Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2011, 04:02   #49
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Trollshaws, Kwiecień 251 roku




Przybijając łodzią na wschodni brzeg rzeki Endymion i Andaras dziarsko wspięli się na skarpę, by podjąć trop na skałkach, który ragner wypatrzył poprzedniego dnia. Kh’aadz podążył za nimi bez większego entuzjazmu, choć pewnie równie ciekawy co mogą tam znaleźć.

Przy chacie Umbarth z synem odprowadzali ich zaciekawionym wzrokiem marszczac nosy przed rażącym słońcem.

- Czemu psów nie wzięli tatku? Musi idą tropić do lasu?

Ojciec wzruszył tylko ramionami.

- To nie obszczywęgły to pewno wiedzą co robią. Ty lepiej czep się roboty pożytecznej, a nie mędrkujesz po próżnicy od rana! – zganił syna lecz na jego twarzy malowało się takie samo zatroskanie.

Endymion podjął przeszukiwanie okolicy. Śnieg na skarpie częściowo stopniał w wesołym słońcu, lecz świeże zarysowania pozostały takie same. Minęła dobra godzina wracania się i kluczenia po skałkach zanim oświadczył towaryszom, że są na dobrej drodze. Uszli wtedy raptem kilkaset stóp, niemniej wprost w stronę Trollshaws.




W lesie było juz troche łatwiej wypatrywać znaków, bo zacienione obszary skalistych pagórków i płaskich głazów poukładanych jeden na drugim niczym czyjąś ręką, wznoszących się, to opadających z nierównościami terenu, wciąż były przykryte gdzieniegdzie śniegiem. Światło słoneczne wpadało do mrocznego, nago-iglastego boru tylko dzięki szkieletom powykręcanych drzew ogołoconych z liści. Z kolei połacie Trollshaws, gęsto porośnięte świerkami skutecznie w tych obszarach zatrzymywały blask dnia, trzymając go jak na smyczy przy koronach rozłożysto, szpiczastych, olbrzymich choinek. Wnętrze lasu tonęło we mgle. Ranger w końcu nie miał wątpliwości, kiedy oznajmił elfowi i krasnoludowi, że idą śladami co najmniej dwóch wilków. Gigantycznych co więcej, wnioskując po wielkości i głębokości odciśniętych łap, nie wykluczając możliwości przypuszczenia, że mogły być rzeczywiście dosiadane przez orków. Trop nie był świerzy. Wilki przeszły na oko Endymiona dwa dni wcześniej tak w stronę do, jak i od rzeki. Mimo pewności i wyraźniejszych odcisków na śniegu, który nawet Kh’aadz widział bez większego problemu, nie obyło sie bez kluczenia po lesie, zwłaszcza, gdy wilki wchodziły na skały, przecinały strumyki, czy wpinały się na powalonych olbrzymich pniach wiekowych buków, średnicy których wszyscy trzej nie byliby w stanie objąć wspólnymi siłami.

Kh’aadz wyraźnie zaczynał się nudzić krajobrazem lasu. Przegryzał suszony boczek jaki dostał na wyprawkę od Umbarthowej spode łba mierząc otoczenie. Trzon nadziaka ściskał mocno zadzierając głowę ku rozłożystym konarom gigantycznych drzew.

Endymion nabierając wprawy widać wiedział czego szukać, bo wytrwale parł do przodu oglądając się za popołudniowym słońcem z nietęgą miną. Jako jedyny dokładnie wiedział gdzie się znajduje i gdyby chciał zostawić w środku lasu na noc krasnoluda z elfem nie mieliby tamci szans na łatwy powrót na farmę, inny jak cofanie sie po własnych śladach przy sprzyjających okolicznościach przyrody. Mała zawierucha lub gęsty opad śniegu mógłby szybko pokrzyżowaćim plany, tak się na kluczyli za przewodnictwem Strażnika w labiryncie skał i podobnie wyglądających na pierwszy rzut oka posępnej plątaniny drzew.

Andaras zaś, choć zwinnie stąpał po Trolshaws niczym młody jelonek w głębi ducha wiedział, że każdy wychowany wśród swoich elf obserwujący go z boku nie mógłby wyjść ze zdumienia, że ktoś mógłby się bawić w elfiego przebierańca w lesie. Andaras zdecydowanie bardziej improwizował jak czuł komunię z łonem leśnej natury, w głębi ducha marząc o otwartych piaszczystych przestrzeniach i wąskich uliczkach wysoko zabudowanych miast. Wychowanie, nawyki i przyzwyczajenia brały górę nad dziedzictwem starej rasy po jednym z rodziców. Zwłaszcza w tym mało przytulnym lesie nie czuł się swojo. Co prawda zwracał uwagę na skąpą, dopiero budzącą się do życia po zimie, o ile w tym miejscu to było możliwe, roślinność poszycia, ale raczej ze względów zainteresowania przydatnością ziół, grzybów i korzeni do własnych celów. Tych leczniczą i tych zgoła przeciwnych zarazem. Mało tego, aż wstyd było mu się do tego głosno przyznać lecz bukowy las zalatywał mu nieznacznie, bliżej nieokreślonym smrodem, którego nie mógł za bardzo przypisać do niczego w swojej pamięci.

Endymion zatrzymał się wpatrzony w wysokie rumowisko skał i oznajmił towarzyszom, że noc się zbliża i zamiast spędzać noc z wilkami zamierza wracać na farmę, by podjąć trop od tego miejsca o poranku.

Andaras nie chciał tym słyszeć.

- Endymionie - odpowiedział elf. - Jeśli mamy ich znaleźć nie możemy rezygnować z tak błahych powodów jak zapadnięcie nocy. Ja idę dalej a i ty jako obrońca królestwa powinieneś.

I to powiedziawszy, na potwierdzenie wypowiedzianych słów, ku rozgoryczeniu Kh’aadza, ruszył ochoczo przed siebie nie oglądając się za siebie. Krasnolud ciskając w elfa spojrzeniami, niczym dzbankiem grzańca w łeb Turga, poczłapał za nim marudząc.

- Najpierw cała noc odmrażania dupska pod jakąś cholerną zaspą, a teraz nocne spacery po lesie. Po prostu pięknie... Mam nadzieję, że wzięliście swoje żarcie, bo ja moim nie mam zamiaru się dzielić.

Endymion stal chwilę obserwując jak elf z Khazadem prą do przodu i kręcąc na boki głową, westchnął i ruszył za nimi. Niechybnie przyjdzie im nocować w lesie, lecz z Rangerem przynajmniej na właściwym tropie. W najlepszym przypadku mogli towarzysze zbłądzić, w najgorszym paść ofiarą watahy wilków, bo choć dwa nie robią stada, lecz nikt nie powiedział, że nie ma ich więcej w okolicy. Kwestia orków również dawała do myślenia. W tym momencie przynajmniej połowa rewelacji Umbartha okazała się prawdą.

Słysząc chrzęszczący pod nogami rangera śnieg, elf odwrócił się z kryjącym się w kącikach warg uśmiechem w stronę towarzyszy, gdy nagle idąc za nim Kh’aadz wypuścił z wrażenia kawałek boczku z półotwartej gęby. Sensacja jaką odczuł przy tym zagrała na wszystkich nerwach krasnoluda zmuszając go do przykucnięcia z nadziakiem gotowym do ataku lub obrony. Tylk przed czym? Przed równie zdziwionym elfem, który wcale jakoś nie wyglądał na strojącego sobie magiczne żarty kosztem krasnoluda?


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wt-NF_Cyafk[/MEDIA]


Spod płaszcza Andarasa wydobywał się bladoniebieski emanujący blask. Zimny lecz zyskujący z każdą chwilą na intensywności. Półelf odruchowo odkrył połę zaalarmowany nieoczekiwanym zjawiskiem. Błękitnawe, migotliwe światło biło od kawałka połamanego ostrza, które przytoczył sobie tamten do pasa. Na dodatek niosący fragment oręża Andaras poczuł nieznaną, śmierdzącą woń towarzyszącą zjawisku, która również wzmagała się na intensywności.

Endymion, który został nieco w tyle miał całkiem dobre pole widzenia i zaciekawiony przyspieszył biegnąć w stronę Kh’aadza i elfa I chyba jako pierwszy dostrzegł to czego tamci jeszcze nie widzieli.

Moment później, z osłupienia wyrwał ich ryk jaki rozdarł ciszę lasu. Zza głazu w połowie rumowiska u którego stóp zatrzymała się grupka tropicieli, z dzikim wrzaskiem szarżowała wprost na ich głowy, dziwaczna postać z prostym mieczem o zakrzywionym końcu, dosiadająca wielkiego wilka. Sekundę później wyskoczył drugi takiż sam jeździec i nim bliżej zdołali, zaskoczeni tym niespodziewanym widokiem ataku, przyjrzeć się im mało wyszukanej, prostej zbroi i goblinowatym twarzom, rodem z rycin i jaskiniowych obrazków, gdy kłapiący wściekle szczękami, najeżonych gęsto długich, żółtych kłów, wilczy pysk znalazł się po przejściu do lotu po sprężystym skoku, niebezpiecznie blisko Andarasowego gardła. Po tym jak z impetem przednimi łapami lądując na plecach tamtego przewrócił go twarzą w śnieg. Drugi worg wylądował zwinnie tuż za leżącą pod ciężarem towarzysza ofiarą i z miejsca złożywszy się do oddania susa, z uzbrojonym we włócznię, wykrzywionym w nienawistnym grymasie orkiem na grzbiecie, leciał w stronę Kh'aadza.







 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-03-2011 o 04:27. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline