- Szaleniec - powiedział cicho Markus, gdy ich tymczasowy towarzysz oddalił się, ruszając samotnie na poszukiwanie rodzinnej pamiątki.
Co prawda oni też w pewnym sensie byli szaleńcami, ale... tylko w pewnym sensie. Oczywiście głupotą było wędrowanie po podziemnych korytarzach, narażając się na spotkania z goblinami, zazdrosnymi o swe dziedzictwo krasnoludami, czarnymi rycerzami, bandytami z powierzchni i bogowie wiedzą kim jeszcze. Jednak co innego mieć przy sobie sprawdzonych w boju towarzyszy, co innego iść samemu przez ciemne korytarze.
Jak się wkrótce okazało, korytarze nie były aż takie ciemne. Przynajmniej nie wszystkie. Przynajmniej tak się wydawało Jurgenowi.
- Niech to szlag - powiedział Markus. - Brak nam kolejnych bandytów... Ale musimy to sprawdzić. Trzeba wiedzieć, kogo ma się za plecami.
Oczywiście mogli odpuścić i iść dalej. Ale jeśli Jurgen nie miał przywidzeń i ktoś tam był faktycznie... Tego im brakowało, by - uciekając przed jednym niebezpieczeństwem nadziali się na kolejne. Za to gdyby to byli porządni poszukiwacze, to mogliby się podzielić informacjami.
- Cichutko, na paluszkach... - powiedział. Jeśli przypadkiem to byli kompani tamtych truposzy... W przeważającej w dodatku liczbie... Lepiej było iść bardzo ostrożnie. |