Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2011, 22:35   #2
StaryBuc
 
StaryBuc's Avatar
 
Reputacja: 1 StaryBuc nie jest za bardzo znany
[MEDIA]
Kod HTML:
http://www.youtube.com/watch?v=mYkhNWIdra0&feature=player_detailpage
[/MEDIA]

8 marca 2007 roku, więzienie Huntsville, Teksas, USA
Godzina 16:40

Na pryczy leżał Gervasio Alvarez, znany również jako Padre de la Muerte, szycha tutejszej odnogi gangu motocyklowego "Vagos". Chociaż był Amerykaninem, wyglądał jak typowy Meksykanin. Niezbyt wysoki, o odpowiedniej wadze i umięśnionej sylwetce. Twarz jego nie zawierała żadnych cech charakterystych, prócz cienkiej blizny na policzku. Ot, twarz trzydziestolikuletniego Meksykańca, nie warta zapamiętania. Prócz oczu. Dziwnych(bo niebieskich) o zimnym wejrzeniu. Odziany był w biały podkoszulek, przez który prześwitywały liczne tatuaże i pomarańczone spodnie więzienne.
Alvarez odliczał dni do wykonania wyroku. Całe 9 dni. Ze śmiercią pogodził się już kilka lat temu, gdy wchodził do pogorzeliska po swoim kościele, tak więc było mu wszystko jedno, czy trafi na krzesło za dziesięć minut, czy za dziesięć dni. Chociaż wolałby wcześniej, bo tutaj mu nawet książki nie pozwolili mieć. O tak. Liczne rozboje, morderstwa, kradzieże... Należało mu się. Teraz jedyne, co mu pozostało, to wysłuchiwanie opowieści jakiegoś tirowca, który porywał autostopowiczki, gwałcił i zostawiał gdzieś na zadupiach. Naprawdę, już miał dość.
- Gervasio Alvarez?
Motocyklista nawet nie zauważył, kiedy podszedł do niego mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Alvarez poznał go od razu. To on doprowadził do aresztowania, to on był bratem szeryfa, którego zamordował wraz z żoną.
- Gubernator dzwonił. W zamian za wyjechanie do Afryki na kilka miesięcy jest gotów ułaskawić cię.
- Gdzie mam podpisać?
- Gość w garniaku podsunął mu między kratami długopis i jakiś dokument. Padre nawet go nie czytał, od razu umieścił na nim swój zamaszysty podpis i oddał elegantowi.
- Masz cholerne szczęście, dupku. Gdy Bush był gubernatorem, nigdy nikogo nie ułaskawił. A teraz będziesz dla niego pracować. Obyś zdechł w tej małpiarni.
- Pozdrów żonę.
- Następnym razem, gdy wrócisz do Teksasu, sam osobiście Cię znajdę i ci ten meksykański łeb. A jutro przyjdą po ciebie i przewiozą do Waszyngonu, gdzie do samego końca załatwiania spraw przesiedzisz w areszcie.
- elegancik odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł, stukając butami o podłogę. Pozostawił Alvareza z szerokim uśmiechem na ustach. Ta wyprawa to dla niego jak wakacje.

***

7 Czerwca 2007 roku, Lotnisko wojskowe, Waszyngton, USA
Godzina 23:41

Na spotkanie przybył jako pierwszy. Nie mógłby się jednak spóźnić, nawet gdyby chciał. W końcu pod samo miejsce spatkania został odeskortowany przez czterech policjantów(albo agentów, jemu nikt się nie przedstawiał a i pokazywanej odznaki nie widział). Do sali koferencyjnej wszedł sam, chociaż był prawie pewien, że jego "opiekunowie" siedzą przed wejściem. Nieuczesany jak zwykle, na nogach miał wojskowe buty i jeansy z postrzępionymi nogawkami. Resztę ubioru uzupełniał czarna koszulka i skórzana kamizelka z wielkim logo "Vagos" na plecach - nazwą gangu na wyciętym z amerykańskiej flagi skrzydle. Podobny znak był na piersi po prawej stronie, pod naszywką z napisem "Padre de la Muerte". Od razu rzucało się w oczy, że jest on prawdziwym synem południa. Złapał za krzesło, uniósł w górę i odwrócił tak, by móc na nim zająć miejsce przodem do oparcia, na którym oparł łokcie. Nie odzywał się nic, gdy inni po kolei wchodzili do sali, nie przerywał też, gdy elegancko wyglądający osobnik przedstawiał im aktualną sytuację polityczną w Afryce. Nie interesowało go to jakoś specjalnie, jednak słuchał uważnie, nie chcąc przepuścić żadnej ważnej informacji, która mogłaby się przydać w bliższej lub dalszej przyszłości. Zaskoczyła go natomiast wzmianka o rodzaju zadań, których się mają podjąć. Jeśli to ma być sposób na zmianę nastawienia do świata, to James Richard Perry, gubernator Teksasu nie powinien sprawować powierzonej mu funcji. Albo po prostu uznał, że jego umiejętności mogą się przydać, czym samym podliże się Bushowi, podsyłając mu wojownika, który nie ma nic do stracenia. Sprytne.
- Jakieś pytania? - pytanie to wytrąciło motocyklistę z rozmyślań, zapytał więc o pierwsze, co tylko przyszło mu do głowy.
- Jak wygląda sprawa z żołdem? - zapytał z południowoamerykańskim akcentem. Jak wiadomo, pieniądze są w życiu najważniejsze. To właśnie za nie mógł kupić narkotyki, które mógł wymienić na ważne informacje.
- Zaliczkę dostaniecie już na miejscu, a resztę wypłaty po wykonaniu rozkazów. Doliczymy do tego premie za "specjalne" zadania dla nas. - usłyszawszy zadowalającą odpowiedź, wysłuchał jeszcze tej części o leczeniu i znów zadał pytanie, jakże ważne dla niego:
- Jak długo będziemy siedzieć w tej Afryce?
- Do kiedy wykonacie zadanie.

Alvarez zaklął cicho po hiszpańsku. To może potrwać trochę dłużej, niż planował.

Bo zakończeniu zebrania, ruszył do samolotu. Dopiero teraz zaczął się niepokoić, że afrykańskie gąszcze mogą być pewnym utrudnieniem dla człowieka z pustyni. Zaklął po raz kolejny, tym razem po angielsku.

***
Czerwca 2007 roku, Lotnisko w Rutsenburgu, RPA, Afryka
Godzina 18:58

Pierwsze wrażenie po wyjściu z samolotu było raczej pozytywne, tak samo jak drugie i trzecie. Początkowe obawy zupełnie wyleciały mu z głowy - w końcu był synem południa - dla niego nie ma nic niemożliwego. Z nieskrywanym podziwem przyglądał się czterokołowym maszynom, nie odzywając się nadal ani słowa. Nie odezwał się też podczas podróży, tak samo jak i nie powiedział nic, gdy wkroczyli do swojej nowej bazy.

Mężczyzna, który przedstawił się jako Olaf, nie spodobał mu się już na samym początku. Postanowił więc sprawdzić, na ile może sobie pozwolić w docinkach i obelgach.
- Jak daleko można się posunąć, by wykonać zadanie?
- Jeśli chcesz gwałcić to gwałć i tak nikt Ci nic nie zrobi ale stracisz reputację w moich oczach. Róbcie co chcecie.
- A myślałem, że obowiązkiem żołnierza jest obrona niewinnych cywili...
- mruknął pod nosem, acz wystarczająco wyraźnie, by i inni słyszeli - Ale co ja tam wiem, prosty chłopak z Teksasu...
- Żołnierza?! Wy jesteście najemnikami, a nie żołnierzami! A tego słowa używam z przyzwyczajenia choć nie powinienem, wy nie zasługujecie na to! Dobrze mówisz prosty chłopaczku z Teksasu, naoglądałeś się westernów i Ci się we łbie poprzekręcało. Ty w ogóle byłeś na wojnie?
- Miałem na myśli pana, mówiąc o żołnierzach. I pozdrowię od pana pierwszą zgwałconą kobitkę, jaką spotkam. A na wojnie byłem. Mieszkałem wyjątkowo blisko meksykańskiej granicy. Jak pan myśli, dlaczego tu trafiłem? Bo się za bardzo w nią wmieszałem, cabron.
- Ja tu jestem tylko od odbierania i przyjmowania raportów, dowodzić wami będę ale nie będę miał nad wami władzy w godzinach wolnych. Pozdrów również ich mężów - uśmiechnął sie po raz drugi - Haha, Meksyk?! To nie jest wojna, to jest chłopska bijatyka. Moim zdaniem trafiłeś tu ponieważ nie byłeś zbyt zdolny do innych prac ale tutaj będziesz miał okazję się wykazać, również instrukcję dostaniesz po zebraniu. Ze mną sie nie dyskutuje. Ktoś ma coś ciekawszego do powiedzenia?
- No sobrevivir hasta una hora alli gringo.[/i] - warknął
- Ty też gnojku! [/i]- powiedział znerwicowany choć nie wiedział co ten wieśniak do niego powiedział.
- A amunicja? Jest jakieś stałe dostarczanie, czy sami się będziemy o nią martwić? W końcu jesteśmy tylko najemnikami, których pewnie nawet ten wasz rząd nie funduje.
- Gdyby nie rząd to popierdalałbyś wesoło na piechotę, a amunicja? Oczywiście RZĄD ufundował spory zapas ale potem BĘDZIECIE musieli się o nią martwić... Ja nie ponieważ w każdej chwili mogę poprosić o nią z głównego magazynu - uśmiechnął się - Więc dużo roboty przed wami.
- zachichotał
- To ja mam jeszcze takie podstawowe pytanie. Jak wygląda aktualna sytuacja u ruskich? W jakim stopniu są zorganizowani i czy będziemy mieć do czynienia z armią rosyjską?
- Hmmm... - wstał i zaczął mówić oficjalnym i stanowczym tonem jak prawdziwy żołnierz
- Ruscy są bardzo dobrze zorganizowani, mają lotnictwo niezbyt różnorodne ale mają czyli mają przewagę, czołgi i ciężki sprzęt również niezbyt wysokich lotów ale jest to drugi minus jedynym plusem jest to, że my mamy element zaskoczenia i znamy... przynajmniej ja okoliczny teren i ukryte posterunki. Czy będziemy mieli do czynienia? Oczywiście, oprócz tego działają tu Rosyjskie i Ukraińskie grupy przestępcze, handlarze bronią i prochami, płatni zabójcy całe towarzystwo. Dlatego chcę żebyśmy odstawili na bok kłótnie i działali wspólnie
- zakończył
- Y, por ciento grup, jesteśmy jedyną grupą, czy są inni najemnicy?
- Grup jest kilkanaście. Najbliższa jest około 100 kilometrów od nas na północ. Mi tylko nie ucieknij, koleżko
- zaśmiał się
- Pan ma z nimi jakiś kontakt? Żeby potem nie było, że nagle wycinamy się wzajemnie, bo nagle obraliśmy jeden cel i wzięliśmy się za sojuszników wroga...
- Mam kontakt radiowy więc nie musisz sie martwić. Zostaw to mnie.
- Zostawić to panu? Nie wiem, czy bym psa panu na weekend zostawił...
- parsknął śmiechem
- Zależy jaka rasa, bardzo lubię bernandyny i owczarki niemieckie, za to nienawidzę jorków - również się zaśmiał
- Zapamiętam, jak będę miał wartę w kuchni. Jeszcze coś ważnego, czy będziemy rozmawiać o kuchni? Bo zamiast tego można iść coś zrobić, nie?
- To już zależy od waszym móżdżków, jeśli coś je uwiera to niech wyciśnie to z siebie, a jeśli nie to proszę bardzo możemy sie brać do roboty... Ale ty będziesz miał coś lepszego do roboty...
- Dotado de una excelente. Powie mi pan wreszcie, co to za “lepsze do roboty”, czy będziemy się bawić do końca wojny?
- Wiem, że aż rwiesz się do roboty ale poczekaj chwilę jeszcze. Wiedz, że na pewno spodoba Ci się ta robota, może przypomni ci się dom albo coś... Na pewno dzięki zapachowi jaki się tam unosi
- powiedział - Ktoś musi doprowadzić kibel do lśnienia żeby można było na nim usiąść. A że Cię lubię to przejmiesz tą fuchę na najbliższe 2 tygodnie. - zaśmiał się
Wzruszył tylko ramionami, nic strasznego - Trudno. Może byśmy zakończyli to jakże interesujące spotkanie i poszli sobie ekwipunek przydzielić? Z kamieniami na ruskich ruszać nie będę.
- Nie jesteś tu sam, a w ogóle po co ci ekwipunek... A chyba że chodzi Ci o szczotkę do mycia kibli to tam gdzieś leży możesz sobie wziąć. Jeśli Ci każę masz na nich biec i bez gaci, wytresuję Cię nie bój się. Proszę bardzo zapraszam innych do rozmowy.
- Ktoś tu chyba moich akt nie czytał. Jestem niereformowalny.
- wzruszył ramionami po raz kolejny, uśmiechając się drwiąco.
- Ja mam twoje akta głęboko w otworze odbytowym, jestem tu od zarządzania wami, nie bój się, każdego potrafię wytresować tak pięknie, że będzie dawał głos na mój rozkaz.

Po tej jakże interesującej dyskusji, zadowolony z siebie południowiec uśmiechnął się i pozwolił innym kontynuować rozmowę. A jemu pozostało czyścić kible. Bywało gorzej.
 
__________________
Jestem początkującym graczem, który bardzo chętnie poprawi własne błędy. Tak więc, jeśli widzisz jakieś błędy, daj mi znać, nim wejdą mi w krew.

Ostatnio edytowane przez StaryBuc : 08-03-2011 o 23:26.
StaryBuc jest offline