Widząc, że pomysł ataku z zaskoczenia nie wypalił, Jans Zinger nie był zaskoczony. Chyba nieświadomie zdawał sobie z tego sprawę od samego początku. W fachu łowcy skór, który nie dawno porzucił, trzeba być cholernie ostrożnym i nigdy nie zdawać się na łut szczęścia. A na to najwidoczniej jego kompani coraz części liczyli.
Nie był, więc szczególnie zdziwiony, gdy odkryto ich obecność. Ale zły, i to bardzo. Jans słyszał przed sobą jakieś odgłosy kroków, szurania swoich towarzyszy, jak i oprychów, ale w tym mroku nie potrafił ich jednoznacznie zlokalizować. Na dodatek to echo w jaskini, wspomagane przez strumyk, cholernie mu w tym przeszkadzało.
W pierwszym momencie chciał, jak to zwykle czynił, uskoczyć gdzieś w bok, w jakąś nieckę i przeczekać całą awanturę, ale od razu się opanował. Takie zachowanie popłacało, gdy wygrzebywał zwłoki i zostałby nakryty, nie zawsze niestety martwe, na cmentarzyskach w Talabheim. Ale tym razem nie był sam, a jego młodszy brat mógł być w niebezpieczeństwie. Skrawkarzem Regis był dobrym, ale w roli najemnika gorzej się sprawdzał.
Te wszystkie myśli przeszły mu przez głowę w ułamku sekundy i już wiedział, że coś zrobi i zareaguje. Nie dbał już o zachowanie ciszy.
Zdenerwowany kopnął w bok kawerny jakiś zmurszały kamień czy ułamek skały wypłukany przez wodę, po których jeszcze przed momentem "Eskulap" starał się jak najciszej stąpać.
Bez zastanowienia wycelował nim w kierunku strumyka. Tak by uczynić jak najwięcej hałasu, i tak aby toczący się kamień wpadł do wody.
Jednocześnie z całej siły wrzasnął, jak sierżant na placu altdorfskim do swoich podwładnych, aż echo poniosło po grocie:
- Oddział, kurwaa, do ataaku!! Nie brać mi jeńców! Oświetlić kusznikom cel!! Urrraa!!
Miał nadzieję, że kompanii zrozumieją jego koncept i przyłączą do nawoływań. Liczył mocno na Regisa, brat znał tę sztuczkę.
Zaraz po tym ukucnął i zaczął rozpaczliwie szukać w swoim plecaku wysłużonej lampy z olejem. Szukanie po ciemku nie przychodziło mu łatwo, ale miał w tym wprawę - grobowce w Talabheim też nigdy nie były oświetlone, a zlecenie trzeba było wykonać bez zbytniego marudzenia.
Chciał tym samym oświetlić lampą niewidzącym w mroku towarzyszom pole walki. Liczył, że uda mu się to zrobić zanim ktoś z kompanii zostanie poważnie ranny. Ewentualnie, gdyby sprawy przybrały zły obrót, zawsze przecież mógł im pomóc w ucieczce.
Pozostawało mieć nadzieję, że sztuczka wypali, ale chyba sam zaczął liczyć zbytnio na łut szczęścia.
=================================
48, 49, 59, 82, 49
Ostatnio edytowane przez kymil : 18-03-2011 o 16:19.
Powód: stylistyka
|