| Gdy medalion rozjarzył się błękitnym, lecz na swój sposób ciepłym światłem Amy aż jęknęła z ulgi. Mogła mówić sobie, że jest dzielna i nie jest dzieckiem, które boi się ciemności - ale dopiero gdy nastała światłość dziewczyna poczuła jak bardzo była przerażona. Dziwne zachowanie Stama, mroczny cień na polanie, wiszący w nicości uśmiech i oczy jak dwa węgle... O syczącym głosie nie chciała nawet myśleć; tylko szybko obejrzała się przez ramię - na szczęście bez efektu. Nie pojmowała co się działo i dlaczego. Poranione od gałęzi i ostrężnic nogi kapłanki piekły, a ciałem wstrząsały dreszcze zarówno ze strachu jak i z zimna - w końcu był już wieczór. Sączący się z medalionu blask rzucał na okoliczne drzewa i krzewy ruchliwe cienie - nadal straszne, lecz już bardziej swojskie. Dziękuję, szepnęła cicho w stronę Feniksa. Wzięła głęboki oddech i niepewnie ruszyła przed siebie, po czym ni stąd ni zowąd znalazła się na obcej polanie, podobnie jak chłopcy i Owca. Blask amuletu oświetlał niepewne, brudne twarze. Tych Trzech nie było jednak nigdzie widać. Istota rozpłynęła się w ciemności równie niespodziewanie, co się w niej pojawiła. Magia. Trzmiel oddychał głęboko. Zamknął oczy z ulgą, że zdał egzamin. Spowijający go mrok zawirował wokół niego. Czuł jak magia miejsca ulatuje i rozpływa się w powietrzu. Powoli otworzył powieki. Zmrużył oczy od światła, którym emanował talizman młodej kapłanki. Amarys też tu była. Wszyscy byli. Odetchnął.
Tego w jaki sposób Aglahad znalazł się na polanie nie pamiętał. Pamiętał za to doskonale przeszywający i promujący ból, a także złowieszcze słowa istoty i jej chichot. Złodziejaszek nie wiedział co to znaczy, nerwowo dotknął prawego przedramienia, sprawdzając czy jest ranny. Ale ranny nie był. Z zamyślenia wyrwała go uwaga wypowiedziana przez Rava.
- Jesteście... - Rav westchnął z ulgą, widząc pozostałych, całych i zdrowych. Zignorował pełne wyrzutu spojrzenie Owcy, którym został obdarzony gdy tylko pojawił się na polance. - Co...? Nie dokończył, bowiem słowa uwięzły mu w gardle, gdy las rozbrzmiał przerażonym wrzaskiem Tych Trzech. Amy wzdrygnęła się i rozejrzała odruchowo, próbując zlokalizować źródło dźwięku. - Musimy im pomóc! - krzyknęła nie znoszącym sprzeciwu tonem. Rav spojrzał na Amy z pewnym niedowierzaniem. Oczywiście Tym Trzem ktoś powinien pomóc. Chociaż mieli paskudne charaktery i wpakowali Degary'ego do worka, to ktoś im powinien pomóc. Tylko czemu oni? - Ja tam nie wracam... - powiedział cicho złodziejaszek. Nie chciał i nie potrafił przemóc strachu przed Cieniem. Poza tym wspomnienie bólu było zbyt bliskie i rzeczywiste. - Poza tym jak chcesz im pomóc Amy? - On tylko czeka na to byśmy wrócili... - odezwał się cicho Trzmiel patrząc w kierunku, z którego jak mu się zdawało przybiegli - Nie mógł nas gonić więc nas wabi inaczej - Przełknął ślinę i obejrzał się na trójkę przyjaciół - Musimy się stąd oddalić. I to bardzo szybko.- Skoro nas nie goni to najwyraźniej nie może nic poradzić przeciw naszej czwórce - odparła. - Chcecie ich zostawić? Na śmierć? Żeby potem palić im stos jak reszcie? Tak odważnie było deklarować ruszanie w świat, ale przy pierwszym niebezpieczeństwie bierzemy nogi za pas? - nie potrafiłą ukryć sarkazmu. - ... - Amarys - mag wszedł jej w pół zdania i wyjął spod koszuli zwinięty pamiętnik - To nie o nas mu chodzi. Tylko o to. - Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo szło mu ubranie to w słowa - Ja nie wiem... Nie możemy nic zrobić po prostu.- Przecież możemy ukryć pamiętnik... - odparła. Wcale nie czuła się pewnie z tym co mówiła, ale zostawienie tamtych na pastwę Cienia było po prostu... złe. Należało zrobić więc to, co było słuszne - On jest jeden a nas czwórka... piątka - poprawiła się, widząc znaczące spojrzenie psa. - I mamy przecież broń.
- I niby co mu nimi zrobimy? - spytał Aglahad. - Nawet Stam nie przestraszył się wycelowanego w niego strzały, a to Coś... to Coś jest czymś znacznie bardziej przerażającym niż Stam. Poza tym ta istota uderzyła mnie w ramię, powiedziała też, że "jestem jego". - Stam wiedział przecież, że go nie zabijemy... - zaczęła Amy, po czym wbiła wzrok w chłopaka. W błękitnym świetle Feniksa wyglądał nieco upiornie. - Jak to "jego"? Dogonił cię? - spytała zdumiona. Sama wolała zrzucić swoją wizję na karb przerażenia. No bo niby czemu Cień miałby przed nią najpierw stanąć, postraszyć, a potem tak po prostu sobie iść? Bez sensu kompletnie... - Sami mówiliście, że chcecie się dowiedzieć kto stoi za zniszczeniem domu. A jak ten "ktoś" jest kawałek dalej to co - mamy uciekać? Jak długo zresztą? Skoro chcieliście znaleźć klucz to ta istota właśnie może wcale nie chcieć nas złapać teraz; inaczej już by to zrobiła. Wystarczy, że za nami pójdzie i będzie na gotowe.- Ukrycie pamiętnika niewiele da - powiedział Rav. - I, chociaż w zasadzie masz Amy rację, ruszenie na pomoc Tym Trzem również. Czuję się tak, jakby zastawiono na nas pułapkę. I sama mówiłaś - nie był wcale sarkastyczny; nic a nic - że za mało umiemy. A jeśli to coś jest gorsze albo silniejsze niż czarny rycerz? - Cień... On uderzył mnie w ramię - odpowiedział Aglahad. - A potem powiedział, że jestem jego. Wcześniej zaproponował mi, żebym dla niego pracował. - No i...? - zainteresował się Rav. Potarł ramię, miejsce, w którym zimno płynące z lodowatej dłoni przebiło się przez kolczugę. Jemu zasugerowano... w zasadzie też zdradzenie przyjaciół. - Odmówiłem mu... a mimo to powiedział, że jestem jego. Nie wiem, nie rozumiem. Nie jestem magiem, potężnym wojownikiem, ani nikim takim. Wiem natomiast, że następne nasze spotkanie z Cieniem nie skończy się dobrze. - Bo mu odmówiłeś? Przecież to oczywiste, niby czego się spodziewał - spalił nam Dom, zabił jedyną rodzinę jaką mieliśmy i sądzi, że po tym wszystkim się do niego przyłączysz?! - zapieniła się Amarys. - Zresztą widać, że jakby chciał albo mógł zrobić nam krzywdę to by zrobił. Aaaa! Nie mogę słuchać tych krzyków! - zatkała sobie rękami uszy. - Za chwilę na pomoc będzie już za późno; przecież nie jesteśmy tacy jak oni i jak Cień - nie możemy zostawić ich samych na śmierć! - Nie, nie jesteśmy... nie porywamy innych mieszkańców Domu, nie bijemy ich i nie sprzedajemy za pieniądze lub puste obietnice! Nie zrozum mnie źle Amarys, ale żadne z nas nie ma siły wystarczającej by go pokonać. No i nie wiemy dlaczego Cień zostawił nas w spokoju. - Myślisz... że to dlatego porwali Trzmiela?! - zatchnęła się dziewczyna. Nie mogła i nie chciała połączyć faktów i uwierzyć, że któryś z wychowanków byłby w stanie sprzedać drugiego tym-od-smoka. Nawet jeśli sprzedajnym draniem miał być Stam i reszta. - Sądzisz, że porwali Degary'ego dla pieniędzy? - zdziwił się Rav. - Bo Deran coś wspomniał o pieniądzach... Że są jego i nie odda...
- Nie wiem dlaczego porwali Degary'ego, ale nie zdziwiłbym się gdyby zrobili to dla pieniędzy, albo dla sławy, albo innej obietnicy złożonej przez Cień. Zresztą pewnie Trzmiel wie najlepiej z nas wszystkich dlaczego wylądował w worku. Prawda? - Zaczekajcie – powiedział nagle Trzmiel. W głowie maga nadal rozbrzmiewały słowa Amy. Dziewczyna nawet nie pytała. Po prostu stwierdzała oczywistości. Musieli ratować. Nie byli tacy. Na przeszkodzie stał wybór, a nie możliwości. Możliwości są zawsze. Czasem tylko trzeba trochę ruszyć głową, by o nowe możliwości poszerzyć ten wybór – To się właściwie może udać. Oni nie chcą Aglahada, ani mnie, ani Was, ani nawet Tych Trzech gamoni. Oni chcą pamiętnika i tajemnic które skrywa! – spojrzał na trójkę swoich jedynych przyjaciół z błyskiem w oku, który mógł świadczyć tylko o tym, że młodemu magowi wydaje się, że wymyślił coś genialnego. Oczywiście mogło to być również beznadziejnie głupie, ale na taką szczegółową analizę nie było czasu - Dajmy im go. I po tych słowach rzucił się biegiem przez las w kierunku, z którego dobiegały wrzaski. - No chodźcie! – rzucił za siebie. Tak się kończą rozmowy z Amy, pomyślał Rav. Nie wiedzieć ile razy wpadł w tarapaty spełniając jej prośby. Zwykle jakimś trafem on na tym wychodził najgorzej. Ale nie wahał się. Gwizdnął cicho na Owcę, dając mu znak, że ma iść z nimi, a potem pobiegł za Degarym. - No! - zadowolona Amarys podkasała spódnicę i pobiegła za Trzmielem, wyprzedzając Rava. Jej naszyjnik oświetlał im drogę przez las. Chcąc, nie chcąc Aglahad pobiegł za przyjaciółmi, choć znacznie bardziej wolałby zostać tutaj, w cieniu wielkiego dębu, chroniącego ich od zła. |