Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2011, 16:41   #113
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Erlene wręcz nie mogła uwierzyć, że dostojna Noituus pozwoliła jej poprowadzić ceremonię. Miała rozmawiać z duchami, a nie tylko stać biernie z boku i przyglądać się. To miał być jej dzień. W końcu pokaże tej starej jędzy, że nauczyła się wystarczająco dużo.

Dziewczyna jako pierwsza weszła do jaskini. Mgła momentalnie nieznacznie podniosła się. A gdy uczennica Noituus zaczęła rozkładać swoje rzeczy opary zaczęły gromadzić się wokół nich. Jak gdyby jakaś siła chciała sprawdzić czy wszystko jest starannie dobrane. Gdzieś na granicy widzenia mgła zaczęła się formować w ludzką postać. Ale gdy przeniosła tam wzrok nic nie znalazła. Podobnego uczucia doznała jeszcze kilka razy.
Gdy przystanęła na chwilę przy sadzawce i jej wzrok spoczął na lustrze wody zobaczyła go. Jak w swoim śnie. Stał tuż za nią. Uśmiechał się. Rozkoszując się jednocześnie zapachem jej włosów, jej ciała.
- Bękart królem nie zostanie. - Wyszeptał jej do ucha, aż ją ciarki przeszły gdy poczuła na szyi jego ciepły oddech.


Samkha dwoiła się i troiła by jej podopieczni byli godni spotkania. Noituus krytycznym okiem przyjrzała się całe czwórce aby po chwili z uznaniem pokiwać głową i ruchem ręki nakazała by poszli za nią. I dobrze, że to Wiedźma była ich przewodniczką. W tej plątaninie korytarze zgubili by się z pewnością. I chociaż Samkha już tę podróż odbyła nie była w cale taka pewna, że podążają właściwą drogą. Starucha była jednak tego pewna i to pomimo półmroku jaki tu panował.

Wreszcie dotarli do celu. Do sporej wielkości groty z jeziorkiem po środku. To z niego bił niesamowity szafirowy blask. Podłoże jaskini spowite było mgłą, która wydobywała się z owego jeziorka.
Przybyszów przywitała młoda kobieta. Ta sama, którą Jan spotkał w lesie. Wiedźma ruchem ręki nakazała wszystkim aby stanęli wokół sadzawki. Nienaturalna mgła podniosła się, sięgając już kolan zebranych. Starucha kiwnęła na młodą dziewczynę, a ta wrzuciła do ognia, który tlił się gdzieś nieopodal, garść ziół. Słodkawy zapach dotarł do nozdrzy zebranych. Młoda kobieta nuciła coś pod nosem. Noituus wycofała się nieznacznie w stronę wyjścia. Mgła znów się podniosła. Tym razem sięgała już do pasa. I kolejna porcja ziół wylądowała u ogniu. Opary tym razem sięgały już do szyli, a niziutka wiedźma znikła wszystkim już z oczu. Melodia nucona przez młodą pomocnicę przybrała na sile i była jednym co łączyło ich ze światem. Jeszcze przez chwilę wsłuchiwali się w nią. A gdy ta nagle ucichła ich oczom ukazały się trzy postaci.
Kobieta niezwykłej urody, której towarzyszyły dwa wielkie koty.



Mężczyźnie nie mogli przez dłuższy czas oderwać od niej oczu.

Nieopodal niej stał nie wysoki mężczyzna.



Małymi, chytrymi oczkami obserwował wszystko. Samkha widziała jak puścił jej oko i uśmiechnął się do niej. Prawie uwierzyła, że serdecznie i przyjacielsko.

Ostatnim był postawny wojownik.



Zupełne przeciwieństwo tego pierwszego. I to on zaczął przemowę.

- To mają być ci twoi wojownicy?? - Pytanie skierowane było do drugiego mężczyzny. Kpinę dało się łatwo wyczuć w tych słowach.
- Twoi nie daliby rady. - Niższy z mężczyzn nie pozostał mu dłużny.
- Przestańcie obaj. - Uciszyła ich kobieta.
- Niech ci będzie, Loki. - Wojownik uśmiechnął się dobrotliwie. - To w końcu ty ich wybrałeś na swoją zgubę.
- Thorze. - Kobieta ponownie zwróciła uwagę wojownikowi.
- Co ja na to poradzę Frigg. - Wojownik rozłożył ręce. - Na przykład ten - Wskazał na Amerykanina. - On tu nie chce być. Bardzo nie chce. I ty o tym wiesz, Loki. - Wycelował oskarżycielsko w boga oszustów.
- Pozostali też nie. - Odparł spokojnie Loki. - Ale niech ci będzie. Odeślij go, jeżeli chce.

Tim przysłuchiwał się ten z niedowierzaniem. Miał okazję wrócić do domu. Modlił się o to i taką otrzymał szansę. Nim jednak zdołał otworzyć usta by potwierdzić swoją chęci powrotu, Thor zamachnął swoim młotem i w Evansa uderzył piorun.

- Loki, co ty wyprawiasz?? - Frigg popatrzyła ze zdziwieniem na boga oszustów.
- Tych dwóch jestem pewien. - Uśmiechnął się złowieszczo Loki.
- Bardzo dobrze. - Kobita przeniosła wzrok na dwóch wojowników z Błękitnej Planety. - Mam nadzieję, że podołacie zadaniu.
- Oczywiście, że podołają. Zwłaszcza, że będą towarzyszyły im te oto niewiasty. - Wskazał na Erlenę i Samkhę.
- To wbrew regułą. - Zaprotestował Thor.
- Tak jak zabieranie mi tych, których wybrałem. - Loki udawał niewiniątko.
- On ma rację Thorze. - Frigg uśmiechnęła się na chwilę.
- Niech i tak będzie. - Zgodził się po namyśle wielki wojownik. - Słuchajcie śmiertelnicy. - Zwrócił się ludzi zgromadzonych przy wyroczni. - Pójdziecie w góry i przysienie skradziony memu ojcu róg. Wtedy zdejmiemy z was przekleństwo Hirviö.
- Jeżeli później taka będzie wasza wola, odeślę was. - Loki zwrócił się do obcych. Uśmiechnął się do Chrisa. I w jednej chwili znalazł się przy nim.
- Jaka ona jest piękna. - Wyszeptał Kanadyjczykowi do ucha. - I jaka samotna.
- Loki. - Frigga zganiła niższego z mężczyzn.
- Przecież ona jest wolna. - Ponownie w ustach boga złodziei zabrzmiał ten ton niewiniątka.
- Pomyśl dobrze o tym .- Loki jakby nie przeją się pozostałymi bogami. - Pomyśl o tym czy nie chcesz...
- Pokaż to wszystkim - Thor poszedł do Samkhi po podał jej złoty pierścień. - To pierścień waszego władcy. Udzielą ci potrzebnej pomocy.
Frigg sięgnęła po mieszek zawieszony u talii. Wyciągnęła zeń jakiś proszek i dmuchnęła nim w mężczyzn.

- Bękart królem nie zostanie. - Loki zwrócił się do Samkhi. - Powtórz jej.

Mgła opadła. Stali w czwórkę wokół sadzawki. Noituus wkroczyła ponownie do jaskini. Tam gdzie stał wcześniej Tim była tylko osmolona skała. Samkha trzymała w ręku złoty pierścień zmarłego władcy.
- Bękart królem nie zostanie. - Erlene zwrócił się do Samkhi. - Powtórz jej. Powtórz jej. - Po czym osunęła się na ziemie.
Co dziwne Chris i Jan zrozumieli wszystko.
- Trzeba ją zabrać stąd. Bogowie ich ocienili i was też. Wiesz co masz zrobić. Im się nie odmawia.
Mężczyźni podnieśli zemdloną Erlenę i ponieśli ją do części sypialnej kompleksu Dostojnej Wiedźmy.
Gdy wyszli na zewnątrz było już późno, bardzo późno. Oba księżyce świeciły na niebie.
- Idźcie spać dzieci. Musicie wypocząć. - Zwróciła się do mężczyzn. - Wyśpijcie się dobrze. Jutro musicie już wyruszyć. Nie martwcie się. Tu jesteście bezpieczni. - Jakby w odpowiedzi usłyszeli wycie. Wiedźma. I zniknęła w jaskini.
Mężczyźni pozostali sami.

Sen nie był błogi. Znów mieli te same koszmary co pierwszej nocy.

Z rana ich konie były już osiodłane i gotowe do drogi. W jukach były zapasy na drogę. Śniadanie na nich też czekało.
- Lepiej się zabrać z tąd jak najszybciej. - Erlene zwróciła się do Samkhi. - Lepiej nie nadużywać gościnności Dostojnej.
Ona pierwsza wskoczyła na konia. Dobrze wiedziała, że to oznacza nakaz szybkiego opuszczenia domostwa wiedźmy. I lepiej żeby obcy posłuchali.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 14-04-2011 o 22:39.
Efcia jest offline