Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2011, 15:49   #29
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Bez zastanowienie chwyciła dłoń anioła. - Otchłanka, cóż to takiego? - zapytała stwierdzając, że woli wiedzieć jak najwięcej o tym, co może czyhać na nią w tym dziwnym świecie.

Ujął podaną dłoń po czym uniósł do ust. Jednak zniknął gdzieś pogodny nastrój z którym wylądował.
- To mieszkanka Otchłani, Mijo. Ta część Ziemi ma z nimi coś w rodzaju układu. Oni nie atakują tych na powierzchni i na niebie, zaś Skrzydlaci nie wścibiają swego nosa w sprawy podziemi i oczywiście samej Otchłani. Przynajmniej większość... - skończywszy mówić ruszył ulicą.

- Yhmm. Po co nam ona? I jak długo będziemy iść do tej pustyni? - starała się by jej głos brzmiał obojętni, tak jakby nie denerwowała się tym całym zamieszaniem, w które się wplątała.

- Wkrótce tam dotrzemy. Ta część miasta nie jest zbyt szeroka. W niektórych miejscach pas mokradeł niemal styka się z pustynią. - wyjaśnił, jednak pominął pytanie dotyczące Otchłanki.

- Pytałam o coś jeszcze, ale skoro nie masz zamiaru odpowiadać - wzruszyła ramionami. Spojrzała na niewielki worek, który Kamael miał ze sobą, poczuła głód. - Dostanę jakieś jabłko?

- Mijo... - zatrzymał się na środku ulicy po czym z westchnieniem sięgnął do worka i podał kobiecie dorodne, czerwone jabłko. - Otchłań i jej mieszkańcy to nie jest najlepszy temat do rozmowy przy okazji miłego spaceru. Szczególnie dla kogoś takiego jak ja. Pytasz po co nam Ziona... Zapewne jako przewodniczka. Tak widzi ją Samaela. Dla mnie ta istota będzie nikim innym jak śmiertelnym wrogiem i szpiegiem... - Ostatnie słowa wypowiedział gniewnym głosem, jednocześnie wznawiając przerwany marsz.

- Super - mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do niego. - Idziecie z nami, czy zostawiacie na pastwę panienki z otchłani? - zapytała po chwili zastanowienia, po czym wgryzła się w twarde, soczyste jabłko. - Mmm, pycha - wydobyło się miedzy kolejnymi kęsami.

- Byłem pewien, że ci zasmakują - mimo gniewu zdobył się na miły uśmiech skierowany w stronę kobiety. - Czy idziemy... - powrócił do głównego tematu rozmowy. - Mnie tak łatwo się nie pozbędziesz, zaś reszta... Nie wiem kto jeszcze dołączy ale z całą pewnością nikt nie zaufa jej na tyle by puścić waszą grupę sam na sam z Zioną.
Kamael miał właśnie zamiar skręcić w ulicę odchodzącą w lewo, od tej którą podążali gdy słoneczny blask został przysłonięty przez jakiś obiekt. Trwało to nie dłużej niż sekundę wystarczyło jednak by w dłoni anioła zalśnił złoty miecz. Z wyraźnym niepokojem przez dłuższą chwilę spoglądał w kłębiące się na niebie chmury.

- To nie tak, że chcę się Ciebie pozbyć... Co jest? - zapytała szeptem nieruchomiejąc na chwilę. Dłoń sama powędrowała na plecy, chwyciła pistolet, schowany za paskiem. Obserwowała. Przeleciało jej przez myśl, że Kamael cholernie dobrze wygląda z tym złotym mieczem i czujną miną. Uśmiechnęła się mimowolnie.

- Nie wiem... - odruchowo dopasował się do głosu Miji i również zaczął szeptać. - Poczułem... - pokręcił głową jednak wciąż nie spuszczał wzroku z chmur. - To pewnie tylko moja wyobraźnia. Dawno nie byłem po tej stronie... - słowa nie brzmiały przekonywająco. - Chodźmy -zadecydował ruszając w kierunku, który wcześniej obrał jednak miecz nie zniknął z jego dłoni.
Ruszyli ulicą, która po pewnym czasie odbijała ostro w prawo. Kamael, nieco już uspokojony aczkolwiek wciąż czujny, przez chwilę rozważał wybranie wąskiego przesmyku pomiędzy zapuszczonymi ruderami. Uliczka po prawej była jednak znacznie wygodniejszą trasą i prowadziła niemal prosto do celu, jak wyjaśnił swej towarzyszce. Nie wyjaśnił jednak dlaczego wzbrania się przed ruszeniem nią.
- To miejsce zaczyna na mnie oddziaływać. - mruknął pod nosem po czym skierował swe kroki w prawo.
Nie uszli jednak daleko, gdy znienacka na ramieniu Miji spoczęła czyjaś dłoń.

Szła za aniołem, którego zachowanie nie napawało spokojem. W jednej dłoni znajdował się pistolet, w drugiej, zjedzone do połowy jabłko. Nagle z jej ust wydobył się krótki, zduszony krzyk. Palce zacisnęły się mocno na broni.

- Starzejesz się Kamaelu -
nim jej krzyk zdążył przebrzmieć, odezwał się męski głos zza pleców Miji.
Skrzydła anioła zadrżały nim bardzo powoli odwrócił się by stanąć twarzą w twarz z nieznajomym.
- Widzę, że wasze szkolenie zostało uzupełnione o kilka drobnych sztuczek, Razjelu. Puść Miję - groźba zabrzmiała bardzo wyraźnie.
- Czyżby zależało ci na tej istocie, mój jaśniejący bracie? Tracisz wyczucie... - Mija została boleśnie odepchnięta, wpadając wprost w ramiona Kamaela. Jego miecz zniknął więc mógł ja objąć i przyciągnąć do siebie. Gdy kobieta odwróciła głowę by spojrzeć na napastnika, okazało się, że ma przed sobą kolejnego przystojnego anioła z tym, że ten zdecydowanie należał do tej strony. Czarne skrzydła, złożone na plecach i sięgające ziemi oraz długie, równie czarne włosy nadawały mu nieco demonicznego wyglądu. Był nieuzbrojony, a przynajmniej nie było widać żadnej broni.

Minęła chwila zanim odwróciła głowę uwalniając się z silnych ramion Kamaela. - Witam - powiedziała tonem w którym było słychać nutkę oburzenie tym, jak ją potraktował. - Mogą mi panowie wytłumaczyć co się dzieje? - spytała obserwując jak mierzą się wzrokiem. A trzeba dodać, że nie wyglądało to na przyjacielskie spotkanie po latach.

Razjel obdarzył ją przelotnym, pogardliwym spojrzeniem po czym powrócił do mierzenia nim Kamaela.
- Chyba nawet wiem co w tym czymś widzisz. Nawet w tym smrodzie czuć na niej moc twojej wiernej małżonki.
Ramię Kamaela mocniej zacisnęło się wokół Miji, z czego chyba nie zdawał sobie nawet sprawy.
- Czy Samaela wie jak wysławiasz się o jej siostrze...
Tym razem drgnienie skrzydeł Razjela świadczyło o celności ciosu.
- Nie mieszaj jej do naszych sporów- warknął.
- Okaż szacunek. - Kamael nie miał zamiaru pozostawać dłużnym.
Worek z prowiantem wylądował na ziemi. W dłoniach obu aniołów pojawiły się miecze. Złoty Kamaela oraz krwiście czerwony, Razjela.

"Hmm, więc Lucyfera jest Twoją żoną".
Udała, że puszcza to mimo uszu, jakoś nie miała zamiaru zaczynać rozmowy przy czarnym aniele. Zablokowane silnym ramieniem Kamaela miała niewielką możliwość ruchu, nie wspominając już o tym, że zapominając chyba, że ma do czynienia z człowiekiem prawie miażdżył jej żebra. Zdecydowanie nie podobała jej się sytuacja w jakiej się znalazła. W dłoniach aniołów pojawiły się miecze, uścisk ramienia białoskrzydłego zmniejszył się nieco. Stała z szeroko otwartymi oczami wpatrując się z lenkiem w Razjela. - Uspokój się, proszę - powiedziała niemal bezgłośnie do Kamaela.

Anioł jakby jej nie słyszał.
- Co ty tu właściwie robisz? - zapytał po chwili.
Razjel opuścił miecz, który nagle zniknął w krótkim rozbłysku światła.
- Szukam Samaeli. Znalazłem jednego z jej grupy. - wskazał Miję. - Oddał swą duszę Ferii...
- Rozdzieliliśmy się, ruszyła do pozostałych. Powinna być w drodze na spotkanie z Zioną.
Czarny anioł skinął głową w podzięce po czym odwrócił się i zaczął odchodzić jakby nigdy nic.
- Razjelu. - Głos Kamaela stracił gniewne zabarwienie jednak nie brzmiał specjalnie przyjaźnie.
- Kamaelu. - Skrzydlaty przystanął po czym niechętnie się odwrócił i rzekł. - Witaj Mijo - po czym wzniósł się w powietrze by zniknął wśród chmur.

Głośno wypuściła powietrze, oparła głowę na piersi anioła. - Nie musiałeś tego robić. I puść mnie w końcu - dopowiedziała stanowczo. - Czy znajomość z Tobą musi wiązać się z bólem...

- Wybacz. - Nie od razu jednak pozwolił jej na opuszczenie swych ramion, jednak jego uścisk lekko zelżał. - Nic ci się nie stało? - zapytał spoglądając na nią uważnie. - I musiałem. Pora by Razjel nauczył się traktować innych z szacunkiem.

- Co najwyżej połamałeś mi kilka żeber - zażartowała rozcierając kości, które faktycznie bolały. - Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej, że Lucyfera jest Twoją żoną? - spojrzała mu w oczy.

- Nie pytałaś - odpowiedział nie unikając jej wzroku. - Czy to ci przeszkadza? - uśmiechnął się po czym lekko obniżył głowę by musnąć wargami jej usta.

- Bo nawet mi do głowy nie przyszło żeby zapytać... ! Nie bardzo - szepnęła po chwili zastanowienia. - Ale nie mam ochoty narażać się na gniew jakiejś potężnej istoty. Choć nie wiem jakie jest podejście do pewnych spraw u was, aniołów - uniosła lekko brew wciąż wpatrując się w niebiański błękit jego oczu.

- Nie obawiaj się. Nasz związek jest czysto formalny aczkolwiek jak niemal każdy, darzę ją szczerą miłością - odpowiedział, a w jego głosie pobrzmiewała szczerość. - Od jej pierwszego wygnania widziałem ją raptem cztery razy. Idziemy? - łagodnie zmienił temat na bardziej teraźniejszy.

- A mamy inne wyjście? - zapytała ruszając. - Kim jest Feria? I skoro zabrała duszę, któremuś z moich towarzyszy... Co by się stało gdybyś pozbawił mnie duszy?

Podniósł worek z jedzeniem po czym dogonił kobietę.
- Ferie to jedne z istot zamieszkujących Otchłań i niektóre miasta na powierzchni. Zwykle polują na męskich osobników, którzy są dla nich najłatwiejszym celem - tłumaczył uśmiechając się przy tym, najwyraźniej rozbawiony jakimś wspomnieniem. - Jeżeli jedna z nich otrzymała od twego towarzysza dusze i zdążyła wchłonąć ją całą to nie ma dla niego szans. Gdybym ja pozbawił cię duszy... - jego uśmiech zastąpiła powaga. - Stałabyś się pustą skorupą. Nie wiedziała byś co to radość czy pożądanie. Twoje ciało przestałoby reagować na wszelkie bodźce emocjonalne. Byłabyś... - przez chwilę szukał właściwego słowa - maszyną. Bezwolną kukłą. Robotem w ludzkim ciele.


- Hmm, tylko mu współczuć... - stwierdziła z ledwo słyszalnym współczuciem. - Cholera, nam też. Skoro nie ma duszy, nie jest już chyba - zastanowiła się - do końca... Strażnikiem - mówiła cicho jakby się nad tym zastanawiając. - Kamaelu - zagadnęła po chwili i zanim anioł zdążył wypowiedzieć słowo wpiła się bez ostrzeżenia w jego usta.

Zaskoczony, przez jedno uderzenie serca, nie reagował. Gdy jednak doszedł do siebie odpowiedział z pełną pasją na jaką było go stać. Wolną dłoń wplótł w jej włosy nie pozwalając jej na wycofanie się. Powoli z dzikiego, pocałunek zamienić się zaczął w powolny, pobudzający zmysły i smakujący każdą sekundę połączenia.
- Co powiesz na powrót do mnie? - wyszeptał kusząco, na krótką chwilę odrywając się od jej warg.

- Niestety - słowa sączyły się bardzo wolno i cicho - obawiam się, że chyba nie możemy tego zrobić. - Pocałował delikatnie jego szyję. - Czekają na nas, nie powinniśmy narażać się za bardzo Samaeli...

- Taka rozważna... - mruknął i po dłuższej chwili odstąpił od niej o krok. - Przyjdzie czas gdy wydobędę z ciebie nieco bardziej sprzyjającą romantycznym szaleństwom naturę. Teraz jednak masz rację. Wolałbym nie ginąć z dłoni Samaeli, nawet jeżeli chwile mojej śmierci miałyby być okraszone słodyczą twoich ust... - obdarzył Strażniczkę pożądliwym spojrzeniem- i ciała - dodał.

- Rozważna - zaśmiała się szczerze, by za chwilę powrócić do obserwacji Kamaela. - Nie wóź na pokuszenie aniele - wyszeptała podchodząc do niego i jeszcze raz delikatnie muskając jego usta.

Zamruczał zmysłowo po czym cisze uliczki przeszył odgłos odrzucanego worka z prowiantem, w którym jak nic wkrótce miał pozostać sam jabłecznik.
- I kto tu niby kogo wodzi? - zapytał przyciągając ją mocno do siebie i unieruchamiając w uścisku. - Trzeba było nie dawać ci jabłka z Drzewa Grzechu. - Roześmiał się pochylając głowę by delikatnie skubnąć zębami skórę szyi. Jego dłonie rozpoczęły wędrówkę wśród warstw materiału pragnąc jak najszybciej dostać się do nagiego ciała.
- Ulica czy ściana? - zapytał chwytając zębami delikatny płatek kobiecego ucha.

- Cóż za bezczelny anioł?! - przez chwilę udawała oburzenie. Jej przyspieszony oddech, zaczerwienione policzki i rozchylone usta mówiły jednak same za siebie. - A smoki... demony... i inne cholerstwa czające się po kontach? - pytała między kolejnymi pocałunkami.

- Jestem pewien że dadzą sobie radę bez nas. Czajenie się po kontach nie jest takie znów trudne - odpowiedział z wesołym błyskiem w oczach jednak wyraźnie przystopował. - Nie tutaj. Poczekamy do pierwszego noclegu. - Niechętnie wypuścił ją z objęć.

- Poczekamy do noclegu mówisz - prychnęła. - No, no, widzę, że już sobie wszystko ustaliłeś - zaśmiała się i chwyciła anioła z rękę. - Idziemy - stwierdziła niechętnie.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline