Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2011, 19:09   #27
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Mija - Eden.


Kamael dołączył do niej nieco później, trzymając w dłoni niewielkich rozmiarów płócienny worek.
- To dla twoich towarzyszy i oczywiście dla ciebie. Po drugiej stronie ciężko o jabłka i inne przysmaki, których tutaj mamy pod dostatkiem. - delikatnie dotknął jej ramienia i przez chwilę trwał wraz z nią chłonąc widok. - Ładnie pachniesz. - stwierdził odwracając ją w swoją stronę i obejmując ramionami. - Jak soczysty, czerwony owoc z Jabłoni Pierwszego Grzechu.

Szept zabrzmiał tuż przy jej uchu i było to jego ostatnie słowa, które wypowiedział nim wraz ze swoją Strażniczką wzbił się w powietrze.


Mija - Druga strona.



Samaela już na nich czekała. Stałą na środku skrzyżowania, które Mija w tak niespodziewany sposób opuściła.

- Promieniejecie i można was wyczuć na kilometr. - oznajmiła wesoło, co raczej nie było jej zwyczajowym zachowaniem.

Jednak jej słowa niosły ze sobą prawdę. Skóra całej trójki, która dopiero co powróciła z Edenu, lśniła łagodnym, złotym blaskiem. Wyraźnie odcinali się na tle ponurego miasta i panującej w nim złowrogiej atmosfery. Zapach świeżych, nagrzanych promieniami słońca jabłek, skutecznie oddzielał ich od woni dymu i rozkładu, którą zapamiętały.

- Zajmę się resztą drużyny. Nie czekajcie na mnie. Kamaelu zabierz ją za miasto. W miejscu w którym mokradła przechodzą w Ognistą pustynię będzie na was czekała Ziona. - Jej wesołość rozwiała się w mgnieniu oka. - To Otchłanka. Postaraj się jej nie drażnić.

Kamael skrzywił się z niesmakiem jednak nie protestował.
- Stanie się jak sobie tego życzysz Samaelo. - Odpowiedział pochylając z szacunkiem głowę. - Zapewnię jej bezpieczeństwo i postaram się zachować swe myśli i osądy dla siebie.

Twarz anielicy złagodniała jednak z jej ust nie padło już ani jedno słowo. Odwróciła się do nich plecami i ruszyła przed siebie.

- Komu w drogę... - zaczął wypowiadać znane każdemu powiedzenie jednocześnie podając Strażniczce swoją dłoń.




Druga strona - krater


Morbius postanowił opuścić towarzyszy. Rezygnując z osłony jaką wedle swych słów, zapewniła im Samaela wspiął się na szczyt i zniknął tuż za krawędzią. W jednej chwili stał całkiem widoczny dla wszystkich wokoło by w kolejnej rozpłynąć się w powietrzu jakby nigdy go tam nie było.

Cisza na powrót zawładnęła kraterem niosąc ze sobą dziwne myśli. Czym właściwie był świat w którym się znaleźli. Nie posiadali żadnych danych poza słowami Shyede, które mogły nieść ze sobą prawdę ale dużo bardziej prawdopodobne było, że były kłamstwem. Jeżeli jednak kłamała co do miejsca w którym się znaleźli to czym ono było i dlaczego Skrzydlata postępowała tak, a nie inaczej? Anioły... Demony... Duchy, które tylko oni widzieli... Głosy, które tylko oni słyszeli...

Shyede, wciąż przyozdobiona w skrzydła, pojawiła się na brzegu krateru w tym samym miejscu, w którym dłuższą chwilę wcześniej zniknął Morbius. Również sposób w jaki to uczyniła miał w sobie coś wspólnego z jego zniknięciem.
- Dość leniuchowania - oznajmiła uśmiechając się radośnie i ostrożnie schodząc w dół. - Pora na dalszą drogę. Do zmroku mamy trochę...

Przerwała i przystanęła. Jej uśmiech zbladł co w niczym nie zaszkodziło łagodnemu blaskowi który ją otaczał, a który zdawał się być wypełniony radością.
- Gdzie Morbius? - skierowała pytanie w stronę Zhaaawa. W jej głosie brzmiał niepokój i znacznie bardziej znajomy od jej wcześniejszego, radosnego nastawienia, gniew.


Morbius.


Oczy Taerii zalśniły błękitem. Uśmiechnęła się, ponownie zbliżając do Strażnika i obejmując dłońmi jego twarz.
- Przyjmuję dar ofiarowany dobrowolnie. Przyjmuję go na mocy odwiecznego kontraktu. Jego życie należy do mnie..... - wypowiadając te słowa przybliżała swą twarz do jego. Gdy ich usta niemal się spotkały, dodała. - Aż po ostatnie tchnienie.

Przylgnęła do niego całym, kuszącym ciałem. Palce, długie i smukłe zanurzyły się w jego włosy ściskając mocno czaszkę. Nie było to zbyt bolesne. Ból nastąpił dopiero później. Oczy Ferii zaczęły lśnić, z ust wyrwał się zduszony okrzyk. Długie, złote włosy zafalowały po czym ożyły otulając ich złączone ciała. Tysiące igieł niemal w jednej chwili wbiło się w Strażnika. Nie miał jak krzyczeć. Słodkie usta Taerii skutecznie mu w tym przeszkadzały. Nie mógł też się wyrwać powstrzymywany przez stalowe objęcia jej dłoni. Przez ból, który mimo iż niemożliwy do wytrzymania to jednak w jakiś perfidny sposób upajający, przedarła się świadomość zbliżającego się końca.

Nagle odchyliła głowę przerywając pocałunek. Z jej ust wyrwał się okrzyk zaskoczenia i bólu.

- Taeri z klanu Kiro, córko rodu Ferie. - Męski głos niemal utonął w przerażającym wyciu jakie wydobyło się z gardła kobiety. - Mocą nadaną mi przez Oskarżycielkę... - igły wdarły się głębiej w ciało Morbiusa. - odbieram ci prawo do istnienia. - po czym zniknęły wraz z ich właścicielką.

- Idziemy. - wydany obojętnym głosem rozkaz przedarł się przez oszołomiony umysł Izzaka, który ze zdziwieniem stwierdził że klęczy pośrodku czegoś co kiedyś musiało być świątynią, lecz teraz było tylko jej zrujnowanym cieniem.


Właściciel głosu stał parę kroków przed nim. Miał skrzydła, w jego dłoni lśnił srebrny miecz, a na twarzy malowała pogarda zmieszana z odrobiną litości. Odgłos złotej krwi skapującej z ostrza na popękaną posadzkę był jedynym, który zakłócał ciszę.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline