Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2011, 19:22   #124
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent szedł przez zimne kamienne korytarze posiadłości trzymając się blisko Katriny . Rozglądał się z zainteresowaniem na wszystkie strony, Psikus zaś siedział na jego ramieniu posykując cicho. Smoczkowi nie podobała się obecność goblinów, a zamek wywoływał w nim dziwne uczucia. Chowaniec nie wiedział czemu, ale od kiedy się tu znaleźli miał ochotę na porządną porcję czosnku.
Miecz „hymkał” tylko zamyślony nad całą sytuacją, jednocześnie mając oko na wszystko dookoła. Tak jak Psikusowi nie podobała mu się obecność małych kuzynów orków. Oręż w przeszłości ścierał się z nimi nie raz, więc wiedział że tym podstępnym osobnikom nie można było ufać.
Zaklinacz wraz z innymi członkami wyprawy wszedł do sali gdzie czekała na nich bladolica kobieta, oraz krasnolud mocno posunięty w latach. Vinc zastanawiał się czy brodacz żyje, czy może jest tylko świetnie wykonanym posągiem, bowiem nigdy nie widział nikogo wyglądającego tak staro. ( Może po za kuzynem Xesothem z trzeciej linii, ale smoki na ogół są dość wiekowymi stworzeniami).
Po krótkim powitaniu Gaspacia z właścielką tych włości, wszyscy zasiedli do stołu oczekując posiłku. Smokowaty siedział po lewej stronie Katriny z wesołym uśmiechem na twarzy. Atmosfera była dość milcząca więc rudzielec postanowił ożywić trochę towarzystwo, oraz zapoznać się z bladolicą kobietą.
- Jestem Vincent miło mi! – przedstawił się głośno szczerząc kły do bladolicej kobiety, po czym skinąwszy jej głową od razu obrzucił ją pytaniami jak i swymi spostrzeżeniami.
- Ułaaa duży ten zamek, wiele osób tu mieszka?
-Mniej niż powinno. Spora część tego, zamku jest opuszczona. Kiedyś żyło tu więcej osób, ale... to były inne czasy.- w głosie Luizy słychać było nostalgię pomieszaną z melancholią.
- To skoro tak duża część zamku jest opuszczona, to można go potem pozwiedzać? I czy są tu może jakieś opiewane legendami tajemnicze tunele? - spytał zainteresowany tajemnicą smokowaty, po czym rozejrzał się jak gdyby wszystkie tajne przejścia miały mu się nagle objawić.
-Raczej nie przypominam sobie tuneli. Oczywiście możesz pozwiedzać, jeśli masz ochotę. Jeden z goblinów, będzie ci robił za przewodnika.-odparła kobieta z uśmiechem.
-Nigdy nie miałem goblińskiego przewodnika! Ale fajnie. One mówią? Skąd je Pani ma? – zapytał z wyraźnym zainteresowaniem, w głębi siebie wiedział jednak że z usług małego stworzonka raczej nie skorzysta. Vinc nie lubił przewodników, psuli całą zabawę wynikająca ze zwiedzania.
-Och, oni są w rodzinie od kilkudziesięciu pokoleń. Vlad I, mój prapradziadek, pojmał kiedyś całe ich plemię i zamiast ich zabić, uczynił swymi sługami.- odparła kobieta wzruszając ramieniem.
- Rozumiem, w mojej posiadłości korzystamy raczej z usług ludzkiej służby. No i jednej drowki, była moją opiekunką. – powiedział, zaś gdy wspominał o mrocznej elfce grymas niezadowolenia przebiegł po jego twarzy. Szybko jednak zmienił temat. - Czy w tych lasach żyją jakieś groźne potwory które mogły by tu przyjść w nocy? - zapytał z błyskiem w oku młody.
-Likantropy. W moich włościach niestety dość silne są wpływy kultu Władca Bestii. A co za tym idzie, dużo jest wilkołaków, niedźwiedziołaków i dzikołaków. – odparła kobieta i dodała.- Acz te dzikusy, raczej nie przedrą się przez mury zamku, a moje gobliny są wyśmienitymi tropicielami i znają zwyczaje likantropów.
Vinc przytaknął tracąc zainteresowanie tematem. Skaza likantropi jakoś nigdy go nie interesowała, są z tym same problemy, człowiek w pewnym momencie myśli że jest wilkiem i próbuje używać drzew jako wygódek. Szpon chłopaka powędrował na gładki podbródek, i podrapał go w zamyśleniu, kiedy to Vinc zastanawiał się o co jeszcze mógłby zapytać. Na szczęście pomysł przyszedł szybko, a chłopak z uśmiechem kontynuował rozmowę.
- Czy do starego zamku często przybywają poszukiwacze przygód?
-Nie. Raczej nie. A czemu pytasz?- zainteresowała się kobieta i o dziwo, także przysypiający krasnolud.
Vinc machnął szponem i ze śmiechem powiedział. - Spotkałem pewną kobietę która miała się tam z kimś wybrać. Mówiła że poszukuje skarbów. No i chciałem się tam przejść!
-To prawie pół dnia drogi stąd, przedzierając się przez las, więc... trochę zbyt daleko na spacer.-odparła Luiza i uśmiechając się spytała.-Możesz mi opowiedzieć młodzieńcze, o tych... poszukiwaczach skarbów?
Vinc przeczesał łapą czuprynę przypominając sobie szczegóły spotkania w zamtuzie.- Znaczy była taka kobieta, cała w różnych tatuażach. - Vinc pogrzebał w pamięci, ale imię gdzieś w niej zaginęło. - Nie pamiętam imienia, ale miała bardzo młodego czerwonego smoka ze sobą. Niezbyt miły był. Ponoć na kogoś czekali i mieli się udać do ruin.- odpowiedział wesoło.
-Opowiedz o nich więcej. To naprawdę interesujące.- język kobiety figlarnie przesunął się po jej krwistoczerwonych wargach, gdy mówiła.- Tak rzadko miewam gości na mych ziemiach więc są oni dla mnie bardzo interesujący.
Psikus dokładnie obserwował język kobiety płynący po jej wargach. Czosnek, tak Czosnek, tego zdecydowanie teraz mu było trzeba. I może jakiegoś kołka, albo poręcznego znaku okultystycznego.
- Co tu dużo mówić. Ta kobieta czekała na swojego partnera podróży. - zaczął tłumaczyć Vinc.- Powiedziała że ponoć w ruinach starego zamku jest dużo skarbów, i chcą je zbadać w celach zarobku. Mieli przybyć chyba dziś wieczorem. W sumie ta kobieta wyglądała na wprawną podróżniczkę, a jej smok mówił że już kilka lat razem współpracują. - Vinc wyszczerzył zęby i zmienił szybko temat. – Nie nudno Pani mieszkać w takim wielkim zamku? Skoro tyle komnat stoi pustych nie myślała pani o jakiś przyjęciach czy wynajmowaniu ich? Zawsze weselej!
-Nie ma zbyt wielu chętnych na przedzieranie się przez puszczę. To niestety odludzie.- westchnęła kobieta smutnym tonem głosu.
- Nie dziwie się im... – burknął cicho miecz który jak i Psikus marzył teraz o główce pewnego aromatycznego warzywa, po czym odkaszlnął konspiracyjnie.
Lustrując wzrokiem kobietę Vinc z uśmiechem zapyta. – Nie lubi pani słońca prawda? Strasznie blado Pani wygląda! Może trapi Panią jakaś choroba?
-Och... nie. Tego bym nie powiedziała.- zaśmiała się kobieta. Po czym dodała.-Ale prawdą jest, że ród Derricków ma wrażliwą skórę. Nie jest to choroba, raczej... paskudnie się opalamy. Czerwone plamy...paskudny widok, wierz mi.
Spod stołu dobiegło po tych słowach niezrozumiałe metaliczne gderanie, które jednak został zignorowane przez posiadacza magicznego gadającego oręża.
-Niech się pani nie martwi, ja też się zawsze słabo opalam. Ale umiem uwarzyć dobrą maść, jeżeli pani chce mogę nad tym popracować w wolnej chwili. - rzekł z rozbrajającym szczerym uśmiechem Vinc.
- Jeśli zostaniecie tu na dłużej, to... tak. Bo zostajecie, prawda? -spytała z przymilnym uśmieszkiem kobieta.
-Chyba tylko na jedną noc. Prawdą Panie Gaspacio? - Vinc spojrzał pytająco na pracodawcę.
-Zdecydowanie, na jedną noc...- mruknął cichym głosem Gaspaccio. Bardzo cichym. Szeptem niemal.
- Wreszcie jakaś dobra decyzja. – mruknął miecz. – Za moich czasów pracodawca nie zaciągał by swoich najemników w takie miejsca. Co to się dzieje z tym światem.- stłumione metaliczne westchnięcie było niemal niesłyszalne.
- Nie ma strachu, jak kiedyś będę w okolicy to wpadnę i sprezentuję Pani ta maść. – pocieszył kobietę smokowaty i wrodzoną sobie naturalnością zmienił temat niczym błyskawica.- Macie tu jakieś rozrywki? – zapytał zaciekawiony gdyż podróżą znudziła go niesamowicie.
-Czytamy księgi, słuchamy poezji, kiedyś organizowałam przyjęcia, obecnie... gęste lasy zniechęcają sąsiadów do podróży.-rzekła Luiza z uśmiechem i po chwili zastanowienia dodała.- Mam w lochach dwa wilkołaki i zupełnie nie wiem co z nimi zrobić. Ale tych brudnych półzwierzął trudno uznać za... interesujące.
- Jakie macie tu książki? - zainteresował się chłopak. - Macie coś o bohaterach, bitwach, podróżach i smokach?
-Różne... Pewnie są i o bohaterach. – odpowiedziała kobieta i rozkazującym tonem rzekła.- Kruagen, zaprowadzisz chło... młodzieńca do wielkiej Biblioteki. Niech się rozejrzy po księgozbiorze, jeśli taki ma kaprys.
-Tak pani.-mruknął w odpowiedzi krasnolud.
- Ale to już po wieczerzy bo strasznie zgłodniałem! – rzekł Vinc i jak na życzenie otwarły się drzwi ukazując gobliny niosące miski z ciepłym parującym gulaszem mięsnym.
Rudzielec z dezaprobatą spojrzał na podstawioną mu miską z pięknie pachnącym daniem.
- Jak myślisz Psikus? – zwrócił się do chowańca.- Da się tu zamówić dokładkę?

~*~

Siedem misek, oraz kilka zdziwionych goblinów później Vinc uśmiechnął się z satysfakcją osoby, która ugasiła pierwszą fale głodu. Nie zważając na maniery przy stole przeciągnął się i z satysfakcją warknął niczym młody smok. Następnie z typowym dla siebie pokładem energii poderwał się do góry i z radością w głosie oznajmił. – Chodźmy do biblioteki!
Krasnolud mruknął coś pod nosem i dźwignął się z krzesła. Vincent mógł przysiąc że w momencie gdy wstawał posypał się kurz, a kilka pająków straciło misternie plecione w jego brodzie pajęczyny. Ale może tylko to sobie ubzdurał?
Rudzielec już chciał ruszyć za toczącym się powoli, acz nieubłaganie brodaczem gdy zdał sobie z czegoś sprawę.
- To duży zamek, lepiej żebyśmy byli w kontakcie. – zwrócił się d Katriny- Zostawię Pani Psikusa na wszelki wypadek, gdyby Pani czegoś potrzebowała będziemy mogli się skontaktować. – Vinc wyszczerzył się kły i klepnął lekko chowańca w okolice ogona. Ten niechętnie rozłożył skrzydła i podleciał do Katriny siadając przed nią na stole, z nadzieją zaglądając do jej miski po gulaszu. Vinc natomiast ruszył za milczącym krasnoludem przez jeszcze bardziej milczący zamek.

~*~

Zaklinacz odebrał od Krasnoluda pęk świec oraz hubkę i krzesiwo, po czym zostały mu otwarte drzwi do biblioteki. Nim chłopak wkroczył do środka zwrócił się od siwego brodacza.
- Dziękuje już sobie poradzę. Chciałbym móc się skupić w środku.
Krasnolud nie odpowiedział tylko oddalił się powoli jednym z korytarzy.
- Interesujący osobnik. – stwierdził wesoło Vincent do swego oręża.
- Taa... bardzo. Idę o zakład, iż na któreś imię ma Igor. – burknął oręż smokowatego.
- Czemu tak sądzisz? – zainteresował się chłopak.
- Intuicja. – odparło enigmatycznie ostrze.
Vinc wzruszył ramionami i wkroczył do skarbnicy wiedzy jaką była zamkowa biblioteka. Miejsce dość ponure, stare... i niezbyt wysprzątane. Pełno tu było kurzu. A księgi stare i czasami spleśniałe...


I przykute do półek.
I było ich wiele. I były grube. I były różne. Pomijając kroniki (nuda), roczniki(nuda do kwadratu), herbarze (nuda do sześcianu!). Były też zielniki, księgi na temat Planów.
Głównie na temat Planu Cienia i Planu Negatywnej Energii. W przypadku ksiąg o Planach Negatywnej Energii były w nich dopiski zapisane krasnoludzkich runami.
Księgi te był naukowymi traktami i napisane były naukowym suchym językiem.
Kolejną ciekawostką były księgi dotyczące, pierwotnej mowy. Opisywały one kwestie prawdziwych imion stworzeń, i pierwotną mowę za pomocą której bogowie tworzą światy.
I o tym, że używając pierwszej mowy, można zmieniać tkaninę rzeczywistości.

Rudzielec zamknął za sobą drzwi i zapalił jedną ze świec. Przeszedł się między pułkami upewniając się że jest sam, po czym wyszczerzył się złowieszczo i usiadł na jednym z krzeseł zarzucając nogi na blat.
- No to jesteśmy! Mam nadzieje że moja teoria jest słuszna!- rzekł wesoło do swego oręża.
- To może wytłumaczysz w końcu o co Ci chodzi? Od razu wiedziałem, że coś chodzi Ci po głowie gdy chciałeś udać się do biblioteki. – odparło ostrze, i szybko się poprawiło. – Znaczy oczywiście wiem co planujesz, to wszak oczywiste, ale jednak wole byś powiedział to głośno... bo wtedy lepiej się myśli i... no sam sobie przypomnisz!- dokończyła broń, po czym kontynuowała przerwaną myśl. – Wiem że lubisz książki, ale nie należysz do osób które w czasie takiej przygody idą czytać w bibliotece. Bardziej bym spodziewał się, że zaczniesz zwiedzać zamek ukryty tym swoim zaklęciem.
Vinc założył ręce za głowę wygodnie rozkładając się na krzesłach, po czym zaczął tłumaczyć swój plan. – Masz rację, nawet chciałem pozwiedzać na początku, ten zamek wydaje się całkiem ciekawy. Chociaż nie powiem, że te księgi wyglądają na nudne, jednak jeden wieczór to za mało by czegoś się z nich nauczyć, chociaż może w przypadku skrajnej nudy trochę potem poczytam. Jednak przechodząc do rzeczy...- Kły błysnęły w blasku świecy, gdy Vinc uśmiechnął się zbójecko.- Historia w jaskini porywaczy Pana Romualdo nauczyła mnie, że niewidzialność czasem zawodzi, nie wiadomo czy tu nie mają jakiś zaklęć ochronnych. A po co wzbudzać niepotrzebnie alarm? Tylko by się wszyscy zdenerwowali. Wtedy też przypomniałem sobie wujka Luthha, wiesz tego z dalszej gałęzi rodu, no więc...- chciał kontynuować chłopak jednak miecz mu przerwał.
- Zaraz, zaraz nie myślisz chyba, że oni tu też...- w głosie broni słychać było że jest pod wrażeniem pomysłowości chłopaka.
- A właśnie że myślę! Wpadłem na to gdy Pani Luiza powiedziała, że nie pamięta żadnych tuneli. To znaczy, że albo nie chce o nich mówić, albo nie ma o nich pojęcia. W każdym zamku są tajne przejścia, i zazwyczaj nie są one wewnątrz strzeżone magią, problem jest w ich szukaniu.- Vinc odetchnął i mówił dalej z rosnącym podnieceniem. – Ale Pani Luiza nie wygląda na kawalarza, na pewno nim nie jest. Każdy zaś wie, że w każdym rodzie chociaż raz był ktoś kto zna się na żartach. I to najczęściej on buduje tajemne przejścia.
- No tak masz rację... – odparł miecz z udawaną szczerością. Oręż bowiem nigdy nie wytłumaczył chłopakowi, że tunele stworzone przez wuja Luthha miały trochę inne zastosowanie. Fakt przydawały się w żartach, jednak starszy pół-smok jakim był Luthh używał dyskretnych dziurek w portretach do celów, które godziły w honor i moralność. O dziwo bowiem to Luthh był odpowiedzialny za przydział gości do pokojów. A najpiękniejsze kobiety trafiały zawsze do pokoi gdzie, nad balią z wodą wisiały duże obrazy, dyskretnie wycięte otwory zaś dawały pół-smokowi naprawdę dobre ujęcia. Miecz jakoś nigdy nie uważał za konieczne by uświadamiać w tym Vinca.
- No właśnie! – niemal krzyknął Vinc.-Każdy wie, że Ci którzy lubią żarty nienawidzą nudy. Zaś biblioteka kojarzy się wszystkim z nudą. Najtrudniej zaś znaleźć coś w miejscu oczywistym, dla tego właśnie tunele wuja Luthha miały swoje początki w bibliotece. – zakończył Vinc dumny ze swej zdolności dedukcji. – Teraz wystarczy tylko otworzyć tunel który gdzieś się tu znajduje i ruszać na zwiedzanie zamku. A jeżeli okaże się iż, w tym rodzie nikt nigdy nie wybudował tajemnych przejść, pozostanie nam niewidzialność. – dodał już z mniejszym entuzjazmem Vinc.
- Tak, wszystko fajnie, pięknie. Ale jak masz zamiar odnaleźć ten tunel? – zapytał miecz przeczuwając jaka będzie odpowiedź.
Vinc spojrzał na broń znacząco i oświadczył. – Skoro zakładam że tunel tu jest, wystarczy zadać tylko odpowiednie pytanie. – Uśmiech chłopaka sięgał niemal od ucha do ucha. – A zatem powiedz mi...- zwrócił się do broni wypowiadając każde słowo bardzo wyraźnie. – Gdzie znajduje się włącznik otwierający tajne przejście w bibliotece rodu Derricków ?
- Nienawidzę gdy wykorzystujesz mnie do takich celów... – mruknęło zrezygnowane ostrze po czym zaświeciło jasnym blaskiem, skanując całe otoczenie.
 
Ajas jest offline