Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2011, 15:52   #5
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
3 Czerwca 2007 Waszyngton, samochód Francisa
Godzina 20:42

- I co sądzisz o tej propozycji? - zapytał
- Serio pytasz? - odpowiedział nieznany człowiek będący jednak tak ważną osobą dla kierowcy. Tak na prawdę był on ostatnim który mógłby przekonać go do odmowy.
- Po tym wszystkim co zrobiłeś proponują Ci pracę? Nie sądzisz że to trochę...-
- Dziwne? Taa, ale już od dawna chciałem na jakiś czas wrócić na stare śmieci, a na dodatek legalnie zarobię. Za tyle ile mi proponują mogę się z kamieniami na ruskie czołgi rzucić - ciągnął kierowca.
- Na prawdę sądzisz że to nie żadna pułapka? Wiesz, że jak Cię złapią to...
- Tak wiem.. - jeden z rozmówców zaczynał robić się nerwowy. Ale o co w tej rozmowie chodziło? Otóż chodziło o to, że Amerykanie potrzebują najemników na dzikim terenie. Gdyby robili na coś takiego rekrutacje to Francis sam by do nich przyszedł niczym owieczka na rzeź. Może wykazuje się teraz naiwnością.. ale nie, ten człowiek wie dobrze co robi. Ma zamiar udać się do swojego drugiego domu, żeby walczyć ramię w ramię z ludźmi, którzy jeszcze kilka lat temu ścigali go, ale nigdy nie mogli go złapać. Ale w końcu dowiedzieli się o jego kryjówce i złapali go.
- Zresztą nie mam wyjścia. Albo to, albo mnie zabiorą. -
- Cóż osobiście nie radziłbym Ci tego, nadal wydaje mi się to podejrzane a poza tym tutaj jesteś o wiele bardziej potrzebny. Jak sobie poradzimy bez naszego akrobaty? - zapytał z uśmiechem rozmówca Jonsa.
- Dacie radę, ja muszę już iść. Obserwują mnie, wolę więc nie robić nic podejrzanego przed wyjazdem. Zrobię jeden fałszywy ruch i bum.. - mówiąc to stanął na poboczu i wyszedł z samochodu w towarzystwie kompana.
- Wrócę za kilka miesięcy.. - powiedział spokojnie Jones gotowy pożegnać się ze swoim ,,ojcem"
- Mam tylko nadzieję że nie podziurawiony. - zaśmiał się starszy mężczyzna w wieku około 40 lat. Francis poszedł już w kierunku mieszkania, a jego dawny opiekun, a teraz już tylko przyjaciel został jeszcze chwilę i także odszedł.
- On nie należy do świata miast. On należy do dżungli - myślał w drodze starszy człowiek.


7 Czerwca 2007 Lotnisko wojskowe w Waszyngtonie
Godzina 16:52

- Kto tam jest? - wykrzyknął strażnik, widzący jakiś cień w pobliżu. Mimo iż było jeszcze widno, ,,widmo" znalazło miejsce nie oświetlone - stało przy sośnie stojącej obok wejścia na lotnisko. Strażnik zaczął powoli kierować się ku drzemu trzęsąc się jak osika. Gdy był już jakiś metr od drzewa powiedział sam do sobie:
- Chyba wolę myśleć że nic tam nie było. - i wrócił na swoje miejsce. Ale w rzeczy samej, tam była istota żyjąca. I nie mówię o ptaku mającym gniazdo na czubku tego drzewa tylko o człowieku który wszedł między konary.
- Miałeś szczęście że to zrobiłeś - szepnął. Człowiekiem w ukryciu był Francis Jones, mający jak zwykle chęć ominięcia strażników. Nawyk ze swojego fachu. Okno nagle samo się otworzyło i puff - lotnisko miało nieznanego gościa. Ale nie niezaproszonego. W kieszeni swojej brązowej kurtki miał dokument wezwania do tego miejsca na spotkanie. Ale równie dobrze mógł być sfałszowany, bo przecież zwykły ochroniarz nie wiedział o ściśle tajnym spotkaniu. Jonsowi nie chciało się jednak unikać wszystkich więc już po chwili pojawił się na widoku. Miał brązową kurtkę i takiego samego koloru kapelusz. Przez czas jaki mu pozostał do spotkania obejrzał na spokojnie lotnisko w całości, zarówno zamknięte jak i otwarte części. Bo jaki zamek stanowi zagrożenie dla uniwersalnego klucza? A dla doświadczonego klucznika jakim był Francis wystarczy wytrych do otworzenie największych drzwi. Podczas spotkania kilka godzin później był cicho, nie zadawał żadnych pytań. Asystent generała wydał na nim wrażenie śmiecia, który nigdy jeszcze nie dotknął broni, a stanowisko ma dzięki znajomościom. Kilka przyszłych towarzyszy Francisa zadało kilka mniej lub bardziej ciekawtych pytań, ale na tym się skończyło. Po kilkunastu chwilach wszyscy byli już w samolocie lecąc ku przygodzie.Mieli nad sobą kapitana Olafa, nad którym Francis jednak nie myślał. Mało go to obchodziło, ktoś w końcu musi rozkazywać.. tak czy siak to wojsko. Podróż minęła spokojnie, a gdy cała drużyna była już w Afryce cpt. Olaf zarządził spotkanie. Na nim było już ciekawiej. Poruszono sprawę benzyny w pojazdach, broni i amunicji do niej. Kiedy spotkanie powoli chylilo się ku końcowi, Francis w końcu się odezwał:
- Mam jeszcze dwa pytania. Po pierwsze czy na składzie są tłumiki i pociski obezwładniające czy też o bardziej doborowy sprzęt mamy starać się sami? A po drugie jak wyglądają pukawki ruskich? Poprzestali na kałachach czy można spodziewać się jakichś super nowoczesnych broni?-\
- Właśnie, dobre pytanie zadał. Są jakieś celowniki? Holograficzne, laserowe? Jak sprawa wygląda z granatami, nożami? - któryś z jego przyszłych kompanów pociągnął
- I amunicją do granatników - jeszcze ktoś dołożył.
- Tłumiki są na pewno, a pociski to nie wiem. Wcześniej czy później będziemy musieli postarać się o stały napływ amunicji i broni. Pukawki ruskich? Kałachy jako broń standardowa używana przez większość żołnierzy, SWD standardowa broń snajperów, degtarevy, ekmy używane przez wsparcie, granatniki rpg-7, przeważnie oddziały szturmowe. Od razu mówię, Ruscy nie mają laserów i innych nowoczesnych ustrojstw. Celowniki laserowe, snajperskie i noktowizyjne, mamy parę skrzynek granatów różnej maści, noże też gdzieś powinny być, a granatników mamy jak na lekarstwo. Wiem, w sumie to tego mało, też nad tym ubolewam, ale taka praca. Coś jeszcze? - Cpt. odpowiedział na pytanie od trzech osób. Na to jeden z pytających, chyba ten, który poparł Francisa jako pierwszy wyrwał się przed szereg i zaczął salutować.
- Powinni tu być najemnicy a nie jacyś żołnierze bawiący się w wojne. Oni się tu nie nadają - myślał Jones. Po chwili znów się wtrącił
- Dobra, to ja przejdę się pozwiedzać okolicę. - powiedział spokojnie i wyszedł nie patrząc na innych. W sumie bardziej mu zależało na obejrzeniu broni, tak więc po wyjściu najpierw ją zobaczył i zostawił w stanie nienaruszonym. Zobaczył jak tam ze swoimi ulubionymi pociskami, tłumikami i takimi tam i zamknął skrzynie nie zabierając nic z jej środka. Nie chciał żeby potem była mowa o kradzieży, a przecież amunicja nie ucieknie. Przeskoczył ogrodzenie i zaczął sobie spokojnie obchodzić okolicę, aby w razie czego ją znać. Mimo , iż nie miał broni nie bał się dżungli, przecież przeżył tu pół życia. Po jakiejś godzinie spacerowania stwierdził
- Późno już, będę wracał. -
No i tak zrobił. Dzięki swoim umiejętnościom bez problemu wszedł niezauważony na teren obozu, postanowił już wziąść broń. Ale ktoś go już uprzedził, zresztą nieważne. Poszukał M9 z tłumikiem, jako broń główną Mp5 z tłumikiem, pociskami obezwładniającymi. Przy okazji, jeśli by znalazł wziąłby ze sobą po kilka granatów i czujnik pulsu do swojej lekkiej broni to byłoby super. Ale bez tego też przeżyje.Pomyślał tylko o tych wszystkich broniach i zaczął poszukiwania. (MG proszę napisać jeśli czegoś nie było, lub o ilości możliwej amunicji.)
 
Imoshi jest offline