Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2011, 18:06   #334
Wellin
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Dom Kakita Kakeru, dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi.

Wejście na teren posesji, koniec godziny Shiba

Powitał ich przearanżowany dom pana Kakita. Zgrabna i lekka konstrukcja zaraz na wprost wejścia służyła najszacowniejszemu miejscu domostwa. Pod baczną pieczą dwu bushi Kakita, na specjalnie dlań zbudowanym stoliku stał ołtarzyk przodków. Biorąc pod uwagę, że z tego co dotąd widział młodszy z Feniksów, ołtarzyk był zręcznie wkomponowany w niszę w przedsionku, wyniesienie go tutaj musiało wymagać zachodu.

To jednak nie była jedyna zmiana. Dom przyozdobiony był nie do poznania: poza flagami, godłami i oczywistymi w takiej sytuacji kolorowymi lampionami powszednim teraz widokiem były długie zwoje z rozmaitymi hasłami i mottami. Młodszy Shiba był pewien, że dostrzega rzeczy, których nie było podczas jego poprzedniej wizyty. Dziwić natomiast mogło jak wiele można było zmienić w krótkim przecież czasie. Dom pana Kakeru sprawiał wrażenie większego, dostojniejszego, miał też sporo torii, tak stojących osobno, jak i razem, tak gęsto, że aż tworzących szlak. Dwa takie szlaki dostrzegł młodzieniec, lecz wkrótce miało się okazać, że żadnym z nich nie przyjdzie mu iść, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Milczenie przerwał najstarszy z mężczyzn, Doji, który najszybciej ogarnął wzrokiem posesję, a być może i sytuację:

- Ha! Będą gry dworskie, Feniksy. Zobaczymy, czy bushi Klanu Wiedzy równie są obyci ze słowem i pędzlem, co z mieczem. Zawsze byłem ciekaw, jak to naprawdę jest z kaligrafią i szermierką. - Ostatnie zdanie stary Żuraw wypowiedział z nutką ostrzeżenia w głosie. Hiroshi spojrzał na brata i nie znajdując tam pocieszenia, skinął głową z determinacją. Miał zamiar zrobić wszystko by nie przynieść hańby rodzinie.

Szmaragdowy dowódca strażników, wprowadziwszy honorowych gości za bramę, zaczął się żegnać, przy okazji pytając Naritoki i Hiroshi:

- Panowie, jeśli to możliwe, pragnąłbym zamienić z Wami parę słów o dzisiejszym poranku. Koniec zdania był skierowany bardziej do tego ostatniego, bo chwilę przed pierwszym słowem pożegnania Naritoki zaczął oddawać cześć przodkom gospodarza powolnym ukłonem, którego nie przerwał nawet na dźwięk słów towarzyszącego im mężczyzny.

- Możliwe, samurai-san. W czym możemy pomóc? - Hiroshi ukłonił się lekko, odpowiadając bezimiennemu w tym momencie bushi.

- Shiba Hiroshi-sama, w takim razie odnajdę Cię po kolacji, kiedy moje obowiązki pozwolą mi zejść z posterunku przy bramie - rzekł z miłym uśmiechem i wdzięcznością w głosie samuraj, którego jedynym widocznym znakiem był szmaragdowy mon. Hiroshi mógł natomiast przyjrzeć się mężczyźnie: był on smukłym i raczej wysokim bushi (choć na pewno nie wzrostu Krabów), o farbowanych na biało włosach związanych zielonym jedwabiem. Nosił lekką zbroję o misternym grawerunku: szereg szarych, skłębionych chmur charakterystycznych dla ostatnich godzin przed burzą, układał się tak, że można było za nimi domyślać się klucza żurawi. Był na pewno o kilka lat starszy od Hiroshiego, ale po jego gładkiej twarzy ciężko było określić dokładniejszy wiek.

- Spotkamy się więc wtedy. - Hiroshi skinął głową z uprzejmym uśmiechem. Tamten kłaniając się raz jeszcze wrócił do swoich obowiązków, a trójka gości ruszyła dalej, w stronę mieniącego się światłami domu.

Młody bushi przez chwilę zastanawiał się z niepokojem co właściwie mogło zainteresować dowódcę szmaragdowych w porannym pojedynku - po czym odsunął te rozważania na potem. Jeden problem na raz.

Biorąc przykład z Naritoki, Hiroshi odwrócił się w stronę ołtarzyka. Składając dłonie przed sobą pokłonił się głęboko, przymykając oczy i recytując w myślach krótką modlitwę. Yasuhiko również poszedł ze przykładem bushi, pozdrawiając przodków.

W wykonaniu Yasuhiko trwało to chwilę, podczas której Hiroshi, skończywszy szybko zaczął czuć się coraz bardziej nieswojo. Gdy stary dyplomata w końcu podniósł się z ukłonu i odwrócił do towarzyszy młody bushi zaczął na poważnie martwić się, czy przez zbytni pośpiech nie popełnił obrazy.

Widząc minę młodego bushi, Yasuhiko wywrócił oczami, westchnął z na wpół cierpiętniczym, na wpół rozbawionym wyrazem twarzy i ruszył dalej.

Gdy tylko wyszli z poza bramę, okazało się, że czeka na nich trójka służących ubranych w proste, jasne kimona z niebieskim wzorem, nawiązujące do koloru klanu. Trójka skłoniła się, jak zauważył Hiroshi, jednocześnie i każdy jednej osobie.

Starszy dyplomata widząc służących odwrócił się do Hiroroshi mówiąc cicho - Wręczanie prezentów będzie przy oficjalnym powitaniu. - Młody bushi skinął głową w podziękowaniu.

- Wy trzej, tutaj. - zapytawszy wzrokiem o pozwolenie, Yasuhiko zaczął energicznie wydawać polecenia także za pozostałych dwu towarzyszy. - Dary dla pana domu. - rzucił heiminom kose spojrzenie - Ostrożnie z tym. Prezenty podczas powitania z panem domu, podane po spojrzeniu w waszym kierunku. Wierzchnie okrycie zdjąć. A ty... - wskazał kościstym palcem na służącego niosącego w rękach zwinięty obraz Hiroshi - ...przykładaj szczególną wagę, aby tego nie pognieść. Nie chciałbyś przecież uszkodzić daru młodego Shiba-sama, prawda? - Sugestywnemu tonowi głosu jakim wypowiadał ostatnie zdanie towarzyszyło równie sugestywne spojrzenie na Hiroshi, który mógł tylko westchnąć w duchu.

- Nie, Doji Yasuhiko-sama. - Służący ukłonił się głęboko, odpowiadając niezachwianie uprzejmym tonem.

Patrząc w ślad za odchodzącymi służacymi, młody bushi zastanawiał się jak jego obraz wypadnie w porównaniu z prezentami towarzyszy. Yasuhiko-dono zabrał ze sobą niewielki, ale kunsztownie ilustrowany tomik wierszy. Hiroshi nie miał okazji by go przejrzeć trudno mu było więc ocenić jego prawdziwą wartość, jaką zawsze było słowo - oraz harmonia kompozycji. Naritoki-aniki z kolei pojawił się dwie godziny temu z biwą z wiśniowego drzewa.

Hiroshi potrząsnął lekko głową. Naritoki z instrumentem muzycznym w ręku stanowił niezwykły widok. Nigdy, jak daleko sięgał pamięcią nie widział brata grającego na czymkolwiek. Biwa po prostu do niego nie pasowała. A z drugiej strony... Kuanami mówiła, że niegdyś zdarzało mu się na niej grać.

Yasuhiko rozejrzał się dookoła po ogrodzie. “Hmmm” jakie wyrwało mu się było na wpół zamyślone, na wpół pełne konsternacji. Nastroszył brwi i przybrał niezadowolony wyraz twarzy.

Po chwili stary dyplomata wyraźnie rozpogodził się - po ścieżce zmierzała w ich stronę kobieca postać. Naritoki ukłonił się zbliżającej się ku nim kobiecie, pozdrawiając ją z typową dlań zwięzłością:
- Pani
- Shiba-sensei - odrzekł mu cichy, melodyjny głos. Yasuhiko odwrócił się w stronę mówiącej:
- Naomi-san, rozkwitłaś bardziej, niż sądziłem, bardziej niż Ci przepowiadano i bardziej niż to bezpieczne dla młodej kobiety.

Słowa starego Żurawia przekroczyły granicę, lecz oba Feniksy znały jego docinki i bez problemu poznały ton - mężczyzna nie był tylko znajomym witającej ich kobiety, był z nią na bliższej stopie.

- Oji-sama, domo arigato za najbliższe komplementowi słowa jakie mogłam usłyszeć od tego, którego zowią przecież... - w niezwykłych oczach kobiety zatańczyły iskierki humoru, zawiesiła głos doskonale wyczuwając kiedy starszy mężczyzna zechce jej przerwać:
- Ani mi się waż, młoda damo! Żadna przyjaźń z moją córką Cię wtedy nie uratuje! Teraz już wiem czyj to był pomysł, by mnie okrzykiwać tym niedorzecznym przydomkiem, dotąd dzięki Jizo i wszystkim życzliwym mi przodkom litościwie zapomnianym!

Doji spojrzawszy na swoich towarzyszy płynnie przeszedł od komplementu i następującej po nim wymiany, do prezentacji: - Panowie mi towarzyszący to Shiba Naritoki-sensei oraz jego brat Shiba Hiroshi. Shiba-tachi - zwrócił się do obu bushi - widzicie przed sobą Kakita Naomi-san, najstarszą córkę naszego zacnego gospodarza. To piękna i inteligentna kobieta, zaręczona samurajowi z rodziny Akodo. Mówię o tym, Naomi-san, by uchronić serca moich przyjaciół - rzuciwszy niezidentyfikowane spojrzenie starszemu z Shiba - od strasznego bólu.

Dziewczyna przygryzła lekko wargi, próbując zamaskować uśmiech na słowa starca, które - choć powierzchownie były powiedziane jako komplement, w rzeczywistości były raczej przekomarzanką. W trakcie tych szybko wymienianych zdań jak i w chwilę potem, kiedy kobieta składała im ukłony powitalne, obu Shiba mogło się jej przyglądnąć.

Naomi była nieco wyższa od przeciętnego wzrostu kobiet. Miała czarne i proste włosy, które bynajmniej nie upinała w żadną z modnych fryzur. Miała włosy puszczone luźno na plecach, spięte klamrami i związane w paru miejscach czerwonym jedwabiem, komponującym się z jej junihitoe*. Miała też oczy, jakich młody Feniks nigdy wcześniej nie widział.

Dopiero później, kiedy kobieta oddaliła się, by nałożyć makijaż i ułożyć fryzurę, Hiroshi miał się dowiedzieć jaki honor ich spotkał. Na takich okazjach, pozwolono mu zobaczyć zaręczoną córkę pana domu w nieoficjalnym - a zatem niekompletnym - stroju. W niektórych środowiskach mogło to oznaczać skandal.

Naomi-san oddała ukłon obu Feniksom:

- Shiba-sensei, bardzo rada jestem mogąc Cię poznać. Jeśli mogę Panie, chciałabym poprosić Cię o naukę. Mój narzeczony, Akodo-sama, rzekł kiedyś, że dzięki sensei, samuraj jest w stanie stać się kimś więcej. Jestem zaszczycona - kobieta ukłoniła się - mogąc przebywać w Twoim towarzystwie panie. Wielu znamienitych samurajów z całego Kosaten Shiro powtarza Twoje imię i szuka opowieści o Tobie, są bowiem zadziwieni Twoją osobą. Do tego, poprzedza Cię, panie, reputacja Twojego brata a wybawiciela mojego ojca, a tym samym mojego. Shiba Hiroshi-sama, Twój szlachetny brat, uczynił dla nas rzecz wielkiej wagi, nie znając nas, kierując się jedynie honorem. Przy tym, powodowany skromnością, był skłonny zapomnieć o całej sprawie, jako o drobnostce. - Ciepły uśmiech panny Kakita objął młodego Feniksa, jego właścicielka spoglądała nań z dużą sympatią i uznaniem - Sugeruje to, że podobne uczynki Shiba-san dokonuje codziennie, że to dlań coś równie normalnego jak oddychanie. - Przenosząc wzrok na Naritokiego dodała - To wspaniała rekomendacja, Shiba-sensei. Dziękuję za to, że przybyłeś do Kosaten Shiro, panie, zabierając ze sobą brata.

Naomi zakończyła swe słowa ukłonem w stronę młodego bushi mocno zakłopotanego tak sformułowaną pochwałą. Była to, jak zauważył, jedna z różnic pomiędzy Żurawiami a Feniksami, klanem znacznie bardziej oszczędnym w słowa. Postawiono go ponad Naritoki...

Naritoki odkłonił się Naomi wyżej i cicho rzekł:
- Hai. Mój brat zna Drogę Honoru. Zdobył sobie prawo do tego wyjazdu, więc ta podzięka nie jest mi należną. Nie jest też moim uczniem, Naomi-san, jeżeli więc zwracasz się do mnie, bym pozwolił mu przemówić we własnym imieniu, nie jest to potrzebne.

Stary Żuraw zachichotał lekko, mówiąc z lekkim ukontentowaniem:

- Shiba-sensei, jesteś w domu, w którym Drogę Miecza trzyma się w wysokiej estymie. Niejeden Kakita odezwie się do Ciebie jako pierwszego, ponieważ jesteś nauczycielem szermierki, na dodatek nie byle jakim. Rywalizacja między Kakita i Mirumoto może być tą bardziej znaną, ale Naomi-san może Ci potwierdzić, że szkołę Shiba wśród Kakita postrzega się bardzo... dokładnie.

Naritoki uśmiechnął się uprzejmie i krótko, skinąwszy głową, na co Hiroshi w duchu pokiwał głową i uśmiechnął się w smętnie - jego brat nawet pod wpływem nader elokwentnych rozmówców nie miał zamiaru zamienić się w tryskającą słowami fontannę. Był nieporuszony, jak zawsze. Jednak ten spokój i kontrola nas sobą sprawiała iż jego maniery i sposób bycia tym bardziej odstawały od reszty towarzystwa.

Jedna tylko troska odzywała się echem w głowie młodszego Feniksa, tonem podobnym do upomnień słyszanych dawno temu, wymawianych surowym tonem pani Isawa Etsu:
- Milczenie może sobie być złotem, równie dobrze jak obelgą.

- Dziękuję Ci Pani, za Twe słowa. - wciąż nieco zakłopotany Hiroshi uśmiechnął się z wdzięcznością decydując się włączyć do rozmowy. - Czuję jednak, że bardziej niż do mnie powinny być skierowane do Asahina Si-Xin-dono. Ja byłem jedynie jego towarzyszem, spotkanym przez uśmiech Fortun raczej niż przez jakiekolwiek moje działania. To on dowiedział się o sprawie i on, bez jednej choćby myśli o nagrodzie postanowił pomóc. - Poruszył rękami w na wpół bezradnym geście - Ja jedynie pomogłem jemu.

- Shiba-sama - odrzekła poważnie kobieta, patrząc w oczy Hiroshiemu ze schlebiającą mu powagą - zapewniam Cię, że moje słowa nijak nie umniejszą chwały pana Asahina, naszego dobroczyńcy. Natomiast to on sam rzekł, że bez Twej bezinteresownej pomocy nie ukończyłby dzieła.

Widocznym było, że kobiecie zależy, by przekonać Feniksa. Hiroshi mógł spojrzeć jej prosto w oczy, ocenić jej twarz, mimikę, ton głosu. Nie wykonała żadnego gestu, jaki zasłaniałby ją przed takim sprawdzeniem, a jaki zapewne znała - Hiroshi pamiętał, że jednymi z pierwszych nauk, jakie córki pani Etsu od niej odebrały, było właśnie jak posłużyć się ukłonem lub wachlarzem dla uniknięcia wnikliwych lub natarczywych spojrzeń, czy choćby tych niewygodnych. Naomi jednak patrzyła nań intensywnie, jej słowa brzmiały szczerze, zaś ton - poważnie. Bushi miał też wrażenie, że są jakieś dalsze słowa, które Naomi-san mogłaby wyrzec, lecz się wstrzymała, oczekując jego odpowiedzi.

Sprawy nie polepszały dwie rzeczy. Pierwszą była ta, że dotąd, na ziemiach Żurawia, młody Shiba spotkał jedną kobietę równie urodziwą jak Kakita Naomi. Była to uczennica dojo w którym pokonał Kakita Inouzukę. Ta, która nieświadomie wypowiedziała na głos haiku. Lecz uroda Kakita Naomi-san była innego rodzaju. No i teraz, z bliska, Shiba Hiroshi był zupełnie wystawiony na jej działanie. Ba, sytuacja wprost zachęcała do spojrzenia w oczy kobiety. I Feniks musiał przyznać, przyprawiało to o żywsze bicie serca bo przypominały one szafirowe niebo lub fale oceanu. Były niebieskie, a przy tym teraz wyraźnie ukazywały sympatię i przejęcie właścicielki, co przydawało im ciepła. Wreszcie, były nader blisko, wyraźnie widoczne i zupełnie unikatowe. Uroda Kakita-san nie kończyła się jednak tylko na oczach - kobieta miała jasną, niemal porcelanową cerę, bardzo regularne rysy twarzy, czarne, gęste włosy i zgrabną, smukłą sylwetkę. Teraz, kiedy młoda Kakita była bez makijażu, Hiroshi mógł dostrzec niewielką bliznę, jakby po ostrzu, ciągnącą się wzdłuż lewej linii szczęki. Później, pod zręcznym makijażem miała ona zniknąć.

Drugim utrudnieniem był dostrzeżony w pewnym momencie lekko triumfalny, nieco złośliwy i niezaprzeczalnie szeroki uśmiech Doji Yasuhiko, dyskretnie przyglądającego się scenie z boku.

- Natomiast bez Asahina Si-Xin-dono nic nie zostałoby zrobione. - młody bushi z niejakim trudem oderwał spojrzenie od oczu Naomi i przeniósł na chwilę wzrok na stojące obok drzewo w daremnej próbie walki z wypływającym na twarz rumieńcem. - Będę musiał podziękować mu za jego słowa, tak jak dziękuję Ci, Pani za tak złożone wyrazy wdzięczności - ukłonił się głęboko - Arigato.

Z nieoczekiwaną odsieczą przybył Naritoki:
- Doji-dono - zwrócił się do zaskoczonego wypowiadanym pytaniem Yasuhiko - spójrz proszę na ten zwój. Cytat, jaki na nim jest napisany, skąd on pochodzi?
- W rzeczy samej, łamię sobie nad tym już chwilę głowę - zaczął odpowiadać wyraźnie zaintrygowany tematem Żuraw, na moment wskutek tego odrywając wzrok od rozmawiających Naomi i Hiroshiego.

Teraz młodszy z bushi mógł nie przejmować się komentarzami dyplomaty - przynajmniej na tę chwilę. Bo że jakieś padną później, nie tyle przewidywał ile był pewien. Panna Kakita zaś rzekła z prostotą:

- Shiba-sama, mogę jedynie potwierdzić, że jesteś bardzo skromną osobą. Czy Asahina-sama winien podziękować Ci za słowa, jakie mówisz na jego temat? - widząc rodzące się zaprzeczenie, dodała z uśmiechem, jakiego można by się spodziewać po przyjacielu, znającym i kwitującym właśnie nasze dobre strony - Oczywiście, że nie.

Lekkim gestem ręki oddaliła sprawę, mówiąc:
- A to dlatego, że mówisz nie tylko szczerze, ale i prawdziwie, Shiba-sama. Tedy winieneś wiedzieć, że i panu Asahina nie należą się podziękowania, za słowa równie jak Twoje szczere i prawdziwe.

Dziewczyna uśmiechnęła się ujmująco do Hiroshiego, jej niebieskie oczy spojrzały nań życzliwie:
- To także Twój dzień chwały, Shiba-no-yuusha.

Yuusha. Tak w opowieściach określano ludzi mężnych, prawych, których honor był poza wszelkimi wątpliwościami. Jednostki wybitne, godne pieśni, opowieści, pamięci. Niejeden pielgrzym na drodze wojownika, jeśli dokonywał szeregu wielkich czynów, stawał się właśnie takim yuusha. Zwłaszcza, jeśli po powrocie do domu i ponownym przyjęciu swego nazwiska, nie wspominał o tych czynach. Yuusha bowiem w większości opowieści byli ludźmi skromnymi. Potrafili się chwalić, kiedy było to potrzebne, lecz zwykle... nie musieli.

Słysząc ostatnią kwestię Naomi poczuł, że przegrał właśnie ciągnącą się od jakiegoś czasu batalię z wypływającym na twarz rumieńcem. Cała ta sytuacja, oświetlony lampionami ogród i sama Naomi sprawiała, że Hiroshi miał wrażenie, nierealności, prawie jakby wszystko to było snem. Ceniony tu bardziej od Naritoki! Nazwany ‘Yuusha’! Gość honorowy, kogoś takiego jak Naomi...

Zdołał wydusić z siebie nieco zduszone - Arigato - mając nadzieję, że ukłon i czerwono-żółte światło lampionów zawieszonych w ogrodzie ukryją stan jego twarzy i podejrzewając jednak, że nie ma co liczyć na takie szczęście. Zwłaszcza, że stary dyplomata przerwawszy rozmowę z bratem i przypatrywał mu się z żywym zainteresowaniem oraz błąkającym się na ustach, nie wróżącym nic dobrego, uśmiechem.

Naomi, widząc reakcję Hiroshi i oceniając ją prawidłowo, roześmiała się cicho. Przez chwilę patrzyła na młodego bushi z sympatią, po czym wciąż tłumiąc rozbawienie przeniosła uwagę na pozostałą dwójkę. Hiroshi, po prawdzie, był jej za to wdzięczny. Dawało mu to czas na pozbieranie myśli i odzyskanie kontroli nad twarzą.

- No i nasz młody bushi otrzymał próbkę tego, czego może spodziewać się na przyjęciu. - Yasuhiko z wyraźnie teatralnym i conieco zgryźliwym zastanowieniem postukał palcem po wargach i pokiwał głową - ...zastanawiam się czy podoła wyzwaniu i udźwignie ten ciężar.

Słowa nie zostały powiedziane w złej wierze, były tylko dobrodusznym, choć zgryźliwym komentarzem, ale na Hiroshi, który w duchu zastanawiał się nad tym samym podziałały jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Rozmowa z Naomi, jej uroda, komplementy wszystko to wprowadziło w rozmowę rozluźniony ton, który sprawił że Hiroshi zapomniał o wadze kolacji, o brakach własnej etykiety i strachu przez porażką, przed popełnieniem pomyłki. Teraz, strach ten powrócił, a wraz z nim determinacja by nie zawieść.

- Dołożę ku temu wszystkich starań, Doji Yasuhiko-dono. - odparł poważnie, z lekkim ukłonem. Zbyt poważnie jak na taki komentarz. Naomi rzuciła staremu dyplomacie na wpół poirytowane, na wpół pytające spojrzenie. Następnie zmieniła temat:

- Panowie, jeśli mogę, pragnęłabym poprowadzić Was do domu nieco odmienną niż ta tutaj - wskazała oświetloną lampionami wyłożoną kamieniami dróżkę do kolejnej bramy, gęsto przystrojonej kwieciem, ewidentnie - dla Hiroshiego - wzniesionej w czasie, jaki upłynął od jego ostatniej wizyty. Przy bramie stało dwu bushi w strojach o jesiennych barwach, z wyraźnie widocznymi monami Klanu Żurawia, z których jeden już postąpił dwa kroki w ich stronę, jednak powstrzymał się i zawrócił, widząc, iż rozmawiają. Lub może - z kim rozmawiają.

- Moja matka dziś rano wyraziła pragnienie, by panowie mogli obejrzeć ogrody przed wszystkimi innymi gośćmi. Ponieważ szlachetny Asahina-sama przybędzie dopiero za pewien czas, mam nadzieję, że wtedy pan, Shiba Hiroshi-sama, będzie tak miły, by towarzyszyć mu w spacerze po ogrodzie, jeśli oczywiście nie będzie pan zajęty - Naomi uśmiechnęła się serdecznie do najmłodszego z mężczyzn.

Doji lekkim gestem srebrno-czarnego wachlarza z jakąś sentencją scedował odpowiedź na Feniksy. Naritoki rzekł cicho: - Hiroshi?

- Oczywiście Pani, będzie to dla mnie przywilejem i przyjemnością.

* * *

Szli już dalej, świeżo posypanymi żwirem i płatkami kwiatów ścieżkami kiedy Yasuhiko cicho odezwał się do młodszego z Feniksów:

- Pozwolono Wam zostawić broń. Nie zdziwiłbym się, jeśliby poproszono o pokazową walkę.

Hiroshi skinął głową wdzięczny za ostrzeżenie. Nie było wiele do powiedzenia. Oczywiście chciałby uniknąć takiego pokazu, o czym zarówno Naritoki, jak i zapewne Yasuhiko wiedzieli. Rzucił spojrzenie na brata. Jak zwykle nieprzenikniony wyraz jego twarzy pozostawiał sytuację w rękach młodszego bushi. Hirosh raz jeszcze skinął głową w potwierdzeniu, bardziej do siebie niż towarzyszy. Zajmie się tym kiedy, jeśli, przyjdzie na to pora.



* junihitoe - to szata kobieca składająca się z dwunastu sztuk ubrania, samo słowo znaczy właśnie “dwunasto-warstwowa szata”.
 
Wellin jest offline