Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2011, 11:07   #49
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Abordaż. Na filmach wygląda to widowiskowo, romantycznie niemalże. Gdy statek, na którym się przebywa, staje się obiektem takiego ataku, to wrażenie jest nieco inne...
Odrzuciwszy łuk i owinąwszy lewą rękę ściągniętą kurtką Makbet sięgnął po miecz. W ostatniej niemal chwili, bowiem chętni do spotkania z nim już się pchali. W dodatku wcale nie z kwiatami.
Trzech na jednego... to było zdecydowanie nieuczciwe i niesprawiedliwe.
Całkiem jak w życiu.

Wojacy, którzy znaleźli się na pokładzie naprzeciwko Makbeta mieli na twarzach wypisaną nie tyle wiarę w zwycięstwo, co raczej pogardę dla stojącego naprzeciw nich człowieka. Bo cóż im mógł zrobić jakiś cywil. Im, wyszkolonym żołnierzom z elitarnych oddziałów...

Jest wiele mądrych podręczników mówiących o tym, co robić w jakiej sytuacji. Jedni polecają zastosować metodę 'dziel i rządź', inni - nieczyste zagrania, a najmądrzejsi zalecają wzięcie dupy w troki i szybką ucieczkę.
Z ostatniej rady trudno było skorzystać, gdy się znajdowało na pokładzie statku, a dokoła szalała burza, pozostało tylko sprawić, by to napastnicy znaleźli się za burtą.
Poprosić grzecznie...? Jak kto się pakuje bez zaproszenia, to pojęcia 'grzeczność' raczej nie zna. I w takim przypadku przysłowie "Gość w dom..." należało kończyć słowami "kłopoty w dom".

Powiadają mądrzy ludzie, że najlepszą obroną jest atak. No i czasami mają rację. A że tym razem było nieco inaczej? To chyba był potwierdzający regułę wyjątek, dla Makbeta nieco niekorzystny. Jego wypad został elegancko sparowany, zaś sam atakujący musiał się szybko cofnąć, by uniknąć ciosu sąsiada swojej niedoszłej ofiary.
Krok w tył, na skos...
Udająca tarczę kurtka posłużyła do sparowania ciosu noża. Przeciwnik na moment stracił równowagę, co Makbet natychmiast wykorzystał do zadania ciosu. Pospiesznie, bez przygotowania wyprowadzone pchnięcie raczej dzięki szczęściu niż przemyślanemu działaniu skończyło się na trafieniu w biceps żołnierza. Rana nie była poważna, ale trafienie zdekoncentrowało wojaka na tyle, że doskakująca z boku Vilith nie miała najmniejszych problemów z wbiciem mu ostrza w gardło i pozbawieniem życia.
I nagle z trzech na jednego zrobiło się dwóch na dwoje...

Przeciwnik Makbeta, wojak o dość młodej ale obficie zarośniętej twarzy, nie miał już tego szyderczego uśmieszku, jaki zdobił jego oblicze parę minut wcześniej. Świadomość tego, że z myśliwego stał się potencjalną ofiarą wyraźnie źle na niego wpłynął.
Przepełniająca go wściekłość uzewnętrzniła się nie tylko w spojrzeniu.
- Ty psie - ryknął. - Ja ci...
Nie sprecyzował groźby i zaatakował.
Wyprowadził proste pchnięcie, które miało umieścić ostrze miecza w brzuchu Makbeta. Ten odchylił się nieco w bok i przechwycił cios trzymając swój miecz prawie pionowo.
Nie odrywając ostrza swej broni od miecza przeciwnika wszedł w zwarcie. Zrobił krok do przodu stawiając lewą nogę za prawą nogą żołnierza. Pilnując, by ciągle ostrza były związane lewą ręką pchnął z całej siły ramię przeciwnika, który runął na plecy.
Zagranie, które w walce zbiorowej nie miałoby szans na realizację tym razem się powiodło.
Zadanie ostatecznego ciosu było formalnością.

- Za długo się z nimi bawisz. - Vilith obdarzyła Makbeta wątpliwej jakości komplementem. - Dwóch zeszło pod pokład - dodała.
Powiedziawszy to pobiegła, zwinna jak kot, w stronę marynarzy, którzy usiłowali zrzucić haki abordażowe. Przyjmując jej słowa za dowód zaufania Makbet ruszył w stronę schodków
prowadzących pod pokład.

Zorion najwyraźniej uważał, że dopóki coś spełnia w dostateczny sposób swoją funkcję, to nie trzeba się tym zajmować. W związku z tym od dawna nie naprawiane schodki skrzypiały niemiłosiernie, co było denerwujące podczas zwykłego rejsu, a w tym przypadku...
W tym przypadku stało się to, czego obawiał się Makbet. Skrzypienie zaalarmowało przeciwnika

Żołnierz uderzył pierwszy, nim Makbet zszedł z ostatnich stopni. Szkot uchylił się, a miecz wroga przeciął powietrze. Przeciwnik zachwiał się, co wykorzystał Makbet by wyprowadzić szybki cios, które zmusił jego wroga do cofnięcia się.
Makbet zeskoczył, gotowy do dalszej walki.
Przeciwnik zrewanżował się za cios wypadem z prostym pchnięciem na korpus. Makbet obrócił się nieco usuwając tułów z linii pchnięcia. W tej samej chwili wykonał cięcie, które jednocześnie sparowało pchnięcie wroga oraz trafiło go w udo. Lekkie pieczenie w boku uświadomiło Makbeta, że jego akcja była odrobinę spóźniona.
Cios Szkota również doszedł do celu, ale niestety był troszkę za słaby. Trafiony zaklął głośno i cofnął się o krok, sięgając równocześnie po długi sztylet. Było to wykonane szybko i sprawnie i świadczyło o dużej wprawie.
Makbet zaatakował z góry na skos, tnąc na wysokości lewego obojczyka. Klinga miecza trafiła na ostrze sztyletu. Ruch krótkiego ostrza miał wytrącić miecz Makbeta z linii ataku, ale plan ten powiódł się tylko częściowo. Kolejna krwawa plama pojawiła się na mundurze, tym razem na lewym ramieniu. Wróg zachwiał się i upuścił sztylet. Jednak nie rezygnował z walki. Zadał kolejny cios. Uderzenie z góry.
Trudno było o większą pomyłkę.
Statek, na którym podróżowali, nie należał do największych, a odległość między podłogą a sufitem nie była olśniewająca. Ostrze, miast podążyć w kierunku głowy Makbeta trafiło w deski sufitu.
Tylko idiota mógłby nie skorzystać z takiej okazji, a że Makbet nie miał zamiaru dawać przeciwnikowi żadnej szansy pchnął...
Pchnięcia, choć słabsze od cięć, mają swoje zalety. Są szybsze i celniejsze.
Nikt nie przeżyje mając w sercu kilka cali żelaza. Wojak zwalił się na ziemię nie wydając nawet dźwięku.
Ale został gdzieś jeszcze jeden...

____________________________________________
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-03-2011 o 11:38. Powód: Obrażenia
Kerm jest offline