Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2011, 00:15   #86
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cichy szelest wypełniał komnatę, przerywany od czasu do czasu chlupotem piwa uzupełnianego w dębowym kuflu. Czarny, zaostrzony rysik wędrował po pergaminie kreśląc skomplikowane wzory i linie, które łączyły się w jedną całość. Na drugim arkuszu widniał szkic całości, na trzecim zaś największe detale. Korzystając z nieobecności Ronwyn, która często bywała teraz u stolarzowej, Robert rozsiadł się w swojej komnacie i w skupieniu dopracowywał projekt kredensu dla Megary. Była to jedna z niewielu rzeczy, którym obecnie mógł poświęcić się bez reszty, skutecznie wyłączając myślenie o problemach Elandone.

Kolejne morderstwo wstrząsnęło nim bardziej niż mógł pokazać. Morderca nie miał skrupułów i skutecznie eliminował przeciwności, a równocześnie był diablo sprytny. Albo Robert i Płaszcze byli nie dość. Valstrom próbował na różne sposoby przeprowadzić śledztwo, ale bezskutecznie. Albo nikt nic nie widział, albo jak widział to i tak miał poczucie, że drań zrobił go w konia. Najemnicy Brana byli zbieraniną obcych sobie ludzi i próba wyodrębnienia spomiędzy nich kogoś podejrzanego graniczyła z cudem.

Gdy zamkowe "wojsko" wyruszyło przeciw drowom Robert długo patrzył z murów jak wędrują przez zamarznięte jezioro, a potem znikają w lesie. Sylwetki dowódców i ich dziesiętników dumnie prezentowały się na grzbietach rosłych koni, dając złudną pewność zwycięstwa.





Robert wiedział, że wysłanie wojska teraz to nie była to najlepsza decyzja, lecz jakąż inną mógł podjąć? Czuł, że czas nagli; zbyt mało czasu, zbyt wiele niewiadomych w drodze do powstrzymania wybuchu wulkanu. Chciał wierzyć, że Megara byłaby zdolna zatrzymać kataklizm, jednak nie znał się na magii i nie miał pojęcia o zakresie mocy czarodziejki. Podejmował jedno ryzyko by zapobiec drugiemu. Tak sobie powtarzał.
Mimo to dręczyły go wyrzuty sumienia - nie tylko z powodu wysłania czterech dziesiątek ludzi w nieznane. Był niemal pewny, że morderca skorzystał z tej okazji by nie wzbudzając podejrzeń wyrwać się z zamku i szczerze powiedziawszy Robert cieszył się, że tak się stało - nikt więcej nie zginie, odkrywszy niechcący tajemnicę zbiega; no i na wiosnę Pola będzie bezpieczna. Było mu jednak wstyd ze względu na żonę Bersona i pamięć zabitych - sprawiedliwość należało wymierzyć by dusze zmarłych zaznały spokoju, a żywi mogli pozbyć się brzemienia strachu i żądzy zemsty. Obawiał się jedynie by ścigany nie został upewnić się, że żona stolarza nie stanowi dla niego zagrożenia - innymi słowy uciszyć ją na dobre. Toteż strażnik nadal stał przy drzwiach jej mieszkanka. Ludzie byli niespokojni, szemrali, nawet w ciągu dnia oglądali się za siebie. Robert nakazał, by wszędzie chodzono trójkami - dało to przynajmniej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Z uwag robotników wnosił, że nie tylko on liczył na ucieczkę mordercy wraz z oddziałem.

Skrob, skrob, skrob... Rysik poruszał się po wyprawionej skórze, a projekt nabierał kształtów. Były drwal miał nadzieję, że czarodziejce spodoba się zarówno praktyczny jak i estetyczny wymiar mebla.

Jedyną osłodą byłą obecność Ronwyn, choć Robert lękał się nieco i o jej bezpieczeństwo. Jej inteligencja i praktyczne, a równocześnie niesamowicie świeże podejście do wielu spraw powodowały, że mężczyzna nigdy nie nudził się w jej towarzystwie. Złapał się na tym, że zasięga jej rady w wielu sprawach; nawet tych, w których rady w zasadzie nie potrzebował byle tylko usłyszeć jej opinię, zobaczyć blask w jej oczach i zmarszczkę na czole gdy zastanawiała się nad kolejnym problemem zamku. Nie miał czasu na entuzjastyczne wybuchy namiętności i sztubackiej miłości, czuł jednak że coraz bardziej zależy mu na tej słodkiej niewieście, która mając lat trzydzieści wyglądała na dwadzieścia, zachowując słodycz i urok piętnastolatki. Mimo niesprzyjających okoliczności serce Valstroma miękło coraz bardziej, zwłaszcza gdy widział ją z bliźniakami na ręku. Jeszcze mógł mieć kolejne dzieci... i ona też.
 
Sayane jest offline