Walka była chaosem. Jediah nie miał czasu myśleć. Choć jeszcze chwilę temu mierzył z karabinu do człowieka, a teraz ten człowiek leżał na ziemi łkając i krwawiąc, nie było miejsca na potępianie, bądź nagradzanie się. Kule świszczały, ale kolejny przeciwnik ukrył się poza zasięgiem Marines. - MG, ogień ciągły punktowy na mostek! – sierżant Green wydawał komendy – Tyler, Clark, otoczyć i zabić tamtego. Flank & finish! Pozostali, osłaniać podejście.
Tyler i drugi zwiadowca cicho podnieśli się z ziemi. Jeden z prawej, drugi z lewej, rozpoczęli podchodzić przygniecionego ogniem Wietnamczyka. Jediah szedł pochylony, z gotową do strzału bronią. Liczył, że okoliczna roślinność, oliwkowy mundur i pokryta przepoconym kamuflażem twarz ochronią go przed wzrokiem przeciwnika. Przed słuchem kryła go dźwięcząca w uszach kanonada i wyuczona umiejętność podchodzenia zwierzyny. Ostrożnie, bacząc, czy wokół nie ma kolejnych partyzantów, zbliżał się do kryjówki tamtego.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |