Wątek: Powrót
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2011, 22:26   #7
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy wrócili do gospody było już dobrze po północy, a drzwi zawarto na głucho. Nie był to jednak wielki problem dla Hansa. Zwykłe zamki nie stanowiły dla niego wyzwania nawet jeśli za wytrychy służyły mu tylko sztylety. Dziewczyna powoli chyba dochodziła do wniosku, ze ten mroczny człowiek najwyraźniej nie ma zamiaru robić jej krzywdy, bo odprężyła się nieznacznie. Gdy zaś zobaczyła pokój Midritha z zachwytem przejechała po łóżku:
- O mamuńciu już dawno nie spałam w takim luksusie! Czysta pościel. Jaka biała! - Usiadała na łóżku i podskoczyła - Jakie miękkie!
- Przydałaby ci się najpierw kąpiel, ale nie chce mi się tracić czasu. Poleżysz sobie na nim... ale związana.

Zamknął najpierw drzwi, a potem dał jej znak, aby się odwróciła, wyjmując przygotowane jeszcze w jej pokoju więzy.
- Cała zdrętwieję jak mi zwiążesz ręce z tyłu - powiedziała z wyraźnym żalem - i po co mi w takim przypadku wygodne łóżko? - Westchnęła zrezygnowana - Może lepiej przywiąż mnie do łóżka?
Nie skomentował tego nawet słowem sprawnie zawiązując więzy na nogach i rękach. Nie były bardzo mocne, czy nawet z jakiejś wyjątkowo szorstkiej tkaniny. Ale nie był głupi, by wiązać kogoś do mebla. Dał jej się napić wody, a potem włożył knebel w usta.
- Wrócę za jakiś czas. Jeśli będziesz grzeczna, będziesz mogła przedstawić propozycję co do tego, jak dalej wyobrażasz sobie własne życie. Jeśli nie wyrazisz, zostawię cię tutaj, inni ocenią co zrobić. Jeśli spróbujesz uciec lub narobisz rabanu, stracę cierpliwość.
Warknął coś do samego siebie i mruknął znacznie ciszej.
- Chyba próbuję nadrobić gadaniem stracone lata...
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi i znów wkładając włos. A potem sięgnął umysłem ku swojemu słudze.

Zobaczył wyraźnie niepozorny budynek niedaleko miejsca gdzie spotkał "gładkiego" i jego kamratów. Wejścia pilnowało dwóch osiłków. Raczej nie spodziewali się kłopotów, bo czas służby skracali sobie grą w kości. Budynek miał dwa piętra. Na dole znajdowała się spora sala, kuchnia i jakieś pomieszczenia magazynowe. Na górze znajdowały się sypialnie. To właśnie do jednej z nich, pilnowanej przez dwóch kolejnych strażników podszedł Olaf. Po krótkiej rozmowie został odprawiony, a strażnik zapukał i po chwili wszedł do środka.
Przy biurku siedział niezbyt wysoki, ale doskonale zbudowany mężczyzna w wieku zbliżonym do Hansa. Jasne, długie do ramion włosy przewiązane miał na czole przepaską. Lekko rudawa broda i wąs przycięte starannie, były czyste i zadbane. Ubranie także, choć niewyszukane zwracało uwagę na zamiłowanie właściciela do czystości. Oderwał wzrok od księgi w której coś starannie zapisywał i popatrzył niezadowolony na wchodzącego. Nie odezwał się słowem, ale strażnik wyraźnie przekazał mu wiadomość, która wywołała niezadowolenie na jego twarzy.
Mężczyzna zaklął i zatrzasnął księgę. Powiedział coś do strażnika, który zaraz wyszedł, a jasnowłosy podszedł do ściany i zdjął wiszący tam obraz ujawniając sejf. Otworzył go szybko i wyjął z niego czarne sztylety oraz kilka dokumentów i wsadził je za pazuchę. Mimo ciepłej nocy rozpalił ogień na kominku. Sprawdził dokładnie okna i usiadł z powrotem na krześle za biurkiem. Niecierpliwie zastukał palcami po blacie coś do siebie mówiąc.

Zabawne było, jakie sprawił poruszenie, w zasadzie nie robiąc nic. Tutejsi byli najwyraźniej tchórzliwi, a jemu nie podobało się, że tak to wyglądało. Ruszył więc w tamtym kierunku, zirytowany nieco i pojawił się nagle przed strażnikami, nie wykonując wrogich gestów.
- Chcę się widzieć z waszym szefem. Teraz.
Zabawne było zobaczyć ich miny po tych słowach. Dosłownie opadły im szczęki. Chyba nie spodziewali się że "gość" tak nagle pojawi się w ich progach. Jeden z nich wszedł do środka, a pozostali, których liczba od pojawienia się Olafa została podwojona, patrzyli na Hansa z mieszaniną niechęci i niedowierzania. Nie minęło wiele czasu gdy strażnik wrócił:
- Możesz iść, ale bez broni.
- Mogę wejść albo z bronią, albo po waszych trupach.

Na twarzy Hansa pojawił się wyjątkowo nieprzyjemny grymas.
- Zaczynacie mnie wkurwiać, nie lubię jak ktoś za mną łazi. Doskonale wiecie, że nic nie zrobiłem. Więc zejdź mi, kurwa, z drogi.
Strażnik poczerwieniał i już sięgał broń gdy z tyłu za nim rozległ się spokojny głos:
- Daj mu przejść. Nie dasz rady go powstrzymać!
Odsunęli się od wejścia. Dając łotrzykowi możliwość przejścia.
~Idź pierwszy, ostrzegaj.~
Hans odczekał chwilę, jakby jeszcze sprawdzając, czy strażnicy nie zrobią czegoś głupiego, a tak naprawdę po to, by jego sługa sprawdził drogę. Potem ostrożnie ruszył do przodu.
- Chcę porozmawiać. Możemy to zrobić na dwa sposoby. Albo uprzejmie, bez obecności kuszników. Albo w pomieszczeniu pełnym trupów. Nie jestem wrogiem, jeszcze.
Nie miał zamiaru nadziać się na bełty, dlatego pchnął drzwi, a potem... zniknął. Stanął za drzwiami, nie ryzykując trafienia od jakiegoś nerwowego strzelca.
~Niech blondyn cię poczuje~

- Co jest kurwa? - Strażnik, który rozmawiał z Hansem wbiegł do środka i rozejrzał się nerwowo - Nie spuszczałem z niego wzroku, a ten skubaniec nagle zniknął!
- Opuście kusze
- powiedział nagle przywódca, a potem rzucił w przestrzeń - porozmawiamy. Raczej nie przyszedłeś mnie zabić bo już byłbym martwy. Wy zostańcie tutaj - rzucił do swoich ludzi.
Odwrócił się i ruszył po schodach w górę. Nie zatrzymał się aż nie dotarł do pokoju, gdzie przysiadł na biurku.
- Myślałem, że w Tethyrze mnie nie wyśledzicie. Cóż mylić się jest rzeczą ludzką.

Hans poszedł za nim, pozostawiając na straży sługę. Nie raczył się jednak ujawnić, póki nie doszedł do schodów, przy których wyjął kusznikowi bełt z kuszy. Zaskoczeni ludzie bywają nieprzewidywalni. Tutejszy przywódca miał na szczęście łeb na karku, przynajmniej na razie. Midrith wskazał za siebie.
- Dobrze byłoby, gdybyś uspokoił swoich ludzi. Tych na mieście też. Zaczną się robić nachalni, ktoś się wkurzy, padną jakieś trupy, nie wiadomo po co. Jutro już mnie tu nie będzie. Tak sobie właśnie myślałem, że musisz się bać obcych, skoro jeden przechadzający się po mieście wzbudza takie... zamieszanie.
Blondyn przez chwilę patrzył na swego gościa:
- Skoro mnie znalazłeś wiesz kim jestem i wiesz, że nie boję się obcych. Po prostu myślałem, że moje drogi z Mistrzami Cienia rozeszły się na dobre i zostawią mnie w spokoju jeśli zniknę na drugim końcu świata. Cóż... najwyraźniej się pomyliłem.
- Czy ja ci zrobiłem krzywdę? Nawet bym pewnie nie przylazł, gdybyś nie miał zbyt ciekawskich ludzi. A teraz, proszę, odwołaj ich. Mam w pokoju gościa... na którego wolałbym, by się nie napatoczyli. Może mi się jeszcze przydać. A twoje opryszki żyją, bez obaw.

Te słowa zaskoczyły przywódcę bandy, a to zaskoczenie odbiło się na jego twarzy:
- Nie zostałeś przysłany przez Mistrzów? To co u diabła robisz tak daleko od domu?
- Jesteś ciekawskim człowiekiem, prawda? Nie lubię ciekawskich.

Mężczyzna skinął głową:
- Tak więc niczego tutaj nie chcesz. Nie masz do mnie żadnej sprawy. Jesteś tylko przejazdem... po co więc sprowokowałeś spotkanie?
Hans warknął zirytowany.
- Chyba jednak źle cię oceniłem, nie jesteś zbyt kumaty. Albo łapiesz za wolno sprawy, które nie dotyczą twojego życia. Powiedziałem ci już, dlaczego tu trafiłem. Odwołaj ludzi. Gdybym był po ciebie, nawet byś się nie zorientował, że jesteś pieprzonym zimnym trupem. A pro po zimnych trupów, to ja na twoim miejscu nie pozwoliłbym takiemu co się rusza przebywać w swoim mieście.

Słysząc to blondyn stał się znowu czujny:
- Nie możesz mówić bez zagadek, co? - Potem zawołał w kierunku otwartych drzwi - Thomas wiem że podsłuchujesz. Każ chłopakom przestać się interesować naszym "gościem" - ostatnie słowo wymówił z ironicznym akcentem.
- Zagadek? W życiu. Gdybyś wiedział, to byś zrozumiał. Potrzebuję wytrychów i kilku trucizn, mogą być słabsze - zmienił nagle temat. - A także trochę sztyletów do rzucania. Zapłacę.
- I to wszystko?
- Był wyraźnie zaskoczony - Hmmm... dobrze. Da się zrobić zwłaszcza jeśli dzięki temu pozbędę się ciebie szybko z miasta. Dostaniesz czego chcesz - uśmiechnął się trochę odprężony - a w zamian zapomnisz, że mnie tu spotkałeś. Umowa?
Popatrzył z uwagą na Midritha, który uśmiechnął się ironicznie. I ten tu niby nie boi się obcych? Zachował jednak myśli dla siebie.
- Nie ma sprawy. Nie mam tu większych interesów... i mam nadzieję, że miał nie będę. Powinieneś jednak dać swoim ludziom kilka dziwek czasami, robią się strasznie napaleni, gdy je widzą.

Hans cały czas wydawał się całkiem odprężony. Zamierzał poczekać na to, o co poprosił. Przyjazna pogawędka dobrze się do tego nadawała.
- Thomas! - Jego aktualny "gospodarz" krzyknął i w drzwiach prawie natychmiast pojawił się niewysoki, może piętnastoletni wyrostek z rudymi, sterczącymi we wszystkich kierunkach włosami i wyczekującym spojrzeniem w oczach.
- Zawołaj Karolinę i przynieś wina.
Chłopak podskoczył i pobiegł, a blondyn podszedł do jednej ze stojących w pokoju skrzyń i uniósł wieko. W środku znajdował się cały arsenał:
- Wybierz co Ci pasuje.
Hans położył na stole gospodarza dwa sztylety.
- To tych, którzy sobie trzepali przy dziwce.
Podszedł do skrzyni, wyjmując kilka zwykłych sztyletów i sprawdzając wyważenie. W końcu wziął jeden, nie wyróżniający się, ale ostry i bez wyszczerbień na ostrzu. Potem wybrał sześć noży do rzucania i pas do zawieszenia ich pod kurtą.
- To wystarczy. Nie jest to mój stary sprzęt, ale jak zauważyłeś, ten muszę kompletować na nowo. Prawie cały.

Ponownie pojawił się rudowłosy chłopak z pękatym sagankiem i dwoma srebrnymi kielichami. Położył je na biurku i do każdego nalał trunku.
- Zostaw nas teraz i tym razem zamknij za sobą drzwi.
Zanim jednak wyrostek, na którego twarzy pojawiło się wyraźne rozczarowanie opuścił pokój pojawiła się w nim kolejna osoba, która sądząc po kolorze włosów i rysach twarzy, musiała być z nim spokrewniona. Na tym jednak podobieństwo się kończyło. Dziewczyna była niewiele starsza, ale wysoka, wzrostem przewyższająca szefa, a męskie ubranie nie maskowało jej mocno zarysowanych kobiecych kształtów, które ten z wyraźną przyjemnością kontemplował.
- Potrzebuję kilku twoich towarów. Coś płynnego, coś na sztylety. Może zresztą pan... - Jego spojrzenie zawisło na Hansie jakby oczekiwał odpowiedzi.
- Joseph - rzucił Hans
- Pan Joseph powie ci dokładnie o co mu chodzi - dokończył blondyn.
- Środek usypiający, taki działający na mięśnie, obezwładniający je. I może coś otumaniającego. Czyli nic wybitnie skomplikowanego.
Hans przyglądał się kobiecie z ciekawością, nie mogąc oczywiście powstrzymać się przed przesunięciem wzrokiem po całej jej sylwetce.
Odpowiedziała obojętnym spojrzeniem. Skinęła głową i zaraz skierowała się z powrotem do wyjścia. Przywódca podniósł z biurka kielichy z winem i podszedł do Hansa:
- Tutaj zwą mnie Markus Flamm - powiedział z uśmiechem, który miał sugerować Midrithowi że mają wspólną tajemnicę, której częścią jest jego nazwisko.
- A mnie Joseph Klause - odpowiedział czymś podobnym, obaj wiedzieli, że nikt tu nie podaje prawdziwych informacji. - A co do twoich ludzi, to nie dowiedziałbyś się o mnie, gdybym miał ochotę na mordowanie. Są u siebie i uważają, że nie trafi się nikt od nich lepszy. Mało bezpieczne. Olafa wysłali dopiero, gdy mnie nie znaleźli w dziurze, którą sprawdzali.
Wzruszył ramionami. Jego to nie bardzo interesowało, ale przecież dobra rada mogła kiedyś okazać się przydatna. Hans dawno się nauczył, że nie ma co sobie robić wrogów wszędzie gdzie się da.
Markus pokiwał głową:
- Niezbyt łatwo o doskonale wyszkolonych ludzi, ale uczą się... powoli - Podsunął mu oba kielichy dając możliwość wyboru, a gdy Hans wziął jeden z nich napił się ze swojego.
Midrith jednak głównie udawał, że pije, niż pił naprawdę. Prawie nigdy nie połykał czegoś innego od wody, kolejne zboczenie, którego nie umiał się do końca oduczyć.
- Wyszkolenie to jedno, nie mieli szans tak czy inaczej. Ale jakby posłali gońca zanim spróbowali konfrontacji... Co najwyżej wyszliby na tchórzy i głupców.
Pokiwał głową, dochodząc do wniosku, że dla zwykłego oprycha reputacja czasem jest ważniejsza.
- Macie tu coś ciekawego w mieście? - wiadomym było, że nie pyta o rzeczy ogólnie dostępne i oczywiste.
- W samym mieście nie - mężczyzna wrócił do biurka, nalał sobie drugi puchar trunku i przysiadł na blacie - częstuj się - wskazał antałek Hansowi. - Niedaleko jednak jest morze i idealnie położone jaskinie. - Uśmiechnął się - Do Zazesspur niedaleko. To doskonały interes.
To akurat Hans rozumiał, ale na razie nic mu nie dawało.
- Domyślam się. Trafiło się ostatnio coś ciekawego?
Nie znał sytuacji z niewolnikami w tym świecie i kraju, choć zakładał, że tu ich nie ma - w końcu nikogo takiego nie spotkał. Pytanie jednak zadał takie a nie inne, zawsze można było nim zdobyć dodatkowe informacje.
- Być może rano się jeszcze odezwę, wtedy poznam cel i zastanowię się, czy potrzeba mi czegoś jeszcze, by go osiągnąć.
- Ostatnio głównie alkohole z Amn i przedmioty z Evermeet, czasami trafia się coś magicznego. Na takie zabawki zawsze jest spory popyt. Cel?
- Popatrzył na Hansa - a więc jednak twój pobyt tutaj nie jest do końca przypadkowy... specjalne zlecenie... ciekawe kto się naraził tak bardzo, że zamówili kogoś z Cienistych?

Ciekawe było to, że wciąż uważał swoje. Hans lubił pozostawiać ludziom swobodę myślenia, czasem ujawniali przy tym coś, czego nie wiedział, a czasem zwyczajnie kierowali się na złe tropy. Nie przeszkadzało mu to, więc bardzo rzadko prostował.
- Do końca przypadkowy pewnie nie, ale przypadku w tym jednak dużo. Zdziwię się, jak będę miał coś do załatwienia w okolicy. A co do magicznych zabawek, to bywają przydatne. Sam muszę kilka sobie sprawić.
Jego rozmówca pokiwał głową, ale nie powiedział nic więcej, bo do pokoju ponownie weszła Karolina. Podała Hansowi niewielki kuferek. W środku znajdowały się trzy ampułki i coś co wyglądało jak pudełko z maścią.
- To na osłabienie mięśni, to na sen, to powoduje oszołomienie i halucynacje. - Wskazała na buteleczki - maść nadaje się do smarowanie strzał i ostrzy, na krótką chwilę osłabia mięśnie, ale tylko na dwa trzy uderzenia serca.
Skinął głową w podziękowaniu, wyjmując ampułki i przyglądając się zawartości.
- To zdecydowanie wystarczy.
Dziewczyna odwróciła się i odeszła ponownie bez słowa. Jej długie do bioder włosy falowały w ruch pięknych bioder.
- Cudowna prawda? - Markus odezwał się dopiero gdy za dziewczyną zamknęły się drzwi. - Piękna, seksowna, inteligentna i do tego milcząca. Po prostu idealna kobieta!
- Dopóki jeden z jej wyrobów nie zacznie krążyć w twoich żyłach.

Skinął mu głową i wstał.
- To będzie na tyle. Może już mnie nie zobaczysz... a może się jeszcze spotkamy, oby wciąż w pokojowych zamiarach.
- Gdyby doszło do tego pierwszego... nie będę żałował.
- W oczach Markusa pojawił się błysk rozbawienia.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline