Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2011, 21:33   #205
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wczesnym rankiem Aesdil wymknął się z fortu by z bliższej odległości rzucić okiem na Pyły. Dziewczęta jeszcze spał, ciesząc się bezpiecznym odpoczynkiem, ale wygrzany nad kominkiem Kull był chętny do lotu. Niemniej jednak ptak z wyraźną niechęcią przekroczył granicę miasta, pchany jedynie pragnieniem pomocy swemu panu i magiczną więzią.

Widok, który roztaczał się ze zbocza wzgórza był przygnębiający - ruiny wież strażniczych, zajazdów i sklepów szarzały pod cieniutką warstwą śniegu, strasząc kikutami ścian i portyków, a wszystko pogrążone było w martwej ciszy. Czas zacierał powoli roślinne zdobienia wokół odrzwi, niszczył powalone, detalicznie wykonane rzeźby stojące wzdłuż drogi, wypełniał kurzem głębokie donice, w których rosły zapewne rzadkie odmiany drzew i kwiatów. Pomiędzy resztkami murów kręciło się kilka psowatych istot oraz - według Kulla - jakiś humanoidalny nieumarły. Nie było powodu zapuszczać się samopas dalej, a i widok nie nastrajał do zwiedzania. Po odwiedzinach w eterycznym Atmeeil Laure z łatwością mógł sobie wyobrazić jak piękną była kiedyś ta chluba elfów Królestwa - i złość trzęsła nim na myśl o niszczeniach, jakie poczynił tu nekromanta i jego sługi.




Gdy wrócił do fortu wszyscy zasiedli już do śniadania - nocna popijawa nie odbiła się zbytnio na kondycji najemników, choć Rado ze zdziwieniem słuchał co też w nocy opowiadał. Gdy wszyscy napełnili już brzuchy i sprzątnęli ze stołu Maeve rozłożyła na nim pergaminy wydobyte z obroży Tora. W większości były to pojedyncze strony wyrwane z dziennika. Właściciel zapewne brał pod uwagę, że mogą być potrzebne komuś innemu niż on sam, gdyż spisane były nie w krasnoludzkim a we wspólnym. A może Helfdan źle zrozumiał mabari i właściciel nie należał do tej upartej rasy? Jednak zapieczętowany list zaadresowany do jednej z krasnoludzkich twierdz w Skałach potwierdzał tą teorię. Adresaci sugerowali żonę i synów lub braci krasnoluda, lecz ich miana nic nikomu nie mówiły.


Daty na kartkach były różne. Im bliżej końca tym zapiski były bardziej wyrywkowe i rozmazane, jakby właściciel pisał w pośpiechu lub w ukryciu. Zaczynały się niedługo po wyjeździe grupy z Atmeeil - najwyraźniej wtedy Elidor lub Hourun zaufali krasnoludowi na tyle, by wprowadzić go w swe plany. Oni, Tiirstil, dwóch towarzyszących mu elfich kapłanów oraz kilku magów obserwowało poczynania Pathoxa, który stawał się tym bardziej spokojny i rozluźniony im bliżej Pyłów byli. Nawet nie zajechał do Sepel ani Vessil po wieści o “mordercy”, a po minięciu rozstajów zachowywał już niewielkie pozory. Kiedyś po pijaku nawet wspomniał, ze cieszy się ze śmierci matki bo przestała go ograniczać i jęczeć o wojnie. Zresztą nawet gdyby ktoś chciał się odłączyć wracać samemu było równie niebezpiecznie co jechać dalej. Często zarządzał treningi magów, których w drużynie było bardzo dużo. Z kontekstu wynikało, że w grupie jechało 10-15 osób, ale mógł jeszcze dobrać jakichś po drodze; czasem na trakcie spotykali oczekujących ich najemników.

Dzięki szpiegującym zaklęciom dowiedzieli się, że Pathox jest wyznawcą Shar; byli też całkiem pewni, że trzy towarzyszące mu kobiety również, choć oficjalnie elf najął je gdzieś pod Wilczym Lasem w tym samym czasie co Houruna. Kilka innych osób na pewno wiedziało więcej o celach elfa, niż ten mówił reszcie i wyraźnie spoufalali się z pracodawcą z tego powodu. Podróżowała z nim także srebrna elfka w średnim wieku - prócz “zabawowej” natury nie wyróżniała się żadnymi szczególnymi zdolnościami. Mimo to Pathox zdawał się ją poważać - przynajmniej bardziej, niż resztę grupy - i liczył się z jej zdaniem. Krasnolud zauważył, że miała w urodzie coś nietypowego jak na elfa, ale nie potrafił określić co. Niepokoiło go to jednak.
Z zapisków wynikało, że w drużynie nie było zaufania, podzieliła się ona na trzy obozy - sojuszników Elidora, Pathoxa oraz grupę, która nie widziała komu ufać. Słonecznemu elfowi wyraźnie był nie w smak szacunek, jakim dwie pozostałe grupy darzyły Elidora, nie podejmował jednak działań przeciwko niemu.

Ku zdumieniu większości Pathox ominął strażnicę i nakazał zjechać do włości swego rodu, gdzie spędzono dużo czasu pod pozorem szukania rodowych pamiątek. Wnętrze było w całkiem dobrym stanie, bez śladów plądrowania czy aktywności nieumarłych. Z notatek wynikało, że elf wraz z kobietami i kilkoma wybrańcami znikali często w piwnicach dworu, podczas gdy reszta miała bronić koni i zapasów. Kilkukrotnie faktycznie odpierali atak górskich stworzeń. Raz, wbrew ostrzeżeniom, jeden z elfich kapłanów zszedł za Pathoxem w podziemia. Wrócił szybko blady jak wapno, nie zdolny wykrztusić słowa. Zniknął kilka godzin później; Vel’te’nel stwierdził, że na pewno uciekł bojąc się tutejszych potworów. Potem skierowali się do pozostałych dworów - elf wznowił starą śpiewkę o poszukiwaniu zabójcy matki i stwierdził, że skoro zbrodniarz zabijał rodowe elfy, znaczy to że interesowały go rodowe bronie i trzeba sprawdzić wszystkie tropy. Często rozglądał się, ale bardziej jakby na kogoś czekał, niż obawiał się napaści.

Dzięki magii Hourun podsłuchał, że Pathox chce zejść do podziemi w centrum Levelionu i tam odprawić jakiś rytuał poświęcony Shar, ale dopiero w czasie zaćmienia księżyca. Nie wiedzieli dlaczego więc wyprawa jedzie aż tak wcześnie. W czasie podróży przez miasto zginęło kilku wojowników; Pathox tylko ucieszył się, że nie magów. Ciała przysypano ziemią i gruzem. Śladów “mordercy” nie znaleziono, podobnie jak aktywności istot innych niż nieumarli i potwory. Zapiski urywały się zaraz przed dotarciem do posiadłości Elten’vel.
 
Sayane jest offline