Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2011, 21:47   #10
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Tak, to z pewnością jest Ci po drodze. To zaledwie dwa dni - szybko i z przekonaniem powiedział Heinrich von Blomberg. Pozostałych dwóch mężczyzn tylko pokiwało głowami, uśmiechając się pod nosem. - Co do dyliżansu, to jedzie on do Talabheim, a to zgoła przeciwny kierunek.
- Gdzieżbyśmy podejrzewali, drogi Khadlinie, że tylko złoto Ci w głowie. Ale, żeby zaspokoić Twoją ciekawość, to my tu sami na drogę oferujemy Ci pięć złotych karli, a baron von Wallenstein z pewnością bardziej szczodry będzie. Pismo napiszę, żebyś żadnych problemów po drodze nie miał - kontynuował von Blomberg. Wyciągnął mieszek i położył go na stole, przed krasnoludem. Monety głucho zadźwięczały w zetknięciu z blatem. - To jak będzie?

Khadlin przez chwilę udawał, że się zastanawia. Ale i tak podjął decyzję. W jego przypadku, każden kierunek był dobry, zwłaszcza, że przy okazji można było zarobić trochę złota. W końcu pokiwał głową na zgodę. Mężczyźni, wyraźnie zadowoleni, po kolei uścisnęli mu prawicę.
- Doskonale - Hochberg dał znak karczmarzowi aby podał więcej piwa. Rozlał do kufli i wzniósł toast. - Na Ulryka! Twoje zdrowie, Khadlinie! Jutro z rana wyruszysz. List dostaniesz, jak von Blomberg go napisze. Wypijmy!

Nastał ranek. Krasnolud wyspany i wypoczęty, zjadł śniadanie, zapijając je potężnym garncem piwa. Od Hochberga, wraz z życzeniami powodzenia i wytycznymi co do drogi, dostał pismo, opatrzone odciśniętą w laku pieczęcią. Mógł ruszać w trasę.

Mglisty i wilgotny ranek, przeszedł z ponury, chłodny dzień. Khazad szybkim krokiem, mocno ściskając w jednym ręku topór, a w drugim tarczę, maszerował przez las. Nikogo nie widział, ani nie słyszał, jednak czuł, że coś kryje się w mgle, zalegającej między pniami. Było cicho, co jakiś czas gdzieś w gęstwinie zakrzyczał ptak lub zaskrzypiało drzewo. Na każdy taki odgłos Khadlin reagował odruchowo, kuląc się i zasłaniając tarczą. Jednak nic się nie działo. Aż do popołudnia...

Tym razem usłyszał kroki. Szybkie, gwałtowne kroki kogoś przedzierającego się przez poszycie. Natychmiast zatrzymał się i czekał. Po chwili zobaczył mężczyznę, który wybiegł spomiędzy krzaków. Jego ubranie było w strzępach. Zmierzwione włosy sklejała krew. Na twarzy malowało się przerażenie. Gdy zobaczył krasnoluda, zatrzymał się i niepewnie rozglądnął na boki.
- Pomóż mi - jęknął, błagalnie patrząc na Khadlina. - Oni... Oni zabili mi syna... Na polance... O tam! Całkiem niedaleko. Błagam...

Po tych słowach, ranny zachwiał się i upadł na ziemię. Krasnolud przez chwilę stał i zastanawiał się co robić. Co za niebezpieczeństwo czaiło się między drzewami? Kogo mógł napotkać, pomagając temu człowiekowi?
 
xeper jest offline