Wątek: Powrót
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2011, 22:46   #4
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Okazało się że przydzielony mu pokój nie był ekskluzywnie wyposażony, ale łóżko było wygodne, pościel czysta, a na toaletce stała spora misa i dzban z wodą oraz czyste ręczniki.
Jedyne okno wychodziło na tyły budynku i wąska, ciemną uliczkę. Było to zadowalające, więc tylko wyrwał sobie dwa włosy. Jeden umieścił w oknie, drugi w drzwiach, zamykając je ostrożnie. Stare nawyki, o których wolał nie zapominać. A potem skierował się prosto do banku.
Wskazówki udzielone mu przez dziewczynę okazały się bardzo dokładne. Bez problemu znalazł wąski, murowany budynek w którym się mieściło się coś co miejscowi dumnie nazywali bankiem. Tak naprawdę było to niezbyt duże pomieszczenie z jednym oknem w którym tkwiła solidna krata. Drzwi zabezpieczone były metalowymi okuciami i całkiem solidnym zamkiem, który jednak nie stanowiłby wielkiej przeszkody dla Hansa gdyby ten zechciał go pokonać. Do mieszkania na górze prowadziły dobudowane z boku schody. Midrith jednak postanowił być tu grzeczny na tyle długo, na ile mógł. Ta sakiewka złota, którą posiadał, nie wydawała się jakimkolwiek obciążeniem dla Gail, a przecież nie zamierzał jej też wyrzucać w błoto. Skierował się na schody i mocno zapukał do drzwi. Po chwili usłyszał człapanie w niewielkim okienku w drzwiach pojawiła się twarz o krzaczastych brwiach i smolistym zaroście zdecydowanie należąca do przedstawiciela krasnoludzkiego ludu:
- Kogo po nocy niesie? - zapytał gderliwie z wyraźną podejrzliwością patrząc na przybysza, którego widział pierwszy raz w życiu.
Krasnolud! No tak, to wyjaśniało kilka kwestii... i ułatwiało kilka innych.
- Na imię mi Joseph - postanowił używać fałszywego imienia przynajmniej przez jakiś czas. - Chciałbym wymienić złoto. Na monety. Nie będę się targował jakoś niezwykle mocno.

- Złoto? - To było zdecydowanie to słowo klucz, które zawsze otwierało krasnoludzkie serca, a także drzwi do ich domów. Tak samo otwarły się teraz przed łotrzykiem te do domu Ronalda Gorha, kiedy Hans potrząsnął mu przed nosem sporym mieszkiem otrzymanym od Gail. Krasnolud z powrotem zatrzasnął za gościem solidne sztaby, a potem poprowadził go do dębowego stołu na którym stała miedzy innymi dość skomplikowana waga.
Wysypał na szalę zawartość podanej mu przez Hansa sakiewki. Zaczął coś mruczeć i obliczać za pomocą liczydła. Na próbę sprawdził kila grudek za pomocą imponującego uzębienia:
- Jakie nominały cię interesują?
- Wszystkie, choć tych mniejszych tyle tylko, bym mógł płacić za karczmy i jedzenie. Wolę nosić mniejszą sakiewkę.
- Sześćdziesiąt pięć sztuk złota, czterdzieści pięć srebra i pięćdziesiąt miedzianych. W trzech sakiewkach? Może być?

Łotrzyk uśmiechnął się nieznacznie. Mimo nieznajomości kraju znał się na szacowaniu. po obejrzeniu tutejszych monet podał swoją cenę. Ostatecznie spotkali się w połowie drogi, każdy zadowolony. Hans opuścił bankiera z trzema sporymi sakiewkami ukrytymi pod ubraniem i skierował się od razu do kobiety o dziwnym imieniu i nazwisku, przypominającym trochę te, z którymi spotkał się w przypadku Ketyjczyków.

W pracowni alchemicznej płonęło światło. Przepływało przez okno, w którym ktoś zamiast typowych szyb wstawił kolorowe szybki i rzucało barwny, rozedrgany obraz na wybrukowaną kocimi łbami ulicę. Drzwi, mimo później pory, nie były zamknięte. Kiedy Hans nacisnął klamkę ustąpiły bez problemu, a po pomieszczeniu rozszedł się przyjemny dźwięk delikatnych dzwonków. Wnętrze nie było zbyt wysokie. Wszędzie zwieszały się z sufitu kolorowe draperie i suszone rośliny powiązane w długie sznury, a migotliwe światło pochodziło od kilku kolorowych lampionów zwieszonych u sufitu. Do jego nozdrzy dotarł silny zapach kadzidła. Gdzieś z głębi dobiegł do niego niski kobiecy głos:
- Już idę - i po chwili oczom mężczyzny ukazała się drobna kobieta w nieokreślonym wieku, z pewnością jednak mocno przekraczającym młodość. Ciemne, rozpuszczone, długie do pasa włosy przetykały pasma siwizny, a wokół oczu widać było siateczkę zmarszczek. Najwięcej jednak o jej wieku mówiły jej dłonie: Szczupłe, drobne i mocno pomarszczone. Kobieta ubrana była w luźną, długa do ziemi, ciemnogranatową szatę, przewiązaną w pasie szarfą w tym samym kolorze:
- Czym mogę służyć? - Zapytała z ciekawością.
Hans nie mógł się powstrzymać przed oceniającym spojrzeniem, które choć krótkie, bystra osoba mogłaby wychwycić. Wiedział, że to nieostrożne, ale z drugiej strony, wciąż musiał sobie przypominać, że tutaj nikt nie nastaje bez przerwy na jego życie i nieprzerwane oglądanie się za siebie byłoby lekką paranoją. Rozejrzał się dookoła.

- Słyszałem, że masz do sprzedania interesujące przedmioty. Chciałbym kilka zakupić, ale nie wiem jeszcze co dokładnie posiadasz.
Obrzuciła go uważnym spojrzeniem:
- Mikstury miłosnej raczej nie poszukujesz... ale i z wyłączeniem tej dziedziny mój arsenał środków alchemicznych jest całkiem obfity.
- Na pewno będzie mi potrzebne coś na trucizny, może rany, jeśli takie także posiadasz. Nie obraziłbym się za coś przyspieszającego ruchy i ułatwiającego poruszenie się...
Przyjrzał się jej bardzo dokładnie.
- A może masz coś bardzo specjalnego? Nie pochodzę stąd... i moja wiedza o magii i jej możliwościach jest raczej ograniczona.
- No to na początek powinieneś wiedzieć że silna magia tutaj jest droga. Bardzo droga i mało kto może sobie na nią pozwolić. Standardowe, przeciętne mikstury to od pięciu w górę. Najdroższe koło stu.


- Myślę, że nie mówimy o najdroższych, nie są mi w tej chwili niezbędne. Wolę subtelniejsze rzeczy, nie licząc może tych, które wymieniłem na początku - antidotum i mikstura lecząca lepiej żeby działała szybko i skutecznie, nawet jeśli mają być droższe.
Kobieta zastanowiła się:
- Wszystkie mikstury leczące zasklepiają rany, ale na pełne wyzdrowienie zawsze trzeba poczekać. Ich cena zależy od tego na jakie rany są przeznaczone. Od lekkich, powierzchownych, poprzez te do silniejszych obrażeń aż po rany spychające na krawędź śmierci. Powiedzmy że mogłabym dla ciebie przygotować... nalewkę średniej mocy za piętnaście sztuk złota. Co do antidotum... skuteczne stuprocentowo na wszystkie trucizny to spory wydatek, mogę jednak zaproponować takie opóźniające działanie trucizny nawet do kilkunastu godzin. Za dziesięć od sztuki. Leczenie u kapłanów jest znacznie tańsze, w niektórych świątyniach wystarczy tylko niewielki datek na rzecz świątyni. - Wyjaśniła z lekkim uśmiechem. - Przyśpieszenie ruchów to też raczej górna półka cen, ale może chciałbyś mieć możliwość wspinania się po pionowych ścianach i chodzenia po suficie?

Midrith zniecierpliwił się jej gadaniem, jak do kogoś chorego na umyśle. Nie przerwał jej jednak, wysłuchując przydługiej przemowy w całości. A potem pokręcił głową.
- Nie interesują mnie półśrodki. Jeśli mam tego używać, to musi to ratować moje życie. Dosłownie. Mocniejsze cięcie czy uderzenie w mniej witalny punkt nie jest zabójcze. Ja chcę, aby taka mikstura uratowała mi życie, jak ktoś rozerwie mi tętnicę. A opóźnienie trucizny? I co, mam umierać dłużej? To co prawda i tak lepsze niż nic, ale tylko w przypadku braku faktycznie skutecznych środków. A chodzenie po suficie? To brzmi dobrze.
- Świetnie! -
Skinęła głową - tak więc coś co wyleczy najgorsza ranę, coś co zniszczy każdą truciznę i coś do doskonałej wspinaczki - zastanowiła się chwilę - To będzie razem sto dwadzieścia i przyjdź przed świtem. W ciągu dnia nikogo nie przyjmuję.

Skinął głową i wyszedł. Oczywiste było, że nie ma na to pieniędzy, ale kobieta zirytowała go na tyle, że nie miał zamiaru z czegoś zrezygnować. Mógł potem nie kupić jednej z nich. Ale... raczej zastanowiło go, czemu kobieta nie przyjmuje nikogo w świetle słonecznym. Kadzidło choćby było wykorzystywane w wielu sytuacjach, także tych tuszujących zupełnie inną woń. Zatrzymał się w uliczce naprzeciwko domu wiedźmy, przyglądając się mu bardzo uważnie. Był dziwny. Niezbyt wysoki, ale sądząc po poziomie sufitu w środku powinien mieć jeszcze jedną kondygnację. Tyle że po za witryną z kolorowymi szybkami i drzwiami nie było w nim innych otworów. Od tyłu przylegał do niego inny budynek, tak samo jak i z boku. Więc raczej nie było tam więcej okien.
No cóż. Mógł zrobić tylko dwie rzeczy. Poczekać na dzień lub wejść już teraz. Kobieta powinna być zajęta własnymi sprawami, ale tak czy inaczej, było to ryzykowne, choćby przez te dzwonki. Sługa oczywiście mógł się przydać, tylko jeśli dom był zabezpieczony, ryzykował niepotrzebnie. Wyzwanie jednakże było na tyle ciekawe, że zamierzał przejść się jeszcze po mieście i wypytać o tę kobietę. Wyjął jedną z sakiewek i zawiesił ją sobie na pasku. To powinno przyciągnąć "miłych" ludzi, jeśli tu tacy byli. Nie wierzył, że nikt nic o niej nie wiedział.
 
Sekal jest offline