Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2011, 21:24   #30
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Martwa cisza zalegająca nad okolicą została brutalnie przerwana. Wilcox nie wiedział kto zaczął pierwszy strzelać. Nagle po prostu się zaczęło. Karabiny obu stron ryknęły i zaczęły pluć ołowiem. Jego nikłe doświadczenie w walce dało o sobie teraz znać. W pierwszym odruchu niemalże przypadł do ziemi szukając jakiegoś schronienia. Powstrzymał się w ostatniej chwili nie chcąc by inni zauważyli. Zdobyć reputację tchórza była wybitnie łatwo. Tak samo zresztą jak zarobić kulkę, z czego Daniel zdawał sobie sprawę. Był świadom tego, że walka w dżungli to nie to samo co radosna strzelanina zza umocnionego wału. Tutaj nie jest kryty przez worki z piachem, czy drewniane wzmocnienia. Przesiąknięta potem bluza mundurowa to jedyna bariera. Żadna bariera.

I do tego ten cholerny księżyc.

W ciągu kilku chwil cały oddział pod dowództwem kaprala zorientował się, że wymiana ognia trwa zarówno na polu, które właśnie opuścili jak i w wiosce. Coś się musiało schrzanić i to mocno. Jeśli żółtki siedzą między chatami to równie dobrze mogą znajdować się w lesie, przed zabudowaniami. A to oznaczało, że grupka Marines powinna wkrótce się z nimi spotkać. Wilcox słyszał lekki szum w uszach. Mimo, że nienawidził komuchów jak psów to początkowo nie spieszyło mu się do wroga. Zwinięty, z wysoko uniesionym karabinem poruszał się zaraz za kapralem. Musiało minąć pierwsze zaskoczenie by tok myślenia Amerykanina wrócił na właściwe sobie miejsce. W jednej sekundzie znów wszystko zaczęło się robić proste i przejrzyste.

Daniel przyspieszył nieco, nie chcąc stracić okazji do oddania pierwszego strzału w kierunku Wietnamców. Należało jak najszybciej wymieść czerwoną zarazę i pomóc chłopakom z Armii. Hałas dochodzący od strony wioski był niepokojący. Skośni byli pewnie przygotowani i dobrze rozstawieni. Trzeba biec szybciej! Szybciej!

Blask księżyca odbijał się od zroszonej potem twarzy PFC Wilcoxa, kiedy ten zbliżał się do ścieżki.
 
sickboi jest offline