1 Czerwiec 2007 roku, Rio de Janerio, Brazylia
-
Sam nas w to wjebałeś Gryf! Teraz masz nas stąd wyciągnąć ty...
-
Już dobrze! Dobrze panie Carter! - Chris jak zawsze wiedział jak źle dobrać pracodawców. Miał swoisty talent.
-
Ląduj na budynku z płaskim, brązowym dachem, w południowo-wschodniej części faveli. - Głos pana Cartera, dowódcy niemieckiej grupy najemników był mocno zniekształcony przez stare radio w helikopterze Griffina.
-
To może być problem. Lecę na oparach i nie mogę sobie pozwolić na lądowanie. Polecę tam, wystawię drabinkę i będziecie musieli skoczyć. - Griffin mówił w miarę spokojnie, wiedział, że teraz pan C. wybuchnie. Miał rację.
-
Jak już doskoczę to spuszczę ci taki łomot...!
- Proszę się pośpieszyć. Oho widzę was. Tylko czterech zostało? O kurde. Musiało być...
-
Zamknij pysk i podlec bliżej! Gryf nie narzekał na sprzęt który dostał. UH-60 Black Hawk to świetna maszyna, idealnie pasowała do obecnej sytuacji.
Christopher na wszelki wypadek sprawdził swoją broń. M4A1 z tłumikiem i celownikiem laserowym. Na pewno mu się dziś przyda.
Slumsy, czy też favela znudziły się już. Siedział tu dwa miesiące z Carterem. W końcu znalazł wartościowe wyjście z sytuacji. Drabinka już zwisała, śmigłowiec wznosił się nad wielkim urwiskiem. W dole było morze, które dzięki pięknemu słońcu, ładnie świeciło, z lewej strony Gryfa, miasto. Już widział czwórkę ludzi biegnących po blaszanych i cementowych dachach zniszczonych budynków w jego stronę. Zza nimi świstały kule. Nagle jeden z nich dostał z granatnika. Chris już nie sprawdzał co z niego zostało.
Pierwszy skoczył Carter. Tuż za nim dwójka Niemców. Wspięli się do wnętrze śmigłowca a Chris już odlatywał. Trochę kłamał z paliwem. Bak był pełen. Ale to było bez znaczenia.
- Kim... kim jesteście. Gryf! Co to kutwa jest? - Carter był zdziwiony i wkurzony zarazem. Trójka agentów CIA celowała do niego i dwójki najemników z MP5.
-
Rząd USA przesyła pozdrowienia dla uwielbianego wroga.
Z ciałami nie było problemy. Zapewne zostaną wyłowione u brzegów, a gang z faveli zapłaci znalazcy za ciała dywersantów.
Walizka obok siedzenia kierowcy śmigłowca była czyściutka, a jej czerń niemal zlewała się z czarnym podłożem.
-
Panie Griffin. Jesteśmy niezwykle wdzięczni za podjęcie współpracy z nami. Pan Carter działa przeciw rządowi wielu krajów już od dawna. Jednocześnie czy były pan zainteresowany dalszą współpracą z USA?
-
Cóż. Helikopter muszę wam oddać. Żeby go odkupić muszę mieć drugie tyle co od was dostałem... więc czemu by nie? 7 Czerwca 2007 roku, Lotnisko wojskowe, Waszyngton, USA
Chris był mocno napakowanym chłopem. Nosił obcisłe koszulki i jego muły były mocno widoczne. Nie żeby się chwalił. Lubił takie ubrania. Dlatego też nie stroił się zbytnio i na spotkanie ubrał czarna koszulkę, spodnie moro i trampki od Conversa.
Liczył na małą robotę, a tu takie buty. Z typami z CIA nigdy nie wiadomo. Siedział cicho mimo, że chętnie rozwalił by coś. Trochę się pospieszył z decyzją. Kasę zostawił w jego jedynej stałej kryjówce w Walii, chciał sobie kupić coś ładnego, a tak opóźni rozrywki o... o kupę czasu do licha! Cieszyła go kasa, ale chciał trochę odpocząć. Przed Brazylią nie miał odpoczynku, siedział w Meksyku. Pił sporo kawy przez co jeszcze bardziej go nosiło. Gdyby miał ogon to cały czas by wirował a on sam by skakał w miejscu, myśląc, że to cały świat wibruje. Wypiłby Red Bulla, albo chociaż mleka, strasznie go suszyło.
Na domiar złego to nie on prowadził samolot. Ale uciął sobie pogawędkę z pilotem na temat maszyny. Jednak chwilkę posterował.
Czerwca 2007 roku, Lotnisko w Rutsenburgu, RPA, Afryka
~Zajebiście! Afryka. Już dawno tu nie byłem. Całę dwa lata... Bida z nędzą.~
Co poniektórzy się mocno rozgadali z Olafem. Gryf nie chciał jeszcze niczego o nim myśleć. Za wcześnie. Liczyło się póki co wysłuchanie wszystkiego. Potem jednak sam o co nieco zapytał.
- Pozwólcie, że przerwę. Jak wygląda sytuacja z wehikułami poruszającymi się w powietrzu? Otóż osobiście mam kwalifikacje i w razie takiej możliwości, to bym chętnie został pilotem.
- Hmmm... Z tego co mi wiadomo to Ruskie maja parę takich śmiesznych maszynek, które nazywają helikopterami ale nie spodziewaj się jakiś cudów techniki.- Odpowiedział Olaf.
Źle. Bardzo źle. Oby chociaż mieli fajne karabiny szturmowe.
-
Właśnie, dobre pytanie zadał. Są jakieś celowniki? Holograficzne, laserowe? Jak sprawa wygląda z granatami, nożami.
- Tłumiki są na pewno, a pociski to nie wiem. Wczesniej czy później będziemy musieli postarać się o stały napływ amunicji i broni. Pukawki ruskich? Kałachy jako broń standardowa używania przez większość żołnierzy, SWD standardowa bron snajperów, Degtarevy, rkmy używane przez wsparcie, granatniki rpg-7 przeważnie oddziały szturmowe. Od razu mówię, Ruscy nie mają laserów i innych nowoczesnych ustrojstw. Celowniki laserowe, snajperskie i noktowizyjne, mamy parę skrzynek granatów różnej maści, noże też gdzieś powinny być, a granatników mamy jak na lekarstwo. Wiem, w sumie to tego mało też nad tym ubolewam ale taka praca. Coś jeszcze?
- Ja dziękuję sir! Wiem już wszystko co potrzebuję. Wezmę się do roboty. - Wykrzyczał niczym w wojsku Gryf i zasalutował. Nauki w szkole wojskowej nie uciekły. Ruszył do skrzyń z zaopatrzeniem. Póki co miał tylko PB1s z tłumikiem, chciał zdobyć piękny karabin szturmowy M4A1. Jego ulubieńca. A gdyby do tego doszedł tłumik, celownik ACOG i czujnik pulsu to byłoby super. Przyzwyczaił się do takiego zestawu. Do tego potrzebował granaty semtex i ogłuszające. Skończył marzyć i zajrzał do skrzyni.