Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2011, 16:37   #48
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Każda bitwa to chaos, podczas którego wszystko dzieje się zdecydowanie zbyt szybko. Nienawidził tego idiotyzmu tak, jak każdy prawdopodobnie wojownik. No, może prawie każdy. Nagły huk! Kłębiąca chmura powietrza oraz horda abordażujących wojowników. Trzask burt, które zderzyły się nagle. Jakieś twarze, klingi oraz nagły ciężar na własnej broni, którą rozpaczliwym ruchem wyciąga się do przodu blokując tępe, lecz silne uderzenie. To jest starcie, podczas którego nie ważne są strategia, albo jakaś taktyka, tylko dzika zajadłość.

Żołnierze umieli lepiej walczyć, Chris jednak umiał lepiej zabijać. Jakby nie było, właśnie do tego go specjalnie szkolono. Zwyciężyć oznacza przeżyć. Komandosi brytyjskiej armii potrafili to tak, jak niewielu innych. Najpierw naskoczyło na niego dwóch, szli niczym huragan, przynajmniej dopóki nie przystopowały ich niespodziewane ruchy Twinkle'a. Pierwszemu broń przyblokował własną klingą, potem potraktował łokciem w odpowiednio czule miejsce, zaś następny … zdecydowanie wydawał się mocniejszy, szybszy, sprawniejszy. Miał świetną broń, ale jedną, Chris za to trzymał sztylet i kilka noży do rzucania, które wziął jeszcze z dziwnej, górskiej twierdzy.

- Trzask! - bronie szczęknęły, potem zaś kolejny raz, kiedy tamten wysoki chudzielec zablokował niedbale cios Chrisa. Po prawdzie słaby cios, raczej wypróbowujący, niżeli prawdziwie niebezpieczny. Przeciwnik zastawił się bez najmniejszego problemu i zaatakował ostro, aż Brytyjczyk musiał uskoczyć. Potem przez jakiś czas krążyli szukając najmniejszej możliwości ataku, od czasu do czasu próbując swoje umiejętności. Przeciwnik był naprawdę wyborowym znawcą miecza. Pokazały to następne chwile, gdy tylko nagłe uchylenie się sprawiło, ze ostrze przeciwnika nie dosięgło jego ręki. Szczęśliwie tamten na chwiejącym się pokładzie stracił nieco równowagę i musiał odskoczyć po nagłym uderzeniu Chrisa. Ale znów nawet odsuwając się zadał kontrę. Miała przytrzymać Twinkle'a i zrobiła to, obydwie klingi związały się ze sobą gardo przy gardzie. To wystarczyło, żeby lewa dłoń przyozdobiona sztyletem zadała cios. Pchnął wściekle barwiąc wylewającym się szkarłatem zdobny mundur tamtego. Pchniecie może nie było zabójcze, lecz wystarczające, by lśniące złowieszczo oko przeciwnika przykryła mgła. Poleciał na pokład, zaś obok niego leżała połamana klinga.

Dokładnie wedle potrzeby, gdyż zaraz za nim skoczyło na Brytyjczyka dwóch następnych. Szczęśliwie nie zaatakowali go razem. Para mocarnych toporników, wąsatych, brodatych, mających wielkie wąsy oraz potężne muskuły. Wydawaliby się bliźniakami, gdyby nie kolor oczu: jeden miał piwne, drugi brązowe. Poza tym niemal identyczni, mięśnie bawołu oraz twarze nieskażone inteligencją. Nie wydawali się zdolni do jakichkolwiek procesów wyższych, niżeli: żreć, parzyć się, walić toporem. Takie trzy szafy gdańskie, sądząc po barach, oraz wygląd na tyle paskudny, że goryl Gogo wydawałby się przy nich Noblistą. Przez chwilę nawet oręż Chrisa nie robił na nich wrażenia. Pchnięcia, które zadał w tułów oraz klatę powaliłyby nie jednego, jednakże im wyciekająca krew zdawała się tylko dodawać energii. Twinkle odskakiwał, gdy atakowali, potem sam próbował trafić. Tak przez chwilę. Gdyby wpadli na to, żeby zajść go z dwóch stron byłoby gorzej, ale oni stali obok siebie udając wiatraki. Uśmiechali się głupio. Wydawali właściwie niezniszczalni. Wreszcie padli na pokład, kiedy kolejne trafienia dosięgały ich raz za razem. Jednak wtedy ich twarze nie zmieniły się nawet na drobną jotę.

Miał chwilę, żeby się rozejrzeć. Szkot? Lena? Pewnie gdzie są razem. Trudno ich było dojrzeć w tumulcie bitwy. Pozostali? Walczyli także.
- Szlag!
Ta nowa nieznana lady wydawała się mieć poważne problemy. Jeśli problemem dla pięknej kobiety może być skradający się brodaty zezol, ozdobiony sinym nosem oraz kurzajką wielkości solidnej porzeczki.

Skoczył przytrzymując się liną.
- Hiya! - wrzasnął przelatując nad pokładem niczym cyrkowiec. Lina przyczepiona do masztu działała niczym wielka huśtawka. - To jest super – krzyknął wpadając na jakiegoś pokurcza walczącego właśnie z Asmelem. Tamten nie spodziewał się dodatkowego ataku, na pewno zaś nie tego, że ktoś mu właśnie spadnie na głowę. Próbował się wprawdzie odchylić ujrzawszy niespodziewanie lecącego byłego żołnierza brytyjskiej armii, ale wtedy miecz cesarskiego gwardzisty załatwił sprawę. Obok walczyła Vilith, jeszcze dalej, inni towarzysze tej dziwnej wyprawy.

Chris skoczył w kierunku nieznajomej kobiety. Jakiś młodzieniec z włócznią próbował mu się zastawić. Kompletnie nieproduktywnie.
- Dlaczego polazł do armii, młody, naiwny baranie – mruknął Twinkle.
Brytyjczyk najpierw zranił rękę, a gdy ten wypościł broń, poprawił kopniakiem w najbardziej oczywiste miejsce. Kopnięty solidnie w podbrzusze strażnik niemal wyfrunął w górę wywalając oczy niczym dwie szklanice. Próbował złapać przez chwilę oddech. Atakował wcześniej, chciał zabić, tymczasem ból skopanej męskości zamykał mu usta, choć wewnątrz chyba wył niczym kastrowany wilk. Nawet nie krzyczał przetaczając się przez barierkę ochronną oraz lecąc w dół prosto do wody. Miał szansę, czego Twinkle naprawdę mu życzył, choć pewnie męskie klejnoty będzie miał jakiś czas solidnie spuchnięte.

Spojrzenie. Wzniesiona dłoń mężczyzny, który z boku zamierzał się na nieznajomą kobietę. Nie mógł dojść. Nie mógł dobiec, mógł tylko jedno.
- Masz! - ciśnięty ręką komandosa nóż poleciał do przodu niczym wystrzelony procą kamień. Mgnienie właściwie.
- Aaaaaaagh! - nawet w potwornym tumulcie wywoływanym wspólnie siłami bitwy i potęgą natury dał się słyszeć wrzask tamtego. Już unosił broń, żeby uderzyć kobietę. Już wredny uśmiech ozdabiał jego parszywą twarz, kiedy ostrze ciśniętego noża przyszpiliło mu przegub uzbrojonej ręki do drewnianego słupka, stanowiącego część okrętowego takielunku.
 
Kelly jest offline