Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2011, 22:12   #21
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Jaki ojciec taki syn? - rzucił Rei zdziwiony nagłym wejściem zamaskowanego byka do pomieszczenia. Szybko zacisnął zęby aby ochłonąć i odparł - chociaż ty jednak wyglądasz na silniejszego a związany nawet zadrasnął Apolla... - Odparł padając na ziemię, w locie klasną rękami coś szepcząc* po czym ziewnął przeciągle kładąc dłonie na ziemi.
- Jak odejdziecie to powiecie że magowie tu siedzą, jak was pokonamy, domyślą się że magowie tu siedzą... - zadumał - ale przynajmniej nie będą wiedzieli jacy. - stwierdził, cały czas mając w duchu nadzieję że olbrzym będzie swojego rodzaju niezdarą która w środku nocy nie spostrzeże pełzającego po ziemi metalu który ma na celu związać mu stopy kajdanami przyczepionymi do podłogi. Rei starał się wykonać tą kreację tak szybko jak potrafi.
- Z drugiej strony, jeśli będziesz silny, możemy powiedzieć że nie będziemy brali nie naszego zadania, z logicznego punktu widzenia duch nie może być prześcieradłem, więc nie ma źródła do zniszczenia, a więc nie ma i zadania...z drugiej znów strony, możemy was stłuc i poprosić o podwyżkę...- przeciągał w miarę - aww, nie lubię się bić....Anette? - spytał spoglądając na nią, jakby cała sytuacja była dla niego obojętna.
W rzeczywistości był nieco przestraszony faktem że pierwszy raz bije się z kimś innym niż jego przybrana siostra z Blue Pegasusa.
Zamaskowanyh rzucił tylko przelotne spojrzenie na ziemie i pełznący po niej łańcuch.
- Czyli będziecie sprawiać problemy. To przykre, nie lubie bić kobiet ale jak mus to mus...
Mężczyzna wyskoczył do przodu podciągając kolana pod brodę. Gdy znajdował się nad łańcuchem obrócił się w powietrzu i z dużą siłą wyprostował jedną nogę, wyprowadzając silne kopnięcie skierowane w twarz Reiego. Osobnik w hełmi miał na szczęście dobry refleks i w porę uchylił się przed kopniakiem. Zamaskowany wylądował na deskach i szybko odbił się od nich lądując na łóżku, by być poza zasięgiem łańcucha.
- yh.. - wydusił z siebie gdy o mało nie oberwał - blisko było... - Rei wstał powoli i spojrzał na Anette - Nie mów, wiem że mogłem najpierw zgasić światło - poinformował ją, po czym spojrzał na przeciwnika. Przestrzeń w której się znajdowali była dla niego zbyt mała. Będzie miał problemy próbując szermierki, z racji iż zniszczenie budynku nie wchodzi w grę, zaraz po tym przeciwnika nie uwięzi jeżeli nie będzie mógł skupić się na magii. No i jeśli przyjdzie tutaj z wizytą burmistrz coś może mu się stać.
- Skoro uczył cię mag który stworzył świat, liczę że jesteś w stanie coś wymyślić - odparł do Anette. Bał się, nie chciał walczyć, i nigdy nie próbował tego w zamkniętych pomieszczeniach których nie wolno poszerzać. Ale jakoś dadzą radę.
- Jeśli nie będziesz mogła nic zrobić, schyl się. - klasnął w dłonie - Creation Magic: Chain scythe. - Łańcuch zaczął się przekształcać, tworząc na jednym swoim końcu pokaźne ostrze. W razie czego, może po prostu zrobić tu z nim piruet, jeśli nie przetnie stowarzyszenia na pół, to zawsze wbije się w kauczukowego giganta.
Obserwowała całe te wydarzenie, stojąc niewzruszona. Dopiero po użyciu magii słychać było głośne łyknięcie. Był to ostatni łyk jej herbatki. Odstawiła wtedy filiżankę i spojrzała złowrogo okiem na przeciwnika. Wyczuła obawę w głosie Rei’a. Mimo, iż nie było po niej widać, miała mocno wyostrzone zmysły rodzicielskie. Przebywała dużo czasu z Fluffym, a także z innymi dziećmi. Miała do nich dobre podejście. Nie umiała ocenić ile lat ma Rei, ale nie da go skrzywdzić.
- Spokojnie. Nie musisz się obawiać. - powiedziała do Rei’a, następnie zrobiła krok w stronę przeciwnika.
- Opuść to miejsce, a nie stanie się krzywda nikomu, ja natomiast rozgrzeszę Cię po okazaniu odpowiedniej skruchy.
Jej spódnica zafalowała, a ta odstawiła nogę w tył, zamachując się ręką po łuku, a następnie uderzając w drugą dłoń. Jej oko powędrowało na przeciwnika, czekając, na to, czy walka będzie tu konieczna.
Nie wiedząc czemu Rei poczuł się nieco spokojniej po słowach Anette, nawet mimo iż była to jego pierwsza walka na śmierć i życie.
- Zaraz! - przerwał zdziwiony - nie powinnaś go raczej prosić aby się poddał!? - spytał - jeśli odejdzie będziemy mieli poważne kłopoty, ich grupa będzie wiedziała ilu nas jest, znała magię niektórych z nas, do tego może następnym razem wpadnie ich kilku, i to nie po nas, a po całą wioskę! Nie mówiąc o tym że Apollo i Fluffy będą w kłopotach! - nie krzyczał na nią specjalnie głośno, raczej wyraźnie. Specjalnie mimo wszystko próbował go spętać, lepiej jest trzymać przeciwników w niewiedzy, zamiast wysyłać informacje gdy część drużyny jest już w jamie wroga. - wybacz ale muszę zaprotestować - powiedziawszy to puścił łańcuch który rozwiał się w powietrzu, i klasną ponownie w dłonie uderzając nimi w ziemię - Creation Magic: Iron Prison! - Chciał odciąć kratami część pomieszczenia z przeciwnikiem tak aby nie miał on dostępu do ani jednej drogi wyjściowej, gdyby spróbował go powstrzymać, nie chciał dopuścić aby stracili tajemnicę jaką są owiani z punktu widzenia wroga.
Mężczyzna pierw chciał unikać łańcucha, lecz ten zniknął gdy Rei postanowił zmienić taktykę. Jednak metalowe kraty które zaczęły się formować nie zdołały powstrzymać zamaskowanego. Uderzył kopniakiem w pręt który nie skończył się jeszcze tworzyć wyłamując go przy tym. Następnie wyskoczył dynamicznie pod sam sufit wykonując dynamiczny szpagat. Anette uniknęła kopnięcia wymierzonego w nią, ale Rei tyle szczęścia już nie miał. But otarł się o jego policzek zdzierając z niego trochę skóry. Zamaskowany zgrabnie wylądował i odskoczył szybko do tyłu.
- Przykro mi dziewczynki ale teraz już nie odejdę. Byłby to dyshonor dla mnie jako wykfalifikowanego zabójcy.
Nagle skok do przodu. Nim ten jeszcze wylądował, Anette była już w powietrzu. Uderzenie dziecka w jej obecności było wydaniem na siebie wyroku. Nagle pieczęć wyświetliła się w jej dłoniach. Miała jedną otwartą, drugą zamkniętą rękę przy biodrze. Nagle jedna została w miejscu, a druga podniosła się lekko. Między rękoma była świecąca zielona kula.
- Hurricane Make: Hurricane Eagle! - wydarła się. Kula zafalowała przybierając wygląd niezbyt dużego Orła, który świecił się i iskrzył. Był on całkowicie zielony. Wypuściła go (a raczej wyrzuciła) przed siebie. Ten zamachnął się mocno skrzydłami i leciał szybko w stronę przeciwnika.
Rei sprawnym krokiem ruszył się w bok, nie przejmując zbytnio draśnięciem.
Po wypowiedzi przeciwnika podniósł głowę w jego kierunku
- uh... - patrzył z głupią miną, jakby ktoś w pełni poważnie powiedział mu historię o różowym słoniu wodnym z skrzydłami który urodził się z ryżowego kokosa na pustyni - Honor...zabójcy? To nie jest po prostu zabij i zniknij? - ostrożnie odsunął się od Anette gdy ta zaczęła wykonywać zaklęcie, nie wiedział do czego jest zdolna, więc właśnie dostał okazję aby się przekonać.
Przeciwnik wyglądał na dosyć ostrożnego. Jeśli kolejny raz podskoczy wystarczy obrócić się za niego. Broń można stworzyć w trakcie, wystarczy samo ostrze w fazie kreacji aby wbić się komuś w szyję. Nie aby przepadał za ideą aby go zabić, no ale przecież nie poprosi go aby rozstrzygnąć sprawę w papier kamień i nożyce.
To co jest szybkie dla jednego może być ślimakiem w oczach drugiego. Zielony orzeł zaś do demonów prędkości nie należał i powoli zbliżał się do zamaskowanego. Ten tylko prychnął i odskoczył bok, a wytworzony przez Anette zwierz uderzył o ścianę i wybuchł zielonym światłem. Spowodowało to wytworzenie dużej dziury w drewnie i teraz gdyby wstawić tam szybe pokój zyskał by nowe okienko. Zamaskowany nie tracił czasu i ruszył przed siebie złapał za suknie dziewczyny i rzucił nią mocno w Reiego. Chłopak w hełmie zdołał jedynie zasłonić się rękoma gdy dziewczyna uderzyła o niego. Oboje z młodych magów upadli na ziemię od siły rzutu zamaskowanego.
- Ty dałeś sie im złapać synu? - spytał mężczyzna bez koszuli zawiedzionym głosem.
- Nie im. Tamten był silniejszy, pewnie to ich szef. - odpowiedział związany blondyn.
Dziewczyna uderzona o Rei’a, podparła się rękoma i odeskoczyła do tyłu, starając się nie ciążyć zbyt długo na gildiowiczu. Gdy biegła, zaczęła biec w lewą stronę, okrążając przeciwnika. Uderzyła rękoma tworząc magiczny krąg. Zrobiła kulę, która zafalowała w jej dłoniach.
- Hurricane Make: Hurricane Eagle.
Wypuściła w kierunku przeciwnika kolejnego orła. Nie przeciągając jednak dłużej, biegła dalej. Obiegła go z lewej i wypuściła kolejnego orła. Czekała na to, czy przeciwnik będzie na tyle sprytny by to zparować.
Szlag! Teraz będzie trzeba to naprawiać.
Taka myśl znalazła się w głowie Rei gdy wstał z ziemi, jednak widząc reakcję Anette na atak golasa zaczął biec prawą stroną. Klasną szybko w dłonie, krzycząc - Crafting Magic: Iron Knife - Miał zamiar rzucić nożami w podobny sposób co Anette wysyłała swoje orły, tylko po to aby klasnąć ponownie - Crafting Magic: Iron Sword! - na ich szczęście pomieszczenie było na tyle niewielkie, że broń miotająca Rei nie jest zagrożona zniknięciem.
Mężczyzna szybko odskoczył w bok by uniknąć pierwszego z orłów, ten jednak zahaczył go skrzydłem tworząc lekki rozcięcie na jego ręce. Niestety dla zamaskowanego, drugi z ptaków uderzył w środek jego pleców. Buchnęło zielone światło a na skórze mężczyzny utworzyły się liczne rany, jak gdyby ktoś mocno poharatał mu plecy nożem. Osobnik odwrócił się w stronę Anett i w tym momencie nóż ciśnięty przez Rei wbił się głęboko w jego ramię. Mężczyzna syknął z bólu i wyrwał nóż z rany. Odrzucił go w stronę młodego maga w hełmie na głowie, a sam skoczył z pazurami na dziewczynę. Ostrze odrzucone przez zabójcę drasnęło policzek zaskoczonego Reiego, sprawiając, że kilka kropel krwi pociekło po skórze młodzika. Anette natomiast próbując uniknąć ataku, została lekko draśnięta w ramię przez metalowe pazury. Zamaskowany próbował wykonać kolejny atak jednak młoda czarodziejka odskoczyła do tyłu na bezpieczną odległość. Zamaskowany wyprostował się wyraźnie zirytowany.
Rei nie starł nawet krwi z zacięcia, po prostu ruszył przed siebie klaszcząc w dłonie między mieczem - Customize, secound blade - szepnął do siebie w szarży. Rękojeść nieco się wydłużyła i po chwili w tym samym czasie w którym Rei poruszał się w przód, z tyłu miecza wyrastało drugie, identyczne ostrze, tworząc wrażenie iż broń powstała z zespawania dwóch broni. Rei przechylał miecz za plecy, aby przeciwnik nie za bardzo się zorientował jak dokładnie wygląda broń z którą się zmierzy.
Jaki był jego plan? Wykorzystać że dopiero co byli w ruchu, przeskoczyć w przeciwnym kierunku niż obrany przez przeciwnika do obrócenia się, oraz wykonanie obrotu z przysiadem w celu wykonania cięcia drugą końcówką miecza, a następnie ponownego obrotu dla wykorzystania podstawowej...Nieco zaawansowana szarża.
Błysk magii. W rękach Anette pojawiła się kolejna kula. Tym razem ręką zafalowała po figurze całego swojego ciała. Kula rozciągnęła się jak z plasteliny. Po chwili zaczęła jednak przybierać kształt. Wyglądała ona w tym momencie następująco. (Broń). Cała uformowana z zielonej energii.
Mężczyzna skupił swoją uwagę na Rei gdyż spostrzegł że Anette na razie nie stanowi zagrożenia. Chłopak w hełmie skoczył w drugą stronę niżeli obracał się zamaskowany. Zabójca jednak miał nieliche doświadczenie w walkach i od razu wyskoczył podciągając kolana pod brodę czym uniknął ataku drugą stroną miecza młodego maga. Szybko obrócił się w powietrzu i podeszwą sparował kolejny cios Reiego odtrącając jego broń z toru swej drugiej nogi. Silny kopniak ugodził maga z tatuażem urbobosa w sam środek hełmu, aż zawibrowało mu w uszach. Jednak zamaskowany kontynuował atak, wylądował na ziemi, gdy Rei był otumaniony po kopniaku i uraczył go silnym ciosem w brzuch z pięści. “Ohełmionemu” aż zachciało się zwymiotować od tego ciosu, ale zabójca nie dał mu na to czasu bowiem drugą ręka (na której przyczepione miał swe pazury) wykonał szybki ruch i broń mocno wbiły się w ramię maga rozcinając jego skórę głęboko do krwi.
Zamaskowany odskoczył delikatnie w tył i zwrócił twarz w stronę Anette która właśnie uformowała broń.
- Dość tej rozgrzewki, czas na prawdziwa walkę. - rzekł brązowowłosy i wystawił pazury w stronę dziewczyny. - Long Claw! - powiedział głośno.
Jego broń wydłużyła się szybko co zaskoczyło dziewczynę. Trzy pazury wbiły się głeboko w jej bok, po czym wyskoczyły z rany wracając do swej pierwotnej długości. Krew pociekła obficie spod rozerwanej sukienki młodej czarownicy. Rana była głęboka ale nie na tyle by uszkodzić organy wewnętrzne.
- To że nie znam się na magii, nie znaczy, że nie używam magicznego oręża. - stwierdził dumnym głosem zamaskowany.
 
Fiath jest offline  
Stary 14-02-2011, 10:31   #22
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Zimno dawało o sobie znać. Ishir siedział spokojnie pocierając co jakiś czas skostniałymi dłońmi klatkę piersiową. Z słuchawek zasłaniających jego uszy sączyła się cicha muzyka. Chłopak mógł sobie na to pozwolić. On musiał wypatrywać przeciwnika. Od nasłuchiwania był Shimizu. Niebieskowłosy wpatrywał się w swojego towarzysza. Pomimo, że warta już trochę trwała między nimi nie nawiązał się żaden dialog. Ishirowi to nie przeszkadzało, lecz w czasie misji chciał dowiedzieć się jak najwięcej o swoich towarzyszach. A póki panował spokój jedynym sposobem na to była rozmowa.
Ta jednak nie chciała rozwinąć się między dwoma magami. Liczne próby rozkręcenia dłuższej wymiany zdań spełzały na niczym. W końcu zarówno Ishir jak i Shimizu dali sobie spokój i nie odzywając się do siebie wyczekiwali końca warty.

- Witajcie. Już skończyliście wartę? Może zjecie trochę zupy? – Burmistrz przywitał młodych magów, gdy ci wbiegli do domu. Mężczyzna zdawał sprawiał wrażenie niezdającego sobie najmniejszej sprawy z tego, co działo się w jego posiadłości.
- Nie teraz. Może później. Obecnie mamy trochę ważniejsze sprawy na głowie – odpowiedział Ishir patrząc w sufit. Z piętra docierały huki i wyraźne odgłosy walki. – Shimizu zostań tu na wypadek gdyby nasz „gość” chciał zaatakować burmistrza. Ja idę pomóc tamtej dwójce.
Nie dając muzykowi szansy zaprotestować mag elektryczności pognał na piętro. Gdy znalazł się przed właściwym pokojem ściągnął z buta drzwi stojące mu na drodze. Drzwi prowadzące do głównej izby otworzyły się z i stanął w nich Ishir.
Niebieskowłosy ujrzał, iż zamaskowany osobnik stoi mniej więcej na środku pokoju. Z pazurów, które miał przyczepione do lewej ręki kapała krew. Rei mocno krwawił z poszarpanego barku, a Krew ciekła z boku Anette, który zapewne został wcześniej przebity. Jednak zamaskowany też był poturbowany. Jego plecy ociekały krwią, która wypływała z ran wyglądających jak po małej eksplozji żyletek. Na ramieniu zaś widoczne było rozcięcie, a nad nim dziura po sztylecie. W ścianie przeciwległej do drzwi świeciła dziura, sporej wielkości a gdzieś pod wybitym oknem leżał związany blondyn. Na schodach słychać było też czyjeś kroki, czyżby to Shimizu wspinał sie tu powoli? A może burmistrz niósł talerz ciepłej zupy?
Ishir stanął jak wryty. Trochę go zszokowało to, co zobaczył w pomieszczeniu. Szybko jednak otrząsnął się z pierwszego wrażenia.
- Nie ładnie tak bawić samemu. Pozwólcie, że się dołączę do zabawy.
Niebieskowłosy wyprostował przed sobą dłonie.
-Sądzę, że o przeproszeniu za to, że jesteś debilem nie ma co liczyć? - chłopak uśmiechnął się lekko. - Więc przejdźmy do kolejnego etapu. Thunder Cannonade! - Pioruny kuliste wystrzeliły w stronę zamaskowanego.
Zamaskowany był wyraźnie zaskoczony tym atakiem, bowiem nie zdążył go uniknąć. Cztery elektryczne kule trafiły prosto w jego tors. Ishir wykonał ten atak jednak szybko i moc wyładowania nie była duża, bowiem po gołej piersi mężczyzny przebiegło tylko kilka niewielkich błyskawic. Kilka włosów zaś stanęło dęba na jego głowie.
Dziewczyna mocno zaparła się w miejscu i zamachnęła się. Jednak nim wyrzuciła shuriken, odwróciła się w stronę siedzącego syna napastnika. Krew trysnęła z boku, jednak twarz dziewczyny pozostawała bez zmian gdyż była zakryta. Jej oko było lekko przymknięte. Rzut shurikenem sprawił, że jej bok stał się prawie cały we krwi, nie mówiąc o stroju. Lecący z dużą prędkością zmierzał w kierunku syna “Pazura”.
Uderzenie początkowo zwaliło Rei na kolana, nie przepadał on specjalnie za rozrywaniem mu mięśni w ramieniu. Nie spostrzegł nawet dodatkowego ataku w stronę Anette. Odruchowo klasną w ręce starając się nadrobić rozcięcie żelazną sztuczną skórą. To była w końcu Magia.
Zauważył co się dzieje dopiero przy wejściu Ishira. Zaraz. W dwie osoby nie mogą sobie poradzić podczas pierwszej walki dla gildii? Jak to będzie wyglądało w jego pierwszym raporcie..? Zaraz...
Rei mało nie wybuchł śmiechem, gdy spostrzegł że jego przyjaciel z gildii wykonał nie więcej niż stylizację fryzury. Chłopak zapewne robi tak też dla siebie w razie potrzeby, aby zaoszczędzić na żelu do włosów.
Jednak nie był to moment do śmiechu. Gdy Anette zamachnęła się shurikenem w stronę syna zabójcy, Rei stanął na równe nogi i uderzył lewą dłonią w prawą, po prostu klaszcząc.
"Nie masz magii? To ci ją dam!" pomyślał, ruszając biegiem w stronę przeciwnika. Plan był prosty, podejść i wykorzystać dłoń do otwarcia bramy, aby wylało się tyle żelaza ile da mu pewność, że po przeciwniku nic nie zostanie.
- NA BOK!! - krzyknął dla towarzyszy szykując się do skoku z rozbiegu. Jednym co mogło go powstrzymać przed otwarciem bramy była zbyt mała odległość między zabójcą a towarzyszami z drużyny. Nie dbał nawet o jego syna.
Pazur obrócił sie w mgnieniu oka i wyskoczył w stronę swojego syna. Wyprzedził ciśniętą przez Anette broń i dopadł do związanego blondyna. Chwycił go na ręce i już miał odskoczyć w bok, kiedy to zielony shuriken śmignął obok niego. Na pierwszy rzut oka wydawało się iż broń chybiła celu. Jednak po chwili z cichym “Plask” na ziemie opadły dwa odcięte palce mężczyzny. Zamaskowany nic nie powiedział walcząc z bólem, i brudząc posadzkę lejąca się z miejsc po jego palcach krwią. Wtedy też na scenę wkroczył Rei, ale tym razem brązowowłosy nie miał zamiaru kontratakować. W momencie, gdy gorące żelazo trysnęło z rąk maga w hełmie, zabójca odbił się od ziemi i wraz z synem skoczył przez wybite okno. Gorący metal co prawda zahaczył o jego nogę co wywołało ryk bólu zamaskowanego, jednak główna fala płynnego gorąca ominęła go. Zamaskowany lecąc w dół na ośnieżoną ziemię wypuścił syna z rąk i wyciągnął pazury przed siebie celując w oddalająca się od niego dziurę.
- Crismon claw misles! - krzyknął głośno.
Pazury niczym trzy rakiety oderwały się od jego rękawicy i poszybowało do otworu stworzonego wcześniej przez Anette. Pierwszy z metalowych prętów bił się obok nogi Rei i wybuchł sprawiając że mag w hełmie musiał odskoczyć. Drugi wbił się gdzieś w sufit również powołując do życia mała eksplozję. Trzeci pocisk cudem ominął Rei i wbił się... w klatkę piersiową Ishira. Niebieskowłosy zdążył tylko spojrzeć na kolec gdy ten wybuchł na jego piersi parząc ją dotkliwie.
Zamaskowany zaś upadł dysząc na ziemie, a kolejne trzy pazury wyskoczyły w wolnych miejscach jego rękawicy.
"Za późno...już za późno..." powtarzał Rei wstając z ziemi. Powoli się męczył, ale przeciwnik w końcu oberwał, teraz jest okazja, aby go wykończyć. Nie da mu uciec.
Uderzył pięścią w ziemię i wstał. Podbiegł do samego okna i ustał w nim, klaszcząc dłonią w dłoń, nie przejmował się szansą na to, że zamaskowany zabójca ponownie wyśle swoje rakiety, może zniszczyć je w locie.
Wyprostował ręce przed sobą. Spokojnie dobierając słowa
- Weapon Gate! - "I niech każda broń będzie symbolem przekleństwa jakim jest sztuka kowalstwa, tworząca narzędzia zniszczenia" dodał w myślach.
Pierwszy atak nie przyniósł spodziewanego efektu. Nawet pięścią Ishir byłby wstanie zrobić większe szkody. Chłopak wkurzył się na samego siebie, że nie przyłożył się do czaru. Chciał się poprawić, lecz sytuacja potoczyła się szybko i nie po jego pomyśli. Nim się spostrzegł poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Odruchowo spojrzał w dół.
Siła wybuchu przewróciła go. Ból w klatce piersiowej był nie do wytrzymania. Niebieskowłosy nie krzyczał jednak. Uśmiechał się.
- Ja.. też chcę… taką broń. – powiedział z trudem podnosząc głowę.
Spróbował się podnieść. Jednak rozerwana klatka piersiowa mu to uniemożliwiła. Jedynym efektem jego wysiłków było pobrudzenie krwią przodu kurtki a raczej tego, co z niej zostało.
Zamaskowany w czasie, gdy Rei dobiegał do dziury przeciął liny trzymające jego syna. Blondyn szybko wstał na równe nogi, przestraszony cała sytuacją.
- Synu biegnij do tego miejsca i powiedz im, że mają na karku bandę magów z Fairy Tail. - rozkazał zamaskowany swego synowi. Blondyn spojrzał tylko smutno na ojca i odwrócił się w stronę bramy miejskiej.
- A ty tato? - zapytał puszczając się biegiem.
- Ja tu musze jeszcze coś zrobić... - mruknął zamaskowany zabójca, lecz jego syn był już na tyle daleko, że tego nie usłyszał.
W tym momencie Rei też powołał do życia swe zaklęcie. Otworzył przejście do świata gdzie powstawały jego bronie. Wyglądało to jak ściana wody unosząca się przed jego dłońmi. A z tej wody poczęły wyłaniać się głownie włóczni, ostrza mieczy i toporów. Wszystko, co opuszczało przejście zostało wystrzeliwane niczym z kuszy, czy też armaty w stronę zabójcy. Zamaskowany uniknął pierwszego pocisku, odpinając w tym samym czasie swoją rękawice. Jakaś włócznia drasnęła jego bok, gdy odskakiwał przed nawałnicą broni. Chwycił odpiętą błyskawice w dłoń i napiął mięśnie. Stanął w pozycji do rzutu i cisnął swoją bronią w stronę dziury, w której stał Rei.
Odpięte pazury cudem ominęły lecące włócznie i ostrza jednak zamaskowany nie miał tyle szczęścia. Jedna z broni wyprodukowanych przez kowala przebiła się przez tors zabójcy przybijając go do ziemi. Ten zakaszlał a spod maski wylało się sporo krwi. W tym momencie ostrze miecza wbiło się w bark mężczyzny, głęboko i boleśnie. Zabójca ostatkiem sił utrzymywał się przy życiu. Spojrzał spod swej maski na nadlatujące przeznaczenie i mruknął cicho do siebie.
- Pokonany przez bandę dzieciaków... cóż za upokorzenie... Przynajmniej na koniec mogę... - mężczyzna zacisnął oczy z bólu i kaszlając krwią krzyknął najgłośniej jak tylko umiał. - Final Claw! Lotus!- W tym też momencie ciśnięta przez niego rękawica rozbłysnęła czerwonym światłem, a broń wytworzona przez Rei wbiła się w ciało zamaskowanego kończąc jego żywot.
Mag z hełmem na głowie zamknął bramę. Jej otworzenie kosztowało go naprawdę wiele energii. Świecąca na czerwono rękawica leciała w jego stronę w z dużą szybkością. Chłopak chciał odskoczyć by jej uniknąć niestety jego reakcja była za wolna. Broń dotknęła jego ciała i wtedy wybuchła. Rei poczuł pierw potworne gorąca spowodowane wybuchem rękawicy z pazurami, która dotkliwie poparzyła jego pierś. Jednak to nie był koniec ostatniego ataku zabójcy, bowiem wraz z eksplozją pojawiły się setki małych igiełek które powbijały się w ciało kowala. Niektóre odbiły się od jego hełmu lub stworzonej na szybko metalowej zasłony. Jednak wiele z nich powbijało się w skórą młodego maga, tworząc setki mały ran. A jak to się mówi, wiele zadrapań bywa boleśniejsze od jednej wielkiej rany. Mag upadł na ziemię jęcząc z bólu.
W tym czasie zimny wiatr poruszał włosami martwego mężczyzny. Zamaskowanego zabójcy, który zginął w sposób honorowy ( w jego kręgach) bowiem nie uciekł i nie zostawił przeciwnikom swej broni. Gdyby ktoś zajrzał pod jego maskę zobaczyłby, że umarł z uśmiechem na twarzy. Bowiem w jakiś dziwny sposób, był on szczęśliwy...
Zaklęcie zadziałało świetnie, nie używał go zbyt często, ponieważ zawsze z każdą krótszą chwilą czół się coraz słabiej, jednak nie miał zamiaru ryzykować, że zwykła kontra się nie uda.
Gdyby Apollo był z nimi, pewnie udałoby się pozbyć obu póki czas.
Rei cieszył się w duszy widząc agonię przeciwnika, że przynajmniej pokonali silniejszego z nich, pod warunkiem, że pragnienie zemsty nie wzmocni syna do przerośnięcia mistrza.
Ah, no tak. "Nie życz drugiemu co tobie nie miłe", Rei nie miał pojęcia o takich sformułowaniach, następnym razem byłoby jednak dobrze gdyby poprosił kogoś jak Anette o wytłumaczenie ich, ponieważ jakże radosna agonia wroga nie była ani trochę przyjemna dla niego samego.
Po widoku rękawicy nie był pewien, co się dzieje, a po uderzeniu igieł nie zdołał nawet usłyszeć własnego wrzasku, który wydał tuż przed zemdleniem.
Nie było jednak pewne, co do tego doprowadziło, połączenie ran i zmęczenia, czy może po prostu pierwsze obcowanie z tak niskim poziomem temperatury.
Żadna, nawet najcięższa rana nie boli tak bardzo jak urażona duma. Ishir walnął pięścią w podłogę klnąc cicho pod nosem. Pierwsza poważna walka i pierwsza porażka. Co z tego, że główny przeciwnik został pokonany skoro niebieskowłosy okazał się zupełnie nieprzydatny? Nawet jego zaklęcie nie wyszło tak jak chciał. Pozwolił przeciwnikowi uciec, pomimo że był w stanie, chociaż go spowolnić. Ishir okazał się bezużyteczny. Był beznadziejny. Jeśli w taki sposób miało to wyglądać to nigdy nie uda mu się przywrócić dobrego imienia jego nauczyciela. Będzie musiał się wziąć za porządny trening. Chłopak splunął krwią. Wcześniej jednak będzie trzeba się wykurować.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 26-02-2011, 17:55   #23
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Miasto

Walka dobiegła końca, zabójca został bez wątpienia pokonany. Jednak nie było to całkowite zwycięstwo, bowiem syn zabójcy zbiegł, a logicznym było że milczeć nie zamierza. Nie dalej jak za parę godzin, pracodawcy tych dwóch na pewno dowiedzą się o obecności dużej grupy magów. Ponadto misja zwiadowcza Flufiego i Apola była zagrożona.
Stan walczących i pokoju w którym bitwa się toczyła miał ze sobą wiele wspólnego- był w ruinie.
Przy dziurze w ścianie w plamie stygnącego żelaza, leżał...leżała..., każdy wie o co chodzi prawda? A więc znajdował się tam Rei który stracił przytomność z powodu bardzo dużego wysiłku. Z ran na jego ciele płynęła krew, która mieszała się z materiałem ukochanym przez każdego kowala. Młody mag nie był w dobrym stanie i potrzebował szybkiego leczenia.
Przed otwartymi drzwiami na ziemi, oparty plecami o ścianę znajdował się Ishir. Jego pierś była poparzona, a z dziury po grubej igle ciekła stróżka krwi. Elektryczny mag, dyszał ciężko dochodząc do siebie, czuł jak powoli przyzwyczaja się do bólu, zdawał sobie sprawę że za kilka minut będzie mógł już jako tako się poruszać.
W zniszczonym pomieszczeniu znajdowała się jeszcze Anette która kurczowo trzymała się za ranny bok. Pot ściekał jej z czoła, gdy starała się stać dumnie i dzielnie. Dziewczyna pierwszy raz w swoim życiu otrzymała ranę tak głęboką, chociaż sama musiała przyznać, że jej egzystencja serwowała jej już bardziej dramatyczne widoki i sytuację.

Zimny wiatr wpadał do pomieszczenia, płatki śniegu wirowały wesoło, opadając na drewnianą posadzkę by rozpuścić się w mgnieniu oka. Na szczęście na schodach dało się słyszeć odgłos kroków i głośne słowa burmistrza.
- Za moich czasów, też żeśmy tak głośno balowali, mówię ci młody muzyków. To były bale, cała wioska nie spała po nocach. Pewnie świetnie bawią się tam na górze.

Po upływie zaledwie kilku sekund w otwartych drzwiach stanął niewidomy skrzypek, oraz burmistrz, który gdy tylko zobaczył co tu się dzieje uformował usta w duże „O” i powiedział tylko krótkie – Ojej...- po czym ruszył na dół dodając już głośniej lekko drżącym głosem. – Mam na dole igły i bandaże, zaraz coś poradzimy.
Grajek o lazurowych oczach, ukształtował sobie wizję pomieszczenia stworzoną z cichych jęków bólu, szumu wiatru, oraz skrzypienia desek, pod ciałami towarzyszy. Wiedział że trzeba działać, bo inaczej może być kiepsko. Chłopak wydobył swoje skrzypce oraz smyczek, przymknął swoje niewidzące oczy i zaczął grać, piękną spokojną melodię.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=k1oXTgbBf2A[/MEDIA]

Instrument zalśnił lekkim blaskiem, i po chwili wydobywały się z niego odgłosy nie tylko skrzypiec. Obecni w pokoju słyszeli całą gamę dźwięków, flety, pianino, trójkąty. Zdawać by się mogło że wszyscy przenieśli się do wielkiej opery stojącej poza czasem i przestrzenią. Znikło zmęczenie i strach, pojawił się spokój i ukojenie.
Struny drgały lekko pod delikatnym dotykiem smyczka, a w powietrzu zaczęły pojawiać się pasma niebieskiego światła, które unosząc się z instrumentu, ruszyły w kierunku leżącego na ziemi Reiego, kilka pasm oddzieliło się od reszty otulając pierś [b] Ishira[/i], a dwie błękitne wstęgi poszybowały w stronę rannego boku Anette. Na pierwszy rzut oka widać było jednak że w stronę maga w hełmie poleciało ich najwięcej, okryły go one niczym delikatny koc. Gdy strumienie dotknęły waszych ran, zapiekły one lekko, potem zaś poczęły goić się w szybkim tempie. Znikały dziury w ciałach, pozostawiając jedynie nieduże rozcięcia, czy lekkie poparzenia. Magia skrzypiec nie wyleczyła was całkowicie, ale zażegnała największemu niebezpieczeństwu. Rei jednak. który był najciężej ranny, nadal nosił poważne znaki minionej walki. Moc nie zdołała uleczyć wszystkich ran, tak więc jego ciało zdobiły liczne ślady wbitych igieł, oraz kilka siniaków. Mimo to Shimizu uzdrowił go na tyle, iż kowal otworzył oczy, wybudzając się nagle ze swojego letargu.

W tym momencie na piętro wpadł staruszek obładowany bandażami, gazami ora nićmi.
- Widzę ze z wami lepiej. – mruknął z ulgą w głosie.- Mim oto dzieciaki dajcie się lepiej zabandażować.

Po kwadransie siedzieliście w salonie burmistrza a on nalewał wam herbaty do filiżanek. Ishir miał opatrunek na klatce piersiowej pod kurtką, Anette która opierała się chwile przez zakładaniem bandaża teraz pokornie siedziała przy stole w pełni opatrzonym bokiem. Shimizu jako jedyny nie miał na sobie śladu tego białego leczniczego materiału.
Rei zaś mógł kandydować do tytułu mumii roku. I zapewne miałby spore szansę wygrać. Z nieznanych powodów dostał również od burmistrza stylowy płaszcz (a przynajmniej w pewnych kręgach zapewne był uważany za naprawdę godny zazdroszczenia), czuł się też zdecydowanie lepiej, więc mógł z uśmiechem patrzeć w przyszłości. To że uśmiech skrywał bandaż było bez znaczenia.


Mała grupka magów z Fairy Tail stanęła teraz przed wyborem. Czy pozostać w mieście i zregenerować siły, czy też ruszyć w pogoń za uciekinierem, i pomóc grupie zwiadowczej która mogła mieć przez niego tarapaty. Obie opcje budziły ryzyko. Pozostanie w mieście mogło doprowadzić do pojmania Flufiego i Apolla lub czegoś gorszego. Natomiast ruszenie w pogoń mogło okazać się zgubne, jeżeli natkną się na naprawdę silnego przeciwnika. Życie składa się z szeregu trudnych decyzji. Teraz jednak trzeba było wybierać szybko...

Zwiadowcy

Apollo z nietęgą miną patrzył na tunelo-zjeżdzalnie. Miał co do niej złe przeczucia, wolał nie zjeżdżać tam bez reszty drużyny, znaleźli wejście, wszak o to chodziło. Fluffy zaś błyszczącymi oczyma wpatrywał się w dół. W jego umyśle powstawał ciąg przyczynowo skutkowy, który prowadził od zjeżdżalni do świetnej zabawy. Kotoczłek był tak zapatrzony w lodową zjeżdżalnię, że nie zobaczył, snu który czaił się za zaspą i robił skrupulatne notatki. Władca sennych marzeń, notował zaś jak szalony, by później wykorzystać zdobyte informacje do uśpienia opornego futrzaka. O tym jednak innym razem...

Apollo chciał już odchodzić od przejścia kiedy poczuł na swoim ramieniu uchwyt kociej łapy. Odwrócił się w porę by zobaczyć jak jego towarzysz skacze do tunelu z dzikim piskiem radości.
- Chyba żart...- jedynie to zdążył powiedzieć lwio-grzywy gdyż potem zadziałały prawa fizyki, a on został pociągnięty w głąb lodowej zjeżdżalni.



Lodowy tunel wił się, sprawiając że zjeżdżający, niemal robili w nim beczki. Fluffy śmiał się radośnie jadąc w dół wciąż nabierając prędkości. Faza zjazdu wchodziła właśnie w najlepszy moment, w którym to oczekuje się, długich prostych odcinków do nabrania prędkości, a potem tysięcy zawijasów by owy pęd wytracić. Kotoczłek zbliżał się do zakrętu w wyobraźni widząc już długą, prostą, lodową ślizgawkę.
Rzeczywistość bywa niestety okrutna, bowiem zakręt skrywał jedynie koniec zjeżdżalni.
Fluffy prychnął oburzony tą niesprawiedliwością dziejową, i odwrócił się by ruszyć w górę ślizgawki, ażeby dokonać kolejnego zjazdu. Zapomniał o mały acz istotnym fakcie Apolla zjeżdżającego za nim, więc w ostateczności obaj skończyli na ziemi. A dokładniej kotopodobny na lodzie, a lwio-grzywy na nim. To odebrało na pewien czas Flufiemu chęci do zjeżdżania.
Zwiadowcy rozejrzeli się po miejscu do którego trafili. Znajdowali się oni na sporej lodowej platformie, zawieszonej nad przepaścią. W lodowcach często kryły się takie rowy, jednak schody były już rzadkością. Tutaj natomiast na krańcu platformy znajdowały się metalowe schody prowadzące do tunelu w lodowej ścianie pod drugiej stronie rozpadliny.


Magowie stwierdzili że skoro weszli już w paszczę lwa ( po użyciu tej metafory przez Apola, Fluffy zajrzał mu do ust, ale jako że nie znalazł tam nikogo, stwierdził że o innego lwa chodzi.) to mogą zbadać co znajduje się w tunelu.
Cicho ruszyli przed siebie, a wydychane powietrze tworzyło kłęby pary, było tu zimniej niż na powierzchni, o wiele zimniej. Przeszli po oblodzonych chodach, a następnie krętym tunelem na odnalezienie nieznanego.
Korytarz nie był długi, a prowadził do dużej lodowej sali. Z sufitu zwisały wielkie, zapewne bardzo ostre sople, na drugim końcu pomieszczenia znajdował się kolejny korytarz. W jaskini jednak trwały żywiołowe pracę. Tuzin ubranych w grube zimowe płaszcze ludzi pracowało z kilofami w dłoniach. Uderzali oni miarowo w jedną ze ścian lodowej komnaty odłupując coraz to nowe kawały lodu. W centrum pomieszczenia obok potężnego lodowego filaru stało wiele skrzyń, zapewne z zapasami. Na pudłach zaś siedział ktoś, kto wyjaśniał wszechobecny zapach bananów.
Ubrany był w krótkie zielone spodenki zapinane na prosty pasek. Na sobie miał biała koszulkę bez rękawków, która opinała jego potężną klatkę piersiową. Na głowie zawiązana tkwiła czerwona bandana w białe kropki, oczy za przysłaniały czarne okulary. W potężnej dłoni, miał on banana, którego zajadał leniwie.
No i był małpą. Ale to szczegół nieprawdaż?


Małpiszon obserwował pracujących, a gdy skończył konsumpcje żółtego owocu, odrzucił jego skórkę za siebie i sięgnął do skrzyni po kolejnego. Gdy obierał go rzucił wesoły głosem do kopaczy.
- Ruszajcie się, nie płacimy wam za obijanie. No ruchy, ruchy! – po czym z satysfakcją zaczął pożerać banana.
Nikogo z kopaczy nie zdziwiło to iż małpiszon gada, cóż wszak jednym ze zwiadowców z Fairy Tail był przerośnięty kot, więc czemu się tu dziwić?

- Powinniśmy się wycofać i powiedzieć reszcie co tu znaleźliśmy. – mruknął Apolo do swego towarzysza. Ponownie wszystko leżało w puszystych łapkach Flufiego
 
Ajas jest offline  
Stary 06-03-2011, 00:49   #24
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Siedział na miękkiej kanapie w przedziale wagonowym. Głowę opartą miał o szybę, przyklejając się do niej policzkiem. W jego zielonych oczach odbijał się blady księżyc, przypominający dziurawy ser. Wpatrywał się tak w białą kulkę na niebie, jakby był nią zahipnotyzowany. Jego futrzaste uszy od czasu do czasu drgały lekko, wsłuchując się w rytmiczne dudnienie.
Księżyc o tej porze jest naprawdę piękny, myślał sobie Fluffy, przypatrując mu się z ciekawością. Źrenice mu się nieznacznie rozszerzyły, kiedy wyobraził sobie, jak bawi się księżycem, szturchając go łapą i podrzucając do góry. Ale owe obrazy szybko zniknęły z jego głowy, kiedy przez moment poczuł znajomy zapach. Rozejrzał się wtedy bacznie po przedziale, lecz nikogo nie było. Nawet Shimizu gdzieś wyszedł. Siedział sam na sam ze samym sobą. Ale mimo tego czuł ten znajomy zapach. Pociągnął kilka razy nosem, by móc wyraźniej poczuć woń... Skąd znał ten zapach? Nie mógł sobie przypomnieć, a zanim w ogóle wpadł na jakikolwiek pomysł, zapach zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Dziwne, pomyślał, lecz w końcu tylko wzruszył ramionami i ponownie oparł głowę o szybę. Dłonią podrapał się po głowie, później przeczesał swoją brązową czuprynę i wlepił wzrok w księżyc.

Był ciepły, letni wieczór. Właściwie zbliżała się noc, było niewiele minut przed północą. Kilka czarnych nietoperzy wzbiło się w powietrze, cicho potrzepując skrzydłami, kiedy Fluffy przykucnął na gałęzi jednego z drzew. Czujnie czegoś wypatrywał w dole, na polanie, lecz niczego nie mógł zobaczyć, a przynajmniej nie tego, czego tak szukał. Jego przenikliwy wzrok wyśledził w tych egipskich ciemnościach nawet małą mrówkę z trudem brnącą przez gęstwinę trawy do swojego mrowiska, ale nigdzie nie było śladu tego, co chciał znaleźć.
Uszy nerwowo opadały i stawały na nowo, próbując wykryć choćby najmniejszy podejrzliwy dźwięk, lecz nic z tego. Oprócz trzepoty skrzydeł jakiejś ćmy oddalonej o kilkanaście metrów, Fluffy nie usłyszał nic.
I wtedy poczuł, jak coś chwyta go za ogon i ciągnie w dół. Fuknął i złapał się w ostatniej chwili gałęzi, spoglądając w dół. Ujrzał uśmiechniętą, przystojną twarz jakiegoś mężczyzny. Szczerzył do niego zęby, a jego oczy błysnęły w świetle księżyca.
- No, no, widzę, że coraz lepiej ci idzie z refleksem - powiedział mężczyzna, który chwilę później przykucnął na gałęzi tuż obok kotoczłeka. Fluffy miał wtedy dopiero pięć lat, był niski i wyglądał zupełnie jak niewinne, słodkie kociątko... trochę wyrośnięte i bardziej uczłowieczone, ale nadal słodkie.
- Sephir! - krzyknął radośnie, rzucając się na swojego opiekuna. W mgnieniu oka dopadł do jego nagiego torsu, wysuwając język i muskając futro Sephira.

Wkrótce do przedziału wrócił Shimizu. Fluffy tylko leniwie spojrzał na nowego przyjaciela. Miał w sobie coś, co przyciągało zainteresowanie uszatego. Sam Fluffy nie miał pojęcia, co to takiego było, ale chciał się przekonać. Czy to chodziło o to, że chłopiec był niewidomy? Czy może jego muzyka? A może smak jego delikatnej skóry? A może zupełnie coś innego, czego Fluffy do tej pory jeszcze nie miał okazji poznać?
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy białowłosy zasnął. Wstał po cichu, wręcz bezszelestnie, i podszedł bliżej chłopaka. Wyciągnął ku niemu dłoń i musnął go po gładkim policzku, później po włosach, wplatając w nie swoje palce.
Chwilę później usiadł na swoim miejscu i znów wbił wzrok w księżyc. W noce takie jak ta, Fluffy był zupełnie innym... człowiekiem, niż za dnia. Stawał się bardziej skryty, tajemniczy i niebezpieczny, zupełnie jak noc, jak księżyc, jak ciemność. Dlatego dziękował ludziom za to, że mieli wielką potrzebę snu... Bo inaczej poznaliby jego mroczną stronę...
- Sephir... - wyszeptał, a później westchnął cicho.

Niedługo po dotarciu na miejsce, Fluffy został wytypowany (a raczej sam się zgłosił) do misji zwiadowczej. Był całkiem dumny z takiej pozycji i odpowiedzialności, jaka na niego spadła, choć nie do końca wiedział, co takiego ważnego miał zrobić. Gdy ktoś tłumaczył szczegóły planu, futrzak bardziej był zainteresowany płatkiem śniegu, który opadł mu na czubek nosa.
Ku radości Fluffy'ego, razem z nim w podróż wyruszył Apollo. Dosyć ciekawa postać, jak się jawił w oczach kotoczłeka. Nie tylko z powodu swojej niecodziennej fryzury, która sprawiała, że wyglądał jak lew (a jak wiadomo, lwy należą do kotowatych, a tym samym Fluffy uznał Apolla za kogoś spokrewnionego ze sobą), ale przede wszystkim z braku jakiekolwiek koszuli. A jak każdy zdążył już zauważyć, ulubionym zajęciem Fluffy'ego było lizanie wszystkich po czym tylko się dało. Tak więc kot nie zamierzał zwlekać i już przy najbliższej okazji dopadł swoją ofiarę, by przekonać się, jak smakuje skóra Apolla.
Gdy ten spojrzał na niego pytająco, Fluffy jedynie wyszczerzył zęby, dalej muskając językiem jego brzuch i klatkę piersiową.

Bycie zwiadowcą na pewno nie należało do profesji, jakimi mógłby się trudnić ciekawski Fluffy. Gdy tylko znaleźli dziwną grotę, ten bez słowa wskoczył doń i pociągnął za sobą Apolla, oczekując sporej dawki zabawy. I nie zawiódł się, przynajmniej początkowo.
- Łiiiii! - krzyczał uradowany, kiedy zjeżdżał po lodowej zjeżdżalni.
Lecz zabawa skończyła się równie szybko, co zaczęła, a radość ustąpiła miejsce rozczarowaniu. Na dodatek Fluffy doświadczył bolesnego upadku i zgniecenia przez lwio-grzywego (nie przegapił wtedy okazji, by móc polizać swojego towarzysza po policzku).

- Powinniśmy się wycofać i powiedzieć reszcie co tu znaleźliśmy. - Fluffy uslyszał głos Apolla, ale było już za późno, by się wycofać, bowiem kotoczłek już wędrował dziarsko przed siebie.
Chociaż wędrował, to niezbyt pasujące słowo do opisania sposobu, w jaki poruszał się Fluffy. Bywały momenty, iż szedł niczym normalny człowiek, powoli, na dwóch nogach, mijając kopaczy-niewolników, ale głównie zdarzało mu się zwinnie przeskakiwać z miejsca na miejsce, wykonując masę akrobatycznych czynności. Kocia zwinność, mógłby ktoś pomyśleć.
Wkrótce potem wylądował tuż przed wielką małpą, zostawiając Apolla z rozdziawionymi ustami w tyle. Fluffy z pewnością nie nadawał się na zwiadowcę.
Kotoczłek przybliżył twarz do tej małpiej i wlepił wzrok w jego okulary przeciwsłoneczne. Po chwili jednak...
- PHHHHHHH! - prychnął mu prosto w twarz, po czym odskoczył zwinnie do tyłu. Kocia intuicja?
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 11-03-2011, 11:06   #25
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Rei patrzył się w ziemię otulając swoje ciało płaszczem.
Aż tak podziurawiony nie był, jednak dla kogoś kto nigdy nie odczuł tak wielkiego bólu, nagłe doświadczenie było dosyć traumatyczne.
Jednak po co walczyli? Dlaczego zdecydował się nawet do otworzenia bramy?
Bądź inaczej.
Jakim cudem jeszcze tu siedzą.
Podniósł powoli wzrok, przyjrzał się każdemu z osobna, radując się że nie ucierpieli zbytnio. Wreszcie postanowił się odezwać, poprzedzając swoją wypowiedź westchnięciem.
- Mmhmm, mmgm hhm mhm! - po tej wypowiedzi skupił swój wzrok na reszcie, jakby oczekiwał odpowiedzi. Jednak nie minęły dwie minuty gdy stuknął się w czoło i zdjął zdarł z twarzy bandaż. Aktualnie nie był przecież ranny na całym ciele.
- Powinniśmy już gonić synalka! - stwierdził donośnie - nie po to powstrzymywaliśmy zabójcę aby zwiadowcom groziła krzywda. Jeszcze chwila i to wszystko nie będzie miało sensu...
Jestem nieco wyczerpany pod względem siły magicznej, jednak jeśli w mieście znajdzie się choć jedna broń biała - podniósł się z miejsca kierując wzrok w stronę burmistrza - będę w stanie dalej pomóc! - i równie nagle co wstał upadł łapiąc się za głowę. Mimo wszystko powinien robić to wolniej.
- Aż tak źle ze mną nie jest. Nawet jeżeli możemy odwołać zadanie, nie powinniśmy się na to decydować póki ktoś jest zagrożony, powinniśmy chronić się nawzajem...
Zamilkł.
Przez chwilę obserwował innych, jednak tamci szybko opuścili pomieszczenie, sam również postanowił coś zrobić.
Podniósł się ostrożnie i przemierzył dom w poszukiwaniu kuchni, gdy tylko znalazł starca, rzucił do niego pytaniem.
- Mógłbym pożyczyć jakieś widły?
 
Fiath jest offline  
Stary 11-03-2011, 18:55   #26
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ishir stał ze spuszczoną głową, plecami oparłszy się o ścianę. Ze słuchawek, które miał założone na uszy, dobywała się cicha, nieprzeszkadzająca w słuchaniu rozmowy, smętna muzyka. Niebieskowłosy nie miał odwagi podnieść głowy i spojrzeć na swoich towarzyszy. Czuł się odpowiedzialny za ucieczkę blondyna. Bez problemu mógł go zatrzymać przy pomocy swojej magii, lecz w czasie walki o tym nie pomyślał. A przecież jego nauczyciel szkolił go właśnie do walki. Szkolił go by w czasie potyczki nie tracił zimnej krwi i myślał racjonalnie. Całe to szkolenie okazało się jednak niewystarczające… Nie. To on był niewystarczający do sprostania temu. Po prostu nie nadawał się na maga i jakiekolwiek szkolenie niewiele by dało. W ogóle jak On mógł przyjąć go na swojego ucznia? No jak?
Cała pewność siebie uleciała z chłopaka. Jej miejsce zajęły wątpliwości i poczucie bycia beznadziejnym. Nauczyciel nauczył go wiele. Nie nauczył go jednak jednej ważnej rzeczy… Przegrywania.
Młodzieniec ukradkiem otarł pojedynczą łzę spływającą po jego policzku.
”Weź się w garść chłopie. Za duży jesteś na płakanie. Za twardy…”

Słysząc słowa Rei Ishir podniósł głowę i rozejrzał się po towarzyszach. Nie wyglądali najlepiej. Na pewno wyglądali gorzej niż on sam…
- Musimy się chronić? - zapytał bardziej siebie niż towarzyszy.
Czy właśnie to znaczyło bycie w gildii? Czy jej członkowie mieli ryzykować własnym życiem by chronić swoich towarzyszy? Ishir nie wiedział, jakie są odpowiedzi na te pytania. Wiedział jednak, co powinien teraz zrobić.
Ruszył się z miejsca kierując się w stronę drzwi. Bez słowa wyjaśnienia wyszedł z pokoju.

Nikt go nie zatrzymał. Przynajmniej to szło po jego myśli. Założywszy kaptur na głowę i puściwszy muzykę z MP3ójki ruszył mniej więcej w stronę miejsca, gdzie Apollo walczył z blondynem. Było to dość samolubne i nieodpowiedzialne zachowanie. Emocje jednak wzięły nad Ishirem górę i niebieskowłosy nie przejmował się tymi faktami. Na przemian biegł na przemian szedł pokonując kolejne metry białego terenu. Nie przejmował się zmęczeniem i bólem w piersi. Adrenalina w połączeniu z nerwami skutecznie zatrzymywały wszelkie protesty ciała na wysiłek. Co jakiś czas młody mag wspomagał swoją wściekłość przywołując w umyśle obrazy z walki z zamaskowanym facetem.
W końcu po prawie godzinie znalazł się na zlodowaciałej, płaskiej skale.
„To chyba tutaj” przeszło przez myśl chłopakowi. Ishir oddychał ciężko. Bieg przeplatany z szybkim marszem zmęczyły go. Teraz jednak nie miało to znaczenia. Należało znaleźć uciekiniera. Niebieskowłosy rozejrzał się dookoła. Szukał śladów pozostawionych przez blondyna na śniegu. Dopiero teraz dotarło do niego, że w ogóle nie zna się na tropieniu.
„No to wpadłem. Jeszcze mnie będą musieli szukać. Nie pozwolę na to.”
Pomimo drobnych przeciwności losu jak i swoich umiejętności Ishir dokładnie przeszukiwał każdy skrawek terenu. Wróg sądząc po tym, że dał się złapać raczej nie dysponował magią umożliwiającą bezśladowe podróżowanie. Jeśli tędy przechodził musiał pozostawić po sobie nawet drobny ślad. Niebieskowłosy liczył, że właśnie ten ślad znajdzie. Jeśli by go nie znalazł poniósłby porażkę. A z tym pogodzić się nie mógł.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 11-03-2011, 21:47   #27
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ishir oraz Anette

Kropelki potu kapały na śnie gdy szukałeś śladów, zimny wiatr sprawiał że cały się trzęsłeś. Mimo to nie mogłeś od tak odejść i przyznać się do porażki, nie pozwoliła Ci na to duma. Mimo że nie miałeś pojęcia o tropieniu za wszelką cenę próbowałeś odszukać jakiekolwiek ślady. Los jednak nie był łaskawy i nie udało Ci się odnaleźć żadnych wskazówek co do drogi którą obrał uciekinier. Ze złości niemal krzyknąłeś i kopnąłeś duży lodowy blok. Muzyka grała w słuchawka a ty usiadłeś ciężko na lodowy odłamku wściekły na cały świat. Przecież blondyn mógł obrać inną drogę, może był jakiś skrót, albo miał on wprawę w nie zostawianiu po sobie śladów. Wstałeś z lodowego głazu gdyż bezczynne siedzenie denerwowało cię jeszcze bardziej, po czym chodziłeś bez celu po skale zbierając myśli. Stanąłeś przed jedną z lodowych ścian prowadzących dalej w góry, a księżyc wychylił się zza chmur. Światło gwiazd i okrągłego nocnego wędrowca oświetliło lodową półkę. Twój wzrok zaś jak gdyby wiedziony pierwotnym instynktem powędrował w dół.
Przed tobą na śniegu, przysypany już lekko świeżym białym puchem lecz wciąż widoczny był ślad, ślad kociej łapy. Była ona o wiele za duża jak na odcisk normalnego kota, więc przez myśl przeszła Ci tylko jedna osoba – Fluffy!
Nadzieja napłynęła do twego serca potężną falą, szybko pochyliłeś się szukając kolejnych poszlak. Na lodowej ścianie odnalazłeś ślad po metalowych pazurach które Apollo odebrał blondynowi, zapewne użył ich do wspinaczki. Teraz byłeś już pewny gdzie iść dalej. Przez chwilę pomyślałeś by zostawić innym jakąś wskazówkę co do drogi, wszak możliwe że ruszyli za tobą.
Gdy zamierzałeś rozpocząć wspinaczkę usłyszałeś za sobą jakiś dźwięk. Odwróciłeś się szybko, gotowy do walki, impulsy elektrycznej energii skoczyły Ci po włosach oraz koniuszkach palców. Jednak okazało się że dźwięk spowodowała Anette która równie zdyszana co ty wspięła się na skalną półkę. Spojrzałeś w oczy dziewczyny okrytej szalem i wiedziałeś że wiodły nią podobne do twoich intencje. Nie potrzeba było słów, oboje w milczeniu rozpoczęliście wspinaczkę.

Około godziny szybkiego marszu potem znaleźliście się na lodowej płaskiej platformie. Ślady waszego kociego towarzysza doprowadziły was do tego miejsca. Nie było trzeba się rozglądać gdzie iść dalej bowiem na platformie, przy dużej dziurze w lodzie stał zbiegły blondyn. Zdyszany jak wy, spojrzał przerażony w waszą stronę i skoczył w dół nie dając wam czasu na wypowiedzenie nawet słowa. Biegiem ruszyliście w stronę lodowej zjeżdżalni która jakiś czas temu dostarczyła Flufiemu tak wiele radości. Zjechaliście niezbyt zgrabnie na dół by zobaczyć jak blondyn znika w korytarzu wykutym w lodowej ścianie. Bez namysłu pobiegliście po metalowych schodach z nim...

Lodowa jaskinia

Apollo z osłupienie spojrzał na działania swego kociego towarzysza. Kopiący zaś pewniej chwycili kilofy i łopaty i mrucząc coś do siebie, niemrawo poczęli zbliżać się do koto-człeka. Chłopak o lwiej grzywie nie lubił walczyć z osobnikami nie dysponującymi magią, jednak wiedział że szybkość daje dużą przewagę w walce z licznym przeciwnikiem. Apollo w blasku światła odbił się od lodowca pozostawiając tam kilka pęknięć i uderzył jednego z posiadaczy kilofów w twarz, posyłając go obezwładnionego na zimnym lodzie. Reszta kopaczy szybko okrążyła maga o lwiej grzywie a ten ze spokojem w głosie oznajmił.
- Ich zostaw mi Fluffy, ty się zajmij tym małpiszonem – po tych słowach rozpoczęła się walka między Apollem a robotnikami.

Małpiszon zaś patrzył na Flufiego przeżuwając w spokoju banana. Kotoczłek mógł przysiąc że było w tym coś zaczepnego. Usta włochatego osobnika wykonywały miarowe ruchy, gdy owoc znikał w jego ustach. Małpa nie przerywając posiłku zwróciła się do Flufiego.

- A wy co za jedni? Ty i twój półnagi koleżka?
- Fairy Tail - powiedział dumnie Fluffy, szczerząc zęby i bacznie przyglądając się Małpie, jakby wyczekując jednego fałszywego ruchu.
- Legalna gildia tutaj? No proszę, czyli ktoś w końcu przyszedł zwalczyć duchy. - stwierdził małpiszon i sięgnął po kolejnego banana, skórkę poprzedniego odrzucił zaś gdzieś na bok. - I czego tu szukacie, magowie z Fairy Tail? Ładnie to mieszać się w sprawy innych? - stworzenie miało naturalnie wesoły, acz spokojny głos. Kolejnny banan rozpoczął swoją wędrówkę do żołądka małpy, a jej żuchwa pracowała miarowo.
Fluffy wpatrywal się przez dłuższą chwilę w bananożercę. Podrapał się po głowie, przechylił głowę w prawą stronę, po czym odwrócił się na piętach i zwinnie doskoczył do Apolla.
- Um... Po co my tutaj właściwie przyszliśmy? - spytał, spoglądając na niego pytająco.
Apollo zderzył właśnie głowy dwóch kopaczy ze sobą posyłając ich na zimną posadzkę i spojrzał na swego towarzysza znużonym spojrzeniem. - Żeby powstrzymać ataki duchów, i sprawić by mieszkańcy wioski byli bezpieczni i mogli spokojnie wybierać się na spacery. -odpowiedział unikając ciosu łopatą.
- Aha - odparł Fluffy, po czym wykorzystał daną mu okazję i polizał Apolla po szyi. Po tym niezbędnym zabiegu wrócił do małpy.
- Przyszliśmy powstrzymać ataki duchów i sprawić, by mieszkańcy wioski byli bezpieczni i mogli spokojnie... coś tam, coś tam... - Znów podrapał się po głowie, chcąc sobie dokładnie przypomnieć słowa Apolla. – Spacery...?
Spokojne przeżuwanie banana zaczęło już trochę denerwować Flufiego zwłaszcza że małpiak robił to bez przerwy. - Rozumiem.- odpowiedział i sięgnął po kolejny żółty owoc. - Czyli chcecie nas powstrzymać, pokonać i tak dalej i tak dalej, tak?

- Was? - spytał, przyglądając się bananowi. Nie lubił bananów. Właściwie to miał bananowstręt. Wzdrygnął się na samą myśl o konsumowaniu tego owocu.
- A no tak nie przedstawiłem nas jeszcze. - rzekła małpa i wesoło podskoczyła wykonując w powietrzu salto i lądując zgrabnie koło skrzyni z bananami. - Gildia “Dark Scar” do usług mości magowie z Fairy Tail. Jestem Uuk. Pan Uuk. - powiedział małpiszon obnażać zęby w uśmiechu.
- Dark Scar? Mroczna gildia... - powiedział Fluffy raczej do samego siebie. Spojrzał podejrzliwie na Uuk, po czym sam wyszczerzył zęby, a w jego zielonych oczach pojawił się błysk. – Moim zadaniem jest cię powstrzymać, panie Uuk.
Małpa uśmiechnęła się szeroko i chciała już coś odpowiedzieć jednak przerwał jej krzyk wbiegającego do pomieszczenia blondyna.
- Panie Uuk biegnie tu dwójka magów! Jest ich więcej w mieście!- młody zabójca wbiegł do lodowej komnaty i dopiero teraz zobaczył co się tu dzieje. Apollo właśnie powalił kolejnego kopacza, zaś małpa stała naprzeciw Fluffiego. Twarz blondwłosego chłopaka przybrała wyraz zaskoczenia po czym zrobił on to co uważał za jedyną słuszną opcję – pognał w stronę korytarza prowadzącego w głąb lodowca.
- Sprowadź tutaj szefową, ja się nimi zajmę.- rzucił do blondyna Pan Uuk i spojrzał w stronę lodowego korytarza skąd wybiegli Ishir oraz Anette

Dwójka magów goniących blondyna wpadła do wielkiej lodowej komnaty w której trwała istna zawierucha. Apollo walczył na środku z dużą grupą uzbrojonych w kilofy i łopaty osobników a kotoczłek gadał z jakąś małpą, blondyn zaś pędził w głąb jaskiń.
- Dam sobie z nimi radę, wy pomóżcie Flufiemu ten małpiszon wydaje mi się podejrzany!- krzyknął mag o lwiej grzywie do nowo przybyłych.

Sen natomiast wisiał na niewidocznych linkach pod sufitem i zapisał w notatniku by w czasie zwabiania Fluffiego do swej krainy unikać bananów i małp...

Pan Uuk z uśmiechem na twarzy wsadził łapy do... spodenek. Wywołało to wyraz zaskoczenia na twarzach wszystkich tu zebranych oraz sprawiło że Fluffy cofnął się na wszelki wypadek od małpy. Nigdy nie wiadomo co takiemu zjadaczowi bananów wpadnie do głowy. Na szczęście ku uldze wszystkich, gatki Pana Uuk pozostały na swoim miejscu on zaś wyciągnął z nich dwa przedmioty. (Zastanawiającym było gdzie on je ukrył, ale zapewne istniał gdzieś sklep z magicznymi małpimi spodenkami. Ludzie mają wiele pomysłów na biznes)
W lewej ręce małpa trzymała czerwone rękawice bokserskie w drugiej zaś małą statuetkę. Posążek przedstawiał uśmiechnięta małpkę w rękawicach bokserskich a napis pod nią głosił:
„Dla zwycięzcy corocznego turnieju bokserskiego”



Pan Uuk uśmiechnął się i odstawił statuetkę na lodową bryłę na której wcześniej siedział po czym zaczął zakładać rękawice.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=oWMAkk2i3rY[/MEDIA]

- Jak widzicie, jestem mistrzem w małpim boksie. Trzeci rok z rzędu zdobyłem wyróżnienie, więc przygotujcie się na porządnego łupnia „Wróżki” – zaśmiała się małpa po czym uderzyła kilka razy oprawionymi w rękawice dłońmi o siebie. Pan Uuk podskoczył kilka razy na rozgrzewkę i stanął w pozycji bokserskiej na przeciw Flufiego
- No pokaż Kocie na co Cię stać. – zaśmiał się małpiszon obnażając zęby. Wyzwanie zostało rzucone.


Rei i Shimizu

Staruszek spojrzał na obandażowanego maga. Zasiorbał głośno upijając łyk herbaty ze swojej filiżanki. Mlasnął z zadowoleniem i odrzekł spokojnie.
- Oczywiście że mam widły, znajdziesz je w schowku pod schodami.

Młody Kowal podziękował i szybko ruszył by przeszukać komórkę pod schodami. Był to typowy składzik dla rzeczy niepotrzebnych na daną chwilę, lub takich które w każdym domu muszą się znaleźć. Były tam młotki, miotły, gwoździe, zardzewiała piła, puszki z farbą, deski oraz ładne widły.



Mag-mumia chwycił bron oburącz i spojrzał na skrzypka który tylko westchnął cicho.
- Dobra ale nie idźmy za szybko, w twoim stanie nie można biegać.

Dwójka magów ruszyła śladem reszty, tylko mimo wielkiego entuzjazmu Reiego nie mogli oni biec by ich dogonić. Szli spokojnym tempem przez zaśnieżony las. Kierowali się w stronę opisaną przez Apolla. Dotarcie na półkę skalną zabrało im sporo czasu, a wspinaczka zajęła im lwią czasu bowiem, Rei musiał pomagać niewidomemu towarzyszowi. Chodzenie po górach na ślepo bowiem nie było dobrym pomysłem.
Gdy stanęli na lodowej półce Shimizu pociągnął nosem i wskazał palce w stronę jednej z lodowych ścian.
- W tę stronę. – odpowiedział. – Pomożesz mi ze wspinaczką?

Rei westchnął i zaczął pomagać swemu towarzyszowi. W duszy zaś paliła go chęć pomocy towarzyszą...
 
Ajas jest offline  
Stary 13-03-2011, 20:22   #28
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Fluffy przyjął wyzwanie bardzo osobiście. W końcu było skierowane właśnie do niego, czyż nie? Nie spuszczając wzroku ze swojego przeciwnika, wygiął usta w zbójeckim uśmieszku, obnażając dłuższy niż ludzki kieł. Jednym ruchem sięgnął do pasa. Słychać było tylko ciche podzwanianie dzwonków, kiedy nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy, kotoczłek założył na twarz porcelanową maskę przedstawiającą smutną kocią mordkę. Namalowana łza błyszczała w ciemnościach.
- Gotuj się na porażkę, bananożerco - powiedział spokojnie Fluffy, wciąż przyglądając się Małpie.
- Ciekawa maska - powiedział małpiszon skryty za swymi pięściami. Jego garda była bardzo profesjonalna. - Ale skoro ty nie atakujesz, widać ja muszę zacząć. - Po tych słowach Pan Uuk odskoczył kawałek do tyłu i wziął mocny zamach.
- Punchs Magic- Surprise Punch!- krzyknął głośno i wyprostował włochatą łapę. Rękawica bokserska pomknęła zaś na sprężynie prosto w pierś Fluffiego. Nie zdążył on uniknąć uderzenia i czerwony materiał mocno uderzył go w brzuch. Kotoczłek został posłany do tyłu, a brzuch zabolał go niezwykle. Rękawica zaś wróciła na swoje miejsce na łapie Pana Uuk, który uśmiechnął się i ponownie przyjął gardę obronną.
Fluffy syknął cicho z bólu, łapiąc się obiema rękami za swój futrzasty brzuch. Odetchnął głęboko powietrzem, a nienawistne spojrzenie zielonych oczu skierował ku małpie.
Wyprostował się, po czym puścił się biegiem w stronę pana Uuk. Podskoczył, wykonując w powietrzu zgrabne salto.
- Kitty Kitty Kick! - krzyknął, a z podeszwy jego lewego sandała nagle wystrzeliła ogromna kocia łapa stworzona z magicznej materii (?), kierując się w stronę małpy. Była koloru fioletowego, a gdzieś w oddali dało się usłyszeć ‘miauuu’, odbijane echem o ścian jaskini.
- Fish Slasher! - dodał, kiedy znalazł się tuż nad małpą, zamachując się swoją szablą. Czerwona ryba zadygotała złowrogo.
Małpa spojrzała na nadlatująca kocią łapę i widząc że nie zdoła jej uniknąć po prostu wyprowadziła silne uderzenie pięścią w nadlatującą energię. Magia Fluffiego zmierzyła się z pięścią małpiszona wywołując lekki podmuch energii dookoła. Małpia pięść okazała się jednak zbyt silna dla kopniaka kota, który został zneutralizowany. Fluffy jednak wykorzystał okazję i opadł za małpą w locie wykonując cięcie szablą. Magicznie wzmocnione ostrze drasnęło ramię małpy, z którego ściekły kropelki krwi. Pan Uuk jednak zbytnio się tym nie przejął i szybko odwrócił się wykonując potężny zamach pięścią w stronę twarzy kotoczłeka.
- Thunder Punch!- krzyknęła małpa, a na rękawicy pojawiły się wyładowania elektryczne. Fluffy jednak wykazał się niezwykłą zwinnością i uniknął ataku, w taki sposób, że znalazł się obok małpy, w ślepym punkcie jej obrony.
- Fish Slasher. - Kolejne zamachnięcie szablą z rybimi zdobieniami i zwisającą rybą przy rękojeści. Ostrze zabłysło złowrogo, a maska na twarzy Fluffy’ego wciąż nie przedstawiała nic, poza emocją smutku.
Ishir wyciągnął przed siebie prawą rękę. Lewą chwycił ją w nadgarstku. Prawa dłoń z palcami rozszerzonymi najbardziej jak to możliwe została „wycelowana” w prawą dłoń małpiszona.
- Body Control – wyszeptał pod nosem mag zaciskając jednocześnie palce.
Brew małpy uniosła się w prezentując niezwykłe zdziwienie kiedy Fluffy zaszedł go od boku całkowicie obchodząc gardę Pana Uuk. Ostrze szabli błysnęło przecinając powietrzę jak i skórę małpiszona. Włochaty osobnik syknął z bólu ale kotoczłek nie dał mu czasu na odpoczynek. Ponownie zamachnął się szablą lecz małpa nie podała się tak łatwo. Chwytne łapy odbiły się od ziemi dzięki czemu Pan Uuk uniknął kolejnego ciosu szablą. Katęm oka skrytego pod okularami małpa zobaczyła Ishira który wycelował w nią ręką, przeczuwając co się święci małpiszon wybił się szybko do przodu, skutecznie uniemożliwiając elektrycznemu magowi trafienie zaklęciem. Ishir mógł tylko zaklnąć pod nosem bowiem zaklęcie chybiło celu. Pan Uuk zaś ponownie pędził w stronę Flufiego.
- Jesteś niezły kotoczłeku, ale to dopiero rozgrzewka! - krzyknął wesołym głosem bananożerca i zamachnął się swoją potężną łapą na przeciwnika. Fluffy jednak wykazał się swoją kocią zwinnością i odkoczył zgrabnie w bok, ponownie obchodząc gardę przeciwnika. Szabla spadła z góry dotkliwie rozdzierając bok Pana Uuk który aż warknął z bólu. Malpa odskoczyła do tyłu wykonując dwa salta, a gdy znalazła się w bezpiecznej odległości od Kotoczłeka spojrzała spod okularów na ranny bok.
- Zapłacisz mi za to kocie. - warknął pan Uuk i obnażył groźnie zęby.
- Jesteś jak zepsuta ryba... - stwierdził Fluffy, wzruszając ramionami. - Trzeba się ciebie koniecznie pozbyć, bo cuchniesz coraz bardziej - dodał, czując okropny fetor bananów. Po tych słowach zwinnie doskoczył do Pana Uuk i krzyknął radośnie - FISH SMASH!
Czerwona ryba zaczęła się groźnie wić i otwierać usta (?) w niemym okrzyku wojennym, kiedy zaczynała przybierać wielorybiego rozmiaru.
- Hurricane Make! Hurricane Sword! - słychać było kobiecy krzyk przez chwilę, jakby echo. Już śmignęła w stronę Fluffiego, szarżując na przeciwnika. W rękach trzymała długi miecz, który skierowany był na małpiszona. Chciała go przeciąć w pół.
Anete była jeszcze dość daleko więc pan Uuk nie zwrócił na nią zbytniej uwagi, skupiając się na kotoczłeku i jego rybie. Olbrzymie rybsko leciało na małpę by wgnieść ją w ziemie, ale Uuk był na to przygotowany.
- Wall Punch! - krzyknął głośno a jego prawą pieść powiększyła się i przybrała kwadratowego kształtu. Uniusł ją i potężnym zamachem skierował w rybę Flufiego. Morskie stworzenie zderzyło się z obroną pięścią i zostało przez nią odbite, tak mocno że aż cały Fluffy wygiął się by nie wypuścić broni. Pan Uuk zaś przeszedł do ofensywy skoczył na swego przeciwnika krzycząc głośno. - Punchs Gatlingun.- ręcę małpy rozmyły się pod wpływem szybkości, Fluffy nie był w stanie uniknąć pierwszego ciosu który mocno uderzył go w brzuch. Kolejna pięść nadleciała z góry lecz kotoczłek wygiął się unikając ataku... oraz wpadając prosto na lewa dłoń małpy pędzącą z boku. Cios ugodził posiadacza szabli prosto w bok i uniemożliwił obronę przed kolejnym który ugodził go prosto w porcelanową maskę. Fluffy prychnął i skoczył w bok na oślep wyrywając się tym samym z lawiny ciosów jaką zalewał go pan Uuk. Małpa zaś tylko uśmiechnęła się i uderzyła prowokacyjnie kilka razy pięściami o siebie.
Fluffy upadł boleśnie na grunt. Chwycił się dłońmi za brzuch, próbując tym samym załagodzić ból, który niesamowicie promieniował na całe ciało. Potrząsnął kilka razy głową, po czym zsunął z twarzy porcelanową maskę, która jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wpatrywał się ze wściekłością w oczach w swojego przeciwnika, kompletnie ignorując Anette i Ishira, którzy dołączyli do walki. Właściwie to nawet ich nie zauważył. Uśmiechnął się, po czym podniósł się na równe nogi, choć w brzuchu nadal czuł kłujący ból.
- Spodziewałem się czegoś więcej - wycedził, szczerząc szerzej zęby. - Widocznie nie zasługujesz na tytuł mistrza. - Zaśmiał się cicho.
W tym momencie obok Flufiego przebiegła Anete wnosząc swój zielony miecz. Szarżowała na małpiszona który spojrzał na nią swym skrytym pod okularami spojrzeniem. - Nie wtrącaj się dziewczyno. - mruknął i uniknął zwinnym saltem ciosu mieczem, lądując za plecami Anete.
- Thunder Punch! - krzyknął głośno a potężna pięść wzmocniona wyładowaniami elektrycznymi ugodziła dziewczynę w sam środek pleców. Kobieta poczuła niesamowity ból, oraz siłę tego uderzenia. Cios sprawił że przeleciała kilka metrów dalej zatrzymując się dopiero na zimnej ścianie jaskini. Wyładowania elektryczne skakały po jej ubraniu a Pan Uuk spojrzał jak gdyby nigdy nic na Flufiego.
- Kontynuujmy więc Panie Kocie. - powiedział i wziął zamach. - Surprise Punch! - krzyknął ponawiając sztuczkę z ręką na sprężynie. Tym razem znowu okazała się ona skuteczna bowiem kotoczłek zareagował za wolno, a piącha ugodziła go prosto w pierś, posyłając kilka metrów do tyłu.
- Nie... Waż... Się... KRZYWDZIĆ... ANETTE! - wykrzyczał, a jego oczy zabłysły złowrogo.
Anette zrozumiała, że nie ma sensu do niego podchodzić. Podniosła się z ziemii i uderzyła ręką w drugą.
- Hurricane Make:Hurricane Eagle! - wydarła się i z jej kuli, która zafalowała, powstał orzeł, który wystrzelił i zaczął lecieć na małpę.
Pojedyncza szalona myśl pojawiła się w umyśle niebieskowłosego oddalając jego uwagę od trwającej walki. Po chwili myśl przerodziła się w równie szalony plan. Mag skrzyżował przed swoją klatką piersiową ręce.
- Electric Skin – wyszeptał pod nosem pocierając rękami tors. Po całym jego ciele przebiegły wyładowania elektryczne. Wszystkie włosy na jego ciele stanęły dęba. (?) Pierwszy punkt swojego planu miał za sobą teraz pozostał drugi. Ishir wyprostował wzdłuż ciała swoje ręce. W dłoniach zaczęły powoli formować się pioruny kuliste. Kątem oka dostrzegł, że Anette użyła zaklęcia dystansowego. Nie przejmował się jednak tym. Biegiem ruszył w stronę małpiszona uwalniając w dłoniach coraz więcej energii magicznej.
Zielony orzeł uderzył skrzydłami o powietrze i poszybował w stronę małpiszona. Pan Uuk tylko leniwie zszedł mu z drogi, a w tem ku zdziwieniu małpy zielone stworzenie skręciło i skrzydłem rozdarło jego bok, rozbijając się dalej o lodową ścianę. Małpa ponownie syknęła ale nie chciała pokazać po sobie słabości, więc skoczyła na Fluffiego by jego wyeliminować pierwszego.
- Strong Punch! - krzyknął Pan Uuk biorąc zamach. Potężna piącha ugodziła kotoczłeka w brzuch posyłając go lotem na spotkanie lodowej ściany. Cios był niezwykle silny, Fluffy aż nie mógł złapać tchu.
Kotoczłek uderzył z impetem o lodową ścianę i osunął się na podłoże. Przez dłuższą chwilę próbował desperacko nabrać powietrza w płuca, a to jak na złość wcale się tak łatwo nie poddawało. Oparł się rękoma o ziemię i odkaszlnął kilka razy, wypluwając kilka szkarłatnych kropel. Otarł usta futrzastą dłonią i zaklął cicho pod nosem. Wciąż był zbyt obolały, by się podnieść na równe nogi, więc tylko podniósł wzrok i spojrzał na Anette, później na Ishira, by na końcu obrzucić morderczym spojrzeniem pana Uuk. Małpiszon najwidoczniej nie za bardzo zawracał sobie głowę pozostałą dwójką magów z Fairy Tail. Za swój główny cel obrał sobie właśnie Fluffy’ego i być może to był klucz do pokonania małpy? A być może Fluffy się mylił i obranie takiej, a nie innej taktyki wcale nie było dobrym pomysłem...
W końcu niepewnie podniósł się na nogi i oparł się plecami o lodową ścianę, prowokacyjnie uśmiechając się do małpiszona.
- Hmpf! Na więcej nie stać takiej tłustej małpy? Chyba za dużo bananów się najadłeś, teraz ci ciążą na żołądku, huh? - rzucił, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Elektryczny mag zbliżył się do małpiszona korzystając z okazji, że ten go najzwyczajniej w świecie olewał. Pomimo niedużej odległości Ishir chciał znaleźć się tuż obok boksera by dać mu jak najmniejszą szansę na uniknięcie ataku. Powoli wyciągnął przed siebie ręce nie przestając uwalniać magicznej energii. Był to bardzo ryzykowny atak, który w razie porażki mógł się skończyć dla Ishira utratą większości sił magicznych. To jednak nie było ważne. Ugrillowanie małpiszona było zbyt kuszące.
Pan Uuk zprowokowany przez Flufiego rozpoczął szarżę w jego stronę w celu wbicia kotoczłeka jeszcze głębiej w ścianę. W tym momencie za jego plecami pojawił się skrzący od elektrczności Ishir który z wyprostował ręcę wysyłając przed siebie cztery ładunki elektrycznej energii z głośnym krzykiem. - Thunder Canonade!
Pan Uuk zdązył jedynie obrócić się zdziwiony a w tym momencie trzy duże pioruny kuliste uderzyły go prosto w pierś. Jeden chybił celu uderzając o pobliską lodową ścianę. Po ciele bananożercy przebiegały wyładowania elektrycznej energii a po pomieszczeniu rozlał się zapach palonej sierści i skóry. Pan Uuk skulił się w sobię, jednak nie upadł na ziemię stojąc dzielnie na drżących nogach.
- Kitty Kitty Kick! - krzyknął Fluffy, który odzyskawszy przez ten czas siły witalne, odbił się od lodowej ściany i zgrabnie wybił się w powietrze, by móc wyprowadzić magicznego, kociego kopniaka z powietrza. Duży, fioletowy odcisk kocieł łapy zmaterializował się i wystrzelił w kierunku bananoluba.
Ishir uśmiechnął się pod nosem. W końcu coś mu się udało. Co prawda efekt nie był do końca taki jak planował, lecz grillowanie udało się rozpocząć. Teraz pozostawało tylko dokończyć to co zostało zaczęte.
- Lighting Claws! – krzyknął niebieskowłosy materializują z końca swych palców ostrza w kształcie błyskawic. Nie ruszył jednak od razu do ataku. Czekał, aż Fluffy wykona swój atak by mu nie przeszkodzić i w razie czego rzucić się natychmiast na pana małpę.
Małpiszon ryknął niczym rozgniewany goryl i wyskoczył do góry bez problemu unikając kopniaka Fluffiego, jednocześnie znalazł się on tuż przed kotoczłekiem który był w powietrzu po wykonaniu swego skoku. Małpiszon uniósł do góry obie ręce i oburącz uderzył Fluffiego w plecy posyłając go na spotkanie z lodowym podłożem. Posiadacz szabli gruchnął o ziemię a małpa wylądowała obok niego poprawiając okulary. Uśmiechnęła się w stronę Ishira i rzuciła się na niego krzycząc głośno. - Strong Punchs Gatlingun!- pięści małpiszona rozmyły się od prędkości a rękawice otoczyła energia wzmacniająca uderzenia. Pierwszy cios uderzył niebieskowłosego prosto w brzuch zapierając mu dech w piersi, oraz powodując że “oczy wyszły mu z orbit”. Pan Uuk jednak nie miał litości i druga piącha gruchnęła prosto w twarz chłopaka, który niemal zobaczył gwiazdy. Jakimś cudem uniknął dwóch kolejnych ciosów małpy, jednak trzecie uderzenie trafiło go w pierś i posłało na spotkanie z lodową ścianą. Ishir uderzył o nią z niezwykłą siłą, powodując powstanie kilku pęknięć na lodowej powierzchni. Chłopak czuł w ustach ciepłą krew i wciąż był trochę zamroczony. Fluffy oddychał ciężko, leżąc na zimnym, lodowym podłożu. Ta małpa zaczynała działać mu na nerwy. I to bardziej, niż fakt, iż jej przysmakiem były okropne banany. Spróbował się podnieść, ale ból w plecach był zbyt silny, by stanąć na dwóch nogach.
- Argh - warknął, znów wypluwając krew. Tego już było za wiele. Ten włochaty grubas nie miał już więcej prawa bytu w świecie, w którym istniał także Fluffy. Chwiejąc się na wszystkie strony, kotoczłek podniósł się do pozycji stojącej, podpierając się rękoma o kolana. Zaczął się śmiać, a jego śmiech odbił się echem po lodowej jaskini. Spróbował się wyprostować, choć nadal czuł promieniujący ból w plecach.
Utkwił spojrzenie na małpie.
- Ultimate Kitty Mask Attack! - krzyknął, przechylając głowę w lewą stronę. Wiedział, że ten atak zużyje jego całą magiczną moc i będzie później niezdatny do walki, ale postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Nie miał ochoty dalej bawić się z małpiszonem. A jeśli małpie udałoby się uniknąć ataku, cóż, nadzieja pozostawała w pozostałych magach Fairy Tail.
Od pasa Fluffiego odczepiły się liczne maski przedstawiające skrajne emocje. Porcelanowe śmiejące się pyszczki, płaczące, wściekłe, bez emocji wszystkie poszybowały w stronę uśmiechniętej małpy. Otoczyły ją zas Pann Uuk uważnie się temu przyglądał. Nagle z niewiadomych dla wszystkich poza Fluffym powodów jedna maska pękła a małpiszon złapał się za głowę i krzyknął z bólu. Zaczął głośno płakać, ale nie nadługo bowiem pękła kolejna maska tym razem uśmiechnięta, a Pan Uuk zaczął śmiać się jak szalony. Maski pękały jedna za drugą zaś bananożerca wykazywał oznaki skrajnych emocji jakie one prezentowały. Gdy pękła siódma z kolei maska, porcelanowe ozdoby zniknęły powracając do Fluffiego,który wyczerpany runął na ziemię. Pan Uuk zaś klęczał na ziemi dysząc ciężko i trzymając się za głowę. Magowie z Fairy Tail spojrzeli na nieprzytomnego kotoczłeka i kuląca się małpę. Czyżby walka była już wygrana?
Zanim jeszcze upadł, na jego twarzy pojawił się tryumfalny uśmiech. I choć nie udało mu się całkowicie pozbyć swojego przeciwnika, znacznie go osłabił i dał szansę reszcie towarzyszy. Z taką myślą osunął się na zimne podłoże bez przytomności. Wyczerpał całą swoją moc magiczną, a to go znacznie osłabiło. Potrzebował odpoczynku, jego organizm sam odmówił posłuszeństwa.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 14-03-2011, 14:10   #29
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
- Ci się tu dzieje? - delikatny żeński głos rozlał się po sali niczym balsam na dotkliwe rany. W korytarzu prowadzącym do głębszych jaskiń, stał zdyszany blondyn którego wcześniej pojmał Apollo, oraz kobieta. Na stopach miała wysokie chodaki, zaś reszta nóg nie była niczym zasłonięta. Kobieta ubrana była w krótką sukienkę o bufiastych rękawach i głębokim dekolcie, co mogło wywołać uśmiech na twarzy mężczyzn, a zazdrość u Anette, dekolt bowiem miał co prezentować. Zimno kobiecie najwidoczniej nie przeszkadzało, bowiem mimo skąpego stroju nie drżała z zimna. Na szyi miała coś co przypominało skórzaną bransoletkę ze złotymi zdobieniami. Czarne włosy splecione były w dwa warkoczyki, które to obwiązane były dookoła dwóch dużych symboli Ying-Yang które kobieta nosiła we włosach. Na końcach warkoczyków wisiały drewniane kulki rónież przedstawiające kolory równowagi. Reszta włosów kobiety spięta była potężnie wyglądającą złoto spinką.

<http://img20.imageshack.us/img20/8421/313pxmishaoriginalpose.jpg>

Niebieskie oczy kobiety przebiegły po sali lustrując sytuację po czym znowu przemówiła swym aksamitnym głosem.
- Co zrobiliście biednemu Pan Uuk? To taki uroczy mężczyzna. - blondyn stojący koło kobiety uśmiechnął się tryumfalnie. Walka prawdopodobnie wkroczyła na kolejny etap.
Tego było już za wiele. Nie dość, że małpiszon był małpiszonem to jeszcze bez ceregieli traktował ich jak worek bokserski. Ishir starał jak najszybciej się podnieść. Jednak na niewiele się to zdało. W głowie mu szumiało, ciało wysyłało do mózgu sygnały z coraz to nowych miejsc bólu. Jednak tym razem młody mag nie zamierzał się tak łatwo poddać. Pozbywając się zalegającej w ustach krwi używając całej swojej siły i upartości stanął na nogach. Zachwiał się, lecz udało mu się utrzymać na nogach. Słysząc krzyk kotoczłeka popatrzył się w jego stronę. Magia, jaką zobaczył zaskoczyła go. Już miał ruszać dokończyć to, co kotoczłek zaczął, lecz pojawienie się nowych wrogów sprawiło, że stanął w pół kroku. Szybko spojrzał na nowo przybyłych i… otworzył usta z wrażenia. Pierwszy szok jednak szybko minął.
- On zaczął. Dostał to, na co zasłużył. - odpowiedział nieznajomej prostując się. – A ty co za jedna?
Kobieta uśmiechnęła się miło w stronę Ishira i przedstawiła się głośno. - Estera z Dark Scar młodzieńcze. Cóż Pan Uuk wykonywał tylko swoje obowiązki, nie wolno od tak wkraczać sobie do jaskiń gdzie trwają nasze ważne prace. - mówiąc to kobieta zaczęła powoli iść w stronę walczących. - Radzę wam się poddać moim drodzy. Może będę wtedy łaskawa.- dodała wciąż miłym tonem głosu.
Ishir śledził dokładnie każdy ruch kobiety. Ton jej głosu, pomimo że miły sprawił, że chłopakowi przeszły ciarki po plecach. Był to zły znak.
- Och wybacz pani, lecz w czasie górskiej wycieczki trochę zbłądziliśmy – niebieskowłosy uśmiechnął się zaczepnie. – Niestety ten pan Uum czy jak mu tam nie przyjął nas gościnnie tylko najzwyczajniej w świecie nas zaatakował. A tak się bawić nie będziemy. O odejść nie odejdziemy. To nie w naszym stylu.
Kobieta stanęła niedaleko walczących i uśmiechnęła się miło mierząc każdego wzrokiem. Patrzyła na rannych magów z Fairy Tail aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na nieprzytomnym Fluffym. - Biedny kotek, co mu się stało? Pan Uuk go tak potraktował? Szkoda, szkoda wygląda naprawdę słodko. - kobieta zaśmiała się przysłaniając usta długim rękawem z gracją. W tym czasie małpiszon dźwignął się ciężko na nogi i pokuśtykał ku Esterze.
- Oni są za Fairy Tail, proszę Pani. Nie wiem czy nie jest ich tu więcej.
Estera spojrzała na swego włochatego towarzysza i poklepała go delikatnie po ramieniu.
- Znaleźli to. W drugiej sali, wykopali przed chwilą. Zajmij się tym mój drogi a ja ich tu zatrzymam.- odrzekła łagodnym głosem a Pan Uuk zasalutował i ruszył biegiem, podpierając się przednimi łapami w stronę wewnętrznego korytarza. Apollo który skończył właśnie walczyć z kopaczami spojrzał za uciekającą małpą i krzyknął do reszty.
- Zajme się nim, powinienem dać mu radę gdy jest w takim stanie. po tych słowach ruszył biegiem za małpiszonem. Kobieta chyba niezbyt się nim przejęła bowiem spojrzała na Ishira, całkowicie ignorując Anette. - Tylko bądź delikatny chłopcze. - powiedziała i ponownie zaśmiała się przysłaniając usta rękawem.
Niebieskowłosy nie dał się sprowokować. Zamiast tego ukłonił się z klasą nie spuszczając wzroku z przeciwniczki.
- Kultura wymaga by przepuszczać panie przodem. Więc proszę zaczynać.
Ishir wolał dowiedzieć się, z jaką magią będzie miał do czynienia niż atakować na ślepo.
- Skoro tak mówisz... - kobieta uśmiechnęła się i wyciągnęła przed siebie rękę. Rękaw opadł odsłaniając jej smukłą dłoń on zaś złączyła ze sobą dwa palce celując prosto w Ishira.
- Ying-Yang magic - Fire Serpent. - powiedziała spokojnym głosem a z złączonych palców wystrzeliła w stronę Ishira serpentyna płomieni. Chłopak uniknął odskokiem w bok, jednak nie spodziewał się że ogień skręci za nim. Fala płomieni ugodziła go w pierś przepalając kurtkę na wylot i lekko parząc jego pierś. Kobieta opuściła dłoń uśmiechając się ciągle. - Aż szkoda zabijać takiego ładnego chłopczyka.
- Suka – wydobyło się z ust „ładnego chłopczyka” – Zniszczyłaś mi kolejną kurtkę. Przez ciebie będę musiał sobie kupić nową.
Chłopak wyprostował przed sobą ręce. W dłoniach po raz kolejny zaczęły kształtować się pioruny kuliste. Nie wiele się zastanawiając nad planem Ishir zamierzał powtórzyć motyw z walki z małpiszonem.
Anette pomału podniosła się z klęczek. Jej oko było przymróżone. Pomału zaczęła iść w stronę nieprzytomnego Fluffiego. Dotarła do niego zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie jest teraz w centrum uwagi. Klęknęła przy nim i dotknęła jego szyi. Żył. Nagle gwałtownie odwróciła głowę w stronę Małpy. Nie przejmowała się narazie nową panią. Musiała odebrać życie małpie. Przymróżyła oko jeszcze bardziej niż wtedy, gdy nagle zerwała się i biegiem ruszyła na Uuka. W drodze uderzyła rękami tworząc kulę. Zafalowała ręką gdy nagle z kuli wystrzeliły 2 cienkie filary mające na celu przebić ciało małpy na wylot.
Filary zielonej energii wystrzeliły w stronę odbiegającej małpy. Jednakże celowanie w biegu nie należy do najłatwiejszych i promienie chybiły celu wwiercając się w lodowe ściany niczym w masło. Pan Uuk “iknął” przestraszony i skręcił w lodowy korytarz uciekając przed Apollem. Anete już miała pobiec za nimi gdy po sali rozległ się delikatny kobiecy głos.
- Ying-Yang magic- Water cage.- Estera wystawiła dłoń w stronę Anete i dziewczyna została uwięziona w klatce wykonanej z wody. Dokładniej zaś została umieszczona w kuli stworzonej z tej cieczy, która nie pozwalała jej oddychać i sprawiała że każdy ruch był trudniejszy.
Okazję tę wykorzystał Ishir wysyłając dwie szybko stworzone kule piorunów w stronę oponentki. Nim kobieta zdążyła zareagować jeden z piorunów kulistych wybuchł koło jej nogi delikatnie parząc skórę, drugi zaś uderzył ją w bok. Kobieta syknęła chwytając się za bolące miejsce i spojrzała na niebieskowłosego.
- Tak trudno o gentelmenów w dzisiejszych czasach...- powiedziała zawiedziona.
Stosowanie takiej magii na dziewczynie, było bez celu. Jej magia polegała na rozcinaniu, przecinaniu, niszczeniu i wybuchach. Przecięcie takiej bańki było jak posmarowanie chleba masłem. Jednak rozwścieczyło to dziewczynę jeszcze bardziej. Ci, którzy ją teraz widzieli, nie skojarzyliby jej z dawną Anette. Widać było jak w kuli pojawiła się zielono-świecąca kula a z niej wytworzył się miecz, który, przecieła bez trudu przeszkodę. Woda wylała się na ziemię.
- TO MNIE TERAZ WKRUWIŁAŚ. - wydarła się dziewczyna i złapała za hustę na twarzy. Następnie mocno ją pociągnęła ukazując całą twarz.

Posiadała takie znamię, a raczej pieczęć, które zmieniało jej lewe oko na czerwone. Widać było, że to nie jest tamta, spokojna Anette. Wyglądała jakby wstąpił w nią diabeł.
- Ty suko jesteś pierwsza! - wydarła się. Widać było jak znamię rozświecało coraz mocniej ukazując złość dziewczyny.
- Poczuj gniew Anette Męczennicy! - uderzyła mocno w rękę tworząc krąg magii.
- Hurricane Make: Pitlover Peacemaker! - krzyknęła i z kuli którą uformowała wystrzelił wijący się sznur, który cisnął z dużą prędkością w stronę jej przeciwniczki. Po chwili jednak sznur okazał się być...wężem! Otworzył oczy i paszczę, ukazując świecące na zielono kły. Cały czas był połączony z kulą Anette, którą ta trzymała po prawej stronie bioder, w pozycji bojowej.
Widząc zmianę, jaka zaszła u Anette, Ishirowi przez chwilę przeszło przez myśl by zatrzymać się w miejscu i najzwyczajniej w świecie odwrócić się i uciec na bezpieczną odległość z dala od pola rażenia wściekłości dziewczyny. Myśl ta była jednak chwilowa i szybko została zagłuszona napływem innych myśli. Niebieskowłosy zatrzymał się w miejscu.
- Body Control – wyszeptał pod nosem mierząc ze swojego „celownika” w prawą nogę przeciwniczki. Znów przyjął na siebie rolę wsparcia dla towarzysza walki. Kto by pomyślał, że przebywanie w towarzystwie tylko chwilę aż tak go zmieni…
Estera spojrzała na rozwścieczoną Anette bez większych emocji. - Te przeciętne dziewczyny tak szybko się złoszczą. Cóż, trzeba nauczyć kogoś manier. - po tych słowach kobieta wystawiła dłoń i powiedziała cicho forumułę swego zaklęcia. - Ying-Yang Magic- fire serpent.- z dłoni Estery wystrzelił ognisty wąż który rozwarł swoją paszczę, pędząc prosto na zielonego węża stworzonego z mocy Anette. Dwa stworzone z magicznej energii gady zderzyły się w powietrzu, lecz ku zdziwieniu Estery jej ognisty pupilek okazał się słabszy. Zielony stwór otworzył paszczę i pożarł ognisty wytwór niczym zwykłą mysz. Kobieta chciała odskoczyć przed nadciągającym zagrożeniem, lecz wtem do akcji wkroczył Ishir. Jego zaklęcie w końcu zadziałało a noga kobiety odmówiła jej posłuszeństwa. Piękna przeciwniczka zachowała jednak zimną krew i wygięła się niczym bicz ( prezentując przy okazji niebieskowłosemu świetne ujęcie swojego dekoltu) a zielony gad przeleciał tuż nad nią. Jednakże Anette też chowała w swym rękawie kilka asów, bowiem zacisnęła dłoń a wąż wybuchnął zielonym światłem które rozcięło rękaw jak i skórę Estery. Krew opadła na lodową posadzkę a kobieta wyprostowała się z grymasem bólu na twarzy, wciąż walcząc o kontrolę nad swoją nogą.
- Jesteś bardzo uciążliwy chłopczyku. - powiedział w stronę Ishira wyciągając smukły palec w jego kierunku. - Ying-Yang magic- Ice cage. - szepnęła a lód dookoła Ishira wybrzuszył się i spróbował zamknąć go w swym zimnym uścisku. Chłopak jednak wciąż był pod działaniem swego elektrycznego wzmacniacza, więc zdołał w porę zareagować i uniknąć pochwycenia.
Na twarzy Ishira wykwitł szeroki uśmiech. Po chwili jednak na twarzy chłopaka pojawiły się oznaki wysiłku. Mag powoli zaczął podnosić swą rękę do góry. Szło mu to mozolnie, lecz jakoś szło. Czarnobiałej damie nie udało się jeszcze przełamać Body Control, toteż niebieskowłosy chciał wytrącić czarno-białą damę z równowagi by Anette mogła zadać atak. (A że przy okazji mógł sobie popatrzeć na kobiece wdzięki…)
- Anette! – krzyknął do swojej towarzyszki – Jeśli tylko jesteś w stanie zaatakuj ją, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Jej prawa noga jest pod moją kontrolą także trochę jej przeszkodzę w unikach.
Anette kiwnęła głową. Nie lubiła tej techniki...budziła w niej złe wspomnienie...nie czuła się na siłach...jednak...spojarzła na Fluffiego, na Ishira, który też powierzył jej zadanie. Miała jedną próbę.
Klask w ręce.
W jej dłoniach pojawiła się kula.
- Za Fluffiego...- wyszeptała.


***
[media]http://www.youtube.com/watch?v=yNlKTCb3WC4&feature=player_embedded[/media]
Huk strzałów. Budynek w którym wcześniej znajdowała się para, teraz był w opłakanym stanie. Meble były porozwalane po całym mieszkaniu. Stacjonowali w nim żołnierze, trzymając pistolety i karabiny. Mężczyzna wbiegł z kilkoma żołnierzami przez główne drzwi. Za oknem była śnieżyca. Wraz z nim kilku żołnierzy, którzy strzelali za siebie. Podbiegł do schodów.
- Gdzie ona jest!? - wydarł się. W rękach trzymał karabin. Ten jednak świecił się na zielono. Nie był z metalu. Magia tworzenia.
- Na górze. - odparł szybko jeden z żołnierzy.
Nie czekając pobiegł na górę. Gdy wbiegł, skręcił w lewo i dobiegł do końca. Otworzył szybko drzwi. Było tam łóżko. Poprzewracane stoły. Na łóżku leżała szafa, na której była Caitlyn.
- Nic wam nie jest? Gdzie jest Anette? - zapytał. Caitlyn trzymała łuk i mierzyła w mężczyznę. Łuk był z tego samego rodzaju co karabin. Z jej oczy leciały łzy. Nagle zza szafy wychyliła się mała dziewczynka. Wyglądała jak matka, tylko miała krótkie jeszcze włosy i kwiat w nich.
- GDZIE POCHOWAŁAM OJCA SKURWYSYNU? - zapytała krzykiem Caitlyn. Mężczyzna stanął w miejscu.
- E..e...w...domu? -
Nagle huk. Kobieta strzeliła. Strzała poleciała w jej męża. Przebiła go na wylot. Krew trysnęła po całym pokoju. Przebiła podłogę i zniknęła gdzieś lecąc torem lotu.
Nagle pisk. Anette wydarła się widząc dziurę w gardle ojca. Ten jednak po chwili zmienił się innego. Nie wyglądał jak jej ojciec. Pistolet stracił barwę,a on sam padł bezwładnie na ziemię.
- Anetti. Schowaj się proszę. - mówiła kobieta ciągle płacząc. Zimno, które dało się odczuwać, przybierało na sile.
- M...Mamo! Zabił...aś TATĘ! - płacz dziewczynki.
- Już. Córuś....to nie tata. To zły pan. Widzisz? - złapała dziewczynkę.
- Przepraszam...że przez to przechodzisz.
Krzyki na dole i strzały.
- NA GÓRĘ! ZABIĆ STARĄ, MŁODĄ SPALIMY! JAZDA JAZDA!
Nie był to głos ludzki. Nagle Caitlyn zauważyła jak ze schodów wychodzą mutanci. Posiadali dziwne ciała. Nie czekając długo, w jej ręku pojawiła się strzała. Przymierzyła i strzeliła. Mutant wystawił tarczę przed siebie. Trysk krwi. Strzała przeszła na wylot tarczy, przecinając wszystko, co miała na torze lotu. Trzech mutantów padło na ziemię. Słychać było tupot i trzęsienie się domu. Było ich za dużo. Wstała i podbiegła do drzwi. Zamknęła je i zastawiła komodą. Anette wyjrzała zapłakana.
- Mamo?
- Już dziecinko się Tobą zajmuję. - powiedziała w trosce. Przycelowała w Anette i strzeliła. Jednak strzała śmignęła nad jej głową i przebiła ścianę budynku. Śnieg zaczął padać do środka.
- Cholera...- powiedziała cicho Caitlyn. Z jej ręki kapała krew. - Gdzie jesteś draniu...MÓWIŁEŚ, ŻE BĘDZIESZ SIĘ NAMI OPIEKOWAĆ!!!!!!!! - wydarła się w rozpaczy. Jednak po chwili odzyskała przytomność. Łuk zniknął. Klasnęła dłońmi. Pojawił się krąg magiczny. Z jej oczu padały łzy.
- Anette. Spotkamy się...Obiecuję, że Cie znajdę...ZNAJDĘ CIĘ ROZUMIESZ? - powiedziała do dziewczyny.
- MAMO!!! CO ROBISZ?
- ZNAJDĘ CIE! BŁAGAM NIE PŁACZ!
- MAMOO NIEEE NIE RÓB TEGO CO CHCESZ ZROBIC! MAMO
- ANETTE KOCHAM CIE!
- MAMOOOOO!!!!!!!!!!
Z pieczęci wyleciał potężny orzeł. Świecił on na zielono. Machnął raz skrzydłami i nabrał prędkości. Podleciał do Anette i złapał ją szponami za bluzkę. Machnął ponownie i znalazł się już za dziurą w ścianie. Leciał gdzieś...gdzie rozkazała mu Caitlyn.
Nagle w drzwi uderzyło coś z ogromną siłą. Caitlyn cały czas dociskała je plecami. Ponowne uderzenie.
- Za mojego skarba...za mojego męża...
Zyskała poświatę. Jej oczy zaczęły płonąc. Odskoczyła na łóżku. Złapała swoją bluzę i zerwała ją z siebie. Stała w krótkich spodenkach i samym staniku.
- Zobaczycie na co stać matkę, która pragnie ochronić swe dziecko.
W jej rękach pojawiły się : Młot w lewej i włócznia w prawej. Drzwi puściły. Horda mutantów wbiegła do środka. Caitlyn skoczyła w nich mocno zaciskając swe bronie...

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=9sTQ0QdkN3Q[/media]

Rozciągnęła ręce, tworząc 2 razy większy od niej łuk. Świecił się na zielono, jednak bardziej niż zawsze. Złapała go, a z jej ręki pociekła krew. W jej drugiej ręce pojawiła się strzała, która zakończona była grubym grotem. Założyła powolnie strzałe. Każdy jej ruch zdawał się być przemyślany oraz wykonany z gracją. Wyglądało to tak jakby ćwiczyła tą technikę każdego dnia, mając za zadanie przeprowadzić ją w idealnej synchronizacji.
- Hurricane Make...
Wyszeptała powolnie. Widać było jak cała się trzęsła. Nie wiadomo jednak było czy to ze strachu, z zimna czy z wyczerpania. Napięła pomału łuk i wycelowała w dziewczynę. Przymierzyła w nią i zamknęła lewe oko. Prawe oko, które było z blizną rozświeciło. Wtedy jakby hologram stworzony przez tą bliznę, kilka centymetrów przed jej twarzą zrobił mały kwadracik. Przypominało to trochę tarczę lub celownik. Nagle z jej źrenicy wystrzeliła czerwona linia, która wylądowała na krtani jej przeciwniczki. Był to celownik.
Nagle wszystko zamarło.
- Anette Destiny Arrow! - wydarła się Anette.
Pyknięcie.
Przez moment można było dostrzec jak kropla krwi wylatuje z jej oka, rozbryzgując się delikatnie na podłodze.
Strzała wystrzeliła z niesamowitą szybkością. Fala uderzeniowa zza pleców Anette uderzyła z całym impetem o najbliższą ścianę, tworząc wstrząsy. Świadczyło to o przyszłości jej oponenta.
 
BoYos jest offline  
Stary 14-03-2011, 14:54   #30
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Estera rozszerzyła źrenice widząc co się dzieje. Szarpnęła prawą nogą starając wyrwać się spod kontroli zaklęcia jednak nic to nie dało. Anette wycelowała, spojrzała po raz ostatni w twarz kobiety i puściła cięciwę. Zielona, potężna strzała pędziła w stroję krtani Estery, a czas jak gdyby zwolnił. Kobieta wskazała samą siebie palcem pierwszy raz podczas całej walki podnosząc głos. - Ying-Yang magic- Speed!- ciało Estery otoczyła delikatna poświata a jej ruchy widocznie przyspieszyły. Strzała pędziła przez salę niosąc ze sobą potężne podmuchy powietrza. Włosy Anette rozwiały się we wszystkie strony, Ishir ledwo utrzymał równowagę. Estera jednak o dziwo zachowała zimną krew. Dzięki magicznemu przyspieszeniu w porę udało się jej wyrwać spod działania zaklęcia niebieskowłosego. Nie pozwoliło jej to jednak uniknąć ataku, ale zmienić w miejsce w które strzała uderzyła. Zamiast w krtań, zielony pocisk wbił się w okolice mostka kobiety, a potem ku zdziwieniu Estery jak i Ishira poleciał dalej, zatrzymując się dopiero na przeciwległej ścianie lodowej jaskini. Kobieta złapała się za ranę, a jej dłoń pokrył strumień ciepłej krwi. Opadła na kolana, i wypluła potężną dawką czerwonej substancji. Ishir a zamrugał, dopiero teraz dotarło do niego iż Estera została przebita na wylot.
Anette uśmiechnęła się, po czym jej oczy zaszły mgiełką nieświadomości. Z kacików ust pociekła jej krew, a ona upadła twarzą uderzając o lodową posadzkę. Dziewczyna bowiem by zebrać energie na ten czar przekroczyła limit swoich możliwości, poświęcając siłę życiową w celu błyskawicznego zebrania mocy magicznej. Nie trzeba było być lekarzem by ocenić jej stan na bardzo ciężki, Anette oddychała, ale słabo.
Niebieskowłosy został ostatnim stojącym magiem z Fairy Tail w tej sali. Estera kaszląc krwią zacisnęła pięść, a łzy bólu ciekły po jej policzkach. Mimo to uniosła palec wskazując nim Ishira.- Ying... Yang magic...-... Slow. - wyszeptała i kaszlnęła krwią, z jej palca zaś wyleciał strumień złotej energii. Zaskoczony Ishir został ugodzony nim w pierś a jego ruchy stały się mozolne, czas jak gdyby stanął dla niego, tym samym zerwany został Body Control. Kobieta nie marnowała czasu i uniosła dłoń wskazując swoją ranę. - Ying- Yang... - Estera zadyszała ciężko i dokończyła formułę.- Heal...- zielonkawy promień uderzył w ranę, która delikatnie się pomniejszyła, jednak głównym efektem było ustanie krwawienia. Ishir natomiast wrócił do swej normalnej prędkości. - Zabiję tę małą sukę... - wydyszała ciężko Czarno-biała dama.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=IOmMZBZGBps[/media]Ishir widząc efekt działania czaru swojej towarzyszki aż otworzył usta. Poczuł się taki… taki mały w porównaniu ze swoimi towarzyszami. Sam nie dysponował takimi zaklęciami. Chociaż…
Słysząc słowa Estery zakipiała w nim złość.
- Nie nazywaj jej tak ździro! – krzyknął prostując ręce wzdłuż tułowia. Po jego rękach przebiegły sine wyładowania elektryczne. – Zapłacisz za nazwanie mojej towarzyszki suką.
Z palców wystrzeliły elektryczne szpony. Zdawać by się mogło, że były ciut dłuższe niż normalnie.
- Szykuj się na śmierć! – krzyknął Ishir ruszając na kobietę.
Chłopak chciał pokazać, że też jest dużo wart. Pokazać swoje zdolności pomimo tego, że zobaczyć je mógł tylko wróg.
Krew trysnęła z oka Anette. Z jej nosa, ust i uszu zaczęła lecieć krew. Po chwili ciężko było dostrzec jakąkolwiek część jej twarzy. Wyszeptała coś w małym uśmiechu, nie obracając głową. Ostatnie słowo było “Ishir” lub jakaś jego odmiana. Następnie upadła na kolana i uderzyła twarzą w podłogę. Z jej ręki na ziemię sączyła się krew.
Kobieta dźwignęła się na nogi i spojrzała wściekle na Ishira, widać złość tłumiła w niej ból. Wyciągnęła w jego stronę zakrwawioną dłoń i nie dbając już o słodki głos, czy też wdzięk krzyknęła głośno. - Ying-Yang magic- Open Wound!- czarny promień poszybował w stronę biegnącego chłopaka, lecz ten odskoczył w bok unikając zderzenia z magiczną energią. Uderzenie magii rozerwało lodową bryłę za nim, jednak niebieskowłosy nie zważał na to. Doskoczył do kobiety i wykonał zamach dłonią by dosięgnąć jej swymi pazurami. Elektryczne szpony rozerwały bufiasty rękaw i skórę na ręce kobiety, gdy ta zasłoniła nią twarz. Estera jednak nie dała chłopakowi szansy na kolejny atak bowiem wyprowadziła kopniaka którym skutecznie odrzuciła Ishira do tyłu.
Niebieskowłosy nie zamierzał umożliwić kobiecie wyprowadzenia kolejnego, celniejszego i bardziej bolącego kopniaka. Szpony znikły, Ishir wyprostował szybko przed sobą dłonie.
- Blind! – krzyknął zamykając oczy i jednocześnie klaskając. Nie czekając na efekt swojego poprzedniego czaru Utworzył na swych dłoniach pioruny kuliste, które po chwili poszybowały w stronę, gdzie stać powinna Czarno-biała dama.
W momencie gdy Ishir wyprostował przed siebie dłonie kobieta zrobiła to samo. Okrzyk niebieskowłosego zmieszał się z jej głosem. - Ying- Yang magic- Darknes! - światło i ciemność pojawiły się w tym samym momencie neutralizując się nawzajem. Ishir dzięki temu mógł przeprowadzić kanonadę swych piorunów z otwartymi oczyma. Wyprostowawszy ręce posłał w stronę kobiety cztery pioruny kuliste.
Estera odskoczyła jednak szybko do tyłu i wypluła z ust zalegająca krew, każdy jej ruch wiązał się z ubytkiem czerwonego płynu z licznych ran na jej ciele. Dama spojrzała zawistnie na pociski elektryczności, które pędził w jej stronę, po czym wskazała je swoją smukłą, czerwoną od krwi dłonią. - Ying-Yang magic- Lighting bolts!
Powołała tym samym do życia trzy kule stworzone z światła które zderzyły się z elektrycznością Ishira kontrując ją. Z powstałego wybuchu wyleciał jednak jeden piorun kulisty, jednakże na nieszczęście Ishira kobieta uniknęła go zgrabnie. Dysząc ciężko spojrzała na swojego przeciwnika czekając na jego kolejny ruch.
- Jesteś upartą babą. – powiedział Ishir zaciskając pięści – Nie pozwolę jednak by poświęcenie Anette poszło na marne.
Niebieskowłosy ustawił tuż przed swoją piersią otwarte dłonie. W obu zaczęły się kształtować pioruny kuliste. Ishir jednak nie wystrzelił ich natychmiast w stronę wroga, lecz zaczął je do siebie powoli zbliżać.
- Mam już cię dość! Zniszczę cię!
Pioruny kuliste zaczęły ocierać się o siebie. Ishir nie przestawał jednak zbliżać ku sobie dłoni. Wyładowania elektryczne pojawiły się na całym ciele młodego maga. Głośne trzaski wypełniły całą jaskinię. Ishir powoli zaczął odwracać swoje dłonie palcami do swej piersi. W jego oczach płonął gniew.
Estera dysząc ciężko patrzyła na młodego maga, po czym o dziwo się uśmiechnęła.
- Interesujący z was ludzie, magowie z Fairy Tail. Ale nie myślcie że dam wam tutaj wygrać. - kobieta wskazała Ishira dłonią z uśmiechem który ukrywał grymas bólu. - Nie przegram chłopczyku.- dziewczyna westchnęła po czym wymówiła formułę. - Ying-Yang magic- water cage.- woda wystrzeliła z jej dłoni i otoczyła ciało skupionego na zaklęciu Ishira. Ten nie zdążył zareagować i płyn chwycił go w swe miażdżące objęcia, co więcej elektryczność którą skupiał niebieskowłosy w swych dłoniach, rozlała się po kuli rażąc swego posiadacza lekko. Ishir z wściekłości niemal ryknął próbując rozerwać wodne więzienie. Widać gniew dodał mu sił bowiem kula pękła w woda rozlała się po podłodze. Chłopak gdy tylko dotknął stopami lodu odskoczył na bok, unikając tym samym stworzonego przez kobietę ognistego węża.
Ishir stracił nad sobą panowanie. Uwolnił całą zgromadzoną w sobie energię. Podniósł do góry lewą rękę. Cała uwolniona moc zaczęła pełznąć po ręce w stronę dłoni pozostawiając po sobie ślady dość poważnych poparzeń. Jedyny czar, jakiego nauczył go jego nauczyciel. Jedyny czar, który do tej pory ani razu mu nie wyszedł. Jedyny czar, który mógł przynieść zwycięstwo. Ishir z szaleństwem w oczach popatrzył na kobietę.
- Zginiesz! Zginiesz! Zginiesz! – szaleństwo wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem.
Niebieskowłosy nie przestając patrzeć zaczął poruszać ustami. Początkowo jedynie wydobywała się z nich krew, która zaczęła brudzić pozostałości ubrania. Po chwili jednak dało się słyszeć słowa:
- Grom ryczący w niebiosach niechaj zstąpi na ziemię… – splunięcie usunęło z ust nadmiar krwi. Ishir kontynuował formułę – I zbierze swoje żniwo!
Nad magiem pojawił się olbrzymi piorun kulisty. Ciało chłopaka natomiast wyglądało jakby przed chwilą poddane było działaniom ognia. Pomimo swojego kiepskiego stanu niebieskowłosy uśmiechnął się lekko widząc efekt swojej magii… Po raz pierwszy udało się.
- RAGING BOLT! – wrzasnął Ishir uwalniając resztę swojej magicznej i sporą część życiowej energii.
Zaklęcie zostało ukończone. Olbrzymi piorun kulisty rozpoczął swój śmiertelny lot w stronę Estery. Niebieskowłosy wypluł krew. Z uśmiechem na ustach padł na lód. Tylko niezwykłą chęcią zobaczenia skutków swojego zaklęcia utrzymał otwarte oczy. Był to chyba jedyny zmysł, który jeszcze działał…
Olbrzymi piorun kulisty pędził w stronę kobiety, rozrywając lodową posadzkę, żłobiąc tym samym potężny rów w ziemi. Na nic zdała się stworzona przez kobietę lodowa ściana czy też ognisty wąż. Elektryczność pochłaniała wszystko na swojej drodze, Estera zaś była zbyt osłabiona by uniknąć ataku. Wyładowanie uderzyło w jej ciało pochłaniając je do środka kuli. Widać było kontury jej ciała, które trzęsło się od licznych wyładowań które w nie godziły. Po chwili czar wygasł wytracając całą energię, a Estera opadła bez życia na zimną lodową posadzkę. Jej ciało było całe poparzone, miejscami nawet zwęglone. Ciężko było rozpoznać w niej tę piękną kobietę, która niedawno wkroczyła do tej sali. Walka Ishira dobiegła końca, a on mógł bez obaw zapaść w sen, spowodowany wyczerpaniem i nadmiarem emocji.
Fluffy, gdy tylko odzyskał przytomność, otworzył oboje oczu. Ignorując hałasy dobiegające gdzieś z niedaleka, skupił swoją uwagę na myszy, która przebiegła tuż przed jego oczami. Cóż takiego mogła robić mysz w lodowej jaskini? To nie było najważniejsze. Może to były tylko zwykłe omamy wywołane wyczerpaniem? Aczkolwiek na ich skutek, całkowicie zignorował to, co działo się nieopodal niego, próbując się podnieść i pognać za wyimaginowanym stworzeniem. Lecz gdy w końcu się podniósł, myszy nie było, a jego oczom ukazały się nieprzytomne ciała magów Fairy Tail i zwęglona kobieta.
- Co tu się stało? - spytał samego siebie, drapiąc się po głowie i przyglądając się wszystkiemu badawczo. – Ominęła mnie największa zabawa? Kusou! - zaklął ze zrezygnowaniem.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172