Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2011, 21:52   #528
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróżowanie z większą grupę wędrowców miało (oprócz zalet) i pewne wady. Takie jak problem ze znalezieniem noclegu. O czym od razu wspomniał Drunin.
- Sami byśmy jechali, to i nocleg pod dachem by się znalazł, a nie stale na trawie, pod krzaczkiem - powiedział. Po raz trzeci chyba, tyle że używając nieco innych słów.
- A co? Reumatyzm w kości wchodzi? - spytała, jak zwykle niezbyt pozytywnie do narzekań nastawiona, Liliel.
- Wchodzi, nie wchodzi - odburknął Drunin. - Ale czuję w kościach, że na deszcz się zanosi, to i dach by się przydał.
- Derricku...
- Liliel zmieniła rozmówcę. - Czy to nie tu leczyłeś tego rannego od byka? Może powinieneś zobaczyć, co z nim się dzieje?
Wizyta w wiosce była potrzebna Derrickowi jak ból zęba. Ewentualne spotkanie Liliel z wójtową nie musiało, ale mogło skończyć się mało ciekawie, szczególnie gdy się wzięło pod uwagę konieczność dalszej wspólnej podróży.
- Ten pacjent to był typowy przykład osoby, która użala się nad sobą. Prawdę mówiąc, to byk ledwo go trącił, a on się zachowywał, jakby umierał. Zaaplikowałem mu zioła wzmacniające i miesiąc wstrzemięźliwości dla nabrania sił.
- Miesiąc? Bez picia?
- wzdrygnął się Drunin, a Gurd pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Miesiąc bez kobiet - poprawił go Derrick. - To mu się przyda akurat, bom słyszał, że babiarz okrutny. Siły mu wrócą przynajmniej.
- No, panie medyk... To pan jesteś okrutny. I dla tego biedaka, i dla tych niewiast, które pozbywasz jego... towarzystwa
- powiedział Drunin. I czym prędzej uskoczył przed kopniakiem, jaki chciała mu wymierzyć Liliel.

- Jest tu gdzieś jakieś jeziorko? Albo strumyk chociaż? - spytała Liliel.
- Ty chyba nieco przesadzasz, serdeńko, z tymi kąpielami - skomentował Drunin. Zresztą Derrick nie spodziewał się innego podejścia do tego zagadnienia z tej własnie strony. - Jak chcesz, żeby cię pół obozu oglądało, to tam jest struga. - Wskazał kierunek.
- Wszak nikomu nie powiem, że tam idę. - Liliel wzruszyła ramionami. - I znajdę sobie ustronne miejsce. Poza tym któryś z was popilnuje, żeby mi nikt nie przeszkadzał.
Spojrzenia obu krasnoludów spoczęły na Derricku. Ten skinął głową

- Na co czekasz? - Liliel ściągnęła spodnie i spojrzała na Derricka. - Zapraszam do kąpieli.
Wspólna kąpiel z ładną i zgraną dziewczyną. Któż by o czymś takim nie marzył... Jednak w tym wypadku istniało pewne, maleńkie 'ale'.
Nie chodziło o ewentualnych podglądaczy. Mimo pięknego otoczenia i krzewów chroniących przed wiatrem (i spojrzeniami ciekawskich) 'ale' polegało na tym, że woda nawet z pewnej odległości wydała się Derrickowi zimna. I nawet był w stanie zgodzić się z Druninem, że Liliel nieco przesadza. Zdecydowanie lepsza byłaby wielka balia z gorącą wodą, czy jeziorko nagrzane słonecznymi promieniami.
Poza tym zimno wyczyniało różne rzeczy z niektórymi fragmentami ciał tak kobiet, jak i mężczyzn...
- Dalej! - Liliel dała dobry przykład, rozbierając się do końca i wchodząc do wody. - Całkiem przyjemna.
Kłamstwo było szyte bardzo grubymi nićmi, co było widać nawet w niezbyt mocnym świetle księżyca. Ale zostać na brzegu...
Powoli zaczął się rozbierać, z cicha nadzieją, że półelfka się rozmyśli, jednak Liliel najwyraźniej, z typowym dla siebie uporem, przeszła od wejścia do wody do mycia się. Z punktu widzenia obserwatora wyglądało to fantastycznie, jednak osobisty kontakt z wodą...
Wszedł do strumienia zanim Liliel zdążyła nazwać go tchórzem czy też ochlapać wodą. Sama myśl o tym ostatnim przyspieszyła jego ostateczną decyzję. Jeśli miał marznąć, to w wybrany przez siebie sposób.
- Niezła ta woda - skłamał. Na szczęście nie zaszczękał zębami.
- Nie spieszyło ci się. Jeszcze kilka dni w towarzystwie krasnoludów i zaczniesz uciekać z krzykiem od każdej sadzawki. - W głosie Liliel zabrzmiał dość wyraźny sarkazm.
- Jak znajdziesz wodę milszą w dotyku, to cię tam osobiście zaniosę - obiecał Derrick.
- Tylko spróbuj - skrzywiła się Liliel. Może nie do końca szczerze.
- Odwróć się, to ci umyję plecy - zaproponował Derrick.

- Czy ty wiesz może, medyku, gdzie się kończą plecy? - spytała Liliel po chwili, gdy dłonie Derricka zawędrowały nieco zbyt nisko.
Po plecach przyszła pora na inne części ciała, a woda, jakimś dziwnym trafem, zrobiła się jakby cieplejsza.
Mycie, jak każda inna czynność, po pewnym czasie dobiegło końca. Tak szczupła kobieta, jak Liliel, chociaż nie można było jej zarzucić jakichkolwiek braków w... wyposażeniu, miała ograniczoną powierzchnię przeznaczoną do mycia.
- Twoja kolej - oznajmiła.
To już było mniej przyjemne ... Derrick z przyjemnością darowałby sobie ten etap prebywania w wodzie. Slogan 'zimna woda zdrowia doda', choć może i sprawdzał się w rzeczywistości, to wiązał się z paroma średnio przyjemnymi odczuciami.

- Chyba powinienem się trochę rozgrzać - powiedział.
- To co? Biegniemy? - zaproponowała Liliel.
Bieg, jak każdy wiedział, działał rozgrzewająco w każdych warunkach. Istniały jednak sposoby, stare jak świat, które działały co najmniej tak samo skutecznie. Wystarczyło na przykład usiąść na ognisku...
- Troszkę później - powiedział Derrick, przyciągając do siebie półelfkę.


***

Noc pod gołym niebem, w miłym towarzystwie... Człowiek budzi się może nieco niewyspany, ale jeśli otworzy oczy odpowiednio wcześnie, to można odświeżyć nocne wrażenia. Nawet jeśli nie ma na to zbyt wiele czasu.

Po szybkim śniadaniu ruszyli dalej w drogę. Bez większych (i mniejszych) problemów dotarli do Myvy, gdzie miast strażników przywitała ich łopocąca na wietrze bielizna damska. I człek, kapłan Kreve zapewne, ostrzegający przed wjazdem do gniazda rozpusty.
Z pewnością znaleźliby się tacy, którzy zarzuciliby Derrickowi pewne braki pod względem moralności. Oczywisty dowód jechał tuż obok medyka, o czym nikt oczywiście nawet nie zamierzał wspominać.
- Interesuje nas tylko uzupełnienie zapasów - zapewnił Derrick - a nie korzystanie z tego, że rozpusta zapanowała w Myvie.
- Mów pan za siebie, medyku
- mruknął Drunin, czego, na szczęście rozmówca Derricka nie słyszał.
Ruszyli dalej, przejeżdżając obok człowieka mruczącego o konieczności wypalenia ogniem całej tej zgnilizny obyczajowej. Derrick już miał spytać, jak doszło do zwycięstwa 'lekkich' panienek gdy stwierdził, że wypowiedź przedstawiciela strony pokonanej może być nieobiektywna, poza tym może trwać zbyt długo. A on nie zamierzał tracić czasu, tylko znaleźć jak najszybciej nocleg, by wyruszyć w drogę skoro świt, nie zważając na protesty krasnoludów, według których wczesne wstawanie bło jeśli nie zbrodnią, to przynajmniej głupotą.

Szli w stronę rynku, kierując się ku "Złotemu Prosiakowi", podczas gdy spojrzenia krasnoludów kierowały się ku "Rozkosznemu Upojeniu". Widać rzucone przy bramie słowa były pewnym odzwierciedleniem w myśli czy pragnień.
Liliel została parę kroków z tyłu.
I wtedy ktoś powiedział:
- Te, mała, ile chcesz za noc?
Ktosiów było w sumie dwóch. Ich spojrzenia, wbite w biust dziewczyny, jasno dowodziły, że nie na rozmowach pragnęli spędzać długie nocne godziny.
- Nie ser... - zdążył powiedzieć Gurd, gdy dość ciężki but wylądował na przyrodzeniu wyższego z pytających.
Potraktowany w tak obcesowy sposób człowiek jęknął z bólu i złożył się w pół. A Drunin w ostatniej chwili zdążył chwycić i powstrzymać Liliel, która rwała się do miecza, wrzeszcząc na całe gardło o obcinaniu czyichś jaj. I nie tylko.
- Chodźmy stąd - zasugerował Gurd, z czym Derrick był w stanie się zgodzić bez większych problemów.


Nawet "Pod Złotym Prosiakiem" dziewczyna nie chciała się uspokoić, rzucając na prawo i lewo pogróżki i nie zważając ani na prośby swych towarzyszy, ani na spojrzenia (zaciekawione i rozbawione) gości. Dopiero podwójna dawka melisy, którą Derrick dyskretnie doprawił wino dziewczyny, podziałała nieco uspokajająco.
- Jak go dostanę w swoje ręce... - Liliel pociągnęła kolejny łyk wina i nie sprecyzowała swej groźby, pozostawiając resztę wyobraźni odbiorców.
Wyobraźnię miał Derrick dostatecznie dużą, by móc jej oczami dostrzec zarówno działania Liliel, jak i konsekwencje (dla obu stron) tych działań. A ze spojrzeń rzucanych przez krasnoludy łatwo było wywnioskować, że nie tylko Derrrikowi wyobraźnia dopisuje.


- Gore! Wody! Pali się!
Okrzyki zakłóciły nocną ciszę i wyrwały Derricka z objęć Liliel.
- Niech to diabli! - zaklęła dziewczyna rzucając się do okna. Widokiem tym jednak Derrick nie mógł się napawać. Zawinięty w koc podszedł do drzwi. Pożar w mieście...
Trzask otwieranych drzwi świadczył o tym, że okrzyki nie były wspólnym sennym omamem Liliel i Derricka. Dopiero po paru chwilach z dołu dobiegł uspokajający głos karczmarza. Pożar się szybko zaczął i szybko skończył.
- To z pewnością ten dureń sprzed bramy - powiedziała Liliel, wracając do łóżka. - Sen mnie odbiegł - dodała.


Rankiem, podczas śniadania, nocny pożar był głównym tematem rozmów. Jak się okazało, jeden z 'pokonanych' kapłanów od pełnych niechęci słów przeszedł do pełnych niechęci czynów. Na szczęście jeden z potencjalnych klientów, spieszący - mimo późnej pory - spędzić kilka chwil z którąś z wolnych panienek, zauważył podpalacza.
Nieco tylko nadpaliła się jedna ze ścian, co w niczym nie nadwyrężyło możliwości lokalowych 'Ukojenia'.
Czy był to ten sam człowiek, co prawił o ogniu, którym należało wypalić zarazę, tego Derrick nie wiedział, bo opis był za bardzo ogólnikowy. W zasadzie nie można było się dziwić, skoro ciemno było, a zbawca zamtuza... cóż... w zasadzie widział dwóch identycznych podpalaczy.
- Jak dobrze, że wyjeżdżamy - stwierdziła Liliel, odsuwając pusty talerz.
Z tym zgodzili się i Gurd, i Drunin, chociaż przebąkiwali coś o dobrym piwie.

Pół godziny później byli w drodze.
 
Kerm jest offline