Aegnor zmierzył zimnym, lecz nieco wystraszonym wzrokiem wielką sylwetkę kociska. Jego poprzednia teoria o jakichś nadprzyrodzonych mocach nie miała prawa istnieć. Najwyraźniej był to jakiś defekt genetyczny lub wpływ Chaosu na tę jednostkę. Bez owijania w bawełnę i dalszego zastanawiania się schował kuszę i dobył miecza. Ostry, szybki w ręku odpowiedniego szermierza - i co najważniejsze był najlepszy do walki na tak krótkiej odległości pomiędzy dwoma przeciwnikami. Nie chcąc tracić cennych sekund Aegnor przystąpił do pozycji obronnej, by zaatakować w następnej rundzie.
Żonglował pochodnią i mieczem tak, by zmylić nieco potwora i odciągnąć jego uwagę od Anzelma. Przede wszystkim od niego, ponieważ w ferworze walki, każdy dba o swoje własne zdrowie. Nie byłoby żal tego starego pijaczyny, który przynosi tylko ujmę na honorze garnizonowi straży miejskiej. Czekał na odpowiedni moment, by móc ruszyć i w końcu zaatakować. Głupio mu było stać tak w miejscu i patrzeć jak inni odwalają za niego całą czarną robotę. Nie po to wylądował w rzece gówna. |