Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2011, 08:31   #29
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Sytuacja nie wyglądała ciekawie. W zasadzie wyglądała cholernie niedobrze. Byli w obcym nieznanym sobie terenie, z rozpoznanymi przynajmniej dwoma punktami oporu partyzantów. Jakby tego było mało, porucznik został ranny w nogę, sztabowi sanitariusze już się nim zajęli, nie wyglądało to na poważną ranę. Sztab schowany za jedną z chat był póki co nienarażony na ostrzał wroga.


Dwie sekcje jego drużyny, zostały przyciśnięte ogniem, prowadzonym z dwóch stron. Pociski rykoszetowały na prowizorycznych osłonach, czy wzbijały tumany ziemi. Miller skinął na przydzielonego im radiotelegrafistę, kiedy tamten podczołgał się do ich pozycji, wyszarpnął mu słuchawkę i wybrał odpowiednia częstotliwość.


- Drużyna Delta – wybrał kryptonim drużyny wsparcia – podwójna salwa pociskami świetlnymi nad wioskę.

Rzucił szeregowemu słuchawkę i zaczął dalej ostrzeliwać się z karabinu. Jego żołnierze czynili to samo. Choć zauważył nerwowość i panikę w ruchach i ostrzale niektórych członków drużyny. Nagle niebo nad wioską zapłonęło. Pociski moździerzowe oświetlały cały teren, wolno opadając na miniaturowych spadochronach. Dopiero teraz mógł mieć jakiś pogląd na sytuację taktyczną.



Do magazynu mieli bliżej, jakieś trzydzieści metrów, wielka chata na wprost była oddalona o dobre pięćdziesiąt. Nie mieli wyjścia, musieli zaatakować oba punkty jednocześnie. Inaczej wzajemnie by się osłaniały.
Światła jaskrawo płonące w górze zbliżały się gasnąc ku ziemi… .


Przestał na chwile strzelać, przycupnął za swoimi chłopakami i rozdawał rozkazy. – Jedna sekcja zaatakuje chatę, a druga magazyn. Grenadierzy, prowadzą ostrzał, tak długo jak będą mogli, by nie trafiać swoich. Pociski burzące. Poruszamy się żabimi skokami… osłaniamy się wzajemnie. Sprawdzić magazynki i ruszamy jak zgasną światła. – przekrzykiwał dźwięki nieustającej kanonady.


Nagle gdzieś od strony dżungli usłyszał charakterystyczny odgłos serii ze świniaka. Nie przypominał sobie, by był tam jakiś ich oddział… nie miał jednak czasu, by się nad tym zastanawiać.


Niebo nad wioską znów zagarnęła ciemność. Ruszyli truchtem, ostrzeliwując się, próbując przygnieść wroga ogniem. Ruszył z sekcją kierującą się ku magazynowi… za sobą usłyszeli tylko dwa charakterystyczne „plupfff”… pociski kalibru 40 mm opuszczały lufy granatników.



Chłopaki jednak nie mieli szczęścia, ten wystrzelony w kierunku chaty w ogóle nie trafił, ten w magazyn też nie osiągnął celu, wybuchając między posuwającą się do przodu sekcją a celem. Ogień od strony magazynu nasilił się. Ktoś jęknął, reszta rozsypała się pokotem, po różnych osłonach. Miller był wściekły, mieli rannego... a jego żołnierze zamiast ruszyć do przodu, zalegli pod morderczym ogniem. To było najgorsze z możliwych rozwiązań. Młodzi, niedoświadczeni, przerażeni hukiem wystrzałów, wybuchami granatów… ciemnością nocy i czającą się w każdym kawałku ołowiu śmiercią… nie dziwił im się, ale on odpowiadał za ich dupska, a na dodatek jeden z nich albo już był martwy, albo ciężko ranny.


- Wy dwóch prowadzicie ogień osłonowy… ty – wskazał na przestraszonego żołnierza, kryjącego się za czym, co było zapewne beczką na deszczówkę – przyciągnij tu rannego – wskazał na leżące w strefie ognia ciało żołnierza.
- A pan? – zdygotany i zdenerwowany żołnierz zapomniał że zwraca się do zwierzchnika.
- Ja spróbuję odwrócić ich uwagę.


Rzucił karabin na ziemię, wyciągnął granat, pozbawiając go zawleczki, trzymając go mocno by łyżeczka nie wypadła. Ruszył biegiem bokiem, tak by zbliżyć się do budynku i wrzucić granat do środka. Biegł szybko, tak szybko, na ile pozwalały mu fizyczne możliwości… jakby stado piekielnych ogarów chciało dobrać się do jego dupy. Za plecami słyszał szybkie krótkie serie z emek, miał nadzieję, że dadzą radę ściągnąć rannego… ołów świstał wokoło… pot z wysiłku i strachu spływał po czole… a w sercu miał tylko nienawiść.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline