Cypio również miał zamiar zadbać o co nieco - a konkretnie o Romualda, który w przerażeniu wytrzeszczał oczy znad knebla. Poza tym chowanie się za drzewkiem było potwornie nudne, a siedmiogłowy smok - krótkotrwały. Zresztą po ostatnich kilku dniach Cypio był już przesmoczony. Krasnoludy w dowolnych ilościach kender już widywał, co do reszty... nie stanowili wyzwania dla ciekawości Swiftbzyka. Może gdyby rozmowa o skarbach i innych takich byla bardziej zborna... ale tak to biedak nie mógł się nawet w niej połapać. - Nudzisz się - skonstatował z rezygnacją Alfred, który przeszukawszy jaskinię porywaczy (rozpaczliwie pustą niestety) wrócił do swego pana i władcy. - Alez skąd! - sapnął Cypio, gotując się do akcji. Wpadł właśnie na POMYSŁ i gdyby mógł, puszczałby z podniecenia parę uszami. - Zrobimy więc tak... Alfred pokręcił zrezygnowany głową i jął przemykać się w stronę romualdowych tyłów, by rozwiązać jego pęta. Cypio odliczył tyle czasu, ile jego zdaniem potrzeba było by deMon uporał się z Bardzo Odpowiedzialnym Zadaniem, po czym sięgnął do plecaka po niezbędne utensylia i popędził Puffcia do kłusu. - Ha! Wstrętni porywace! Wy tu gadu gadu, a Romualdo w więzach kona, biedna, słodka, bezbronna istotka! Ja wam pokaze gniew prawicy poety! Hadzia! - wrzasnął i cisnął dwoma kamieniami grzmotu - jednym w krasnoludy, drugim w partię gnomki. - Teraz, dzielny deMonie! Cyń swą powinność! - zakrzyknął, a Puffcio słysząc znajome imię zawył z rozpaczy. Wybuchy kamieni grzmotów wywołały eskalacje konfliktu. Nie wszyscy zwrócili uwagę na wrzeszczącego mikrusa (bohaterskiego co prawda, ale mikrusa), ale obie grupy odczuły wybuch kamieni grzmotów... i obie grupy rzuciły się nawzajem do gardeł. Czarodziejka cisnęła ognistą kulę w pospiesznie rozpierzchające się krasnoludy. Kapłan krasnoludzki odpowiedział stworzeniem kolumny płomieni która uderzyła w grupę gnomki, a Nyhm swomi Fwoosshami, to jest strumieniami mistycznej energii, raz w jedną raz w drugą grupę, nie mając pojęcia, kto jest swój, a kto wróg. Jednym słowem, w ciągu kilku chwil trójstronne negocjacje zmieniły się w bur..bajzel. A polanka przed wejściem do kopalni, w pole bitwy na którym każdy walił w każdego. Cypio zaś ruszył w stronę jaskiń, gdzie czekał na niego ukochany Romualdo, podskakując radośnie na grzbiecie swego wierzchowca i rozglądając się po łączce, która ponownie zrobiła się interesująca. Ciężko cwałujący Alfonso nadął się, zrobił zeza i wypuścił Taktyczne Gazy Bojowe, powodując na ognistym polu walki kolejne wybuchy. Czuł w moczu, że dotarcie do jaskini nie wyjdzie mu na dobre. |