- Powodzenia i obyś odnalazł szablę swego tatka, a potem bezpiecznie wyszedł z tych podziemi - Zacharias życzył szczęście, opuszczającemu ich grupę Gynterowi. Nie dziwił mu się, że opuszcza kompanię. W końcu miał swój cel, jakim było odnalezienie rodzinnej pamiątki. Gdyby Zacharias znalazł się w takiej sytuacji, też pewnie by tak postąpił.
Podczas dalszej podróży, starali się iść najciszej jak mogli. Niziołek pewnie trzymał w ręku siekierę, gotowy w każdej chwili cisnąć nią w wyskakującego z ciemności przeciwnika. Zdobyczny topór trzymał za paskiem, ale długi trzonek nieco mu przeszkadzał, co chwila uderzając w kolano. Zacharias jednak nie dawał nic po sobie poznać i tylko po cichu klął, za każdym razem gdy rękojeść sprawiała mu ból.
Zacharias, dzięki możliwości widzenia w ciemnościach, okazał się bardzo przydatny dla grupy. Gdyby nie on i jego wrodzona ciekawość, przeszliby obok skrzyżowania, nie zauważając go. Na szczęście, niziołka zaciekawił jeden z posągów, stanowiących podstawy filarów, podpierających strop. Przedstawiał on młodego krasnoluda, trzymającego topór. Broń ta była niemalże identyczna, z orężem jaki niziołek zdobył na krasnoludzie. Stał chwilę i przyglądał się z zaciekawieniem broni. Potem zorientował się, że posąg stoi dokładnie na rogu, jeden korytarz wiódł w bok, a drugi prosto.
Chwilę później, Jurgen ostrzegł ich o kimś, czającym się w mroku. Niziołek wytężył wzrok, ale nikogo nie dostrzegł. Inni też nie.
- Może tylko ci się zdawało? - spytał Jurgena, jednak ten był pewien, że coś widział. Ich przywódca, Markus zgadzał się z Jurgenem. Trzeba było to sprawdzić. Cicho, jeszcze ciszej niż dotychczas, ruszyli w kierunku domniemanego źródła światła. |