Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2011, 18:38   #3
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
1 Czerwiec 2007 roku, Rio de Janerio, Brazylia
- Sam nas w to wjebałeś Gryf! Teraz masz nas stąd wyciągnąć ty...
- Już dobrze! Dobrze panie Carter! - Chris jak zawsze wiedział jak źle dobrać pracodawców. Miał swoisty talent.
- Ląduj na budynku z płaskim, brązowym dachem, w południowo-wschodniej części faveli. - Głos pana Cartera, dowódcy niemieckiej grupy najemników był mocno zniekształcony przez stare radio w helikopterze Griffina.
- To może być problem. Lecę na oparach i nie mogę sobie pozwolić na lądowanie. Polecę tam, wystawię drabinkę i będziecie musieli skoczyć. - Griffin mówił w miarę spokojnie, wiedział, że teraz pan C. wybuchnie. Miał rację.
- Jak już doskoczę to spuszczę ci taki łomot...!
- Proszę się pośpieszyć. Oho widzę was. Tylko czterech zostało? O kurde. Musiało być...

- Zamknij pysk i podlec bliżej!
Gryf nie narzekał na sprzęt który dostał. UH-60 Black Hawk to świetna maszyna, idealnie pasowała do obecnej sytuacji.
Christopher na wszelki wypadek sprawdził swoją broń. M4A1 z tłumikiem i celownikiem laserowym. Na pewno mu się dziś przyda.

Slumsy, czy też favela znudziły się już. Siedział tu dwa miesiące z Carterem. W końcu znalazł wartościowe wyjście z sytuacji. Drabinka już zwisała, śmigłowiec wznosił się nad wielkim urwiskiem. W dole było morze, które dzięki pięknemu słońcu, ładnie świeciło, z lewej strony Gryfa, miasto. Już widział czwórkę ludzi biegnących po blaszanych i cementowych dachach zniszczonych budynków w jego stronę. Zza nimi świstały kule. Nagle jeden z nich dostał z granatnika. Chris już nie sprawdzał co z niego zostało.

Pierwszy skoczył Carter. Tuż za nim dwójka Niemców. Wspięli się do wnętrze śmigłowca a Chris już odlatywał. Trochę kłamał z paliwem. Bak był pełen. Ale to było bez znaczenia.
- Kim... kim jesteście. Gryf! Co to kutwa jest? - Carter był zdziwiony i wkurzony zarazem. Trójka agentów CIA celowała do niego i dwójki najemników z MP5.
- Rząd USA przesyła pozdrowienia dla uwielbianego wroga.
Z ciałami nie było problemy. Zapewne zostaną wyłowione u brzegów, a gang z faveli zapłaci znalazcy za ciała dywersantów.

Walizka obok siedzenia kierowcy śmigłowca była czyściutka, a jej czerń niemal zlewała się z czarnym podłożem.
- Panie Griffin. Jesteśmy niezwykle wdzięczni za podjęcie współpracy z nami. Pan Carter działa przeciw rządowi wielu krajów już od dawna. Jednocześnie czy były pan zainteresowany dalszą współpracą z USA?
- Cóż. Helikopter muszę wam oddać. Żeby go odkupić muszę mieć drugie tyle co od was dostałem... więc czemu by nie?

7 Czerwca 2007 roku, Lotnisko wojskowe, Waszyngton, USA
Chris był mocno napakowanym chłopem. Nosił obcisłe koszulki i jego muły były mocno widoczne. Nie żeby się chwalił. Lubił takie ubrania. Dlatego też nie stroił się zbytnio i na spotkanie ubrał czarna koszulkę, spodnie moro i trampki od Conversa.
Liczył na małą robotę, a tu takie buty. Z typami z CIA nigdy nie wiadomo. Siedział cicho mimo, że chętnie rozwalił by coś. Trochę się pospieszył z decyzją. Kasę zostawił w jego jedynej stałej kryjówce w Walii, chciał sobie kupić coś ładnego, a tak opóźni rozrywki o... o kupę czasu do licha! Cieszyła go kasa, ale chciał trochę odpocząć. Przed Brazylią nie miał odpoczynku, siedział w Meksyku. Pił sporo kawy przez co jeszcze bardziej go nosiło. Gdyby miał ogon to cały czas by wirował a on sam by skakał w miejscu, myśląc, że to cały świat wibruje. Wypiłby Red Bulla, albo chociaż mleka, strasznie go suszyło.

Na domiar złego to nie on prowadził samolot. Ale uciął sobie pogawędkę z pilotem na temat maszyny. Jednak chwilkę posterował.

Czerwca 2007 roku, Lotnisko w Rutsenburgu, RPA, Afryka
~Zajebiście! Afryka. Już dawno tu nie byłem. Całę dwa lata... Bida z nędzą.~
Co poniektórzy się mocno rozgadali z Olafem. Gryf nie chciał jeszcze niczego o nim myśleć. Za wcześnie. Liczyło się póki co wysłuchanie wszystkiego. Potem jednak sam o co nieco zapytał.
- Pozwólcie, że przerwę. Jak wygląda sytuacja z wehikułami poruszającymi się w powietrzu? Otóż osobiście mam kwalifikacje i w razie takiej możliwości, to bym chętnie został pilotem.
- Hmmm... Z tego co mi wiadomo to Ruskie maja parę takich śmiesznych maszynek, które nazywają helikopterami ale nie spodziewaj się jakiś cudów techniki.
- Odpowiedział Olaf.
Źle. Bardzo źle. Oby chociaż mieli fajne karabiny szturmowe.
- Właśnie, dobre pytanie zadał. Są jakieś celowniki? Holograficzne, laserowe? Jak sprawa wygląda z granatami, nożami.
- Tłumiki są na pewno, a pociski to nie wiem. Wczesniej czy później będziemy musieli postarać się o stały napływ amunicji i broni. Pukawki ruskich? Kałachy jako broń standardowa używania przez większość żołnierzy, SWD standardowa bron snajperów, Degtarevy, rkmy używane przez wsparcie, granatniki rpg-7 przeważnie oddziały szturmowe. Od razu mówię, Ruscy nie mają laserów i innych nowoczesnych ustrojstw. Celowniki laserowe, snajperskie i noktowizyjne, mamy parę skrzynek granatów różnej maści, noże też gdzieś powinny być, a granatników mamy jak na lekarstwo. Wiem, w sumie to tego mało też nad tym ubolewam ale taka praca. Coś jeszcze?
- Ja dziękuję sir! Wiem już wszystko co potrzebuję. Wezmę się do roboty.
- Wykrzyczał niczym w wojsku Gryf i zasalutował. Nauki w szkole wojskowej nie uciekły. Ruszył do skrzyń z zaopatrzeniem. Póki co miał tylko PB1s z tłumikiem, chciał zdobyć piękny karabin szturmowy M4A1. Jego ulubieńca. A gdyby do tego doszedł tłumik, celownik ACOG i czujnik pulsu to byłoby super. Przyzwyczaił się do takiego zestawu. Do tego potrzebował granaty semtex i ogłuszające. Skończył marzyć i zajrzał do skrzyni.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 09-03-2011 o 22:18.
Fearqin jest offline