- Frack! Co to... - Kell z trudem uniósł powieki, jazgot wypełniający pomieszczenie czół, aż u podstawy czaszki. Myśli krążyły jak oszalałe. Tak! To alarm... ogólny. To na pewno nie ćwiczenia. Anastasia, wtulała się nadal w jego ramie. W normalnych warunkach wywołało by to uśmiech na jego twarzy, teraz jednak cała sytuacja wydała się być wyjątkowo abstrakcyjna.
- Ana. Wstawaj alarm! - delikatnie potrząsnął ramieniem dziewczyny.
- Coooo - ziewnęła - jest ?
- Alarm. Coś się stało... Wstawaj.
Oboje zerwali się na równe nogi, przemawiał przez nich profesjonalizm. W mniej niż minutę byli w kombinezonach. Dwie sztuki broni krótkiej i po zapasowym magazynku. To wszystko co mieli. Kell wetknął za pas jeszcze zakrzywiony nóż, który dostał kiedyś od przyjaciela z Gemenonu. Przeszli przez gródź. Na korytarzu panowało nie małe zamieszanie marines, biegli w kierunku rufy, specjaliści próbowali ich wyminąć w drodze do hangaru. Hammer wypatrzył znajomą twarz dowódcy ochrony doku.
- Sierżancie co się dzieje ? Co to za alarm !?
- Panie poruczniku popłoch! Ktoś dokonał abordażu, straciliśmy łączność z sekcjami w okolicach ładowni!
- Wiadomo coś więcej ?
- Na razie nic, Sir. Biegniemy to sprawdzić.
- Która zbrojownia znajduje się najbliżej ?
- To chyba ta na śródokręciu.
- Dziękuję Sierżancie. Trafimy. Powodzenia.
- Wam również Poruczniku.
Przebijali się przez potok ludzi płynący w obie strony. Potrącani, uderzani, szarpani brnęli do grodzi oddzielającej, jedną z głównych arterii komunikacyjnych battlestara, a spokojniejsze odnogi biegnące w głąb cielska Aresa.
Rejon zbrojowni był wyludniony. Z oddali dobiegał przytłumiony odgłos wystrzałów i tupot
ciężkich wojskowych butów. Otwarte drzwi i walające się wszędzie pudełka po amunicji skazywały na pośpiech osób, którym udało się tu dotrzeć. Czy walczą? Czy żyją? Pytania przychodziły same.
Znaleźli dwa karabinki automatyczne, kilka granatów, zapas amunicji i apteczkę.
- Dasz sobie radę ? - w głosie Hammera czuć było wyraźne zaniepokojenie.
- Żebym Cię jeszcze nie zawstydziła...
Kanonada wydawała się zbliżać. Kell przeładował broń i prowadził ich przez pusty zbiornik na wodę w kierunku rufy. Musieli ominąć pozycje przeciwnika, korytarz, do którego dotarli zasłany był ciałami w czarnych mundurach marines, oraz kilku uzbrojonych ludzi w cywilnych ubraniach. Porucznik nachylał się nad kolejnymi ciałami sprawdzając funkcje życiowe. Nikt nie żył.
- Hammer tam ktoś jest! - szepnęła Anastasia, pociągając go w stronę resztek prowizorycznej osłony wzniesionej przez załogę. Unieśli broń czekając na to co miał przynieść los.