nie zmusiłyśmy cię do niczego. Powiedz to, najdroższy. Powiedz, że oddajesz mi swą duszę...

Zastanowił się chwilę. Wahał się mimo, że gotowy był zrobić dla niej wszystko. Odegnał jednak te myśli, które zaczynały go drażnić. Ostatni głos rozsądku, który uratował go ostatnio zamilkł. Był pewny czego chce.

-Oddaję moją duszę w twoje ręce pani.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline