Wątek: Powrót
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2011, 00:13   #3
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Według słów Aloena najbliższa osada, niewielkie lenne miasteczko barona Ronina znajdowało się kilka godzin na południowy zachód od świątyni. Było dość czasu by dotrzeć tam przed wieczorem.

Gdy Hans wychodził ze świątyni za jego plecami pojawił się nagle posępny kapłan. Poruszał się tak szybko i cicho, że z pewnością musiał być nie tylko bożym sługą i z pewnością wyróżniał się wyszkoleniem.

- Jeszcze krok i zginiesz.

Hans skoczył na bok z szybkością błyskawicy, ujawniając swoje zdolności. Jego ciało zamigotało w powietrzu, mieszając się z cieniami.
- Pięknie! - Kapłan skinął głowa z wyraźnym uznaniem - Chyba nie sądzisz, że chciałem Cię zabić po tym jak przez kilka godzin walczyłem o twoje życie? Zwróciłeś uwagę Maski. Czasami na tym świecie przydaje się mieć odpowiedniego sprzymierzeńca.
- W miejscu, z którego pochodzę, nawet przyjaciele myśleli o tym, jak się mnie pozbyć. Nie wiem kim jest ta twoja maska. Jak się domyślasz, nie znam twoich bogów.

Głos dochodził niemal zewsząd. W kilku rzeczach Midrith był absolutnym mistrzem, a w ukrywaniu się był najlepszy.
Kapłan nie ruszał się z miejsca i nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów.
- Maska jest bogiem takich jak ty. Lubiących żyć wśród cieni.
- I niby już? Mam mu służyć? W sumie za jego pomocą uratowałeś mi życie. Więc zrobię coś dla ciebie. Zastanowię się nad tym. A teraz żegnaj.
- Służyć? Myślę że twoje przyszłe czyny będą doskonałą służbą, ale pewnego dnia Maska może chcieć osobiście czegoś od Ciebie. Żegnaj Tancerzu.
- Skinął mu głową a potem rozwiał się w cieniu.
- Świetnie, będę mógł pogadać z nim bezpośrednio. Cyrografów nie podpisywałem.
Pojawił się znowu, z czymś na kształt pogardy spoglądając za kapłanem. Nienawidził, gdy ktoś od niego coś chciał za przysługę, o którą nie prosił.


Droga nie była uciążliwa. Najwyraźniej zanim obróciła się ku ruinie świątynia musiała być miejscem często odwiedzanym, bo jeszcze teraz prowadziła do niej całkiem wygodna droga. Nie niepokojony przez nikogo po za owcami pasącymi się na zielonych halach na kilka godzin przed zmierzchem dotarł do położonego u stóp podgórza niewielkiego miasteczka, otoczonego drewniana palisadą. O tej porze brama była otwarta, a strażnicy nie zatrzymali człowieka, który najwyraźniej nie miał ze sobą towarów na sprzedaż. Centrum stanowił niewielki rynek wokół którego stało kilka solidnych budynków. Najwyraźniej tutaj mieszkali najbogatsi mieszczanie. Także tutaj znajdowała się gospoda, dom Rady Miejskiej i więzienie.

Hans wątpił, by w takim miejscu miał szansę na dowiedzenie się czegokolwiek, czy choćby zakupienie bardziej potrzebnych rzeczy. Było to jednakże całkowicie wystarczające miasteczko do rzeczy pierwszej potrzeby, jak choćby jedzenie i łóżko na noc. Najpierw rozejrzał się w poszukiwaniu kowala. Czarny miecz łatwo było przemycić do miasta, ale chodzenie z obnażoną bronią było niezbyt rozsądne. Wszedł do budynku, kładąc przed kowalem broń.
- Potrzebuję pochwy na to, najpóźniej do jutra rana. Płacę złotem.
Pokazał mu małą złotą grudkę. Niestety Gail nie miała tutejszych monet, więc na razie musiał posługiwać się takim środkiem płatności, który niestety był łatwy do zapamiętania. Ale także nie zamierzał w tym mieście podejmować jakichś nierozsądnych działań, a płacący złotem obcy w końcu wyleci tutejszym z głów.
- Czarna, prosta, z żelaza? - rzemieślnik obrzucił klienta uważnym spojrzeniem i zagryzł podaną nu grudkę. Pokiwał głową w uznaniu jakości.
- Wystarczy. Nie powinna rzucać się w oczy.
Skinął mu głową i wyszedł, zostawiając zapłatę. Doskonale wiedział, że potrafił potem odebrać co jego, tak czy inaczej. Następne kroki skierował zaś do karczmy. Nie pamiętał kiedy ostatnio coś jadł.

Gospoda pod "Grubym osłem" wabiła zapachami już od drzwi. W środku znajdowało się sporo ludzi i kilkoro niziołków. Najwyraźniej także przedstawiciele tej właśnie rasy byli tutaj gospodarzami. Za kontuarem stał łysawy niziołek ze sporym brzuchem, a do stołów podawały dwie rumiane niziołcze dziewuchy.

Hans nie rozglądał się zanadto. Założył nawet kaptur na czas wejścia, nie chcąc ściągać zbyt wielu spojrzeń. Brakowało mu żelaznego pierścienia, za którego pomocą bez trudu mógł ukrywać bliznę i owijający się wokół tatuaż, które były bardziej specyficzne niż kaptur. Usiadł przy małym stoliku, wyszukując ten najbardziej ukryty, i przywołał gestem kobietę rasy, z którą w Bissel spotykał się rzadko, ale która nie była dla niego nowością czy zaskoczeniem.
- Ciepłą strawę i wodę, chciałbym także pokój na noc.
Dziewczyna popatrzyła na gościa z ciekawością, ale najwyraźniej coś w jego spojrzeniu powstrzymało ją przed zdawkową rozmową jaka zazwyczaj prowadziło się z nowo przybyłymi. Właściwa ocena gości z pewnością była zaleta tego miejsca, bo w kilka chwil przed Hansem znalazł się półmisek doskonale pachnącej i jeszcze lepiej smakującej potrawy z mięsa i kaszy oraz dzban z wodą. Dziewczyna poinformowała go także, że jego pokój znajduje się po prawej stronie na pierwszym piętrze. Jak później miał się okazje przekonać był to jedyny pokój z tej strony, a od reszty oddzielała go klatka schodowa.

Nie miał jednak zamiaru jeszcze spać, a rzeczy do zostawienia nie posiadał, więc nie spieszył się z posiłkiem. Można powiedzieć, że nie jadł nic od... lat. Ale i z kobietą jeszcze nie skończył, w końcu nie było lepszych miejsc do zdobywania informacji niż karczmy. A on nie potrzebował na razie nic, co wymagałoby specjalnych starań.
- Będę potrzebował zakupić kilka rzeczy w waszym mieście. Mapy, może jakieś... mniej standardowe przedmioty. Macie tu coś takiego?
- Jest lombard i sklep alchemika
- dziewczyna uśmiechnęła się, a w jej twarzy pokazały się dwa dołeczki - tam sprzedają mniej... - słowo wypowiedziane przez gościa okazało się chyba zbyt skomplikowane dla niej - różności, ale nie wiem czy mają mapy. Może urzędnik u burmistrza mógłby pomóc.
- Całkiem nieźle, jak na... takie miasto. To powinno wystarczyć
- skinął jej. - Albo nie, czekaj. Chciałbym też zakupić nieco... monet. Za złoto. Czy ktoś zajmuje się taką działalnością?
- Może i nasze miasteczko jest małe, ale mamy wszystko czego nam trzeba!
- W oczach dziewczyny pojawiła się wyraźna duma - Mamy nawet bank!

Hans nie okazywał emocji, ale dowiedział się podczas tej krótkiej rozmowy bardzo wiele o nowym świecie. Był inny, mocno inny. Bardziej swobodny, bardziej wypełniony magią, skoro na takim zadupiu mieli alchemika. W Ainorze takiego może znalazłby w Gniewie a może nawet nie. O bankach nie wspominając, choć słyszał już to pojęcie. Dopytał się jeszcze o lokalizację wszystkich tych miejsc.
- Czy coś jeszcze jest otwarte o tej porze, czy będę musiał je odwiedzać rankiem?
- Zaha Hadid lubi pracować nocami. Podobno wtedy nic jej nie rozprasza. Można do niej chodzić od popołudnia do świtu, ale nigdy nie rano. Wtedy jest wyjątkowo niezadowolona.
- Niziołka ponownie się uśmiechnęła - A Ronald Gorh nigdy nie ma nic przeciwko widokowi złota. Mieszka nad bankiem.

Ponownie skinął głową, kończąc swój posiłek i wstając od stołu. Za pochwę mógł jeszcze zapłacić złotem, ale za karczmę już przepłacać nie zamierzał. Gorzej, że nie znał tutejszych cen złota... ale zawsze mógł tego po sobie nie pokazać i licytować od sumy kilkukrotnie wyższej od podanej przez tamtego. Najpierw jednak zamierzał sprawdzić i zabezpieczyć pokój.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline