Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2011, 01:17   #92
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nadia gdzieś zniknęła akurat wtedy, gdy była potrzebna. Soren miał ochotę jej powiedzieć coś na temat wyłączania skrzekotki, ale biorąc pod uwagę, że sam miał taką skłonność, nie bardzo mógł. Pomijając problem techniczny - żeby jej zrobić wykład, musiał ją najpierw znaleźć.
Z braku mechaniczki musiał poprosić o pomoc jednego z bardziej rozgarniętych pasażerów.
- Jak wyjdziemy masz zamknąć rampę i rozglądać się z mostka za niebezpieczeństwem. Nie wolno Ci otwierać okrętu, dopóki nie powiem inaczej. Mogą próbować się tu dostać, jak my będziemy na zewnątrz. Zrozumiałeś?
Tamten pokiwał głową. Opuścili rampę i obaj mężczyźni zeszli po niej, trzymając bron gotową do strzału. Panowała cisza, jeśli nie liczyć szumu wiatru i zgrzytu siłowników. Dając sobie znaki rękoma poszli w kierunku, gdzie spodziewali się natknąć na piratów. No i natknęli się.
Pilot rozejrzał się dookoła.
- Co oni? Zmęczyli się i poszli spać? - mruknął zdumiony.
Był to prawdopodobnie równie dobry domysł jak każdy inny, który mieli. Najważniejsze, że nie stanowili już zagrożenia.
- Mówiłeś, że widziałeś trzech? - sprawdził swoją pamięć Dean.
- Minimum. Czyżby się pokłócili?
Wzruszył ramionami. Podszedł do leżących i zabranymi im paskami od spodni związał ich ze sobą.
- A co jeśli ćwiczyli bieg w workach?
Soren spojrzał tylko z politowaniem na kapitana i nic nie odpowiedział. Nadał za to przez skrzekotkę:
- Dwóch unieszkodliwionych. Reszta się chyba gdzieś kryje
Puścił oko do Lajtingera. Nikt nie musi wiedzieć, że tryumf odnieśli bez walki. Rozejrzał się jeszcze raz po okolicy, ale nigdzie nie było widać zagrożenia. Wdrapał się nieco wyżej, żeby widzieć więcej. Ale nadal w ich najbliższym otoczeniu nic się nie działo.
- Widzę kuter. Chyba czmychają i to w stronę przeciwną do Masry - powiedział.
- Psze pana, cosik tu miga - usłyszał w skrzekotce głos mężczyzny stróżującego na Rybce.
- Co Ci miga? - odparł zdumiony.
- A jakiesik kropki na takim okrungłym, zielonkawym, z takom majtajoncom kreskom.
- A! Na eteroskopie?
- O właśnie! Na Teroskopie.
Pilot uśmiechnął się pod nosem.
- A konkretnie gdzie?
- Na samiusieńkij krawendzi, na dole.
- Coś zza Masry się zbliża - mruknął w stronę Deana. - Ciekawe czy Wilkenson, rebelianci, czy wspólnicy Beliaha. I czy do nas, czy na Masrę.
- Koło platformy do kogoś Beliah nadawał. Może to oni - zaproponował bez przekonania.
- Nie zdążyliby. Poza tym, gdyby wiedzieli gdzie go szukać, nie umawialiby się z nim na środku oceanu. Może al-Malik postanowił rozprawić się z buntownikami. - Milczał przez chwilę, po czym powiedział znów do skrzekotki: - Dużo tego?
- Dużo, psze pana.
- Dobra, nic się nie zmienia. Postaramy się ustalić co to. Bez odbioru.
- Bez cego?
- Odbioru. Znaczy, że już idę, a nie gadam.
- Aha, to idźcie.
Soren westchnął i spojrzał pytająco na Deana. Nie mieli jak przekazać wiadomości Aspazji, bo zostawiliby Rybkę niechronioną. Trzeba było czekać i mieć nadzieję, że grupa szturmowa zdąży wyjść, zanim się zacznie dziać.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline