Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2011, 16:57   #5
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Po chwili samotnych ćwiczeń dołączył do mnie Lambert, który przyniósł trochę swoich zapasów. Przez całe zajście zapomniałam niemal jak bardzo głodna byłam. Zjadłam z wdzięcznością, lecz mimo wszystko czułam coś dziwnego na samo wspomnienie miny Suira, było w niej coś takiego… Nie wątpiłam nawet przez chwilę, że często zbierał od Triss, była bardzo surową nauczycielką, ale… wtedy…jego oczy… Otrząsnęłam się. Poczułam nagle, że między mną a Lambertem nawiązała się jakaś niewidzialna nić porozumienia, było to uczucie dość przyjemne, bo do tej pory wydawało mi się, że raczej za mną nie przepadał. Cóż, może jednak całe zajście na coś się przydało. Po posiłku zaczęliśmy ćwiczyć, a sam wiedźmin nie był już aż tak uszczypliwy i złośliwy, trening minął szybko w całkiem przyjaznej atmosferze pozwalając choć na chwilę zapomnieć o nieprzyjemnym zajściu.
- Dobra, starczy tego machania mieczem bo już się ściemnia. Zaraz powinien przyjść Geralt i zapoznać Ciebie z pierwszym Twoim znakiem Aardem. – odezwał się wreszcie
Nagle całe zmęczenie spłynęło jak zmyte strumieniem wody, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a serce załomotało mocniej
- Znak? Z Geraltem? – zaśmiałam się radośnie
-Chodź, idziemy do studni. Tam przejmie Ciebie Geralt. Ja tam idę spać. No i w końcu zaczynasz wykonywać polecenia. Jutro wahadło, zobaczymy jak dasz sobie radę.
Wahadło… Nigdy nie ćwiczyłam na nim, lecz z tego co opowiadali inni wiedźmini było to niezwykłe wyzwanie, łatwo było spaść... w najlepszym razie. Pokręciłam jednak tylko głową – nie było ważne co będzie jutro, ale to, co będzie miało miejsce za chwilę! Skocznym krokiem ruszyłam za Lambertem w stronę studni, ale w chwili, gdy tylko tam dotarliśmy poczułam jak moja radość gdzieś ucieka, niczym woda z sita, po plecach przeszedł mi dziwny dreszcz; Geralt był wściekły i miałam natarczywe przeczucie, że chodziło… o mnie… Wiedźmini wymienili kilka zdań po czym białowłosy ruszył przed siebie, a ja za nim. Powiedział kilka słów wprowadzenia. Spijałam każde zdanie z jego ust wsłuchując się z uwielbieniem w ton jego głosu. Jego profil na tle zachodzącego słońca, oblany krwistym światłem… mimowolnie wciągnęłam mocniej powietrze. Czułam niewysłowioną ekscytację, mój pierwszy znak! Wtedy nagle Geralt znowu popatrzył na mnie tym przeszywającym wzrokiem pełnym wyrzutu:
- Zanim zaczniemy ćwiczenia… dlaczego to zrobiłaś Suirowi?- zapytał poważnie
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, żadna obrona nie przychodziła mi na myśl, co miałam powiedzieć? Że jest nadętym bufonem, który chciał mnie podpalić? Z rosnącym żalem i wstydem słuchałam jego słów, tego jak zarysowywał mi całą sytuację. Zawiodłam go. Zawiodłam osobę, która była dla mnie najważniejsza. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wyjść, nie patrzeć już nigdy w jego oczy.
Kiedy rozmowa na temat mojej psoty zakończyła się zaczęliśmy ćwiczyć, nie szło mi zupełnie, choć starałam się najlepiej jak potrafiłam, palce, które jakimś cudem odmawiały mi posłuszeństwa zaczynały już boleć z wysiłku. Może winien wszystkiemu był wstyd i smutek, a może byłam zbyt zmęczona? Chciałam opanować Aard, chciałam by Geralt był zadowolony ze mnie, ale… Wreszcie jego cierpliwość widocznie się skończyła, nie miał ochoty dłużej tracić czasu na takie beztalencie jak ja, wstał, właśnie wtedy wiedziona myślą, że to ostatnia szansa, by mu zaimponować wytężyłam wszystkie zmysły i starania, skupiłam się jak tylko mogłam, pokonując ból wygięłam palce kreśląc znak i… udało się! Zawołałam aż ze szczęścia i zdziwienia.
-Dobrze, doskonale- odrzekł Geralt- O to właśnie chodziło. Jak widzisz deseczka ładnie poleciała. Kiedyś będziesz mogła miotać potworami albo ludźmi. A teraz dość i spać! Jutro czeka Ciebie pracowity dzień. Bardzo pracowity. Kiedyś, zasłużysz na miano Białej Wilczycy. Kiedyś.
Popatrzyłam na niego z zadowoleniem, takie słowa były warte wszelkiej pracy i nawet największego zmęczenia. Czułam się dumna, szczęśliwa, raźnym krokiem ruszyłam za nim.
Gdy byłam już w swoim pokoju nagle naszła mnie dziwna refleksja na temat Geralta i Triss. Wyglądało na to, że byli ze sobą… Usiadłam na łóżku. Ale przecież ona jest taka… taka… nijaka i okropna i zła i… Położyłam się z dziwnym uczuciem, oczy mi się zaszkliły. Wiedźmini nie mają uczuć, pamiętaj, nie mają uczuć! Powtarzając to sobie zamknęłam oczy i zasnęłam.

***

Noc minęła bardzo szybko, nie wyspałam się. Byłam zbyt zmęczona by śnić o czymkolwiek; wczorajszy morderczy trening a później jeszcze całe zajście przy obiedzie i ćwiczenie znaku z Geraltem… Przeciągnęłam się i niechętnie usiadłam na łóżku. Musiałam przeprosić Suira, może była w tym jakaś racja, w sumie... Mała ale zawsze… Wstałam i przemyłam twarz w misce z wodą, szybko ubrałam się i wbiegłam do kuchni, zjadłam cokolwiek, pierwszą lepszą rzecz, która wpadła mi w ręce, później zaś ułożyłam na talerzyku dokładnie i starannie kilka kromek chleba, ser i kiełbasę, powąchałam i uśmiechnęłam się, pachniało zachęcająco. Gotowy posiłek położyłam na tacy i powoli skierowałam się do pokoju adepta, zapukałam delikatnie, by w razie gdyby spał nie obudzić go, weszłam do środka
-Suir? – szepnęłam niemal
-Tak?- Zapytał się odwracając z uśmiechem. Był zaspany, gdy dotarło do niego, że to ja, uśmiech zszedł mu z twarzy
- Przyniosłam śniadanie - położyłam tacę na stoliku - Przepraszam za wczoraj, hmmm... o mało mnie nie spaliłeś... jesteśmy kwita – dodałam jakby to wszystko tłumaczyło
- Widzisz... chodzi o to, że to było zwyczajnie podłe- powiedział bez wyrazu czy jakiejkolwiek emocji- Rozumiem, nie miałaś humoru, rozumiem, byłaś zła, ja jestem początkującym i nie panują nad magią... ale nie chciałem sprawić krzywdy i nie zrobiłem tego specjalnie...
- Dobrze, już dobrze, nie martw się, moja wizyta w żaden sposób nie zmienia naszych stosunków, wciąż mam nadzieję, że będziesz się trzymał najmniej dziesięć kroków ode mnie - mówiłam hardo patrząc mu w oczy - Chcę tylko, żebyś wiedział, że żałuję, tyle - stałam niezbyt wiedząc czy powinnam wyjść czy też nie
- Domyślam się- odpowiedział bez wyrazu- Szkoda, że jesteś podłą i złą osobą, może nie jestem idealny, może to jest trudne, praktykowanie magii. Domyślam się, że jesteś tutaj nie z powodu, że Tobie przykro tylko dlatego, że Tobie kazali przyjść. Wiem, że mnie nie lubisz - odpowiedział jednym tchem, oczy zaszkliły mu się i odwrócił się- Wiem o tym - powiedział już ledwie dosłyszalnym szeptem
- A ty mnie może lubisz? - zaśmiałam się - Właśnie widzę jak mnie lubisz, ciągle tylko patrzysz jak dokopać mi tą swoją magią, mądralo! Myślisz, że tego nie zauważyłam? - skrzyżowałam ręce na piersi - Może i jestem podła, może jestem zła, cóż, każdy jest jakiś, ale wiedz, że przyszłabym tutaj i bez ich ponaglania, bo mimo wcześniejszych oczekiwań zrobiło mi się zwyczajnie głupio z powodu tej zemsty - dodałam przez zęby
-Tak... lubię... mimo wszystko - odpowiedział głucho- Nie próbuję dokopać nikomu magią, chcę być tylko potrzebny. Cały czas Triss wrzeszczy na mnie, wiedźmini nie bardzo ze mną rozmawiają, ty zaś mnie nie lubisz. Tyle lat tutaj i jestem samotny - odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się, mimo iż łza popłynęła mu po policzku- Mimo wszystko nie czuję urazy. Mimo tego, że cały czas mnie unikasz, mimo iż, jesteś taka jaka jesteś dla mnie i traktujesz mnie jak jakiegoś trędowatego.
- Bo jestem zła i podła, nie zapominaj o tym - powiedziałam siląc się na złośliwy ton, jednak pewność siebie mnie opuszcza gdy zobaczyłam jego łzy - Jestem zimną wiedźminką, a wiedźmini nie mają przyjaciół - skończyłam dumnie
- A magowie są kochani i uwielbiani- prychnął- prawda jest taka, że Lambert jako jedyny widzi mnie. Jako jedyny...-powiedział głucho- Widzisz, jesteś wiedźminką, ale prawda jest taka, że masz uczucia, wystarczy spojrzeć na Twoje treningi. Widać złość. Widziałem radość też... Nie wiem czy mają, czy nie mają przyjaciół, wiem tylko tyle, że zachowując się w ten sposób nie będziesz miała przyjaciół -odpowiedział spokojnie, ciepłym głosem. Wytarł łzę i oczy w ręce.
- W ten sposób? - podeszłam do niego nieco bliżej - W jaki sposób? Nikt nie może mi kazać przyjaźnić się z kimkolwiek! - sączyłam przez zęby - A uczucia mam, owszem, czuję złość, kocham i... – patrzyłam na niego wymownie - I nienawidzę... – skierowałam się w stronę drzwi
-To prawda- odrzekł- Przyjaciół dobieramy sobie sami, nikt nie mówi z kim masz się przyjaźnić, a z kim nie. Szkoda, że mnie nienawidzisz. Jednak to Twój wybór. -usłyszałam, że wstał- Pewnie traktujesz mnie jako wroga czy zagrożenie, to też Twój wybór i wiem, że to dla Ciebie znaczy tyle co nic i mną co najwyżej gardzisz ale jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować mojej pomocy w czymkolwiek... to możesz śmiało przyjść. Zawsze. O każdej porze dnia czy nocy.
- Dziękuję - powiedziałam po czym dodałam bezgłośnie - Obejdzie się...
Po tych słowach wyszłam głośno trzaskając drzwiami. Niemal pobiegłam do swojego pokoju. Nie mogłam zrozumieć tego wszystkiego co powiedział przed chwilą, że mnie…lubi? Usiadłam tylko ciężko na łóżku i chowając twarz w dłoniach analizowałam wszystkie jego słowa od samego początku aż po ostatnie, w uszach ciągle brzmiał mi jego głos, a łza, szklące się oczy… On faktycznie był bardzo samotny. Wtedy pierwszy raz zrobiło mi się go szkoda i naszła mnie dziwna myśl: a może nie jest jednak taki okropny jak myślałam? Poczułam dziwny ucisk gdzieś w gole brzucha, jakby żal… wyrzuty? Przecież wiedźmini nie mają uczuć, nie mają uczuć, nie mają… - powtórzyłam znowu powszechnie znaną zasadę. Zerwałam się na równe nogi i łapiąc miecz wybiegłam na zewnątrz, by odnaleźć przed ćwiczeniami jeszcze na chwilę Geralta, stał z Lambertem, lecz gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały powiedział mu cos i podszedł do mnie:
- Co się stało? – zapytał z troską – Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha
- Ja… - wzięłam głęboki oddech – Przeprosiłam Suira, nie gniewa się chyba. I wybrałam karę – popatrzyłam na niego, jego twarz oświetlało słońce, spoglądał na mnie z wyczekiwaniem – Jako oznakę skruchy wobec was – mówiłam powoli – przez dwa tygodnie będę szorowała podłogi. Na kolanach – nie spuszczałam z niego oczu – Jako przeprosiny dla Suira wymienię go w karze mycia naczyń. A ze względu na to, że musimy zaciągać dług u Triss… za to jedzenie zapłacę sama… znaczy odpracuję u niej. Mogę sprzątać jej pokój albo myć fiolki po eliksirach, cokolwiek – zakończyłam zrezygnowana, było mi głupio
Miałam nadzieję, że w ten sposób, przez pokazanie skruchy uda mi się choć w małym stopniu odbudować jego dobry stosunek do mnie, zaufanie. Mina Geralta była jednak wciąż kamienna, nie wyrażała nic.
- Jeśli uważasz, że to zbyt mało… - zacięłam się nagle – Zaproponuj coś jeszcze… - dodałam cicho patrząc w ziemię
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline