Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2011, 15:37   #33
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Wrócił. Można było tak to nazwać. Pierwsze chwile upływały bardzo boleśnie. Czuł się jakby przeżywał największy kac w życiu. Feria zniknęła, zabił ją ten anioł. Początkowo był tak zdezorientowany, że nie rozumiał tego co się stało. Chciał nawet rzucić się na przybysza, który tak brutalnie rozprawił się z jego ukochaną. To uczucie szybko jednak przeszło. Był zbyt słaby na jakiekolwiek działanie i z każdą upływającą sekundą więzy łączące go z Ferią blakły, pozostawiając go w coraz większym zakłopotaniu. Nie chciał podążać za nieznajomym. Nie miał sił, motywacji, chęci, był pusty. Pusty od środka. Tak jakby Feria zabrała mu coś, coś ważnego. Jakąś część jego jestestwa. Zaczynał czuć się bardziej jak maszyna, może tak właśnie czują się cyborgi? Na pozór jest w nich wiele człowieczeństwa jednak im także brakuje im czegoś co czyniłoby z nich ludźmi. Zawsze chwytał życie za gardło i dusił z niego tyle ile się da. Byle tylko zabawić się. Byle tylko przeżyć kolejną godzinę tak jakby miała być ostatnia. Od kiedy kilka lat temu dowiedział się co mu jest postanowił, że tak właśnie chce spędzić życie. Zawsze był lekkomyślny, ale dopiero wtedy zapomniał co to strach. Teraz nie czuł nic. No może poza wstydem, zakłopotaniem, złością na samego siebie, że tak łatwo dał się podejść. Anioł wyraźnie nim się brzydził a co gorsze Izzak czuł, że zasłużył sobie na to. Upadł na ziemię i postanowił, że nie idzie dalej. Po prostu nie idzie. Skrzydlaty szydził z niego, kopał leżącego jak to mówią ludzie, ale jemu już nie zależało. Nie wtedy kiedy w jego piersi pustka wiała tak przenikliwie. Tak do głębi. Przez moment przyszło mu przez myśl, żeby rzucić się na niesamowitą broń, którą dzierżył jego wybawca. Miecz błyszczał i zapraszał. Skrócił by jego męki w mgnieniu oka. Tylko, że nie taką śmierć sobie zamarzył. Miał niczego nie żałować a ostatniej godziny z całą pewnością żałował. Z tą myślą, której się uczepił odpłynął w ciemność po raz kolejny tego dnia. Budził się dwa razy. Sen sprawił, że faktycznie czuł się silniejszy, choć wciąż musiał wyglądać żałośnie. Poza tym dziwna pustka przypominała o sobie na każdym kroku. Chciał zapytać o to anioła, prosić o wskazówkę co ma robić dalej jednak czuł, że lepiej będzie jak to brzemię będzie nosił sam. W głębi duszy – chciałoby się powiedzieć. Pamiętał jednak te słowa, które sam wypowiadał z takim przekonaniem. Oddaję moją duszę w twoje ręce pani. To było absurdalne, głupie, zupełnie nie w jego stylu. Jak mógł zrobić to co zrobił i ile czasu upłynęło od tej chwili minuty, godziny, dni? Zdawało mu się, że to było inne odległe życie. W końcu wyszli na światło. Zostawiał za sobą to co się tam stało. Musiał chociaż spróbować inaczej wiedział, że zwariuje. Wkrótce ich oczom ukazała się reszta grupy. Zhaaawa i milczącego rogacza rozpoznał od razu. Samaela przeszła ponowną przemianę, widział już ją taką, ale nie mógł sobie przypomnieć na pewno kiedy. Rudowłosa Mija także zdawała się jakaś odmieniona, bardziej szczęśliwa? Sądząc po nowym aniele, który nie odstępował jej nawet na krok to on był przyczyną jej zachowania. Miłość w takim miejscu? Brzmiało to prawie tak niezwykle jak jego własna historia. Grupę zamykała dziwna, co prawda rogata istota, lecz w niczym nie przypominająca znajomego Strażnika. Długi ogon z tyłu zdawał się potwierdzać pierwsze wrażenie. Wyglądała bardziej na demona niż na anioła i chciał chwycić za sztylet na wspomnienie o Feri. Coś go jednak zatrzymało, wstrzymał a następnie cofnął dłoń. Jeśli nikt z obecnych jeszcze jej nie zaatakował to może mylił się. Ostatnio mylił się odnośnie wielu spraw. Feria wydawała się piękniejsza i uczciwsza od aniołów, więc może nie oceniało oceniać innych po wyglądzie? Przemówiła zanim zdążył się odezwać i swoje słowa skierowała nie do niego tylko do anioła, który mu towarzyszył. Znał teraz jego imię, Razjel.. . Zapamięta je, ma przecież dług do spłacenia. Rozmawiali o nim, przy nim. Nie bardzo mu się to podobało, ale czuł że nie zasłużył sobie na nic lepszego. O czym ona mówiła? Ochrona? Nie chciał się sprzeczać. Mimo, że kusiło go by powiedzieć, że obejdzie się bez jej darów to nie chciał wyjść na bardziej ignoranckiego człowieka w oczach tych istot. Nie mógł spojrzeć w oczy swoim towarzyszom. A najgorsze było spojrzenie przenikliwe niebieskie oczy Ziony. Bo tak zwrócił się do niej Razjel. Co prawda sam jej dotyk był przyjemny i czuł się dzięki niemu lepiej to fala emocji, która niosło za sobą owo spojrzenie nie było już takie miłe. Krótka chwila i wiedział, że ona wie. Ona wie to co on sam dobrze wiedział i co mógł wiedzieć jedynie Razjel. Nie wiedział jak to możliwe, ale skrzywił się i uciekł spojrzeniem w bok.
-Bądź powitany Izzaku Morbiusie.
Nie potrafił stwierdzić co kryje się za tymi słowami. Czuł jedynie wstyd. Na szczęście pustka, którą w sobie nosił zdawała się być odrobinę mniejsza. Może wciąż istniało w nim wciąż trochę człowieczeństwa? Nie czuł się już Strażnikiem, ale wciąż mógł być człowiekiem a to wcale nie tak mało jak kiedyś mógłby sądzić.

---

Szacunek i zaufanie jakim anioły obdarzały Zionę z początku go zaskoczył. Kim była ta istota? Mimo wyraźnych skomplikowanych stosunków pomiędzy nimi to właśnie jej przypisano przywództwo nad grupą. Mieli dotrzeć do wierzchowców. Nie mógł wyobrazić sobie po co im one skoro wśród nich znajduje się tyle skrzydlatych, które przecież mogły bez trudy przetransportować całą grupę, ale może było to poniżej ich godności albo istniał inny powód. Zostali także ostrzeżeni, wchodzili na niebezpieczne terytorium. Morbius nigdy nie widział smoka ani smoczycy. Wątpił czy byłby w stanie odróżnić płeć gdyby spotkał takie stworzenie. Znał tylko opowieści z legend. Opowieści równie niezwykłe co przerażające jeśli okazałyby się prawdą. Mimo to nie czuł strachu. Pragnął znów poczuć, że żyje nawet jeśli miałby przypłacić to życiem. Droga upłynęła mu powoli na rozmyślaniu a właściwie odganianiu niechcianych myśli. Nawet nie zauważył kiedy zaczęło się ściemniać a oni dotrali do celu wędrówki. Wierzchowce były na pewno czymś innym niż się spodziewał. Pierwsze słowo, które przychodziło mu do głowy brzmiało: ogromne. W pierwszej chwili pomylił je ze smokami, ale najwyraźniej były czymś innym. Może jakimś kuzynem tych groźnych latających stworzeń o których tyle słyszał. Te wydawały się być o wiele łagodniejsze. Ledwo zauważały przybyłych i wydawało się im być obojętne to, że posłużą za środek transportu. Były jednak piękne na swój sposób. Morbius nigdy wcześniej nie spotkał się z podobnym stworzeniem. Nagle świat zaczął sprawiać wrażenie jakby mógł skrywał o wiele więcej rzeczy. Kiedyś jego życie sprowadzało się tylko do Center a właściwie do jej najbiedniejszej części. Takie życie mu wystarczało, dostarczało emocji i szczęścia w jego rozumieniu. Teraz było to tylko odległym wspomnieniem. Szybko skierowali się na odpoczynek podczas którego pojawił się nowy wzbudzający sporą sensację gość. Abbadon, ten budził niepokój także jego. Potężne czarne skrzydła ze skóry, muskularne ramiona, wygląd typa z pod ciemnej gwiazdy. Z całą pewnością należało mieć go na oku. Reszta najwyraźniej była podzielona w ocenie.

---

Położył dłoń na policzku jednej ze bestii nazwanych Beringami przez Zionę. Starał się robić to powoli, spokojnie by obie strony mogły się ze sobą oswoić, ale Berling wydał z siebie tylko jakiś gardłowy pomruk, który można było rozumieć na wiele sposobów po czym polizał Morbiusa wielkim językiem przewracając go na ziemię. Zaczął wycierać z twarzy jego ślinę. Spoglądając na swojego wierzchowca zdawało mu się że stworzenie dobrze się bawi. Pokręcił tylko głową i uśmiechnął się podnosząc z ziemi.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline