To była niezapomniana noc... dla wszystkich. Choć wielu chciałoby ją zapomnieć.
Bardka po posiłku dała koncert i bynajmniej nie sama. Parę goblinów było utalentowanych muzycznie.
Dzięki temu wspierali ją podczas recitalu.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=0pSYRLZj8xs[/media]
Niemniej śpiewanie wyczerpało ją dość mocno. I oglądanie wilkołaków odłożono na później. Aż księżyc będzie w pełni. Tak więc bardka po występie poszła spać, podobnie jak
Kenning,
Romualdo i
Hibbo oraz
Nyhm.
Co prawda,
Krisnys nie miała by nic przeciwko, aby
Kenning poszedł spać do jej pokoju, ale cóż...
Także i
Gaccio zamierzał pójść spać do swego pokoju. Tylko przy pierwszej okazji wymknął się do pokoju
Katriny, a nie zastawszy obudził półelfa i razem ruszyli na poszukiwanie zaginionej wybranki szlachcica...
Cóż, niektórzy, tak jak
Katrina i
Cypio cierpieli na bezsenność i ciekawość. Tak samo zresztą jak
Vincent. Tyle że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Stopień z rozciągniętym sznurkiem.
To była niezapomniana noc i wielu chciałoby ją zapomnieć. O ile dożyją kolejnego wschodu słońca.
A póki co...
Odpowiedź miecza wyraźnie rozczarowała
Vinca.-
Nie ma tajnego przejścia w bibliotece Derricków. Nie ma przejścia które można by otworzyć. Nie ma tajnego przejścia w zamku, które mogłaby przemierzyć żywa istota.
To rozczarowało
Vincenta. I to mocno. Cóż czynić. Vincent miał jeszcze jeden plan w zanadrzu. Czyż nie był wszak utalentowanym magiem. I czyż czar niewidzialności nie był cudownym remedium na kłopoty. (Co prawda ostatnie wydarzenia podkopały nieco wiarę w
Vinca w to zaklęcie, ale cóż...). Okryty czarem niewidzialności ruszył na zwiedzanie zamku i po przygodę. I jak się później okazało, znalazł więcej niż chciał.
Początkowo krył się przed goblińskimi patrolami, ale potem ufny w osłonę jaką dawała mu niewidzialność minął gobliny... i się zaczęło.
-Intruz!- krzyknął jeden z goblinów i nałożywszy strzały na łuki wycelowali w
Vinca. Zaskoczony smokowaty przyglądał się jak gobliny chcą go postrzelić. Jakim cudem go widzieli?! Przecież był niewidzialny!!
Cięciwy łuków jęknęły. Jedna strzała przeleciała koło ucha, druga wbiła się w bark wywołując ból i pierwotne instynkty... instynkty mówiące, by uciekać.
Tym bardziej, że zbliżały się kolejne gobliny i szykowały kolejne strzały.
Vincent za wszelką cenę musiał uniknąć osaczenia. Wątpił bowiem, by te stworki dały mu wyjaśnić nieporozumienie. Biegnąc na oślep, ścigany przez kolejne goblińskie patrole, przemierzał komnaty. Wybiegł na mury, a tam po chwili kolejne bestie go zaatakowały. Tym razem...
Były to cztery złowieszcze nietoperze, próbującego strącić z murów. Panika opanowała Vincenta. Nie mógł myśleć logicznie w takiej sytuacji. Po raz pierwszy w życiu, polowano na niego jak na dzikie zwierzę!
I to nie było miłe uczucie. Przez głowę
Drakano przelatywały fragmenty rozmowy
Cypia z goblinem
“Smakować jak chudy kurczak, bardzo smaczna mięso.” Czy on też skończy jako danie goblinów?
Nietoperze próbowały strącił
Vinca z murów wprost na kamienny dziedziniec, pikując co jakiś czas.
Gobliny strzelały, rana krwawiła. Było źle. Bardzo źle.
Zbiegł z murów, by nie dać przewagi nietoperzom i ruszył w kierunku opuszczonych zabudowań. Może nie do końca opuszczonych, skoro drzwi były otwarte i... płonęły przy nich zatknięte pochodnie.
Pułapka? Jakoś to miejsce nieprzyjemnie kojarzyło się z pułapką.
Ale czy miał wybór wpadł do środka i zerknął za siebie. Duże nietoperze wylądowały i... zmieniały postać.
Stawały się goblinami.
-Ani chybi, nietoperzołaki. Nic dziwnego, że cię dostrzegły. Te kreatury widzą w ciemnościach i iluzje podobne niewidzialności nie oszukają ich zmysłów.- stwierdził miecz. No tak, cała armia likantropów jest na służbie Derricków. Jakie jeszcze niespodzianki kryło to miejsce?
Upiorne... zdecydowanie upiorne.
Co prawda, miejsce to było urządzone zbytkownie, ale niektóre elementy otoczenia. Czaszki i przekroje anatomiczne nieumarłych.
Mapy jakoweś, zapiski w nieznanych językach. I dziwne diagramy. O krwi w fiolkach, oczach i innych narządach w słoikach nie wspominając. I mózgach. Co gorsza, jeden z tych mózgów przemówił do niewidzialnego
Vinca.
“Przemówił” co prawda nie oddawało istoty rzeczy. Bowiem
Vincent usłyszał telepatycznie w swojej głowie. -
”Kim jesteś i co tu robisz, młody głupcze?”
Gdyby jeszcze sytuacja nastrajała do rozmowy. Ale
Vinc był ranny w lewy bark, z którego sterczała strzała. A goblinie likantropy potrafiły przejrzeć jego niewidzialność i właśnie przeszukiwały budowlę, do której się udał chowając przed nimi.
Nie żeby pozostali mieli lepiej. Chociaż...
Katrina czuła się przyjemnie.Wargi
Gaspaccia wędrowały po jej skórze i piersiach. Dłonie zaciskały się na jej pupie, gdy kochali się namiętnie. A łóżko skrzypiało. Dziewczyna była rozpalona i spragniona. Chciała więcej i więcej. Tej nocy była nienasycona szlachcicem. Może to sprawiły przeżycia tego wieczoru. A może instynkt terytorialny, wymuszający zaznaczenie terytorium i
Gaspaccia jako swej zdobyczy.
Cokolwiek to było, sprawiało że
Katrina pragnęła coraz więcej pieszczot od swego kochanka, a jej spocone ciało wiło się pod wpływem doznań. Jej kochanek sprawdził się dziś już w roli obrońcy, przeganiając nietoperza. A teraz...odbierał swą nagrodę. I to w przyjemny dla obojga sposób. Szkoda tylko, że to miejsce było pechowe. Bowiem igraszki obojga kochanków przerwały wrzaski z pokoju
Romualda.
- Harpie... Romualda mego... mało ci… psyłazis?...demonie... cas bronić Romciowej... po raz wtóry!
Odgłosy te były wynikiem istnienia dziwnego systemu wentylacyjnego zamku w postaci poziomych szczelin w murach i wąskich przestrzeni między ścianami. Zbyt wąskich by ktokolwiek był w stanie się nich zmieścić.
Odgłosy dochodzące z sypialni Romualda usłyszeli i
Katrina z
Gacciem i
Nyhm.
Ale zanim zdążą zareagować, obrona czi
Romualda, w tej chwili siedzącego niczym kukiełka i śliniącego się przypadła
Cypiowi.
Kobietę niewątpliwie zatkał widok szarżującego kendera. I jeszcze bardziej rozwścieczyła potok słów jaki z siebie wyrzucił.
-Ty który słyszysz te słowa...- kolejne słowa
Luizy przypominały trudny do wymówienia bełkot, ale poskutkowały w dziwny sposób. Po stopami
Cypia pojawiły się czarne macki, które błyskawicznie oplotły mu stopy nie pozwalając nigdzie się ruszyć utknął w miejscu. Na szczęście
Alfred niezauważony ruszył po pogrzebacz,
a potem z tym pogrzebaczem rzucił się na kobietę. Choć po prawdzie wolałby rzucić cię do ucieczki. Przed atakiem pogrzebacza kobieta osłoniła się ręką, przyjmując cios owej broni, bez syku bólu. By potem zaklęciem przywołać czy magiczne pociski które uderzyły w marudzącego cienia.-
A nie mówiłem?
Czy to było ważne?...Stopy
Cypia znów były wolne i mógł się poruszać!
Tymczasem owe hałasy wywołały najpierw pobudkę, a potem... wrzask bardki.
Krisnys bowiem zobaczyła po otworzeniu, zestaw kłów zmierzający w stronę jej tętnicy. I czerwone oczy bestii w ludzkiej twarzy, acz wykrzywionej zwierzęco.
Zareagowała odruchowo, wrzeszcząc wniebogłosy.Zaskoczony tą reakcją młody ciemnowłosy wampir
upadł na ziemię koło łóżka bardki mamrocząc głośno. -
Przestań. Co ty wyrabiasz. Dla mnie to też trudne, więc wykaż odrobinę kooperacji.
Kooperacji. Akurat. Gdzież są rycerze w lśniących zbrojach, gdy są potrzebni?!
A przynajmniej
Kenning. Ten bowiem śpiąc w pokoju obok, został obudzony przez wrzaski bardki napastowanej przez wampira nieudacznika.
Cóż... w balladach lepiej to wygląda. Ale w balladach wszystko wygląda lepiej.
Zaczęła się noc pełna atrakcji. Tylko jak się ona skończy dla dzielnych bohaterów?
I co z
Hibbo?