Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2011, 17:24   #261
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Wspomnienia pchały się niechciane. Wszystkie. Jakby film pod tytułem „od zera do mordercy”. Krople krwi rozpijały się o posadzkę.




***


Impreza mająca uczcić dostanie się na studia. Typowa domówka z dużą ilości alkoholu. I on siedzący w kuchni i opowiadający kawał kumplom. Nieśmiałe spojrzenia na Emily i zachęty kumpli by do niej podszedł.
Dwa lata normalnego życia, próby udowodnienia całemu światu, że można sobie ułożyć życie po Fenomenie. Skuteczne próby, szczęśliwy związek, dobre wyniki na uczelni… Zdawało się, że cały świat przed nimi. A potem… Wpadka, problemy jak o tym powiedzieć rodzicom a potem uśmiech na ich twarzach. Planowanie ślubu, łapówka dla księdza by nie czekać z tym do narodzin dziecka. Normalne życie przyszłego państwa Caine. I wieczór kawalerski, trochę dla niego krępujący ale radosny. Ostatni dzień normalnego życia Russela.

Telefon od gliniarza, cały świat dosłownie przestał dla niego istnieć. Emily, jego światło przewodnie… Zginęła. Zginęła bo wyszła nie w porę na taksówkę. Akurat w tym samym czasie w którym jakiś łak postanowił sobie zapolować.
Potem było picie na umór. Zamiast wesela stypa. Powrót do domu i napaść dresów. A potem obudzenie się mocy. Chrzęst łamanych kości. Nie wiedział czy ktoś z nich to przeżył. Nie obchodziło go to. To był jego pierwszy krok oddalający od bycia człowiekiem a przybliżającym do bycia takim samym potworem jak Faerie.
Krótkie śledztwo, samobójstwo w postaci wizyty w barze wilkołaków. W sumie przeżył tylko dzięki temu, że po raz pierwszy widzieli kogoś takiego. Potwora, którego mocy nie znali. W pewnym sensie ich lustrzane odbicie.
Nalot na mieszkanie wilkołaka-mordercy. Przygniecenie go drzwiami a potem zgniecenie. Sprawienie, że z wielkiego łowcy stał się kawałkiem mięsa pełnym kościanych drzazg.
Dni pełne niepewności i picia. Próba samobójstwa, kupiony nielegalnie glock w dłoni. I brak zdecydowania, zamiast tego kolejne litry wódy.
Z trudem doszedł do siebie, praktycznie tylko dzięki siostrze. Delikatna sugestia by spróbował dostać się do MRu.

Morderczy trening i pierwsze zadanie. Znaleźć morderców kilkorga dziewczyn w tym panny młodej, zamordowanych podczas wieczoru panieńskiego. To było jak cios w twarz. Powrót jednej z dziewczyn, Emily i to jako kto? Łak, stworzenie, których Caine szczerze nie znosił. Rozpaczliwe próby odkupienia winy, ocalenia dziewczyny i dorwania winnych. Kolejne kroki i ostoja normalności w postaci Emmy, osoby, która przeżywała to samo. Która też co rano zadawała sobie mimowolnie pytanie „czym się staje”.

Potem wszystko potoczyło się już szybko. Jak bieg po równi pochyłej. Podstęp Toopera i walka z nim. Pierwsze zabójstwo człowieka mieszańca, kogoś takiego jak on. Śmierć Vordy z którą powoli zaczął się utożsamiać. Widział w niej mentorkę, kogoś kto też nie miał łatwo w życiu ale kto mimo to idzie do przodu. Zaginięcie Emmy, jedynej osoby po za jego siostrą z którą nawiązał kontakt.

Spotkanie z Lynch, krótka rozmowa, która uświadomiła mu jedno. Nie tylko on był sukinsynem, który za każdą cenę chciał wysłać Zdechlaki i Sithe z powrotem na tamten świat.
No i na koniec proste zadanie polegające na zdobyciu informacji, które zaprowadziło go do konfrontacji twarzą w twarz z Mythosem. Faerie chcącym zagłady świata, anihilacji ludzi. Muzykiem pragnącym wyrwania swego ludu z więzienia. Chcącym wolności, powrotu do swego miejsca na świecie. Mordercą, który okrutnie ukarał Andyego, włamywacza i zabójce. Który kosztem poświęcenie swoich podwładnych chciał odciągnąć takich raptusów jak Caine od śmierci. Który litując się nad nim i Emmą doprowadził do śmierci Xarafa i Carringtona.
I nastał finał, epilog tej całej upiornej sztuki. Russel Caine, niedoszły dziennikarz, zabójca na usługach Rady Bezpieczeństwa Londynu leżał i się wykrwawiał. Człowiek, który chciał zniszczyć marzenia istoty tak starej jak ludzkość dla wypaczonego poczucia zemsty. Jego jedyną motywacją była nienawiść, próba pomszczenia dziewczyny, której na dobrą sprawę nie znał i która zginęła przypadkiem. W pokręcony sposób utożsamiał to z własną tragedią. Z zdarzeniami o których Mythos nawet nie miał pojęcia. Co gorsza łowca zdawał sobie z tego sprawę. I nie tyle, że nie żałował tego co robił a wręcz się tym szczycił uważając ludzkość za rasę wyższą nad sithe.

Dlatego nawet umierając nie zaprzestał swojej krucjaty. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uwolnił wszystkie swoje moce, tak odkładane na tę chwilę. Dał ujścia całej swojej agresji. To nie była już drobna ingerencja w materię, Caine szykował się do wywołania odwrotności huragnu gdzie wszystkie siły będą skierowane do oka cyklonu. Miał zamiar zmiażdżyć Mythosa chociażby kosztem własnego życia. Połamać mu kości, rozgnieść ciało, posiekać to wszystko nożami, które trzymał na tę okazję. Zabić istotę, która była ucieleśnieniem wszystkich jego tragedii. Miał gdzieś konsekwencje tej walki, byle tylko utrzymać przytomność umysłu. Byle tylko zniszczyć Mythosa.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline