Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2011, 14:10   #29
BoYos
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
- Ci się tu dzieje? - delikatny żeński głos rozlał się po sali niczym balsam na dotkliwe rany. W korytarzu prowadzącym do głębszych jaskiń, stał zdyszany blondyn którego wcześniej pojmał Apollo, oraz kobieta. Na stopach miała wysokie chodaki, zaś reszta nóg nie była niczym zasłonięta. Kobieta ubrana była w krótką sukienkę o bufiastych rękawach i głębokim dekolcie, co mogło wywołać uśmiech na twarzy mężczyzn, a zazdrość u Anette, dekolt bowiem miał co prezentować. Zimno kobiecie najwidoczniej nie przeszkadzało, bowiem mimo skąpego stroju nie drżała z zimna. Na szyi miała coś co przypominało skórzaną bransoletkę ze złotymi zdobieniami. Czarne włosy splecione były w dwa warkoczyki, które to obwiązane były dookoła dwóch dużych symboli Ying-Yang które kobieta nosiła we włosach. Na końcach warkoczyków wisiały drewniane kulki rónież przedstawiające kolory równowagi. Reszta włosów kobiety spięta była potężnie wyglądającą złoto spinką.

<http://img20.imageshack.us/img20/8421/313pxmishaoriginalpose.jpg>

Niebieskie oczy kobiety przebiegły po sali lustrując sytuację po czym znowu przemówiła swym aksamitnym głosem.
- Co zrobiliście biednemu Pan Uuk? To taki uroczy mężczyzna. - blondyn stojący koło kobiety uśmiechnął się tryumfalnie. Walka prawdopodobnie wkroczyła na kolejny etap.
Tego było już za wiele. Nie dość, że małpiszon był małpiszonem to jeszcze bez ceregieli traktował ich jak worek bokserski. Ishir starał jak najszybciej się podnieść. Jednak na niewiele się to zdało. W głowie mu szumiało, ciało wysyłało do mózgu sygnały z coraz to nowych miejsc bólu. Jednak tym razem młody mag nie zamierzał się tak łatwo poddać. Pozbywając się zalegającej w ustach krwi używając całej swojej siły i upartości stanął na nogach. Zachwiał się, lecz udało mu się utrzymać na nogach. Słysząc krzyk kotoczłeka popatrzył się w jego stronę. Magia, jaką zobaczył zaskoczyła go. Już miał ruszać dokończyć to, co kotoczłek zaczął, lecz pojawienie się nowych wrogów sprawiło, że stanął w pół kroku. Szybko spojrzał na nowo przybyłych i… otworzył usta z wrażenia. Pierwszy szok jednak szybko minął.
- On zaczął. Dostał to, na co zasłużył. - odpowiedział nieznajomej prostując się. – A ty co za jedna?
Kobieta uśmiechnęła się miło w stronę Ishira i przedstawiła się głośno. - Estera z Dark Scar młodzieńcze. Cóż Pan Uuk wykonywał tylko swoje obowiązki, nie wolno od tak wkraczać sobie do jaskiń gdzie trwają nasze ważne prace. - mówiąc to kobieta zaczęła powoli iść w stronę walczących. - Radzę wam się poddać moim drodzy. Może będę wtedy łaskawa.- dodała wciąż miłym tonem głosu.
Ishir śledził dokładnie każdy ruch kobiety. Ton jej głosu, pomimo że miły sprawił, że chłopakowi przeszły ciarki po plecach. Był to zły znak.
- Och wybacz pani, lecz w czasie górskiej wycieczki trochę zbłądziliśmy – niebieskowłosy uśmiechnął się zaczepnie. – Niestety ten pan Uum czy jak mu tam nie przyjął nas gościnnie tylko najzwyczajniej w świecie nas zaatakował. A tak się bawić nie będziemy. O odejść nie odejdziemy. To nie w naszym stylu.
Kobieta stanęła niedaleko walczących i uśmiechnęła się miło mierząc każdego wzrokiem. Patrzyła na rannych magów z Fairy Tail aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na nieprzytomnym Fluffym. - Biedny kotek, co mu się stało? Pan Uuk go tak potraktował? Szkoda, szkoda wygląda naprawdę słodko. - kobieta zaśmiała się przysłaniając usta długim rękawem z gracją. W tym czasie małpiszon dźwignął się ciężko na nogi i pokuśtykał ku Esterze.
- Oni są za Fairy Tail, proszę Pani. Nie wiem czy nie jest ich tu więcej.
Estera spojrzała na swego włochatego towarzysza i poklepała go delikatnie po ramieniu.
- Znaleźli to. W drugiej sali, wykopali przed chwilą. Zajmij się tym mój drogi a ja ich tu zatrzymam.- odrzekła łagodnym głosem a Pan Uuk zasalutował i ruszył biegiem, podpierając się przednimi łapami w stronę wewnętrznego korytarza. Apollo który skończył właśnie walczyć z kopaczami spojrzał za uciekającą małpą i krzyknął do reszty.
- Zajme się nim, powinienem dać mu radę gdy jest w takim stanie. po tych słowach ruszył biegiem za małpiszonem. Kobieta chyba niezbyt się nim przejęła bowiem spojrzała na Ishira, całkowicie ignorując Anette. - Tylko bądź delikatny chłopcze. - powiedziała i ponownie zaśmiała się przysłaniając usta rękawem.
Niebieskowłosy nie dał się sprowokować. Zamiast tego ukłonił się z klasą nie spuszczając wzroku z przeciwniczki.
- Kultura wymaga by przepuszczać panie przodem. Więc proszę zaczynać.
Ishir wolał dowiedzieć się, z jaką magią będzie miał do czynienia niż atakować na ślepo.
- Skoro tak mówisz... - kobieta uśmiechnęła się i wyciągnęła przed siebie rękę. Rękaw opadł odsłaniając jej smukłą dłoń on zaś złączyła ze sobą dwa palce celując prosto w Ishira.
- Ying-Yang magic - Fire Serpent. - powiedziała spokojnym głosem a z złączonych palców wystrzeliła w stronę Ishira serpentyna płomieni. Chłopak uniknął odskokiem w bok, jednak nie spodziewał się że ogień skręci za nim. Fala płomieni ugodziła go w pierś przepalając kurtkę na wylot i lekko parząc jego pierś. Kobieta opuściła dłoń uśmiechając się ciągle. - Aż szkoda zabijać takiego ładnego chłopczyka.
- Suka – wydobyło się z ust „ładnego chłopczyka” – Zniszczyłaś mi kolejną kurtkę. Przez ciebie będę musiał sobie kupić nową.
Chłopak wyprostował przed sobą ręce. W dłoniach po raz kolejny zaczęły kształtować się pioruny kuliste. Nie wiele się zastanawiając nad planem Ishir zamierzał powtórzyć motyw z walki z małpiszonem.
Anette pomału podniosła się z klęczek. Jej oko było przymróżone. Pomału zaczęła iść w stronę nieprzytomnego Fluffiego. Dotarła do niego zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie jest teraz w centrum uwagi. Klęknęła przy nim i dotknęła jego szyi. Żył. Nagle gwałtownie odwróciła głowę w stronę Małpy. Nie przejmowała się narazie nową panią. Musiała odebrać życie małpie. Przymróżyła oko jeszcze bardziej niż wtedy, gdy nagle zerwała się i biegiem ruszyła na Uuka. W drodze uderzyła rękami tworząc kulę. Zafalowała ręką gdy nagle z kuli wystrzeliły 2 cienkie filary mające na celu przebić ciało małpy na wylot.
Filary zielonej energii wystrzeliły w stronę odbiegającej małpy. Jednakże celowanie w biegu nie należy do najłatwiejszych i promienie chybiły celu wwiercając się w lodowe ściany niczym w masło. Pan Uuk “iknął” przestraszony i skręcił w lodowy korytarz uciekając przed Apollem. Anete już miała pobiec za nimi gdy po sali rozległ się delikatny kobiecy głos.
- Ying-Yang magic- Water cage.- Estera wystawiła dłoń w stronę Anete i dziewczyna została uwięziona w klatce wykonanej z wody. Dokładniej zaś została umieszczona w kuli stworzonej z tej cieczy, która nie pozwalała jej oddychać i sprawiała że każdy ruch był trudniejszy.
Okazję tę wykorzystał Ishir wysyłając dwie szybko stworzone kule piorunów w stronę oponentki. Nim kobieta zdążyła zareagować jeden z piorunów kulistych wybuchł koło jej nogi delikatnie parząc skórę, drugi zaś uderzył ją w bok. Kobieta syknęła chwytając się za bolące miejsce i spojrzała na niebieskowłosego.
- Tak trudno o gentelmenów w dzisiejszych czasach...- powiedziała zawiedziona.
Stosowanie takiej magii na dziewczynie, było bez celu. Jej magia polegała na rozcinaniu, przecinaniu, niszczeniu i wybuchach. Przecięcie takiej bańki było jak posmarowanie chleba masłem. Jednak rozwścieczyło to dziewczynę jeszcze bardziej. Ci, którzy ją teraz widzieli, nie skojarzyliby jej z dawną Anette. Widać było jak w kuli pojawiła się zielono-świecąca kula a z niej wytworzył się miecz, który, przecieła bez trudu przeszkodę. Woda wylała się na ziemię.
- TO MNIE TERAZ WKRUWIŁAŚ. - wydarła się dziewczyna i złapała za hustę na twarzy. Następnie mocno ją pociągnęła ukazując całą twarz.

Posiadała takie znamię, a raczej pieczęć, które zmieniało jej lewe oko na czerwone. Widać było, że to nie jest tamta, spokojna Anette. Wyglądała jakby wstąpił w nią diabeł.
- Ty suko jesteś pierwsza! - wydarła się. Widać było jak znamię rozświecało coraz mocniej ukazując złość dziewczyny.
- Poczuj gniew Anette Męczennicy! - uderzyła mocno w rękę tworząc krąg magii.
- Hurricane Make: Pitlover Peacemaker! - krzyknęła i z kuli którą uformowała wystrzelił wijący się sznur, który cisnął z dużą prędkością w stronę jej przeciwniczki. Po chwili jednak sznur okazał się być...wężem! Otworzył oczy i paszczę, ukazując świecące na zielono kły. Cały czas był połączony z kulą Anette, którą ta trzymała po prawej stronie bioder, w pozycji bojowej.
Widząc zmianę, jaka zaszła u Anette, Ishirowi przez chwilę przeszło przez myśl by zatrzymać się w miejscu i najzwyczajniej w świecie odwrócić się i uciec na bezpieczną odległość z dala od pola rażenia wściekłości dziewczyny. Myśl ta była jednak chwilowa i szybko została zagłuszona napływem innych myśli. Niebieskowłosy zatrzymał się w miejscu.
- Body Control – wyszeptał pod nosem mierząc ze swojego „celownika” w prawą nogę przeciwniczki. Znów przyjął na siebie rolę wsparcia dla towarzysza walki. Kto by pomyślał, że przebywanie w towarzystwie tylko chwilę aż tak go zmieni…
Estera spojrzała na rozwścieczoną Anette bez większych emocji. - Te przeciętne dziewczyny tak szybko się złoszczą. Cóż, trzeba nauczyć kogoś manier. - po tych słowach kobieta wystawiła dłoń i powiedziała cicho forumułę swego zaklęcia. - Ying-Yang Magic- fire serpent.- z dłoni Estery wystrzelił ognisty wąż który rozwarł swoją paszczę, pędząc prosto na zielonego węża stworzonego z mocy Anette. Dwa stworzone z magicznej energii gady zderzyły się w powietrzu, lecz ku zdziwieniu Estery jej ognisty pupilek okazał się słabszy. Zielony stwór otworzył paszczę i pożarł ognisty wytwór niczym zwykłą mysz. Kobieta chciała odskoczyć przed nadciągającym zagrożeniem, lecz wtem do akcji wkroczył Ishir. Jego zaklęcie w końcu zadziałało a noga kobiety odmówiła jej posłuszeństwa. Piękna przeciwniczka zachowała jednak zimną krew i wygięła się niczym bicz ( prezentując przy okazji niebieskowłosemu świetne ujęcie swojego dekoltu) a zielony gad przeleciał tuż nad nią. Jednakże Anette też chowała w swym rękawie kilka asów, bowiem zacisnęła dłoń a wąż wybuchnął zielonym światłem które rozcięło rękaw jak i skórę Estery. Krew opadła na lodową posadzkę a kobieta wyprostowała się z grymasem bólu na twarzy, wciąż walcząc o kontrolę nad swoją nogą.
- Jesteś bardzo uciążliwy chłopczyku. - powiedział w stronę Ishira wyciągając smukły palec w jego kierunku. - Ying-Yang magic- Ice cage. - szepnęła a lód dookoła Ishira wybrzuszył się i spróbował zamknąć go w swym zimnym uścisku. Chłopak jednak wciąż był pod działaniem swego elektrycznego wzmacniacza, więc zdołał w porę zareagować i uniknąć pochwycenia.
Na twarzy Ishira wykwitł szeroki uśmiech. Po chwili jednak na twarzy chłopaka pojawiły się oznaki wysiłku. Mag powoli zaczął podnosić swą rękę do góry. Szło mu to mozolnie, lecz jakoś szło. Czarnobiałej damie nie udało się jeszcze przełamać Body Control, toteż niebieskowłosy chciał wytrącić czarno-białą damę z równowagi by Anette mogła zadać atak. (A że przy okazji mógł sobie popatrzeć na kobiece wdzięki…)
- Anette! – krzyknął do swojej towarzyszki – Jeśli tylko jesteś w stanie zaatakuj ją, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Jej prawa noga jest pod moją kontrolą także trochę jej przeszkodzę w unikach.
Anette kiwnęła głową. Nie lubiła tej techniki...budziła w niej złe wspomnienie...nie czuła się na siłach...jednak...spojarzła na Fluffiego, na Ishira, który też powierzył jej zadanie. Miała jedną próbę.
Klask w ręce.
W jej dłoniach pojawiła się kula.
- Za Fluffiego...- wyszeptała.


***
[media]http://www.youtube.com/watch?v=yNlKTCb3WC4&feature=player_embedded[/media]
Huk strzałów. Budynek w którym wcześniej znajdowała się para, teraz był w opłakanym stanie. Meble były porozwalane po całym mieszkaniu. Stacjonowali w nim żołnierze, trzymając pistolety i karabiny. Mężczyzna wbiegł z kilkoma żołnierzami przez główne drzwi. Za oknem była śnieżyca. Wraz z nim kilku żołnierzy, którzy strzelali za siebie. Podbiegł do schodów.
- Gdzie ona jest!? - wydarł się. W rękach trzymał karabin. Ten jednak świecił się na zielono. Nie był z metalu. Magia tworzenia.
- Na górze. - odparł szybko jeden z żołnierzy.
Nie czekając pobiegł na górę. Gdy wbiegł, skręcił w lewo i dobiegł do końca. Otworzył szybko drzwi. Było tam łóżko. Poprzewracane stoły. Na łóżku leżała szafa, na której była Caitlyn.
- Nic wam nie jest? Gdzie jest Anette? - zapytał. Caitlyn trzymała łuk i mierzyła w mężczyznę. Łuk był z tego samego rodzaju co karabin. Z jej oczy leciały łzy. Nagle zza szafy wychyliła się mała dziewczynka. Wyglądała jak matka, tylko miała krótkie jeszcze włosy i kwiat w nich.
- GDZIE POCHOWAŁAM OJCA SKURWYSYNU? - zapytała krzykiem Caitlyn. Mężczyzna stanął w miejscu.
- E..e...w...domu? -
Nagle huk. Kobieta strzeliła. Strzała poleciała w jej męża. Przebiła go na wylot. Krew trysnęła po całym pokoju. Przebiła podłogę i zniknęła gdzieś lecąc torem lotu.
Nagle pisk. Anette wydarła się widząc dziurę w gardle ojca. Ten jednak po chwili zmienił się innego. Nie wyglądał jak jej ojciec. Pistolet stracił barwę,a on sam padł bezwładnie na ziemię.
- Anetti. Schowaj się proszę. - mówiła kobieta ciągle płacząc. Zimno, które dało się odczuwać, przybierało na sile.
- M...Mamo! Zabił...aś TATĘ! - płacz dziewczynki.
- Już. Córuś....to nie tata. To zły pan. Widzisz? - złapała dziewczynkę.
- Przepraszam...że przez to przechodzisz.
Krzyki na dole i strzały.
- NA GÓRĘ! ZABIĆ STARĄ, MŁODĄ SPALIMY! JAZDA JAZDA!
Nie był to głos ludzki. Nagle Caitlyn zauważyła jak ze schodów wychodzą mutanci. Posiadali dziwne ciała. Nie czekając długo, w jej ręku pojawiła się strzała. Przymierzyła i strzeliła. Mutant wystawił tarczę przed siebie. Trysk krwi. Strzała przeszła na wylot tarczy, przecinając wszystko, co miała na torze lotu. Trzech mutantów padło na ziemię. Słychać było tupot i trzęsienie się domu. Było ich za dużo. Wstała i podbiegła do drzwi. Zamknęła je i zastawiła komodą. Anette wyjrzała zapłakana.
- Mamo?
- Już dziecinko się Tobą zajmuję. - powiedziała w trosce. Przycelowała w Anette i strzeliła. Jednak strzała śmignęła nad jej głową i przebiła ścianę budynku. Śnieg zaczął padać do środka.
- Cholera...- powiedziała cicho Caitlyn. Z jej ręki kapała krew. - Gdzie jesteś draniu...MÓWIŁEŚ, ŻE BĘDZIESZ SIĘ NAMI OPIEKOWAĆ!!!!!!!! - wydarła się w rozpaczy. Jednak po chwili odzyskała przytomność. Łuk zniknął. Klasnęła dłońmi. Pojawił się krąg magiczny. Z jej oczu padały łzy.
- Anette. Spotkamy się...Obiecuję, że Cie znajdę...ZNAJDĘ CIĘ ROZUMIESZ? - powiedziała do dziewczyny.
- MAMO!!! CO ROBISZ?
- ZNAJDĘ CIE! BŁAGAM NIE PŁACZ!
- MAMOO NIEEE NIE RÓB TEGO CO CHCESZ ZROBIC! MAMO
- ANETTE KOCHAM CIE!
- MAMOOOOO!!!!!!!!!!
Z pieczęci wyleciał potężny orzeł. Świecił on na zielono. Machnął raz skrzydłami i nabrał prędkości. Podleciał do Anette i złapał ją szponami za bluzkę. Machnął ponownie i znalazł się już za dziurą w ścianie. Leciał gdzieś...gdzie rozkazała mu Caitlyn.
Nagle w drzwi uderzyło coś z ogromną siłą. Caitlyn cały czas dociskała je plecami. Ponowne uderzenie.
- Za mojego skarba...za mojego męża...
Zyskała poświatę. Jej oczy zaczęły płonąc. Odskoczyła na łóżku. Złapała swoją bluzę i zerwała ją z siebie. Stała w krótkich spodenkach i samym staniku.
- Zobaczycie na co stać matkę, która pragnie ochronić swe dziecko.
W jej rękach pojawiły się : Młot w lewej i włócznia w prawej. Drzwi puściły. Horda mutantów wbiegła do środka. Caitlyn skoczyła w nich mocno zaciskając swe bronie...

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=9sTQ0QdkN3Q[/media]

Rozciągnęła ręce, tworząc 2 razy większy od niej łuk. Świecił się na zielono, jednak bardziej niż zawsze. Złapała go, a z jej ręki pociekła krew. W jej drugiej ręce pojawiła się strzała, która zakończona była grubym grotem. Założyła powolnie strzałe. Każdy jej ruch zdawał się być przemyślany oraz wykonany z gracją. Wyglądało to tak jakby ćwiczyła tą technikę każdego dnia, mając za zadanie przeprowadzić ją w idealnej synchronizacji.
- Hurricane Make...
Wyszeptała powolnie. Widać było jak cała się trzęsła. Nie wiadomo jednak było czy to ze strachu, z zimna czy z wyczerpania. Napięła pomału łuk i wycelowała w dziewczynę. Przymierzyła w nią i zamknęła lewe oko. Prawe oko, które było z blizną rozświeciło. Wtedy jakby hologram stworzony przez tą bliznę, kilka centymetrów przed jej twarzą zrobił mały kwadracik. Przypominało to trochę tarczę lub celownik. Nagle z jej źrenicy wystrzeliła czerwona linia, która wylądowała na krtani jej przeciwniczki. Był to celownik.
Nagle wszystko zamarło.
- Anette Destiny Arrow! - wydarła się Anette.
Pyknięcie.
Przez moment można było dostrzec jak kropla krwi wylatuje z jej oka, rozbryzgując się delikatnie na podłodze.
Strzała wystrzeliła z niesamowitą szybkością. Fala uderzeniowa zza pleców Anette uderzyła z całym impetem o najbliższą ścianę, tworząc wstrząsy. Świadczyło to o przyszłości jej oponenta.
 
BoYos jest offline