Angielka nawet przez chwilę się nie wahała. Do tej pory, mimo wspólnie spędzonych dwóch dni, nie poczuła więzi z pozostałymi członkami ekspedycji. Siedziała głównie na uboczu, nie brała większego udziału w dyskusjach i planach, nie wyrażała swojego zdania, szła za tłumem. Czuła się też niejako wykluczona z pokątnych i potajemnych dyskusji, jakie prowadzili ze sobą Jan i Andrea. Cóż – zawsze mogła zwalić ową postać rzeczy na brytyjski dystans i flegmatyczność, a dar dogadywania się z ludźmi, jaki reprezentowała panna De Dienes za gorąca cygańską krew. Przypisywanie jednak jakichś stałych cech uwarunkowanych chociażby pochodzeniem było wbrew otwartemu umysłowi Louise. Wiedziała, że sama musi pokonać swój opór i zmniejszyć dystans. Była świetną negocjatorską, dziewczyną odważną i dowcipną – tylko niestety nie miała jeszcze sposobności by to okazać. Z Cieniami raczej nie dogada się drogą polubowną, a i członkowie ekspedycji, z racji nagłych i niespodziewanych wydarzeń, nie mieli kiedy urządzić zapoznawczego wieczorku połączonego z bruderschaftem. Tylko włączając się czynnie w akcję jest w stanie pokazać na co ją stać. Upewniwszy się więc, że Andrea jest bezpieczna, ściągnęła drugiego potwora na siebie.
Niestety, z racji nikłego oświetlenia i zdolności bestii do wtapiania się w szare obecnie otoczenie, a także prędkości ruchu większej niż Angielka by przypuszczała, została powalona na ziemię. W myślach Louise przeklęła dość niecenzuralnie (kolejna cecha, o którą nikt by ją nie podejrzewał) wiedząc, jak niefortunnie się wkopała i że tym sposobem raczej znów wyjdzie na słabą, wymagającą opieki kobietę. Swoją drogą – czy ona zawsze musi komuś coś udowadniać?
Gąbczaste łapy Cienia zacisnęły się na jej gardle. Dziewczynie momentalnie zakręciło się w głowie. Wiedziała jednak, że było to nie tyle z powodu astmy i małej pojemności płuc, ale przede wszystkim z emocji. W myślach nakazała sobie oddychać równo i skupić się. Rękami zaczęła macać podłoże wokół siebie, licząc na znalezienie kamienia, gałęzi, pręta czy czegokolwiek innego nadającego się do walki. W międzyczasie, w przypływie adrenaliny, uniosła prawą nogę, odsłaniając zapewne światu nieprzyzwoicie spodnią część garderoby, i z całej siły przyciągnęła kolano do siebie starając się kopnąć siedzący na niej Cień w plecy, nerki, czy cokolwiek potwór miał w swych wnętrznościach. Następnym jej zamiarem, w razie, gdyby nie znalazła żadnego przydatnego narzędzia, było wsadzenie palców do oczu oprawcy bądź złamanie mu ręcznie nosa.
Dziewczyna walczyła zawzięcie, kątem oka widząc, jak z odsieczą bieży ku niej pan Ouwerkeerk. |