Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2011, 21:04   #28
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czyż jestem strażnikiem brata mego? powinien był odpowiedzieć Zhaaaw, ale Samaela była już dosyć zła, więc podsycanie jej gniewu byłoby rzeczą mało rozsądną.
Co prawda każdy z nich mógłby mieć brak rozsądku wypisany na czole, ale zapewne jakieś resztki jeszcze w Zhaaawie kołatały.

- Wstał i sobie poszedł, nie zważając na głos rozsądku - odparł. Kolejny cytat, tym razem o wołającym na puszczy, znowu wziął się nie wiadomo skąd. - Nie zdążyłem go zatrzymać, a zastrzelenie go wydało mi się kiepskim pomysłem. Doszedł do krawędzi i zniknął.

Odwróciła się by spojrzeć na drogę którą właśnie pokonała.

- Rozumiem - odpowiedziała uspokajając się nagle. - No nic, pora ruszać. - oznajmiła.

- Pójdziemy go poszukać? - spytał Zhaaaw, zakładając koszulę i chowając broń.

- Nie - odpowiedziała niemal natychmiast. - Sam wybrał sobie ten los, niech zapłaci za własną głupotę.

Zabrzmiało to szalenie optymistycznie. Ale - nie da się ukryć - dość logicznie. I, niestety, słusznie.

- Zatem dokąd się wybieramy? Idziemy górą, czy dołem? - spytał.

- Górą. Reszta już na nas czeka, lub będzie czekała. - Zmierzyła Strażnika uważnym spojrzeniem. - Mam nadzieję, że wykażecie dość rozsądku by nie narazić się tym, którzy do nas dołączą.

- Czy my wyglądamy na takich, co narażają się komukolwiek? - Zhaaaw wyglądał jak uosobienie niewinności. Przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w jego przypadku. - A czy zechcesz się podzielić informacją, kim są ci, co mają się dołączyć?

- Obawiam się, że nie mam wyjścia. Mogę to jednak zrobić równie dobrze idąc, a przy tym zaoszczędzić czas.


Zhaaaw już wcześniej skończył pakowanie się, był zatem gotów do drogi, zanim jeszcze Samaela skończyła swoją wypowiedź.

- Panie przodem - powiedział. - Czy jak przekroczymy krawędź krateru, to znikniemy tak jak Izzak? Nie musimy czasem trzymać się za ręcę czy coś w tym stylu? - W głosie Zhaaawa zabrzmiał ledwo dostrzegalny cień ironii.

- Bariera została zdjęta gdy ją przekroczyłam. Nie masz się czego obawiać, ale jeżeli doda ci to odwagi... - odwróciła się i ruszyła przodem.

- Nie chodzi o brak odwagi, bo ten został daleko stąd, w Center - odparł niewzruszony Zhaaaw - ale o to, że to ty znasz drogę.

O ciekawych widokach, jakie miał idąc za Samaelą, wolał nie wspominać.



Miasto nie zmieniło się. Nadal królowały ruiny oraz porozrzucane wszędzie szkielety.

- Jak widzisz wystarczy podążać za mną lub przy mnie - odezwała się dopiero po chwili kierując ich jednocześnie w jedną z ulic. - Chciałam zapewnić wam bezpieczeństwo. Nie przewidziałam, że jeden z was okaże się aż takim głupcem. Mój błąd...

- Swoją osobą? Ową osłoną, o której wspomniałaś wcześniej? Czy też masz na myśli tych przyszłych towarzyszy naszej wędrówki?
- spytał Zhaaaw. Widać nikt nie jest doskonały. Nawet anioły czy anielice.

- Osłoną gdy mnie nie było i oczywiście sobą... - Uśmiechnęła się, milknąc.

- Innymi słowy - powiedział Zhaaaw - jak tylko zacznie się robić niebezpiecznie, to się mamy chować pod twymi opiekuńczymi skrzydełkami? Czy też skoro ty jesteś z nami, to nic nam nie zagraża? Prócz owych smoków i co tam biega po powierzchni?

- SÅ‚ucham?
- zapytała zaskoczona, po czym powróciwszy na ziemię odpowiedziała. - W takim wypadku lepiej zrobicie oddalając się od owych skrzydełek. Czasem w trakcie bitwy... Lepiej dla was byście nie napatoczyli mi się pod ostrze. - Nieco przyspieszyła. - Wkrótce sami się przekonacie. Musimy odejść jak najdalej od tego miejsca i muru.

- Przez przypadek zamienisz nas w sieczkę - Zhaaaw stłumił uśmiech - gdy wpadniesz w morderczy szał? Interesująco to brzmi.
- Może teraz, skoro nikt na nas nie napada, opowiesz coś więcej o murze i naszych przyszłych towarzyszach? Sojusznikach, mam nadzieję.


- Nigdy przez przypadek - poprawiła. - Ci, z którymi wkrótce się spotkamy pochodzą z dwóch różnych światów. O Kamaelu już wspominałam. Drugą osobą jest mieszkanka Otchłani, Ziona.

- Otchłań, jakimś dziwnym trafem, źle mi się kojarzy
- powiedział Zhaaaw. - No dobrze. Co dalej robimy? Bo chyba nie spotykamy się z nimi po to, by porozmawiać o pogodzie.
- A, nawiązując do tego, co mówiłaś o Kamaelu i Miji... Mija też się zjawi? No i czy przebywanie z tobą nie naraża naszych dusz?


- Jeżeli Otchłań źle ci się kojarzy to wiedz że jest znacznie gorsza niż wszystkie twoje koszmary razem wzięte. - Jej głos stwardniał, jednak gdy mówiła dalej, z każdą chwilą wracał do normalnego brzmienia. - Mija będzie obecna. Jej dusza nie została przejęta. Zaś odpowiadając na twoje ostatnie pytanie... - przystanęła by na niego spojrzeć. - W każdej sekundzie przebywania w mojej obecności ją narażasz. Wystarczy bym zapomniała dlaczego was potrzebuję. Nawet ochrona... Jesteście cudowną pokusą, którą bardzo ciężko zwalczyć. - Jej oczy zalśniły czystym pożądaniem. Szybko odwróciła głowę.

Ten błysk w oku był co najmniej niepokojący. Przynajmniej Zhaaawowi się nie spodobał. I zaczął się zastanawiać, czy czasem ochrona nie jest bardziej niebezpieczna, od niebezpieczeństw czyhających na nich tu czy tam.

- Cóż zatem sprawia, że nie realizujesz swoich pragnień? - spytał. - To siła woli, czy aż tak wysoki cel ci przyświeca?

- Jedno i drugie
- warknęła gniewnie, wznawiając przerwany marsz. - Nie mogę pozwolić sobie na stratę któregokolwiek z was. W jakikolwiek sposób. Jesteście ostatnią grupą...

- W takim razie może wreszcie usłyszymy coś o tym celu?
- zaproponował Zhaaaw. - W końcu warto by wiedzieć, kto i dlaczego ma zamiar nas przeznaczyć? Powiedzenie 'dobro świata' i inne takie tam pompatyczne słowa możesz sobie śmiało darować.

- Nie wiem
- odpowiedziała zmęczonym głosem. - Muszę was doprowadzić w wyznaczone miejsce, reszta należy do was. Tym razem musi się udać...

- Mamy dotrzeć nie wiadomo gdzie i zrobić nie wiadomo co?
- W nader uprzejmy sposób Zhaaaw okazał swe zaskoczenie. - To skąd będziemy wiedzieć, co mamy zrobić? Ktoś lepiej poinformowany nam powie, czy też liczycie na wrodzoną intuicję Strażników?

- Będziecie musieli sami się domyślić i lepiej by się wam to udało.
- W głosie zabrzmiała niewypowiedziana groźba.

- Dla naszego dobra, czy dla waszego? - spytał Zhaaaw. Osobiście wątpił, by, mimo wysiłków nie wiadomo kogo, cel został osiągnięty. Prawdopodobieństwo zrobienia jednej, określonej rzeczy z miliona możliwych jest bardzo, bardzo małe.

- Dla ogółu. - Słowa były ledwo zrozumiałe, a cała postać anielicy zdawała się drgać. - Lepiej będzie gdy zmienisz temat rozmowy.

- Piękna pogoda, prawda?
- powiedział Zhaaaw idealnie obojętnym tonem. - Więcej słońca i zrobiłoby się tu zbyt gorąco.

Odwróciła się gwałtownie mierząc Strażnika wściekłym spojrzeniem. W jej dłoni na krótką chwilę pojawiło się ostrze miecza, jednak szybko znikło.

- Wkrótce właśnie tak będzie.

Tak niewinny temat, jak pogoda i taka reakcja? To co by się stało, gdyby zmieniając temat wspomniał o jej figurze albo ładnych skrzydełkach?

- Te pola lawy, o których wspominałaś? - spytał.

- Ich część, Ognista Pustynia. Gdy ją pokonamy zostanie nam dzień drogi do celu. O ile ją pokonamy, oczywiście.

- Nie można jej obejść? Idziemy do jakiejś oazy na tej pustyni? Nie powinniśmy jakoś się przygotować?

- Wasz cel to wyspa pośrodku jeziora lawy. Pustyni nie możemy obejść. Moglibyśmy tam polecieć ale ... Nie zrobimy tego. Nie potrzebujecie również więcej przygotowań. Wodę i prowiant otrzymamy od naszych sojuszników. Podobnie schronienie na noce.


Zhaaaw spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale powstrzymał się przed pokręceniem głową. Oprócz problemów związanych z podróżą zaciekawiło go, czemu Samaela wygląda na osobę zdecydowanie przemęczoną. Nie wysypiała się od dawna, czy też tyle wysiłku wymagało powstrzymywanie się przed skonsumowaniem jego duszy. Czy też duszy Semperisa.

- Skoro nie polecimy... Jak rozumiem, samolotów nie macie. Czy lawa czasem nie pali? Potrzebne jakieś żaroodporne wdzianko?

- Przejdziemy mostem nad jeziorem
- odpowiedziała siląc się na spokój. - Gdyby jednak coś poszło nie tak... Wtedy polecimy.

Prosto w dół, pomyślał z nieco wisielczym humorem Zhaaaw. Nic jednak nie powiedział. Najpewniej nie chciał zapeszyć... Potem jak raz byłoby, że to jego wina.

Uskrzydlony kształt wyskoczył zza wiszącej nisko chmury, by po paru sekundach zbliżyć się i stanąć tuż przed Samaelą.


Zhaaaw puścił kolbę pistoletu, za którą chwycił w naturalnym dość odruchu. Z tego, co mówiła Samaela, mieli w okolicy więcej wrogów, niż przyjaciół. Nawet gdyby porządna kula nie potrafiła rozprawić się z niebezpieczeństwem, to zawsze przyjemniej jest na duszy, gdy można chociaż spróbować.

Skrzydlaty, zdawać by się mogło, nie zauważył gestu Zhaaawa.
Zamienił z ich przewodniczką kilka słów i, całkowicie lekceważąc stojących tuż obok Strażników, machnął parę razy skrzydłami i odleciał.

- Skrzydlatus Niewychowantus - mruknÄ…Å‚ Zhaaaw.

Samaela uśmiechnęła się pobłażliwie wodząc wzrokiem za oddalającym się aniołem.

- To Razjel. Przekazał mi, że odnalazł Morbiusa i się nim zajął. Spotkamy ich na miejscu.

- W takim razie ruszajmy na to spotkanie
- powiedział Zhaaaw. Nie miał zamiaru wypytywać, kim jest Razjel. I po czyjej stronie stronie występuje, tudzież w jakim charakterze. Wiedział o tym świecie i panujących tu stosunkach tak mało, że tej chwili ta informacja potrzebna mu była jak dziura w moście. Tym, o którym przed chwilą wspomniała Salmonella. Znaczy Samaela.


Ruszyli dalej.
Otoczenie niewiele się zmieniało, ale robiło się jakby coraz cieplej, chociaż słońce stale tkwiło za chmurami. Powód mógł być tylko jeden - powoli zbliżali się do jakiegoś źródła ciepła. I raczej nie był to samotnie stojący piec.
I z pewnością nie kobieta, która stanęła na ich drodze, chociaż nie wyglądała na oziębłą.



Ta zdecydowanie nie wyglądała na anioła, chyba że bardzo, bardzo upadłego. Raczej kojarzyła się z czymś zdecydowanie przeciwnym - ogon, rogi... Wypisz - wymaluj diabeł. A raczej diablica. Bez kopyt co prawda, ale pewnie w tym świecie nikt nie jest doskonały.

- Ziono. - W głosie anielicy pobrzmiewała radość wymieszana z ostrożnością, gdy powoli zbliżyła się do rogatej istoty. - Czy pozostali już przybyli?

Otchłanka pokręciła przecząco głową.

- Jesteś pierwsza, pani. - Skłoniła się nisko przykładając dłoń do piersi po czym pytającym wzrokiem zmierzyła towarzyszy Samaeli.

- Pozwól, że ci przedstawię Zhaaawa oraz Semperisa. - Wskazała na wymienianych po czym dodała. - Będziemy potrzebowali wierzchowców.

- Przybędą
- odpowiedziała Ziona z ciekawością zerkając na mężczyzn.

- Witaj, Ziono - powiedział Zhaaaw. - Miło cię poznać - dodał. Trudno było jednoznacznie powiedzieć, czy mówi szczerze, czy też jest to utarty frazes.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-03-2011 o 21:14.
Kerm jest offline