Potoczyło się szybko i nie do końca tak jak powinno. Fakt, że kule, wystrzelone z coltów cyganki, precyzyjnie i zimną krwią prosto w pierś istoty nie zraniły jej nawet, nie zdziwił dziewczyny zbyt mocno, co innego pochłonęło jej uwagę. Kule przeleciały przez istotę jak przez dym. Dym!
A Melchior śmiał się z niej do rozpuku, kiedy z wypiekami na twarzy próbowała go przekonać, że to czarnodym daje jej moc. Ciekawe czy je widział, i czy wtedy przypomniał sobie o zdolnościach siostry spłodzonej przez przebywającego zbyt długo w mrokach Lipska mężczyznę? Miała nadzieję wypomnieć mu to wkrótce.
Niestety, wszystkie te myśli tłoczyły się w głowie Andrei w trakcie zwykłej rejterady, jakby żeby spróbować, bo przecież musiała to zrobić, zaspokoić rozbudzoną ciekawość, potrzebowała oddalić się nieco od towarzyszy.
I kiedy rozgorączkowana, zarumieniona i wprost drżąca z niecierpliwości odwróciła się wreszcie, by w dziwnych gestach zamachać rękami, cień atakował Louise, która odważnie stanęła mu na drodze, pozwalając uciec Cygance.
Andrea stanęła, podniosła dłonie. Wyglądało jakby tkała przędzę, ręce poruszały się swoim życiem, a dziewczyna wpatrywała się w Cień atakującą Angielkę.
Potem przyjdzie czas na refleksję. Nie chciała zdradzać wszystkich swoich zdolności. Może nie zauważyli, była oddalona, a blask jutrzenki nie dosięgał jeszcze jej sylwetki.
Cień atakujący Andreę zaczął tracić kontury, nagle mniej ciemny, mniej prawdziwy, rozmyty, jego granice nagle zmieszały się z ciemnością, siła i zaciętość zelżały. Bronił się, ale tracił swą cielesność. Uchwyt zaciskający gardło Louise rozluźnił się znacznie. Cyganka miała nadzieję, że dziewczyna da radę się już oswobodzić. Sama Andrea nie ruszała się z miejsca, oszołomiona efektem swoich gestów i w skupieniu próbująca go podtrzymać przynajmniej do momentu, kiedy Louise wstanie na nogi a dżentelmeni nadejdą z odsieczą.
__________________ "Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie |