Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2011, 16:46   #102
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Gdy medalion rozjarzył się błękitnym, lecz na swój sposób ciepłym światłem Amy aż jęknęła z ulgi. Mogła mówić sobie, że jest dzielna i nie jest dzieckiem, które boi się ciemności - ale dopiero gdy nastała światłość dziewczyna poczuła jak bardzo była przerażona. Dziwne zachowanie Stama, mroczny cień na polanie, wiszący w nicości uśmiech i oczy jak dwa węgle... O syczącym głosie nie chciała nawet myśleć; tylko szybko obejrzała się przez ramię - na szczęście bez efektu. Nie pojmowała co się działo i dlaczego. Poranione od gałęzi i ostrężnic nogi kapłanki piekły, a ciałem wstrząsały dreszcze zarówno ze strachu jak i z zimna - w końcu był już wieczór. Sączący się z medalionu blask rzucał na okoliczne drzewa i krzewy ruchliwe cienie - nadal straszne, lecz już bardziej swojskie. Dziękuję, szepnęła cicho w stronę Feniksa. Wzięła głęboki oddech i niepewnie ruszyła przed siebie, po czym ni stąd ni zowąd znalazła się na obcej polanie, podobnie jak chłopcy i Owca. Blask amuletu oświetlał niepewne, brudne twarze. Tych Trzech nie było jednak nigdzie widać.


Istota rozpłynęła się w ciemności równie niespodziewanie, co się w niej pojawiła. Magia. Trzmiel oddychał głęboko. Zamknął oczy z ulgą, że zdał egzamin. Spowijający go mrok zawirował wokół niego. Czuł jak magia miejsca ulatuje i rozpływa się w powietrzu. Powoli otworzył powieki.
Zmrużył oczy od światła, którym emanował talizman młodej kapłanki. Amarys też tu była. Wszyscy byli. Odetchnął.

Tego w jaki sposób Aglahad znalazł się na polanie nie pamiętał. Pamiętał za to doskonale przeszywający i promujący ból, a także złowieszcze słowa istoty i jej chichot. Złodziejaszek nie wiedział co to znaczy, nerwowo dotknął prawego przedramienia, sprawdzając czy jest ranny. Ale ranny nie był. Z zamyślenia wyrwała go uwaga wypowiedziana przez Rava.

- Jesteście...
- Rav westchnął z ulgą, widząc pozostałych, całych i zdrowych. Zignorował pełne wyrzutu spojrzenie Owcy, którym został obdarzony gdy tylko pojawił się na polance. - Co...?

Nie dokończył, bowiem słowa uwięzły mu w gardle, gdy las rozbrzmiał przerażonym wrzaskiem Tych Trzech. Amy wzdrygnęła się i rozejrzała odruchowo, próbując zlokalizować źródło dźwięku.
- Musimy im pomóc! - krzyknęła nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Rav spojrzał na Amy z pewnym niedowierzaniem. Oczywiście Tym Trzem ktoś powinien pomóc. Chociaż mieli paskudne charaktery i wpakowali Degary'ego do worka, to ktoś im powinien pomóc. Tylko czemu oni?

- Ja tam nie wracam... - powiedział cicho złodziejaszek. Nie chciał i nie potrafił przemóc strachu przed Cieniem. Poza tym wspomnienie bólu było zbyt bliskie i rzeczywiste. - Poza tym jak chcesz im pomóc Amy?
- On tylko czeka na to byśmy wrócili... - odezwał się cicho Trzmiel patrząc w kierunku, z którego jak mu się zdawało przybiegli - Nie mógł nas gonić więc nas wabi inaczej - Przełknął ślinę i obejrzał się na trójkę przyjaciół - Musimy się stąd oddalić. I to bardzo szybko.- Skoro nas nie goni to najwyraźniej nie może nic poradzić przeciw naszej czwórce - odparła. - Chcecie ich zostawić? Na śmierć? Żeby potem palić im stos jak reszcie? Tak odważnie było deklarować ruszanie w świat, ale przy pierwszym niebezpieczeństwie bierzemy nogi za pas? - nie potrafiłą ukryć sarkazmu. - ...
- Amarys - mag wszedł jej w pół zdania i wyjął spod koszuli zwinięty pamiętnik - To nie o nas mu chodzi. Tylko o to. - Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo szło mu ubranie to w słowa - Ja nie wiem... Nie możemy nic zrobić po prostu.- Przecież możemy ukryć pamiętnik... - odparła. Wcale nie czuła się pewnie z tym co mówiła, ale zostawienie tamtych na pastwę Cienia było po prostu... złe. Należało zrobić więc to, co było słuszne - On jest jeden a nas czwórka... piątka - poprawiła się, widząc znaczące spojrzenie psa. - I mamy przecież broń.
- I niby co mu nimi zrobimy? -
spytał Aglahad. - Nawet Stam nie przestraszył się wycelowanego w niego strzały, a to Coś... to Coś jest czymś znacznie bardziej przerażającym niż Stam. Poza tym ta istota uderzyła mnie w ramię, powiedziała też, że "jestem jego".
- Stam wiedział przecież, że go nie zabijemy... - zaczęła Amy, po czym wbiła wzrok w chłopaka. W błękitnym świetle Feniksa wyglądał nieco upiornie. - Jak to "jego"? Dogonił cię? - spytała zdumiona. Sama wolała zrzucić swoją wizję na karb przerażenia. No bo niby czemu Cień miałby przed nią najpierw stanąć, postraszyć, a potem tak po prostu sobie iść? Bez sensu kompletnie... - Sami mówiliście, że chcecie się dowiedzieć kto stoi za zniszczeniem domu. A jak ten "ktoś" jest kawałek dalej to co - mamy uciekać? Jak długo zresztą? Skoro chcieliście znaleźć klucz to ta istota właśnie może wcale nie chcieć nas złapać teraz; inaczej już by to zrobiła. Wystarczy, że za nami pójdzie i będzie na gotowe.- Ukrycie pamiętnika niewiele da - powiedział Rav. - I, chociaż w zasadzie masz Amy rację, ruszenie na pomoc Tym Trzem również. Czuję się tak, jakby zastawiono na nas pułapkę. I sama mówiłaś - nie był wcale sarkastyczny; nic a nic - że za mało umiemy. A jeśli to coś jest gorsze albo silniejsze niż czarny rycerz? - Cień... On uderzył mnie w ramię - odpowiedział Aglahad. - A potem powiedział, że jestem jego. Wcześniej zaproponował mi, żebym dla niego pracował. - No i...? - zainteresował się Rav. Potarł ramię, miejsce, w którym zimno płynące z lodowatej dłoni przebiło się przez kolczugę. Jemu zasugerowano... w zasadzie też zdradzenie przyjaciół.
- Odmówiłem mu... a mimo to powiedział, że jestem jego. Nie wiem, nie rozumiem. Nie jestem magiem, potężnym wojownikiem, ani nikim takim. Wiem natomiast, że następne nasze spotkanie z Cieniem nie skończy się dobrze.
- Bo mu odmówiłeś? Przecież to oczywiste, niby czego się spodziewał - spalił nam Dom, zabił jedyną rodzinę jaką mieliśmy i sądzi, że po tym wszystkim się do niego przyłączysz?! - zapieniła się Amarys. - Zresztą widać, że jakby chciał albo mógł zrobić nam krzywdę to by zrobił. Aaaa! Nie mogę słuchać tych krzyków! - zatkała sobie rękami uszy. - Za chwilę na pomoc będzie już za późno; przecież nie jesteśmy tacy jak oni i jak Cień - nie możemy zostawić ich samych na śmierć!
- Nie, nie jesteśmy... nie porywamy innych mieszkańców Domu, nie bijemy ich i nie sprzedajemy za pieniądze lub puste obietnice! Nie zrozum mnie źle Amarys, ale żadne z nas nie ma siły wystarczającej by go pokonać. No i nie wiemy dlaczego Cień zostawił nas w spokoju.
- Myślisz... że to dlatego porwali Trzmiela?! - zatchnęła się dziewczyna. Nie mogła i nie chciała połączyć faktów i uwierzyć, że któryś z wychowanków byłby w stanie sprzedać drugiego tym-od-smoka. Nawet jeśli sprzedajnym draniem miał być Stam i reszta.
- Sądzisz, że porwali Degary'ego dla pieniędzy? - zdziwił się Rav. - Bo Deran coś wspomniał o pieniądzach... Że są jego i nie odda...
- Nie wiem dlaczego porwali Degary'ego, ale nie zdziwiłbym się gdyby zrobili to dla pieniędzy, albo dla sławy, albo innej obietnicy złożonej przez Cień. Zresztą pewnie Trzmiel wie najlepiej z nas wszystkich dlaczego wylądował w worku. Prawda?
- Zaczekajcie – powiedział nagle Trzmiel. W głowie maga nadal rozbrzmiewały słowa Amy. Dziewczyna nawet nie pytała. Po prostu stwierdzała oczywistości. Musieli ratować. Nie byli tacy. Na przeszkodzie stał wybór, a nie możliwości. Możliwości są zawsze. Czasem tylko trzeba trochę ruszyć głową, by o nowe możliwości poszerzyć ten wybór – To się właściwie może udać. Oni nie chcą Aglahada, ani mnie, ani Was, ani nawet Tych Trzech gamoni. Oni chcą pamiętnika i tajemnic które skrywa! – spojrzał na trójkę swoich jedynych przyjaciół z błyskiem w oku, który mógł świadczyć tylko o tym, że młodemu magowi wydaje się, że wymyślił coś genialnego. Oczywiście mogło to być również beznadziejnie głupie, ale na taką szczegółową analizę nie było czasu - Dajmy im go.
I po tych słowach rzucił się biegiem przez las w kierunku, z którego dobiegały wrzaski.
- No chodźcie! – rzucił za siebie.


Tak się kończą rozmowy z Amy, pomyślał Rav. Nie wiedzieć ile razy wpadł w tarapaty spełniając jej prośby. Zwykle jakimś trafem on na tym wychodził najgorzej. Ale nie wahał się. Gwizdnął cicho na Owcę, dając mu znak, że ma iść z nimi, a potem pobiegł za Degarym.
- No! - zadowolona Amarys podkasała spódnicę i pobiegła za Trzmielem, wyprzedzając Rava. Jej naszyjnik oświetlał im drogę przez las.
Chcąc, nie chcąc Aglahad pobiegł za przyjaciółmi, choć znacznie bardziej wolałby zostać tutaj, w cieniu wielkiego dębu, chroniącego ich od zła.




 
Sayane jest offline