Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2011, 13:05   #220
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Jaczemir, tylko on zachował przytomność umysłu. Ale czy barykada cokolwiek pomoże, skoro upiorom nie mogły oprzeć się grube kamienne mury – rozmyślał wciąż rozciągnięty na podłodze Stary Mistrz. Pewnie nie, ale leżenie i czekanie na nic się nie zda. Arwid wolno przekręcił się na bok, wsparł na łokciu, chwilę odczekał jakby w oczekiwaniu na rażący ból w piersiach. Nie pojawił się … jest dobrze – pomyślał. Potem ukląkł na kolana. Uniósł głowę, obrzucił wzrokiem nagie ciało Hoeniga, to stad musiało pochodzić sapanie Jaczemira gdy je rozdziewał. Wstając na nogi Daree podniósł też ostrze laski … zakrwawiony przedmiot, który na krótko pozwolił im oprzeć się złu i chaosowi. Zabić jednego z nich może i ocalić Opowieść. Bo czemuż to Konstancin wertował karty, jeśli nie z woli zniszczenia tego co było nie po myśli jego mocodawców. Arwid wytarł ostrze w sukno ubrania jego ofiary. Krew była już zastygła, więc Mistrzowi nie przychodziło to łatwo. Kiedy ostrze połyskiwało już metalicznym blaskiem na powrót ukrył je w pochwie laski, którą zwykł się podpierać. Daree spojrzał na Jaczemira, który przysiadł na skrzyni i sapał ze zmęczenia albo zdenerwowania.

- Zabarykadować wejście … jeśli myślisz, że ma to pomóc to zróbmy to – bez przekonania w głosie po raz pierwszy od dłuższego czasu ozwał się Arwid.

Skrzynia była ciężka, bardzo ciężka … albo oni bardzo słabi. Jeden czort, skutek ten sam. Kiedy wreszcie dopchnęli ją pode drzwi obaj sapali jak zapaśnicy. Serce kołatało, ale tym razem, choć ledwo żywy z wysiłku, Arwid nie odczuwał bólu. Jednak dla pewności postanowił odpocząć w bezruchu. Jaczemir też rzęził jak popękana waltornia. Ale sprawiał wrażenie jakby dotaszczenie skrzyni sprawiło mu wielką radość. Długo siedzieli tak na skrzyni sapiąc z wybałuszonymi oczami. Wreszcie któryś z nich zapytał.
- I co dalej?

Pierwsza niedogodność już dawała znać o sobie. Po nerwach, po dużym wysiłku i wylanym przy przesuwaniu skrzyni pocie. Pić. Wkrótce, dużo później ale jednak, zapewne do swej siostry pragnienia dołączy również brat głód. Popatrzyli na siebie, ze zrozumieniem. Tylko znieruchomiałej Liselotte zdawało to nie obchodzić.

- Siedzimy - odpowiedział Daree. - Jeśli mamy skończyć Opowieść to trzeba opracować plan i zawrzeć to co najistotniejsze. Mamy może z pięć ... siedem dni zanim padniemy z pragnienia. Ile jesteśmy w tym czasie w stanie napisać? Całego rozdziału raczej nie damy rady. Tym bardziej, że panienka Liselotte potrzebuje czasu aby umysł doszedł do siebie. A może zacząć od końca i zakończenie napisać. Nawet jeśli kart w księdze braknie to historyi i tak już nikt nie przemieni.

- Przemieni, przemieni - skomentował z kwaśną miną Jaczemir - To co napisane zmienia. Wsjo. I to co zaszłe i to co przyszłe. A żeby tego było mało, jedna rzecz jeszcze nie daje mi spokoju. - Jaczemir chwilę milczał żując w milczeniu gęstą ślinę i zastanawiając się, czy skończyć myśl. Zdecydował się jednak - Myślę, że prócz nas ktoś jeszcze w Opowieści grzebie Arwidzie. Ale o tem powiem Ci gdzie indziej... - starzec zerknął z lękiem za siebie - Chodźmy ode drzwi. Te psiekrwie mogą strzyc uszami...

Nie bez trudu podnieśli się ze skrzyni. Arwid opierając się na lasce powlókł się w kierunku stołu na którym zwykli składać karty opowieści. Oddychał ciężko, czy to ze zmęczenia, wzburzenia a może wszystkiego po trosze. Zasiadł na ławie i z oczekiwaniem w oczach patrzył na Jaczemira czekając na rewelacje, o których wspomniał artysta. Tamten nic zrazu nie mówiąc zaczął wertować rękopis Opowieści. Staremu Mistrzowi zdawało się że Jaczemir szuka czegoś pomiędzy kartami, bo niektóre wysuwał nieco, nad innymi spędzał więcej czasu. Złość powoli zaczynała brać Arwida, kiedy Jaczemir grzebał bez końca w rękopisie mamrocząc jedynie pod nosem niezrozumiałe wyrazy, jednak nie przerywał. Sam nie chciałby, by mu przerywano.
Wreszcie Jaczemir widać skończył kartkowanie dzieła, bo wyprostował się i z ukontentowanym obliczem obrócił w stronę siedzącego naprzeciw Mistrza księgę rzekł.
- Tutaj. Czytaj.
Arwid zmrużył oczy. Najpierw przebiegł wzrokiem pobieżnie po karcie, szukając w pamięci czego dotyczył wskazany przez Jaczemira fragment. Potem od wskazanego miejsca, powoli, zastanawiając się nad kontekstem każdego słowa czytał tekst Opowieści.

Ulewa siekła wściekle przemierzającego leśną ścieżkę konnego. Kompletnie przemoczony już dawno zrezygnował z jakichkolwiek, i tak skazanych na niepowodzenie prób zabezpieczenia się przed tłukącą ziemię wodą. Kaptur rdzawej opończy zsunął się i deszcz bez przeszkód siekł łysinę podróżnika, przykleił do czaszki wianuszek rzadkich włosów na skroniach i potylicy, strumieniami wody spływał korytkami zmarszczek. Jakby tego było mało, mężczyzna co jakiś czas zanosił się dławiącym kaszlem i sam opluwał siebie i grzywę konia wymiocinami.
Jechał powoli. Wszystko, czego kiedykolwiek dokonał, robił pomału. Tak i teraz....
...spojrzeniem skwitował nagłe pojawienie się na polanie pokrytego futrem, odzianego jedynie w zniszczony habit o nieokreślonej barwie, ryczącego monstrum.
Ożywił się dopiero, gdy po dłuższym czasie na polanę zajechał poprzedzony bulgoczącym kaszlem niski, krępy mężczyzna w rdzawej opończy.


- Przekleństwo. Umierającego - szepnęła Liz, po raz kolejny w ciągu paru chwil wielkim wysiłkiem wydobywając się ze stuporu. Myślała na głos, próbując połączyć zdarzenia i znaleźć luki. - Umierającego wroga, który w ostatnich słowach zdaje się dzielić największą troskę swego zabójcy... Jakby sprzymierzeńcem był... Erwin van der Vaurt... Konstantin... Jakże mogłam zdążyć, skoro nie było jej tam. Van der Vaurt... Vautrin! Czym ja kiedykolwiek spojrzała na niego oczyma Pani Zamku...? I któż inny mógł choć jedną jotę dodać...?

Jaczemir , Który jak dotąd całą swoją uwagę poświęcał Arwidowi Daree uważnie przypatrując się jego twarzy podczas lektury podsuniętych fragmentów, nagle załapał, że dziewczyna coś mruczy. Melodyjny pomruk był jak muzyka, inny w wymowie niż pieśń zamku, jednak pewien był tego, że tak samo brzemienny w skutki. Nie zareagował gwałtownie bojąc się naruszyć rytm jakimś zdecydowanym ruchem. Przechylił tylko głowę i słuchał. Słuchał z przejęciem.
- A przecież przy nim się we mnie zaszczepiała zmiana, poruszały pierwsze kamienie na piargach... Któż mi suknię szkarłatną, strojną podał i... ta uczta wieczorna, pierwsza z Jaczemirem, czyż nie wtedy się zaczęło, z lęku przed nim... Nie, wcześniej, ale... Majaki po upadku z wieży. Był. On znał Panią Zamku i znikł, nim ona w pełni uczyniła mnie naczyniem...
Podniosła głowę.
- Czy dobrze myślę? Czy dziwną prowadził grę i przehandlował mnie Pani Zamku za sojusz? Czy to dlatego pytał Mściciela, czemu nie za Liselottę się mści...?
Ich spojrzenia się spotkały. Starzec popatrywał na Liselotte swym jednym okiem, a dłoń powędrowała za pazuchę, skąd wydobył brudne zawiniątko. Rozłożył je na blacie stołu tuż obok otwartej księgi. Ze szmaty połyskiwało złotem dziesięć imperialnych koron, a wśród nich nietypowym blaskiem - pierścień.
- On tu jest, Liselotte, Jest na zamku... - powiedział cicho.
- Czemu zatem pozwolił, by splądrowano skryptorium? Czemu pozwala pozostawać tu Wrogom? - syknęła z napięciem. - Jego cel...
Arwid skończył czytać wskazany przez Jaczemira fragment. Jeszcze raz przebiegł wzrokiem po karcie po czym wiedziony przeczuciem przewrócił stronę. Scena na rozstaju z żebrzącym dziadem i duchem Mściciela zmierzającym do zamku.
Daaj Panie … skowyt żebraka. Srebrnik w mieszku Jaspera. Przeczucie nie myliło go.
- Tego jest więcej – powiedział na głos Arwid wchodząc w słowo Liselotte. – Znam też chyba tajemnicę tego żebraka, któregoś Jaczemirze odmalował. Czyż to nie ten stajenny z magazynów przy Haumstrasse w Wolfenburgu. Był gołowąsem kiedy spotkali się pierwszy raz. To kolejny dowód, że to co tu tworzymy ma moc.
- Ma - odpowiedział Jaczemir - Jeno że... Skażu wam szto nibut... Pisząc Mściciela tworzyłem niejako pod zamówienie. Fabuła była ustalona, należało ją jeno oblec w słowa. Nic prostszego, siąść, napisać i z głowy. Takem czynił. A jako wiecie dopierom co się na zamku domowić zaczynał, tedy korzystało się z dobrodziejstw... korzystało. Pomnicie? Wtedy, kiejście w izbie mnie naszli, tej na małym dziedzińcu... Były nowe karty, a ja... cóż, bez pamięcim się obudził... Pismo moje, skladnia, wsjo... - Jaczemir zasępił się wyraźnie - ...Jeno ja etowo nie pomniu...
- Pamiętam, to było po turnieju strzeleckim, coś w nim Jaczemirze kruka ustrzelił. Jak z panienką Liselotte żeśmy cię odwiedzili karty po klepisku się walały. Może pisarska wena w nocy przyszła a ty ledwie żyw z przemęczenia niczego potem nie pamietałeś?
- Kruka? Niet. Etu sjieraju pticu. No nie ważno. To wtedy było. Inszymi razami też...
- Ptica, kruk jeden czort. Pamiętam także, ze sporo pustych flaszek się walało. Może to powód amnezyi twej?
- Da... a to mus wam jeszcze wiedzieć, że nie tylko w rękopisie teksty ukryte.
- Widziałeś je jeszcze gdzieś? - Arwid z zainteresowania aż brwi uniósł.
- Da. - odpowiedział Jaczemir - Dziś, kiedym się po zamkowych komeszach błąkał, naszoł ja tiekst na stjeni... W niem upiory na zamek wpadły. Potom... sami znajetie...
- Trochę ulgi poczułem Jaczemirze, bo oznacza to, że nie myśmy ich na zamek poprzez karty Opowieści ściągnęli. Ktoś inny to uczynił w sposób trudny do wymazania. Mnie tylko Konstantin do głowy przychodzi.
Jaczemir myślał długo z wzrokiem zapatrzonym w leżącego pod ścianą trupa.
- No nie wiem... - odezwał się cicho - Może być... choć widzi mi się co zbyt proste wszystko na trupa zrzucić. My wsje swoje do całości dokładamy. Ty, Arwidzie, ja, Liselotte... tak i von Hoening... on eto kolco napisał. - Jaczemir wskazał na pierścień leżący w zawiniątku na stole. - My wsje... możet byt jeszcze ktoś...
Zapadła cisza.
- Pomnitie, sztom wam gadał, kiedym z lasu wrócił? Co elf mnie skazał? Czarownik przybędzie na wezwanie tego, który się budzi.
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 07-03-2011 o 13:07.
Irmfryd jest offline